Prowincjałki/Czternasty list do Wielebnych OO. Jezuitów

<<< Dane tekstu >>>
Autor Blaise Pascal
Tytuł Prowincjałki
Wydawca Instytut Wydawniczy
»Bibljoteka Polska«
Data wyd. 1921
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
CZTERNASTY LIST
DO WIELEBNYCH OO. JEZUITÓW.


(Odparcie zapomocą OO. Kościoła jezuickich maksym o mężobójstwie. Odpowiedź dana mimochodem niektórym ich potwarzom; porównanie ich nauki z formami przestrzeganemi w sądach kryminalnych).
23 październik 1656.

Gdybym miał odpowiadać jedynie na trzy pozostałe fałsze w przedmiocie mężobójstwa, nie potrzebowałbym długiego wywodu i odparłbym je w kilku słowach; ale znacznie ważniejszem wydaje mi się zohydzić światu te wasze mniemania niż uzasadnić prawdę swoich cytatów. Będę tedy zmuszony obrócić przeważną część tego listu na odparcie waszych maksym, aby wam wykazać jak bardzo jesteście odlegli od uczuć Kościoła a nawet natury. Pozwolenie zabijania, którego udzielacie w tylu okolicznościach, dowodzi, iż tak dalece zapomnieliście prawa bożego i tak dalece śćmiliście swój naturalny rozum, iż trzeba was przywieść do najprostszych zasad religii i zdrowego rozsądku. Cóż bowiem naturalniejszego niż ta nauka: Iż jeden człowiek nie ma władzy nad życiem drugiego? Wiemy to sami z siebie tak dobrze, powiada św. Jan Chryzostom, iż, kiedy Bóg ustanowił nakaz aby nie zabijać, nie dodał iż dlatego że zabójstwo jest złem; ile że, powiada ów Ojciec, prawo przypuszcza iż człowiek posiadł tę prawdę już z natury.
Toteż, nakaz ten obowiązywał ludzi we wszystkich czasach: Ewangelia potwierdziła przykazanie; a Dekalog odnowił jeno owo które ludzie otrzymali od Boga wcześniej niż prawo, w osobie Noego, rodzica wszystkich pokoleń. Przy tem bowiem odnowieniu świata, Bóg rzekł do patryarchy: Zażądano rachunku od ludzi z życia ludzi, i od brata z życia brata. Ktokolwiek przeleje krew ludzką, jego krew przelana będzie; ponieważ człowiek stworzony jest na obraz Boga.
Ten powszechny zakaz odejmuje ludziom wszelką władzę nad życiem bliźnich. I Bóg tak dalece zastrzegł ją dla siebie samego, iż, wedle prawdy chrześcijańskiej, sprzecznej w tem z fałszywemi mniemaniami pogaństwa, człowiek nie ma władzy nawet nad własnem życiem. Ale, ponieważ podobało się Bogu chronić społeczność ludzi i karać złoczyńców którzy je mącą, ustanowił sam prawa co do odjęcia życia zbrodniarzom: tak więc te zabójstwa, które były karygodnymi zamachami bez jego rozkazu, stają się chwalebnemi karami przez jego rozkaz poza którym niemasz nic jeno sama niesprawiedliwość. Ukazał to cudownie św. Augustyn w I ks. Państwa bożego, rozdz. XXI: Bóg, powiada, uczynił kilka wyjątków od tego powszechego zakazu zabijania, czy to przez prawa które ustanowił dla tracenia zbrodniarzy, czy też przez szczególne rozkazy, którymi uprawniał niekiedy zabicie niektórych osób. I kiedy się zabija w tych wypadkach, to nie człowiek zabija, ale Bóg, którego człowiek jest jedynie narzędziem, jak miecz w tęku tego kto go trzyma. Ale, poza temi wypadkami, ktobądź, zabija, winien jest mężobójstwa.
Pewnem tedy jest, moi Ojcowie, że Bóg sam ma prawo odejmować życie, że wszelako, ustanowiwszy prawa dla uśmiercania zbrodniarzy, uczynił królów albo Republiki piastunami tej władzy. Uczy nas o tem św. Paweł, kiedy, mówiąc o prawie monarchów nad życiem człowieka, wywodzi to prawo z nieba, i powiada: Iż nie napróżno noszą miecz, skoro są sługami Boga dla wypełniania jego pomsty na winnych.
