Do Stanisława Augusta Króla Polskiego W. Książęcia Lit. (W dzień doroczny urodzenia)
←Do Ignacego Witosławskiego, Oboźnego Polnego Koronnego | Do Stanisława Augusta Króla Polskiego W. Książęcia Lit. (W dzień doroczny urodzenia) Wybór poezyj Liryków księga trzecia Adam Naruszewicz |
Adieu kochanym Jezuitom→ |
(W dzień doroczny urodzenia).
.... Non si male nunc, et olim
Sic erit ... Horatius.
Pełen nadziei, że się złe przesili,
A los żelazne połamawszy młoty,
Da kiedy Polsce słodkiéj użyć chwili,
I pociech łańcuch ukuje nam złoty;
Choć się rok każdy w nowe biedy mnożył,
Zawsze-m ci, królu, lepsze lata wróżył.
Nie widać dotąd skutków mego Boga,
Co mi z Parnasu te szeptał nadzieje:
Po jednéj druga następuje trwoga;
Każdy się z rymów, czytając je, śmieje,
I mówiąc, wróżkom pochlebnym nie wierzy:
Panów a wieszczków najwięcéj szalbierzy.
Jużem chciał przestać daléj być prorokiem,
Widząc, że próżne łudzą mię otuchy,
Lecz mi Apollo jeszcze raz pod bokiem
Siędzie, a dawne poruszywszy duchy,
Ofuknie, gniewem pałając: także to
I rym i wiarę chcesz rzucać, poeto?
Śmiertelni ludzie! próżno waszych chuci
Mierzycie wieczne wyroki prawidłem!
Nieufni Bogu, że was nudną smuci
Dolą, spętanym czas uchodząc skrzydłem,
Mniemacie, że ten nieszczęśliwy, komu
Długo nie błysnął jasny promyk w domu.
Czyż na to dzielne on utwarza dusze
I w twardych losów osadza obrębie,
By tylko wiały im Fawoniusze,
A z Cypru róże znosiły gołębie?
Och! jednymby się nie różnili calem
Z miękkim waleczny Tyt Sardanapalem!
Płodna w rozliczne fortuna igrzyska,
Nie wchodzi z lada duszą w szranek ścisły;
Mężów rozprawne chce na bojowiska,
Gardząc, bądź ślepa, słabemi umysły;
Więc choć jéj przyjdzie broń z ręku uronić,
Lubi, przegrawszy, cnocie się pokłonić.
Tegoż ja wielkim nazwę bohaterem,
Co w czasie cichéj usiadszy pogody
I drzemiąc, gnuśnym mógł kierować sterem?
On spał, a same łódkę niosły wody.
Czas jego rządy tak drogo ocenił,
Że dał żyć póty, póki się nie zmienił.
Twardsza nad wszystkie cierpliwość oręże,
Kiedy ją rozum swym hartem ustali,
Tysiączne z czasem przebije pawęże.
Niechaj się duma nie wiem jako chwali;
Musi nit puścić. A od czegoż pani
Wszystkiego zmienność, co leczy i rani?
I ta moc bystra Wisły piasko-mętnéj,
Co płowym nurtem wilgie iły porze,
Tysiąc rzek zjadła w podróży zakrętnéj,
Przecież jéj przyjdzie wpaść w silniejsze morze.
A jak się znurzy, pozna, tonąc w głębi,
Że jest mocniejszy, co i mocnych gnębi.
Waży na szali, jako piaski liche,
Niepoliczone pan wieków narody,
A za nieszczerość, zawiści i pychę,
Zdejmuje z jednéj, co był dodał wprzódy,
I znowu potym, gdy się pora poda,
Pełną wysypie, a do próżnéj doda.
Locz[1] czasy jego otchłań nieprzebyta
Przed znikomemi oczyma ukrywa.
Sroży się człowiek, ciśnie, gwałci, chwyta,
A kara za nim wlecze się leniwa,
Niosąc dłoń krzepką na łupu wydarcie,
A gąbkę na to, co pisał, zatarcie.
Wolę z niewinnym chwilę cierpieć wielce
I choć w nieszczęściu mieć ręce omyte,
Czekając, aże tłukąc po kropelce,
Łzy me przekują nieba z miedzi lite.
Każdy mi powie, żem zdrowiem przypłacił,
Alem szczęśliwy, bom cnoty nie stracił.
Szczęśliwsze twoje niewolne kajdany,
Ofiaro dumy niejeden, cny królu,
Nad złote owe, co je wlókł rydwany
Wjarzmiony świata krąg do Kapitolu.
Próżność dziś na te widoki wykrzyka,
A mądrość oczu z ludzkością umyka.
To mi Apollo szeptał, a ja za niem
Jeszcze ci, królu, wróżyć mogę śmiele:
Że wżdy u portu szczęśliwego staniem,
Przebywszy srogie trosk naszych topiele.
Skąd ci ta ufność, jeśli pytasz, panie?
Bóg, czas, cierpliwość i twoje staranie.
1774, IX, 49—55.