Prowincjałki/Trzynasty list do Wielebnych OO. Jezuitów

<<< Dane tekstu >>>
Autor Blaise Pascal
Tytuł Prowincjałki
Wydawca Instytut Wydawniczy
»Bibljoteka Polska«
Data wyd. 1921
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
TRZYNASTY LIST
DO WIELEBNYCH OO. JEZUITÓW.


(Iż nauka Lezyusza o mężobójstwie jest równobrzmiąca z nauką Wiktoryi. Jak łatwo jest przejść od teoryi do praktyki. Dlaczego jezuici posłużyli się tem czczem rozróżnieniem i jak mało ono jest zdolne ich usprawiedliwić).
30 wrzesień 1656.

Wielebni Ojcowie!
Dostałem do rąk wasze ostatnie pismo, w którem dociągnęliście liczbę swoich szalbierstw aż do dwudziestu. Na tem rzekomo kończycie akt oskarżenia stanowiący pierwszą część, aby przejść do drugiej, przyczem macie się chwycić nowego sposobu obrony, wykazując, iż poza waszym zakonem istnieją liczni kazuiści równie wolnomyślni jak wasi. Widzę tedy, moi Ojcowie, na ile szalbierstw trzeba mi odpowiedzieć: ponieważ zaś czwarte, na którem stanęliśmy, tyczy mężobójstwa, najlepiej będzie, odpowiadając na nie, załatwić się równocześnie z 11, 13, 14, 15, 16, 17 i 18, które również dotyczą tego przedmiotu.
Będę tedy w tym liście bronił prawdziwości swoich cytatów przeciw fałszom które mi wmawiacie. Ale, ponieważ ośmieliliście się twierdzić w swoich pismach, iż mniemania waszych autorów co do morderstwa zgodne są z orzeczeniami Papieży i praw kościelnych, zniewalacie mnie abym, w następnym Liście, obalił to tak zuchwałe i tak zelżywe dla Kościoła twierdzenie. Ważnem jest dowieść, iż Kościół wolny jest od waszego skażenia, iżby kacerze nie mogli posłużyć się waszymi błędami aby wyciągnąć z nich hańbiące dlań wnioski. W ten sposób, widząc z jednej strony wasze zgubne zasady, a z drugiej kanony Kościoła który je zawsze potępiał, świat ujrzy obok siebie i to czego trzeba unikać, i to czego trzeba się trzymać.
Czwarte wasze szalbierstwo odnosi się do maksymy tyczącej mordu: twierdzicie mianowicie, iż fałszywie przypisałem ją Lezyuszowi. Oto ona: Człowiek, który otrzymał policzek, może ścigać bezzwłocznie swego wroga, nawet z mieczem w dłoni, nie aby się pomścić, ale aby obmyć swoją cześć. Twierdzicie, iż to jest mniemanie kazuisty Wiktoryi. Znowuż nie o to chodzi. Można bowiem bez sprzeczności powiedzieć, iż jest ono wraz i Wiktoryi i Lezyusza, skoro Lezyusz powiada sam że jest to też mniemanie Nawarry i waszego Ojca Henriqueza, którzy uczą: Iż ten, kto otrzymał policzek, może natychmiast ścigać napastnika i zadać mu tyle ciosów ile uzna za potrzebne dla obmycia swego honoru.
Chodzi zatem tylko o to, czy Lezyusz podziela mniemanie tych autorów, tak samo jak jego kolega. I dlatego dodajecie: Iż Lezyusz przytacza ten pogląd jedynie aby go odeprzeć, i że w ten sposób ja przypisuję mu mniemania które on cytuje jedynie poto aby je zwalczyć, co jest, ze strony pisarza, najpodlejszą i najhaniebniejszą rzeczą w świecie. Otóż ja twierdzę, moi Ojcowie, że on je przytacza jedynie poto aby za niemi podążyć. Jestto kwestya faktyczna, którą łatwo będzie osądzić: Zobaczmyż tedy jak wy dowodzicie tego co powiadacie, a ujrzycie potem jak ja dowodzę tego co ja mówię.
Aby wykazać że Lezyusz nie jest tego mniemania, powiadacie iż potępia je w praktyce. I aby tego dowieść, przytaczacie ustęp lib. 2, c. 9, n. 82, gdzie mówi te słowa: Potępiam to w praktyce. Zgadzam się, iż, ktoby szukał tych słów w Lezyuszu pod liczbą 82, skąd je cytujecie, znajdzie je tam. Ale co mamy rzec, moi Ojcowie, kiedy okaże się równocześnie, iż Lezyusz porusza w tem miejscu kwestyę zupełnie odmienną od tej o której mówimy, i że to mniemanie które potępia w praktyce, nie ma nic wspólnego z tem o które nam chodzi? Aby się o tem przekonać, wystarczy jeno otworzyć książkę we wskazanem przez was miejscu; znajdziemy tam bowiem cały dalszy ciąg jego wywodu.