Ale, dawszy im to prawo, Bóg zniewala ich aby je wykonywali tak jakby czynił on sam, to znaczy sprawiedliwie, wedle słów św. Pawła w tem samem miejscu: Nie ustanowiono władców aby byli groźni dla dobrych, jeno dla złych. Kto nie chce drżeć przed ich potęgą, winien jeno dobrze czynić: są bowiem pełnomocnikami Boga dla dobrego. A zastrzeżenie to nietylko nie obniża ich władzy, ale, przeciwnie, podnosi ją o wiele więcej; ponieważ czyni ją podobną władzy Boga, który jest bezsilny w czynieniu złego, a wszechmocny w czynieniu dobrego, a odróżnia ją od władzy czarta który jest bezsilny w dobrem a ma moc jedynie w złem. Istnieje jedynie ta różnica między Bogiem a monarchami, iż Bóg, będąc samą mądrością i sprawiedliwością, może uśmiercić na miejscu kogo i jak mu się spodoba. Prócz tego bowiem, że jest najwyższym panem życia ludzi, pewnem jest, iż nie odejmuje go im nigdy bez przyczyny i świadomości, będąc zarówno niezdolny do niesprawiedliwości jak do błędu. Ale władcy nie mogą czynić w ten sposób, będąc, jako słudzy Boga, ludźmi a nie bogami. Mogłyby ich zmylić złe wpływy, rozjątrzyć złe podejrzenia; mogłyby ich unieść namiętności. To skłoniło ich samych, iż się uciekli do ludzkich środków i ustanowili w swoich państwach sędziów, na których przelali tę moc, iżby władza, którą Bóg im dał, służyła tylko temu celowi dla którego ją otrzymali.
Zrozumcież tedy, moi Ojcowie, iż, aby być wolnym od grzechu mężobójstwa, trzeba działać wraz i mocą powagi bożej i wedle sprawiedliwości bożej. Kto nie skojarzy tych dwóch warunków, grzeszy: czy to zabijając mocą jego powagi ale niesprawiedliwie; czy zabijając sprawiedliwie ale bez tej powagi. Z konieczności tego skojarzenia wynika, wedle św. Augustyna, iż kto bez prawa zabija zbrodniarza, staje się sam zbroniarzem, dla tej zasadniczej racyi, iż przywłaszcza sobie władzę której Bóg mu nie dał; a przeciwnie sędziowie, którzy mają tę władzę stają się wszelako mordercami, jeśli wydadzą na śmierć niewinnego, wbrew prawom, których powinni przestrzegać.
Oto, moi Ojcowie, zasady spokoju i bezpieczeństwa publicznego, które uznawano we wszech czasach i miejscach, i na których wszyscy prawodawcy świata, świeccy i duchowni, zbudowali swoje prawa. Nawet poganie nie czynili nigdy wyjątku w tej regule, chyba wówczas gdy nie można było inaczej uniknąć utraty tronu lub życia, ponieważ sądzili: iż wówczas, jak mówi Cycero, same prawa dają w rękę broń temu kto znajduje się w takiej opresji.
Ale, poza tą okazyą, o której tu nie mówię, nigdy, moi Ojcowie, nie istniało prawo, któreby pozwalało, tak jak wy to czynicie, postronnym ludziom zabijać, aby się ubezpieczyć od zniewagi, lub uniknąć utraty czci albo mienia, o ile się nie jest równocześnie w niebezpieczeństwie życia. Takiego prawa nie znali nawet poganie; przeciwnie, zabronili tego najwyraźniej: prawo bowiem 12 tablic w Rzymie głosiło: iż nie wolno jest zabić złodzieja w dzień, o ile nie broni się orężem; czego zabraniał już Exodus, r. XXII. A prawo Furem, ad legem Corneliam, zaczerpnięte z Ulpiana: broni zabijać nawet nocnych złodziei, o ile nie stawią nas w niebezpieczeństwie życia. Patrz u Cujasa, in. tit., Dig. de justic. et jure, ad l. 3.
Powiedzcie nam tedy, moi Ojcowie, mocą jakiej powagi pozwalacie to czego zabraniają ustawy boskie i ludzkie, i jakiem prawem Lezyusz mógł powiedzieć l. II, c. 9 n. 66 i 72: Exodus zabrania zabijać złodziei w dzień, o ile nie bronią się orężem, i sądy karzą tych którzy zabiliby w podobnych okolicznościach. Ale, mimo to, nie bylibyśmy winni w sumieniu, o ile nie jesteśmy pewni odzyskania tego co nam skradziono i kiedy zgoła wątpimy o tem, jak powiada Sotus: ponieważ nikt nie jest obowiązany narażać się na stratę czegoś dla ocalenia złodzieja. Dozwolone to jest nawet duchownym. Cóż za osobliwa śmiałość! Prawo Mojżesza karze tych, którzy zabijają złodzieja, o ile ów nie dybie na nasze życie, a prawo Ewangelii, wedle waszej nauki, rozgrzeszy ich! Jakto, moi Ojcowie, Chrystus przyszedł tedy aby obalić prawo, a nie aby go dopełnić? Sędzia ukarałby, powiada Lezyusz, kogoś ktoby zabił w takich okolicznościach, ale wedle sumienia nie byłby winien. Czyż więc moralność Chrystusowa jest bardziej okrutna i mniej wroga morderstwu niż moralność pogan, z której sędziowie zaczerpnęli owe prawa cywilne? Czy chrześcijanie więcej ważą sobie dobra ziemi, lub też mniej ważą życie ludzkie niż bałwochwalcy i niewierni? Na czem wy się wspieracie, moi Ojcowie? Nie na żadnem wyraźnem prawie bożem ani ludzkiem, tylko na tem dziwacznem rozumowaniu: Prawa, powiadacie, pozwalają bronić się przeciw złodziejom i odeprzeć siłą siłę. Owóż, skoro obrona jest dozwolona, musi być dozwolone i zabójstwo, bez czego obrona byłaby często niemożliwa.
