Prostaczek/VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Prostaczek |
Pochodzenie | Powiastki filozoficzne / Tom drugi |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia »Czasu« w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Ledwie przybywszy, natychmiast Prostaczek spytał starej służącej gdzie znajduje się pokój ukochanej, pchnął silnie wątłe drzwi i rzucił się ku łóżku. Panna de Saint-Yves, nagle zbudzona ze snu, krzyknęła: „Jakto, to ty! Och! och! to ty! Co pan robi?“ Odpowiedział: „Zaślubiam cię“. I, w istocie, byłby ją zaślubił, gdyby się nie broniła z całą energią dobrze wychowanej osoby.
Prostaczek nie lubił aby zeń żartowano, wszystko to wydało mu się bardzo nie na miejscu. „Inaczej poczynała sobie ze mną panna Abakaba, moja pierwsza kochanka. Jesteś nieuczciwa; przyrzekłaś mnie zaślubić, a teraz nie chcesz: to jest pogwałcenie najprostszych zasad honoru; nauczę cię dotrzymywać słowa i sprowadzę cię na drogę cnoty“.
Prostaczek posiadał męską i nieugiętą cnotę, godną swego patrona Herkulesa, którego imieniem go ochrzczono; miał ją rozwinąć w całej okazałości, kiedy, na rozdzierające krzyki panny, bardziej umiarkowanej w cnocie, przybiegł roztropny proboszcz wraz ze swą gospodynią, starym służącym bigotem oraz księdzem wikarym. Widok ten powściągnął zapał napastnika. „Trójco przenajświętsza! wykrzyknął proboszcz, co ty tu robisz, sąsiedzie? — Moją powinność, odparł młody człowiek; dopełniam przyrzeczenia, które jest święte.
Panna de Saint-Yves, rumieniąc się, poprawiła odzież. Odciągnięto Prostaczka do dalszych pokoi. Proboszcz przedstawił mu okropność tego postępowania. Prostaczek powoływał się na przywileje naturalnego prawa, które znał doskonale. Proboszcz silił się dowieść, iż wszelkie pierwszeństwo należy się prawu pisanemu, i że, gdyby nie układy zawarte między ludźmi, prawo natury byłoby, zawsze niemal, naturalnym rozbojem. „Trzeba, mówił, rejenta, księży, świadków, kontraktu, dyspensy“. Prostaczek odpowiadał mu argumentem, który zawsze wytaczają dzicy: „Muszą z was być tedy bardzo nieuczciwi ludzie, skoro potrzebujecie między sobą tylu ostrożności!“
Proboszcz nie bardzo wiedział co odpowiedzieć. „Zapewne, rzekł, zdarza się wśród nas sporo zmienników i oszustów; i tyleżby się ich znalazło i pośród Huronów, gdyby żyli w wielkiem mieście; ale też istnieją dusze roztropne, uczciwe, światłe, i tacy właśnie ludzie utworzyli prawa; im kto jest poczciwszy, tem bardziej winien się im poddać: daje przykład niegodziwcom, każąc im szanować hamulec, który cnota nałożyła sama sobie“.
Ta odpowiedź uderzyła Prostaczka. Wspomnieliśmy już, że miał umysł roztropny, ułagodzono go pochlebnemi słowy; dano mu nadzieje (dwie pułapki w które się chwyta ludzi na obu półkulach) i pokazano mu nawet pannę de Saint-Yves, skoro ukończyła tualetę. Wszystko odbyło się bardzo przyzwoicie; ale, mimo tej obyczajności, błyszczące oczy Prostaczka-Herkulesa kazały wciąż spuszczać powieki jego bogdance i przyprawiały całe towarzystwo o drżenie.
Z niezmierną trudnością przyszło go wyprawić do stryjostwa. Trzeba się było znowu uciec do wpływu pięknej panny: im bardziej czuła swą władzę, tem bardziej go kochała. Wyprawiła go, z wielkiem swojem strapieniem. Skoro się wreszcie oddalił, proboszcz, który był nietylko znacznie starszym bratem panny de Saint-Yves ale i jej opiekunem, postanowił ubezpieczyć swą pupilkę od zapałów tego groźnego zalotnika. Poradził się delegata, który, wciąż mając widoki na pannę dla swego synala, poradził zamknąć biedną dziewczynę w klasztorze. Był to straszliwy cios: nawet osoba obojętna, osadzona w klasztorze, krzyczałaby wniebogłosy; cóż dopiero kochanka, i to kochanka równie cnotliwa jak czuła! toteż szalała z rozpaczy.
Wróciwszy do przeora, Prostaczek opowiedział wszystko ze zwykłą naiwnością. Uraczono go temi samemi perswazyami, które wywarły pewien wpływ na jego umysł a żadnego na jego zmysły; ale, nazajutrz, kiedy chciał pospieszyć do pięknej bogdanki aby z nią dysputować o prawie naturalnem i prawie zwyczajowem, delegat oznajmił mu, ze złośliwą radością, że panna jest w klasztorze. „Więc dobrze, odparł, pójdę rozmówić się z nią w klasztorze — To niemożliwe“, odparł delegat; wytłómaczył mu bardzo obszernie, co znaczy klasztor czyli konwent; ze to słowo pochodzi z łacińskiego conventus, co znaczy zgromadzenie. Huron nie mógł zrozumieć, czemuby go nie miano dopuścić do zgromadzenia. Skoro go pouczono, że owo zgromadzenie to rodzaj więzienia w którem trzyma się dziewczęta pod kluczem — rzecz iście straszliwa, nieznana u Huronów i w Anglii — wpadł w taką wściekłość, w jaką popadł patron jego Herkules, kiedy Euryt[1], król Echalii, niemniej okrutny od X. de Saint-Yves, odmówił mu swej córki Joli, niemniej pięknej od siostry proboszcza. Chciał biedz aby podłożyć ogień pod klasztor, porwać kochankę, albo też spłonąć wraz z nią. Panna de Kerkabon, przestraszona, coraz więcej traciła nadzieję oglądania bratanka poddyakonem, i mówiła z płaczem iż djabeł wstąpił weń od czasu gdy go ochrzczono.
- ↑ Euzyt, król Echalji, słynny strzelec z łuku, przyrzekł córkę temu, kto go przewyższy w tem ćwiczeniu. Zwyciężony przez Herkulesa, nie chciał dotrzymać słowa i zginął z jego ręki.