Kwestję czy można zabić za policzek omawia pod l. 79, i kończy ją pod l. 80, nie znalazłszy ani jednego słowa potępienia. Skończywszy tę kwestyę, zaczyna nową w paragrafie 81: a mianowicie, czy można zabić za obmowę. I o tem-to powiada, pod l. 82, te słowa któreście przytoczyli: Potępiam to w praktyce.
Czyż to nie wstyd, moi Ojcowie, iż wy ośmielacie się przytoczyć te słowa, aby wmówić iż Lezyusz potępia mniemanie że można zabić za policzek? i że, przytoczywszy wogóle tylko ten jeden dowód, wykrzykujecie z tryumfem: Wiele czcigodnych osób w Paryżu stwierdziło już ten fakt zaglądając do Lezyusza, i poznało stąd ile wiary można dawać temu potwarcy? Jakto, moi Ojcowie, więc w ten sposób nadużywacie wiary, jaką pokładają w was owe czcigodne osoby? Aby im wmówić, że Lezyusz nie podziela jakiegoś mniemania, otwieracie jego książke w miejscu gdzie potępia inne. Że zaś te osoby nie podejrzewają waszej dobrej wiary i nie pomyślą o tem aby sprawdzić czy w danem miejscu chodzi o tę właśnie kwestyę, nadużywacie przeto ich łatwowierności. Nie wątpię, moi Ojcowie, iż, aby się zabezpieczyć przed tak haniebnem kłamstwem, uciekliście się do waszej nauki o dwuwykładnościach, i że, cytując ten ustęp głośno, dodaliście pocichu że chodzi w nim o inną kwestyę. Ale nie wiem, czy ta racya, która wystarcza doskonale dla spokoju waszego sumienia, wystarczy aby uspokoić słuszne oburzenie tych czcigodnych ludzi, kiedy spostrzegą żeście zadrwili z nich w ten sposób.
Zabrońcież im, moi Ojcowie, czytywać moje Listy: ten jeden bowiem pozostał wam sposób, aby utrzymać jeszcze jakiś czas swój wpływ. Przesyłam je wszystkim znajomym, pragnąłbym aby cały świat je poznał. I sądzę że i wy i ja mamy słuszność. Ostatecznie bowiem, ogłosiwszy to czwarte szalbierstwo z takim hałasem, popadniecie w osławę, jeśli świat się dowie żeście podsunęli jeden ustęp w miejsce drugiego. Każdy zgadnie bez trudu, iż, gdybyście znaleźli to czegoście chcieli we właściwem miejscu gdzie Lezyusz traktuje ten przedmiot, nie szukalibyście tego gdzieindziej: uczyniliście to jedynie dlatego, żeście nie mogli znaleźć nic coby się nadało do waszego celu. Chcieliście pokazać w Lezyuszu to co powiadacie w swojem szalbierstwie: iż nie sądzi aby to mniemanie było w teorji prawdopodobne; natomiast Lezyusz powiada wyraźnie w konkluzyi, l. 80: To mniemanie, iż można zabić za otrzymany policzek, jest w teoryi prawdopodobne. Czyż to nie jest dosłownie coś przeciwnego temu co wy mówicie? I czy można dość zdumiewać się śmiałości z jaką głosicie najwyraźniej rzecz sprzeczną z faktyczną prawdą? Tak iż, podczas gdy wy, na podstawie waszego fałszywego cytatu, wnioskujecie, że Lezyusz nie jest tego zdania, prawdziwy cytat z niego ukazuje jasno że jest tego zdania.
Chcieliście jeszcze włożyć w usta Lezyusza iż potępia praktykowanie tej nauki. Wykazałem już, że niema w tem miejscu ani słowa o potępieniu; mówi jedynie tak: Sądzę, iż w praktyce nie należy ŁATWO na to pozwalać; In praxi non videtur FACILE PERMITTENDA. Czy tak, moi Ojcowie, mówi człowiek, który potępia jakąś zasadę? Czy powiecie, iż w praktyce nie należy łatwo pozwalać na cudzołóstwo i kazirodztwo? Czy nie trzeba, przeciwnie, wnosić, iż, skoro Lezyusz powiada tylko iż te paraktyki nie powinny być łatwo dozwolone, sądzi tem samem iż powinny być dozwolone niekiedy, mimo iż rzadko. I w istocie, tuż potem poucza niejako ludzi kiedy należy pozwalać na to morderstwo, jakgdyby chciał odjąć osobom obrażonym przez kogoś niewczesne skrupuły: kreśli bowiem starannie czego powinny unikać, aby móc praktykować z czystem sumieniem tę naukę. Posłuchajcież, moi Ojcowie, co on mówi: Sądzę, powiada, iż nie powinno się tego przyzwalać łatwo, a to dla niebezpieczeństwa aby nie działano z pobudek nienawiści lub pomsty, lub zbyt gwałtownie i aby to nie spowodowało zbyt wielu mordów. Jasnem tedy jest, iż, wedle Lezyusza, morderstwo takie najzupełniej dozwolone jest w praktyce, o ile ktoś ustrzeże się tych niebezpieczeństw; to znaczy jeżeli zdoła czynić to bez nienawiści, bez pomsty, i tak aby nie sprawiać zbyt wielu mordów.