To fałsz, moi Ojcowie, iż, skoro obrona jest dozwolona, i mord jest również dozwolony. Ten właśnie okrutny sposób bronienia się jest źródłem wszystkich waszych błędów: Fakultet w Louvain nazwał go obroną morderczą. DEFENSIO OCCISIVA, w wyroku potępiającym naukę waszego O. l’Amy o zabójstwie. Oświadczam wam tedy, że istnieje, wedle praw, zasadnicza różnica między zabójstwem a obroną: w tych samych okolicznościach w których obrona jest dozwolona, mord jest zabroniony, o ile się nie jest w niebezpieczeństwie życia. Słuchajcież, moi Ojcowie, co powiada Cujas[1] w tem samem miejscu: Wolno jest odeprzeć tego który chce zagarnąć nasze mienie, ALE NIE WOLNO GO ZABIĆ. I jeszcze: Jeżeli ktoś zamierza nas uderzyć ale nie zabić, wolno jest go odeprzeć, ALE NIE WOLNO ZABIĆ.
Któż tedy dał wam prawo mówić, jak czynią Molina, Reginald, Filicyusz, Eskobar, Lezyusz i inni: Wolno jest zabić tego kto chce nas uderzyć; wolno zabić tego kto chce nam wyrządzić zniewagę, i to zdaniem wszystkich kazuistów; EX OMNIUMS SENTENTIA., jak powiada Lezyusz, nr. 74? Mocą jakiej powagi, wy, którzy jesteście tylko postronnymi ludźmi, dajecie to prawo zabijania postronnym i nawet zakonnikom? I w jaki sposób ośmielacie się przywłaszczać sobie to prawo życia i śmierci, które, w istocie swojej, przynależy tylko Bogu i które jest najchlubniejszą oznaką najwyższej potęgi? Na to trzeba było odpowiedzieć. Czy myślicie, żeście temu uczynili zadość, mówiąc poprostu, w swojem trzynastem szalbierstwie: Iż suma, za którą Molina pozwala zabić złodzieja uciekającego i nie czyniącego nam żadnego gwałtu, nie jest tak mała jak ja powiedziałem i że musi być większa niż sześć dukatów! Jakież to słabe, moi Ojcowie! Do ilu jeszcze chcecie ją podwyższyć? Do piętnastu lub szesnastu? Nie mniej was będę o to hańbił. Przynajmniej nie możecie twierdzić że przewyższa ona wartość konia; Lezyusz bowiem, l. II, c. 9, n. 74, orzeka wyraźnie: że wolno jest zabić złodzieja, który uprowadza nam konia. Ale ja wam powiem, co więcej, iż Molina określa tę wartość na sześć dukatów, tak jak ja podałem; a jeśli nie chcecie się zgodzić, weźmy rozjemcę którego nie możecie odrzucić. Wybieram w tym celu waszego O. Reginalda, który, wykładając ten ustęp z Moliny, l. 21, n. 68, oświadcza: Iż Molina OZNACZA wartość, dla której wolno jest zabić, na trzy, cztery lub pięć dukatów. Tak więc, moi Ojcowie, mam tu nietylko Molinę ale i Reginalda.
