Prostaczek/XVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Prostaczek |
Pochodzenie | Powiastki filozoficzne / Tom drugi |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia »Czasu« w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
O świcie pędzi do Paryża, zbrojna w rozkaz ministra. Trudno odmalować, co się działo w jej sercu w czasie tej drogi. Wyobraźcie sobie cnotliwą i szlachetną duszę, upokorzoną swą hańbą, przepojoną miłością, szarpaną wyrzutami, przenikniętą rozkoszną pewnością oswobodzenia ubóstwianego! Zgryzoty, walki, tryumf, wypełniały wszystkie jej myśli. Nie była to już owa prostoduszna dziewczyna o ciasnym prowincyonalnym widnokręgu. Miłość i nieszczęście rozwinęły ją. Uczucie uczyniło w jej duszy tyleż postępu, ile go uczynił rozum w inteligencyi jej nieszczęsnego kochanka. Dziewczęta uczą się czuć łatwiej, niż mężczyźni uczą się myśleć. Przygoda jej była bogatsza w naukę, niż cztery lata klasztoru.
Ubrana była z nadzwyczajną prostotą. Ze wstrętem patrzyła na stroje i ozdoby; w których ukazała się była oczom swego okrutnego dobroczyńcy; zostawiła dyamenty towarzyszce, nie patrząc nawet na nie. Zmięszana i upojona, pełna uwielbienia dla Prostaczka a wstrętu do siebie samej, przybywa wreszcie do bram straszliwego
Kiedy miała wysiąść z karocy, sił jej brakło; trzeba było jej pomóc; weszła z bijącem sercem, wilgotnemi oczyma, zadumanem czołem. Prowadzą ją do gubernatora; chce mówić, głos jej zamiera; pokazuje rozkaz, ledwie jąkając kilka słów. Gubernator polubił swego więźnia, rad był z jego wolności. Serce jego nie było tak zakamieniałe jak bywa u niektórych godnych kluczników, jego kolegów, którzy, mając jedynie na oku haracz związany ze stróżą nad jeńcami, budując dochody na męce swych ofiar i żyjąc z cudzego nieszczęścia, czerpią tajemnie ohydną radość z łez nieszczęśliwych.
Kazał sprowadzić więźnia do swego mieszkania. Kochankowie ujrzeli się: zemdleli oboje. Piękna Saint-Yves długo trwała bez ruchu i życia; Prostaczek ocknął się niebawem. „To prawdopodobnie małżonka pańska, rzekł gubernator; nie wspominałeś mi że jesteś żonaty. Wiadomo mi, że jej szlachetnym staraniom zawdzięczasz wolność. — Och, nie jestem godna być jego żoną, rzekła piękna Saint-Yves drżącym głosem, i znów zemdlała.
Skoro odzyskała zmysły, wręczyła mu, wciąż drżąca, dekret ułaskawienia oraz dowództwo kompanii. Prostaczek, zdziwiony, rozczulony, stąpał z jednego snu w drugi. „Dlaczego mnie zamknięto? jakim cudem zdołałaś mnie uwolnić? gdzie są potwory, które mnie tu wtrąciły? Jesteś bóstwem, które zstąpiło z nieba na mój ratunek“.
Piękna Saint-Yves spuszczała oczy, spoglądała na kochanka, czerwieniła się, i znów odwracała oczy zwilżone łzami. Zwierzyła mu wszystko co wiedziała i czego doświadczyła, z wyjątkiem tego co byłaby rada ukryć na wieki sama przed sobą i co kto inny niż Prostaczek, bardziej obyty w świecie i świadom dworskich obyczajów, odgadłby z łatwością.
„Czy to podobna, aby taka mizerna figura jak ów delegat miał moc pozbawić mnie wolności? Ha! widzę że z ludźmi jest tak jak z najpodlejszemi zwierzętami: każde zdolne jest szkodzić. Ale czy podobna, aby zakonnik, jezuita, spowiednik królewski, przyczynił się również do mej niedoli? toć nie umiem się nawet domyślić pozoru, pod jakim ten obwieś mnie się uczepił! Czy ze mnie zrobił jansenistę? A wreszcie jakim cudem ty pamiętałaś o mnie? nie zasłużyłem na to, byłem wówczas jedynie dzikusem. Jakto! ważyłaś się, bez rady, bez pomocy, puścić do Wersalu! Zjawiłaś się, i skruszono moje kajdany! Jest zatem w piękności i cnocie jakiś niezwyciężony czar, który obala żelazne wrzeciądze i miękczy serca z bronzu!“
Na to słowo cnota, szloch wydarł się z piersi pięknej Saint-Yves. Nie wiedziała, jak bardzo była cnotliwą w zbrodni którą sobie wyrzucała.
Kochanek jej ciągnął w te słowa: „Aniele, któryś zerwał moje pęta, jeżeli miałaś (czego nie pojmuję dotąd) dość wpływu aby uzyskać dla mnie sprawiedliwość, uczyń aby ją oddano również i starcowi, który nauczył mnie myśleć, jak ty nauczyłaś mnie kochać. Niedola złączyła nas; miłuję go jak ojca; nie mogę żyć ani bez ciebie ani bez niego.
— Co! ja mam błagać jeszcze tego człowieka, który… — Tak, chcę wszystko tobie zawdzięczać; i nie chcę nic nigdy zawdzięczać komu innemu niż tobie. Napisz do tego możnego człowieka, dopełń miary dobrodziejstw, dokończ co rozpoczęłaś, dokończ cudu miłosierdzia„. Saint-Yves czuła, że obowiązkiem jej jest spełnić wszystko czego wymaga ukochany: chciała pisać, ręka odmówiła jej posłuszeństwa. Trzy razy zaczynała list, trzy razy podarła; napisała wreszcie. Kochankowie opuścili mury więzienia, uściskawszy tkliwie starego męczennika łaski skutecznej.
Szczęśliwa i zrozpaczona Saint-Yves wiedziała gdzie zamieszkał jej brat; podążyła tam, kochanek jej zaś zajął mieszkanie w tym samym domu.
Ledwie się tam znaleźli, protektor pięknej Saint-Yves przesłał jej dekret uwalniający starego Gordona, a zarazem zażądał schadzki na dzień następny. Tak więc, za każdym uczciwym i szlachetnym czynem, własna niesława stanowiła jego cenę. Wstrętem przejmował ją ten obyczaj frymarczenia szczęściem i nieszczęściem ludzi. Oddała kochankowi dekret, i odmówiła schadzki dobroczyńcy, którego sam widok przyprawiłby ją o śmierć ze wstydu i bólu. Prostaczek zdobył się na to aby się rozstać z ukochaną, jedynie dlatego aby spieszyć uwolnić przyjaciela; pomknął doń. Dopełnił tego obowiązku, dumając nad osobliwszemi kolejami świata, i podziwiając energię i cnotę młodej dziewczyny, której dwóch nieszczęśliwców zawdzięczało więcej niż życie.