Prostaczek/VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Prostaczek |
Pochodzenie | Powiastki filozoficzne / Tom drugi |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia »Czasu« w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pogrążony w ciężkiej melancholii, Prostaczek puścił się nad morze, z dubeltówką na ramieniu, z kordelasem u boku, mierząc, od czasu do czasu, z fuzyi do jakiegoś ptaka, a często mając pokusę wymierzyć do siebie; ale kochał jeszcze życie dzięki myśli o pięknej Saint-Yves. To przeklinał stryja, ciotkę, całą Dolnobretanię i swój chrzest; to znów błogosławił to wszystko, ponieważ dzięki temu poznał swą ubóstwianą. To zrywał się aby podpalić klasztor, to zatrzymywał się w miejscu, rażony myślą iż spaliłby swą bogdankę. Wschodnie i zachodnie wichry nie tak gwałtownie miotają falami La Manche, jak te sprzeczne myśli poruszały jego serce.
Szedł wielkimi krokami, nie wiedząc dokąd, kiedy usłyszał odgłos bębna. Ujrzał zdala ciżbę ludzi, z której połowa biegła ku wybrzeżu, druga zaś uciekała.
Tysiączne krzyki rozlegały się ze wszystkich stron; ciekawość i junactwo pognały Prostaczka ku miejscu skąd pochodził hałas; znalazł się tam w paru susach. Komendant milicyi, który wieczerzał z nim u przeora, poznał go natychmiast: podbiegł z otwartemi ramionami. „Ha! to Prostaczek! będzie walczył za nas!“ Nato, milicyanci, wpół-żywi ze strachu, skrzepili się na duchu i zaczęli również krzyczeć: „To Prostaczek! to Prostaczek!“
— Panowie, rzekł, o co chodzi? Czemuż jesteście tak wzburzeni? czy wam zamknięto kochanki w klasztorze?“ Setka bezładnych głosów wykrzyknęła: „Nie widzisz, że Anglicy lądują? — Więc cóż? odparł Huron: to godni ludzie; oni nie porwali mi kochanki.“
Komendant wytłómaczył mu, że Anglicy przybyli aby złupić opactwo w Górze, wypić wino jego stryja, a może i porwać pannę de Saint-Yves; że statek, na którym Prostaczek zawinął do Bretanii, przybył jedynie poto aby się rozpatrzyć w wybrzeżach; że Anglicy podejmują nieprzyjacielskie kroki nie wypowiedziawszy wojny królowi Francyi i że kraj jest w niebezpieczeństwie. „Och! jeżeli tak, w takim razie gwałcą prawo naturalne. Puśćcie mnie tylko; mieszkałem długo wśród nich, znam ich język, pogadam z nimi: nie sądzę aby mieli tak bezecny zamiar“.
Podczas tej rozmowy, flota angielska zbliżyła się: Huron pędzi naprzeciw, skacze w czółno, przybija, wdrapuje się na statek admirała, i pyta czy to prawda iż przybywają łupić kraj, nie wypowiedziawszy wprzód uczciwie wojny. Admirał i załoga aż zanieśli się od śmiechu; potraktowali go ponczem i odprawili z kwitkiem.
Prostaczek, dotknięty tem obejściem, myślał już tylko o tem aby się bić przeciw dawnym przyjaciołom za swoich rodaków i za X. przeora. Okoliczna szlachta zbiegała się ze wszystkich stron; przyłączył się do niej. Było tam parę armatek: nabija, mierzy, i daje z nich ognia po kolei. Anglicy wysiadają na ląd: biegnie ku nim, zabija własną ręką trzech, rani nawet admirała który pozwolił sobie zeń zadrwić. Dzielność jego podnieca odwagę całej milicyi; Anglicy uciekają na statki, a całe wybrzeże rozbrzmiewa od krzyków: „Zwycięstwo! Niech żyje król! Niech żyje Prostaczek![1] Wszystko ciśnie się ku niemu, każdy chce zatamować krew z jego ran. „Ach, myślał Prostaczek, gdyby panna de Saint-Yves była tutaj, przyłożyłaby mi kompres“.
Delegat, który, w czasie walki, schował się do piwnicy, przyszedł, wraz z innymi, winszować Prostaczkowi. Ale jakże się zdziwił, kiedy usłyszał jak nasz Herkules oświadczył kilkunastu młodym chwatom, którzy go otaczali: „Moi przyjaciele, to jeszcze nic ocalić opactwo; trzeba oswobodzić pannę“. W mig słowa te rozpłomieniły wrzącą młodzież. Cisną się za nim tłumnie, pędzą na klasztor. Gdyby delegat nie uprzedził corychlej komendanta, gdyby się nie puszczono w tropy tej ochoczej gromadki, byłoby po niewczasie. Odprowadzono Prostaczka do stryjostwa, którzy powitali go łzami rozczulenia.
„Widzę już, że nie będzie nigdy poddjakonem ani przeorem, rzekł stryj; będziesz oficerem jeszcze dzielniejszym od brata mego, kapitana, i prawdopodobnie takim samym golcem“. A panna de Kerkabon ściskała go wciąż, powtarzając z płaczem: „Zabiją go tak jak ojca; lepiej mu było zostać poddjakonem“.
Wśród walki, Prostaczek podniósł z ziemi ciężką sakiewkę z gwineami, prawdopodobnie własność admirała. Nie wątpił, iż, dzięki jej zawartości, będzie mógł zakupić całą Dolnobretanię, i zrobić z panny de Saint-Yves wielką damę. Wszyscy namawiali go, aby się wybrał do Wersalu, iżby tam otrzymał nagrodę swych usług. Komendant i inni oficerowie wystawili mu najpochlebniejsze świadectwa. Stryjostwo przychwalili mu tę podróż. Z wszelką pewnością będzie przedstawiony królowi: już to samo zapewniłoby mu nielada stanowisko w okolicy. Poczciwcy pomnożyli angielską sakiewkę wcale okrągłą sumką z własnych oszczędności. Prostaczek myślał w duchu: „Kiedy zobaczę króla, poproszę go aby mi dał pannę de Saint-Yves za żonę; z pewnością mi nie odmówi“. Pojechał tedy przeprowadzony okrzykami całego kantonu, wpółuduszony w uściskach, skąpany łzami ciotki, pobłogosławiony przez wuja, zalecając się w duchu pięknej pannie Saint-Yves.