Równie łatwo mi będzie odeprzeć wasz czternasty fałsz, tyczący pozwolenia zabicia złodzieja, który nam chce wyrządzić szkodę na talara, wedle Moliny. To jest tak pewne, iż Eskobar zaświadczy wam o tem, tr. 1, ex. 7, n. 44, mówiąc: Iż Molina oznacza normę wartości, za którę można zabić, na jednego talara. Toteż zarzucacie mi tylko w waszym czternastym fałszu, iż opuściłem ostatnie słowa tego ustępu: Iż należy się w tem ograniczyć do słusznej obrony. Czemuż tedy nie wyrzucacie i Eskobarowi że ich nie przytoczył! Sądzicie, iż nikt nie rozumie, co znaczy, w waszym języku, bronić się? Czy nie wiemy, że to znaczy posłużyć się obroną morderczą? Pragnęlibyście wmówić, iż Molina chciał powiedzieć, że wówczas wolno zabić, kiedy ktoś się znajdzie w niebezpieczeństwie życia broniąc swego talara, wówczas bowiem znaczy to bronić swego życia. Gdyby to było prawdą, moi Ojcowie, czemu Molina mówiłby w tem samem miejscu: Iż różni się w tem od Karrera i Baldella, którzy pozwalają zabić dla ocalenia życia? Oświadczam wam tedy, że on rozumie poprostu, iż, jeżeli można ocalić swego talara nie zabijając złodzieja, nie należy go zabijać, ale jeżeli można go ocalić jedynie zabijając, choćby się nie było w niebezpieczeństwie życia (np. kiedy złodziej nie ma broni), wolno jest samemu użyć jej aby ocalić swego talara i zabić złodzieja; i że, czyniąc to, nie przekracza się, wedle Moliny, granic słusznej obrony. Aby was o tem przekonać, pozwólcie mówić jemu samemu. T. 4, tr. 3, d. 11, n. 5: Nie przekracza się umiarkowanej i słusznej obrony, nawet gdy się używa broni przeciw bezbronnemu, lub też o powiekorzysta z broni dającej nad nim przewagę. Wiem, iż niektórzy rozumieją o tem przeciwnie, ale ja nie podzielam ich mniemania, nawet wobec świata.
Tak więc, moi Ojcowie, stwierdzoną jest rzeczą iż wasi pisarze pozwalają zabić dla obrony swego mienia lub czci, choćby nie zachodziło zgoła niebezpieczeństwo życia. Na mocy tej samej zasady uprawniają i pojedynki, jak tego dowiodłem licznymi ustępami na któreście nic nie odpowiedzieli. Czepiacie się, w tem co piszecie, jednego tylko ustępu z O. Laimana, który nań pozwala: kiedy inaczej groziłoby nam niebezpieczeństwo postradania mienia albo czci; i powiadacie żem opuścił to co on dodaje: iż ten wypadek jest bardzo rzadki. Podziwiam was, moi Ojcowie: doprawdy, zarzucacie mi pocieszne szalbierstwa! Dużo tu o to chodzi, czy ten wypadek jest rzadki! Chodzi o to czy pojedynek jest wtedy dozwolony: to są dwie różne kwestye. Laiman, jako kazuista, ma osądzić czy jest dozwolony, i oświadcza że tak. To, czy wypadek jest rzadki, osądzimy sami bez niego, i powiemy mu że jest bardzo zwyczajny. A jeżeli wolicie raczej uwierzyć swemu przyjacielowi Dianie, powie wam: że jest bardzo pospolity, par. 5, tract. 14, mix 2, resol. 99,
Ale, czy jest rzadki czy nie, i czy Laiman idzie tu za opinią Nawarry, jak to usilnie podkreślacie, czyż nie jest czemś ohydnem, iż podziela to mniemanie: że, dla ocalenia fałszywego honoru, wolno jest, wedle sumienia, przyjąć pojedynek, wbrew edyktom wszystkich państw Chrześcijańskich i wbrew wszystkim kanonom Kościoła? I, aby uprawnić te djabelskie maksymy, nie macie nic, ani praw, ani kanonów, ani powagi Pisma św. lub Ojców kościoła, ani przykładu żadnego ze świętych, ale jedynie to bezbożne rozumowanie: Honor jest droższy niż życie. Wolno jest zabić dla obrony życia, wolno tedy zabić dla obrony honoru! Jakto, moi Ojcowie! dlatego że wyuzdanie ludzi kazało im pokochać ten fałszywy honor bardziej niż życie które Bóg im dał dla swej służby, wolno im będzie zabić aby go zachować? To już jest okropnem złem kochać ten honor więcej niźli życie. I to występne przywiązanie, które byłoby zdolne splamić naświętsze uczynki, gdyby się je odnosiło do tego celu, ma usprawiedliwić najbardziej zbrodnicze, ponieważ odnoszą się do tego celu! Cóż za przewrót, moi Ojcowie! i któż nie widzi, do jakich zbrodni może doprowadzić?
