Prostaczek/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Prostaczek |
Pochodzenie | Powiastki filozoficzne / Tom drugi |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia »Czasu« w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Trzeba powiedzieć, iż, od czasu tego chrztu i tego obiadu, panna de Saint-Yves gorąco pragnęła aby X. biskup przypuścił ją jeszcze do uczestnictwa w jakim sakramencie z p. Herkulesem Prostaczkiem. Jednakże, jako dobrze wychowana i skromna osoba, nie śmiała otwarcie wyznać sama przed sobą swoich tkliwych uczuć; jeżeli wyrwało się jej spojrzenie, słowo, gest, myśli, spowijała to wszystko zasłoną wstydu nieskończenie uroczą: była wraz czuła, żywa i pełna cnoty.
Skoro tylko X. biskup odjechał, Prostaczek i panna de Saint-Yves spotkali się, bez świadomości że się szukają. Prostaczek oświadczył jej z miejsca że kocha ją z całego serca, i że piękna Abakaba, za którą szalał w ojczyźnie, nie umyła się do niej. Panienka odparła, ze zwykłą skromnością, że trzeba mu corychlej pomówić o tem z X. przeorem, swoim stryjem oraz z ciotką; ona, ze swej strony, napisze o tem słówko dobremu bratu, X. de Saint-Yves, i ma nadzieję uzyskać powszechne zezwolenie.
Prostaczek odparł, że nie trzeba mu niczyjego zezwolenia; że mu się zdaje bardzo śmiesznem pytać się innych o to co się ma robić; i że, kiedy dwie strony się porozumiały, nic im po pośrednictwie kogoś trzeciego.
„Nie radzę się nikogo, rzekł, kiedy mam ochotę jeść śniadanie, polować albo spać. Wiem dobrze, że, w miłości, niezgorsza to rzecz zgoda osoby którą się kocha; ale, ponieważ nie kocham się ani w stryju, ani w ciotce, nie o nich chodzi w tej całej sprawie. Ty także, wierzaj mi pani, chciej się obejść bez X. de Saint-Yves.
Można się domyśleć, że piękna Bretonka rozwinęła całą subtelność swego umysłu na to aby sprowadzić Hurona ku względom przystojności; pogniewała się nawet, ale rychło dała się ułagodzić. Słowem, niewiadomo jakby się skończyła ta rozmowa, gdyby, o zmierzchu, proboszcz nie zabrał siostry na plebanię. Prostaczek pożyczył dobrej nocy stryjowi i ciotce, którzy byli nieco zmęczeni ceremonią i długim obiadem. Sam siedział do późna nad układaniem hurońskich wierszy na cześć ukochanej; trzeba bowiem wiedzieć, że niema krainy, gdzieby miłość nie czyniła kochanka poetą.
Nazajutrz, po śniadaniu, stryj przemówił doń w te słowa, w obecności panny de Kerkabon, która słuchała z rozczuleniem. „Niebu niech będzie chwała, mój bratanku, za to że masz zaszczyt być chrześcijaninem i Bretonem! Ale to nie wystarcza; ja jestem trochę w wieku; brat zostawił mi jeno mały skrawek ziemi przynoszący bardzo niewiele… Mam dobre opactwo; jeżeli zechcesz, na początek, przyjąć święcenia djakona, jak na to liczę, przekażę ci swoje opactwo i będziesz sobie żył bardzo dostatnio, stawszy się wprzódy pociechą mej starości“.
Prostaczek odparł: „Mój stryju, niech Bóg ci da wszystko najlepsze i żyj najdłużej jak zdołasz. Nie wiem co to znaczą święcenia ani przekazać opactwo; ale na wszystko się godzę, bylebym miał dla siebie pannę de Saint-Yves. — Boże miłosierny, bratanku, co ty mi powiadasz? Czyżbyś rozkochał się w tej panience? — Tak, stryju. — Niestety, mój bratanku, niepodobna abyś ją zaślubił. — Bardzo podobna, stryju; nietylko bowiem ścisnęła mnie za rękę przy rozstaniu, ale przyrzekła że poprosi o moją rękę: żenię się z nią, rzecz postanowiona. — To niemożliwe, powiadam ci: jest twoją chrzestną matką; to straszliwy grzech aby chrzestna matka ściskała za rękę chrześniaka; nie wolno jest zaślubić swojej chrzestnej matki, prawa boskie i ludzkie sprzeciwiają się temu. — Do paralusza, stryju, ty kpisz sobie ze mnie: czemu miałoby być zabronione zaślubić chrzestną matkę, kiedy jest młoda i ładna? W książce, którą mi dałeś, nie widziałem nigdzie, aby to było co złego ożenić się z panną która pomogła komuś do chrztu. Widzę z każdym dniem, że robi się tu mnóstwo rzeczy, których niema w twojej książce, a nie robi się zgoła tego co ona zaleca: wyznaję że mnie to dziwi i gniewa. Jeżeli mi zechcecie wydrzeć, pod pozorem chrztu, pannę Saint-Yves, uprzedzam że ją porwę i że się odechrzczę“.
Przeor osłupiał, ciotka rozpłakała się. „Drogi bracie, rzekła, nie dajmyż aby nasz bratanek miał być potępiony; Ojciec św. może mu udzielić dyspensy i wówczas będzie mógł po chrześcijańsku zażywać szczęścia z przedmiotem swego ukochania“. Prostaczek uściskał ciotkę. „Któż jest, spytał, ów zacny człowiek, który tak poczciwie wspomaga dziewczęta i chłopców w ich amorach? muszę z nim zaraz pogadać“.
Wytłómaczono mu, co to jest papież; Prostaczek był jeszcze bardziej zdziwiony niż wprzódy. „Ani słowa o tem niema w twojej książce, drogi stryju. Sporo podróżowałem; znam morze. Jesteśmy oto na wybrzeżu Oceanu; i ja miałbym opuścić pannę de Saint-Yves, aby prosić o pozwolenie kochania jej jakiegoś pana, który mieszka nad morzem śródziemnem, o czterysta mil stąd, i którego języka nie rozumiem! To, doprawdy, zanadto pocieszne. Idę natychmiast do X. de Saint-Yves, który mieszka o milę stąd, i ręczę wam że, do jutra, zaślubię mą ukochaną“.
W tej chwili wszedł delegat, który, wedle zwyczaju, spytał go dokąd spieszy. „Idę się żenić“, rzekł Prostaczek wybiegając pędem, i, po upływie kwadransa, znalazł się u swej pięknej i drogiej Bretonki, która spała jeszcze. „Och, bracie, rzekła panna de Kerkabon do przeora, nigdy nie zrobisz poddyakona z tego chłopca!“
Delegat był bardzo nierad z tej wyprawy; pragnął bowiem aby syn jego zaślubił pannę de Saint-Yves; syn ten był jeszcze głupszy i nieznośniejszy od ojca.