Ostatecznie bowiem, jasnem jest, iż zasada ta pozwoli nam zabijać o najmniejszą rzecz, skoro pomieścimy swój honor w tej rzeczy i pozwoli zgoła zabić o lada jabłko. Moglibyście się oburzyć, moi Ojcowie, i powiedzieć że wyciągam z waszej nauki złośliwe wnioski, gdybym się nie opierał na autorytecie poważnego Lezyusza, który mówi tak, n. 68: Nie wolno jest zabić dla zachowania rzeczy małej wartości, jak np. talara, ALBO JABŁKA, AUT PRO POMO, chyba iż byłoby dla nas hańbą stracić tę rzecz. Wówczas bowiem można ją odebrać, a nawet zabić, jeżeli potrzeba, aby ją odzyskać, ET SI OPUS EST, OCCIDERE; ponieważ jest to nie tyle obroną swego mienia co swego honoru. To chyba jasne, moi Ojcowie. Aby zaś uwieńczyć waszą naukę maksymę która obejmuje wszystkie inne, posłuchajcie co mówi O. Hereau, który zaczerpnął to z Lezyusza: Prawo obrony rozciąga się na wszystko, co nam jest potrzebne, aby nas ochronić od wszelkiej zniewagi.
Jakież straszliwe następstwa mieszczą się w tej nieludzkiej zasadzie! jak stanowczo cały świat powinien się temu sprzeciwić, zwłaszcza osoby publiczne! A nakazuje im to nietylko dobro ogółu, ale nawet ich własne; toć wasi kazuiśie cytowani w moich Listach rozciągają pozwolenie zabójstwa aż na nich samych! Tak więc, wichrzyciele obawiający się kary za swoje zamachy, które nigdy nie wydają się im niesprawiedliwe, wytłómaczą sobie łatwo iż oni sami są ofiarą gwałtu i uwierzą zarazem iż prawo obrony rozciąga się na wszystko co ich może ochronić od wszelkiej zniewagi. Nie znajdą już zapory w wyrzutach sumienia, które powściągają większość zbrodni w samym ich zaczątku; będą myśleli jedynie o pokonaniu zewnętrznych przeszkód.
Nie będę się rozwodził nad tem, moi Ojcowie; tak samo jak nad innemi morderstwami któreście uprawnili, jeszcze bardziej ohydnemi i groźnemi dla Państwa. Mówi o tem jawnie Lezyusz w swoich wątpliwościach, 4 i 10, zarówno jak wielu innych waszych autorów. Byłoby pożądane, aby te ohydne maksymy nigdy nie były wyjrzały z piekła i aby djabeł, który jest ich prawdziwym autorem, nigdy nie był znalazł ludzi powolnych jego rozkazom, którzy rozpowszechnili je wśród chrześcijan.
Ze wszystkiego com tu powiedział, łatwo osądzić, do jakiego stopnia rozwiązłość waszych mniemań pozostaje w sprzeczności z surowością praw świeckich, nawet pogańskich. Cóż dopiero, jeśli się je porówna z prawami kościelnemi, które powinny być nieskończenie bardziej święte, ile że jeden tylko Kościół zna i posiada prawdziwą świętość? Toteż Kościół, ta czysta Małżonka Syna Bożego, która, na wzór swego Małżonka, umie snadnie rozlewać swą krew dla innych, ale nie umie rozlewać dla siebie krwi cudzej, ma zupełnie osobliwy wstręt do morderstwa, zgodny z osobliwem boskiem światłem danem mu przez Boga. Zważa ludzi nietylko jako ludzi, ale jako obrazy Boga, którego ubóstwia. Ma dla każdego z nich święty szacunek, każdy jest dlań czcigodny, jako odkupiony za nieskończoną cenę, iżby się stał świątynią żywego Boga. Dlatego też Kościół mniema, iż śmierć człowieka zgładzonego bez rozkazu Boga, jest nietylko morderstwem ale świętokradztwem, które pozbawia Kościół jednego z członków: ile że — bez względu na jego cnoty lub błędy — uważa go zawsze albo za swoje dziecko, albo za istotę mogącą stać się tem dzieckiem.
Oto, moi Ojcowie, bardzo święte racye, które, od czasu jak Bóg stał się człowiekiem dla zbawienia ludu, podniosły tak wysoko człowieczeństwo w oczach Kościoła, iż zawsze karcił mężobójstwo jako jedną z największych zbrodni przeciw Bogu. Przytoczę tu parę przykładów; nie w tem rozumieniu iż wszystkie te srogości trzeba zachować; — wiem, iż Kościół może rozmaicie stanowić tę zewnętrzną dyscyplinę; — ale dla ukazania jaki jest jego niezmienny duch w tym przedmiocie. Pokuty bowiem jakie nakłada na morderstwo mogą być rozmaite, wedle odmiany czasów, ale wstręt jego do mordu nie może się zmienić nigdy, w żadnym czasie.
Długi czas, Kościół rozgrzeszał zaledwie w godzinie śmierci tych którzy byli winni dobrowolnego mordertswa, takiego na jakie wy pozwalacie. Słynny sobór ancyrski skazuje ich na dożywotnią pokutę; później, Kościół uważał iż daleko posuwa swoją pobłażliwość, skracając ten czas do bardzo znacznej ilości lat. Aby tem bardziej powściągnąć chrześcijan od dobrowolnego zabójstwa, karze bardzo surowo nawet te które zdarzyły się przez nieostrożność, jak to można wyczytać w św. Bazylim, św. Grzegorzu z Nyssy, w dekretach papieża Zacharjasza i Aleksandra II. Kanony podane przez Izaaka, biskupa z Langes, t. II, rozdz. 13, naznaczają siedm lat pokuty za zabójstwo we własnej obronie. A św. Hildebert, biskup z Mons, odpowiedział Iwonowi z Chartres: Iż słusznie wzbronił ołtarza na całe życie księdzu, który, broniąc się, zabił złodzieja kamieniem.
Nie powiadajcież tedy tak zuchwale, iż wasze orzeczenia zgodne są z kanonami i z duchem Kościoła. Pokażcie mi bodaj jeden kanon pozwalający zabić jedynie dla obrony swego mienia; nie mówię bowiem o potrzebach, w których przyszłoby bronić i swego życia: se suaque liberando. Wasi właśni autorowie przyznają, że niema takich kanonów; między innymi wasz O. l’Amy, tom V, disp. 36, n. 136: Niema, powiada, żadnego boskiego ani ludzkiego prawa, któreby pozwalało wyraźnie zabić złodzieja wówczas gdy się nie broni; a wszelako wy to pozwalacie wyraźnie. Pokażcie mi jeden kanon, pozwalający zabić za honor, za policzek, za obrazę, za potwarz. Pokażcie mi taki, który pozwala zabić świadków, sędziów i urzędników, jakiejkolwiek niesprawiedliwości lękalibyśmy się z ich strony.
Kościół daleki jest od tych podburzających zasad, otwierających bramę gwałtom, do których lud z natury już jest skłonny. Zawsze uczył swoje dzieci, iż nie należy płacić złem za złe; że trzeba ustępować przed gniewem, nie opierać się przemocy; oddawać każdemu co mu należy; cześć, daninę, posłuch urzędnikom i przełożonym nawet niesprawiedliwym, ponieważ zawsze należy w nich szanować powagę Boga, który ustanowił ich nad nami. Kościół — surowiej jeszcze niż prawa świeckie — broni swoim dzieciom wymierzać sobie samym sprawiedliwość; z jego to ducha królowie chrześcijańscy nie wymierzają sami kary za zbrodnie obrazy majestatu, ale oddają winnych w ręce sędziów, iżby ich skarali wedle praw i wedle form sprawiedliwości. Różnica, jaka istnieje między tem a waszem postępowaniem, powinna was przyprawić o rumieniec. Skoro bowiem zeszliśmy na ten przedmiot, proszę was, prównajcie sposób w jaki można zabijać swoich nieprzyjaciół wedle was, a ten, którym posługują się sędziowie przy traceniu zbrodniarzy.
Wszystkim to wiadomo, moi Ojcowie, iż postronnemu człowiekowi nie wolno żądać niczyjej śmierci. Gdyby nawet ktoś zrujnował nas, okaleczył, podpalił nasz dom, zabił nam ojca i gotował się jeszcze zamordować nas i zgubić na czci, sądy nie wysłuchałyby naszej prośby, gdybyśmy żądali jego śmierci. Ustanowiono w tym celu urzędników publicznych, które żądają jej w imieniu króla, lub raczej w imieniu Boga. Jak myślicie, moi Ojcowie, czy to dla komedyi lub udania sędziowie chrześcijańscy ustanowili ten regulamin? Czy nie uczynili tego raczej, aby dostroić prawa cywilne do praw Ewangelii, z obawy aby zewnętrzna prakyka sprawiedliwości nie była sprzeczna z wewnętrznemi uczuciami które przystały chrześcijanom? Już ten początek wymiaru sprawiedliwości zawstydza was bardzo; dalszy jej przebieg pognębi was do reszty.
Przypuście tedy, moi Ojcowie, iż owe osoby publiczne żądają śmierci tego kto popełnił wszystkie te zbrodnie; cóż dzieje się wówczas? Czy utopią mu bezzwłocznie sztylet w piersiach? Nie, moi Ojcowie, życie ludzkie jest zbyt ważne; trybunały obchodzą się z niem z większem szacunkiem; prawa nie wydały go na łup każdemu, ale poddały jedynie sędziom, których zbadano uczciwość i wiedzę. I myślicie może, że jeden wystarcza aby skazać człowieka na śmierć? Trzeba ich conajmniej siedmiu, moi Ojcowie. I trzeba, aby z tych siedmiu żaden nie był obrażony przez zbrodniarza, z obawy aby namiętność nie spaczyła ani nie skaziła jego sądu. A iżby umysł tych sędziów był jaśniejszy, przeznaczono poranne godziny na pełnienie tych funkcyi. Ile tu starań aby ich przygotować do tak ważnego dzieła, w którem zastępują miejsce Boga, jako jego posłannicy, iżby skazywali jedynie tych których on sam skazuje!
I dlatego to, aby działać jako wierni szafarze tej boskiej władzy odejmowania życia ludziom, mają prawo sądzić jedynie wedle zeznań świadków, i wedle wszystkich innych form jakie im przepisano. Wyrok wolno im z czystem sumieniem wydać jedynie wedle praw, i uznać godnymi śmierci jedynie tych, których prawo na nią skazuje. I wówczas, moi Ojcowie, jeżeli rozkaz Boga zniewala ich aby wydali na kaźń ciała tych nieszczęsników, ten sam rozkaz Boga każe im troskać się o ich zbrodnicze dusze; i dlatego właśnie że są zbrodnicze, tem więcej obowiązani są troszczyć się o nie; tak iż wysyłają ich na śmierć dopiero wówczas kiedy im dali możność obmycia sumienia. Wszystko jest tu bardzo czyste; bardzo niewinne; mimo to, Kościół tak bardzo brzydzi się krwią, iż uchyla od służby ołtarza tych, którzy byli obecni przy wyroku śmierci, mimo iż z towarzyszeniem wszystkich tych względów i skrupułów. Łatwo można z tego wnosić, co sądzi Kościół o mężobójstwie!
Oto, moi Ojcowie, w jaki sposób świecka sprawiedliwość poczyna sobie z życiem ludzkiem; przyjrzyjmyż się teraz, jak wy sobie z niem poczynacie. Wedle waszych nowych praw jest tylko jeden sędzia; a sędzią tym jest właśnie ów który został obrażony. Jest równocześnie sędzią, stroną i katem. Sam żąda od siebie śmierci swego nieprzyjaciela; nakazuje ją, wykonuje natychmiast; bez względów dla ciała i duszy swego brata, zabija i wydaje na potępienie tego dla którego umarł Jezus Chrystus. I to wszystko aby uniknąć policzka, obmowy, zelżywego słowa, albo innych podobnych zniewag! Sędzia, posiadający prawą władzę, byłby zbrodniarzem, gdyby skazał kogo na śmierć za te występki, ponieważ prawa bardzo są odległe od takiego osądzenia. I wreszcie, na domiar wyuzdania, zwalniacie od grzechu i od przekroczenia dyscypliny tego, kto zabije w ten sposósb, bez prawa i przeciw prawu, choćby nawet był zakonnikiem, a nawet księdzem. Gdzież my jesteśmy, moi Ojcowie? Czy to zakonnicy i księża mówią w ten sposób? Czy to Chrześcijanie czy Turcy? Ludzie czy biesy? Czy to są tajemnice objawione przez baranka członkom Towarzystwa, czy też ohydy podsunięte przez czarta jego partyzantom?
Ostatecznie bowiem, moi Ojcowie, za kogo mamy was uważać? za dzieci Kościoła czy za wrogów Ewangelii? Można być jeno albo po jednej stronie albo po drugiej; niema środka: Kto nie jest z Jezusem, jest przeciw niemu. Te dwa rodzaje wyczerpują wszystkich ludzi. Są dwa ludy i dwa światy rozlane po całej ziemi, wedle św. Augustyna; świat dzieci bożych, tworzący ciało, którego Chrystus jest głową i królem, i świat wrogi Bogu, którego djabeł jest głową i królem. I dlatego Chrystus nazywa się królem i bogiem świata, ponieważ wszędzie ma poddanych i czcicieli, a djabeł nazywa się również w Piśmie św. książęciem świata i bogiem doczesności, ponieważ ma wszędzie poddanych i niewolników. Chrystus pomieścił w Kościele, który jest jego Państwem, prawa które ustanowił wedle swej wiekuistej mądrości; a djabeł pomieścił w świecie, który jest jego królestwem, prawa, które spodobało mu się ustanowić. Chrystus położył swą cześć w tem aby cierpieć; djabeł aby nie cierpieć. Chrystus powiedział temu, kto otrzyma policzek, aby nadstawił drugi; djabeł zaś powiedział temu, komu ktoś chce dać policzek, aby zabił człowieka który mu chce wyrządzić tę zniewagę. Chrystus mieni szczęśliwymi tych którzy uczestniczą w jego hańbie; djabeł mieni nieszczęśliwymi tych którzy cierpią hańbę. Chrystus powiedział: Biada tym, o których ludzie będą mówili dobrze; a djabeł powiada: Biada tym, o których świat nie mówi z szacunkiem.
Zastanówcież się tedy, moi Ojcowie, do którego z tych dwu królestw należycie. Słyszeliście język miasta pokoju, które nazwane jest Jeruzalem Ducha; i słyszeliście nazwę miasta zamętu, które Pismo nazywa duchową Sodomą: który z tych dwóch języków rozumiecie? którym mówicie? Ci, którzy są z Chrystusem, mają — wedle św. Pawła — też same mniemania co Chrystus; drudzy zaś, będący dziećmi djabła, ex patre diabolo, który był mężobójcą od samego początku świata, trzymają się zasad djabelskich, wedle słów Jezusa Chrystusa.
Posłuchajmy tedy waszej mowy i spytajmy waszych autorów: Kiedy nam kto da policzek, czy powinniśmy raczej ścierpieć, czy zabić tego kto go nam dał; lub też czy wolno jest zabić dla uniknięcia tej zniewagi? Wolno, odpowiadają Lezyusz, Molina, Eskobar, Reginald, Filicyusz, Baldellus i inni jezuici, zabić tego kto nam chce dać policzek. Czy to jest mowa Jezusa Chrystusa? Odpowiedzcie jeszcze raz. Czy byłby bez czci ten, ktoby ścierpiał policzek nie zabijając napastnika? Żali nie prawdą jest, powiada Eskobar, iż, dopóki człowiek zostawi przy życiu tego kto mu dał policzek, jest bez czci? Tak, moi Ojcowie, bez tej czci którą djabeł przeszczepił ze swego pysznego ducha w swoje pyszne dzieci. Ta to cześć była zawsze bożyszczem ludzi zatrutych duchem świata. Aby zachować tę chwałę, której czart jest prawdziwym szafarzem, poświęcają jej swoje życie w szaleństwie pojedynków, swoją cześć w haniebnych kaźniach które im grożą i swoje zbawienie w niebezpieczeństwie potępienia na które się narażają i które mocą kanonów kościelnych, broni im nawet pogrzebu.
Ale chwalmy Boga, iż oświecił umysł króla światłem czystszem niż wasza teologia. Jego edykty, tak surowe w tej mierze, nie sprawiły aby pojedynek był zbrodnią; sprawiły jeno iż zbrodnia nieodłączna od pojedynku spotyka się z karą. Obawą rygorów sprawiedliwości powściągnął tych, których nie wstrzymywała obawa sprawiedliwości bożej; pobożność jego objawiła mu, iż cześć Chrześcijanina polega na przestrzeganiu nakazów Boga i praw Chrystusowych, a nie na tym majaku honoru, o którym głosicie, mimo całej jego czczości, iż jest dostatecznem usprawiedliwieniem mordu. Tak więc, wasze krwiożercze maksymy są dziś omierzłe całemu światu; zaiste, lepiejbyście uczynili zmieniając swoje poglądy, jeżeli nie z religii to z wyrachowania. Potępcie, moi Ojcowie, dobrowolnie te nieludzkie maksymy; uprzedźcie opłakane skutki które mogłyby się z nich zrodzić, a za które wy bylibyście odpowiedzialni. I, aby wzmóc w sobie wstręt do mężobójstwa, pamiętajcie iż pierwszą zbrodnią skażonych ludzi było morderstwo popełnione na osobie pierwszego sprawiedliwego; że ich największą zbrodnią było mężobójstwo na osobie Głowy wszystkich sprawiedliwych; i że zabójstwo jest jedyną zbrodnią która gwałci wraz Państwo, Kościół, naturę i religię.




Przeczytałem odpowiedź waszego obrońcy na mój trzynasty list. O ile nie lepiej odpowie na ten oto, który czyni zadość większości jego zarzutów, nie będzie zasługiwał na replikę. Litość bierze patrzeć jak co chwila opuszcza przedmiot, aby się miotać w potwarzach i obelgach na żywych i umarłych. Ale, jeżeli chcecie aby wierzono waszym memoryałom, nie powinniście przeczyć publicznie faktom tak publicznym jak ów policzek w Compiègne. Wiadomo jest, moi Ojcowie, z zeznań obrażonego, iż otrzymał uderzenie w twarz z ręki jezuity; jedyną wątpliwość jaką zdołali stworzyć wasi przyjaciele, to to, czy go otrzymał dłonią czy grzbietem ręki, i czy uderzenie grzbietem ręki może być nazwane policzkiem czy nie. Nie wiem do kogo należy rozstrzygać o tem; sądzę wszelako, że jestto conajmniej policzek prawdopodobny. To rozprasza wątpliwości mego sumienia.








  1. Cujas (1522—1590) słynny prawnik.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Blaise Pascal i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.