Chcecie przykładu, moi Ojcowie? Oto macie, i to dość świeży. To ów policzek w Compiegne[1]. Przyznacie bowiem, iż ten który go otrzymał, dowiódł swojem zachowaniem, iż w dostatecznej mierze opanował odruch nienawiści i pomsty. Pozostawało mu jedynie uniknąć zbytniej liczby morderstw; wiecie zaś, moi Ojcowie, iż tak rzadkiem jest aby jezuita dał policzek urzędnikowi Domu królewskiego, iż niema obawy aby, w tej okoliczności, mord ten pociągnął za sobą zbyt liczne następstwa. Tak więc, nie możecie przeczyć, iż tego jezuitę można było zabić z czystem sumieniem, i że obrażony mógł był z nim postąpić w duchu nauki Lezyusza. I być może, moi Ojcowie, byłby to uczynił, gdyby się kształcił w waszej szkole i gdyby wiedział z Eskobara: że człowiek który otrzymał policzek uważany jest za człowieka bez honoru, póki nie zabije tego kto mu go dał. Możecie mniemać, iż zgoła przeciwne nauki, otrzymane od księdza którego niezbyt widzicie radzi, niemało przyczyniły się do ocalenia życia jezuicie.
Przestańcie tedy mówić o względach, których można uniknąć w tak licznych wypadkach, i poza którymi morderstwo jest, wedle Lezyusza, dozwolone w praktyce. Stwierdzili to dobrze wasi autorowie cytowani przez Eskobara w Praktyce mężobójstwa wedle Tow. Jez. — Czy wolno jest (powiada) zabić tego kto nam dał policzek? Lezyusz powiada, iż wolno w teoryi, ale że nie należy tego doradzać w praktyce, NON CONSULENDUM IN PRAXI, z obawy wybryków nienawiści jak również morderstw szkodliwych dla państwa które mogłyby stąd wyniknąć. ALE INNI ORZEKLI, IŻ, O ILE SIĘ UNIKA TYCH SZKOPUŁÓW, JEST TO Z CZYSTEM SUMIENIEM DOZWOLONE W PRAKTYCE: In praxi probabilem et tutam, judicaverunt Henriquez, etc. Oto jak mniemania wznoszą się stopniowo aż do szczytu prawdopodobieństwa. Wynieśliście je bowiem aż tam, pozwalając wreszcie na owo morderstwo; bez żadnego rozróżnienia teoryi i praktyki, w tych słowach: Wolno jest, skoro się otrzyma policzek, zadać natychmiast cios mieczem, nie aby się zemścić, ale aby zachować swój honor. Tak też uczyli wasi Ojcowie w Caen w 1644, w swoich publicznych pismach, które Uniwersytet przedstawił Parlamentowi, przedkładając mu trzecią skargę przeciw waszej nauce o mężobójstwie, jak to widzimy na str. 339 książki wydrukowanej w tym przedmiocie.
Zważcież tedy, moi Ojcowie, iż własni wasi autorowie sami niweczą owe czcze rozróżnienie teoryi i praktyki, które Uniwersytet wyszydził, i którego wynalazek jest sekretem waszej polityki. Nie od rzeczy będzie ją tu objaśnić; poza tem bowiem iż zrozumienie jej potrzebne jest dla 15, 16, 17 i 18 szalbierstwa, wogóle z korzyścią będzie odsłonić stopniowo zasady tej tajemniczej polityki.
Kiedyście się jęli rozstrzygać zagadnienia moralne w pobłażliwy i wygodny sposób, było wśród nich wiele takich które obchodziły jedynie religię: jak kwestye skruchy, pokuty, miłości Boga, i wszystkie te które dotyczą jedynie sumienia. Ale natknęliście się na inne, które dotyczą Państwa zarówno jak i religii: jak kwestje lichwy, bankructwa, mężobójstwa i inne podobne. Otóż, bardzo bolesną rzeczą dla ludzi szczerze przywiązanych do Kościoła jest, iż, w mnóstwie wypadków gdzie mieliście do zwalczania jedynie religię, obalaliście jej prawa bez żadnych względów, bez rozróżnień i bez obawy: jak to widzimy w waszych tak śmiałych zamachach na pokutę i na miłość Boga, ponieważ wiecie, że nie tutaj-to Bóg pełni jawnie swoją sprawiedliwość.
Ale, w rzeczach które obchodzą nietylko religię lecz i Państwo, lęk przed sprawiedliwością ludzką każe wam rozdwajać swoje orzeczenia i ujmować każdy przedmiot w dwe kwestje: jedną którą nazywacie teoretyczną, w której, rozważając te zbrodnie same w sobie, bez względu na interes Państwa, jedynie z punktu prawa boskiego które ich zabrania, przyzwoliliście je bez skrupułu, obalając tem prawo boskie które je potępia; drugą, t. zw. praktyczną, w której zważając szkodę jaką ucierpiałoby Państwo, oraz obecność Trybunałów czuwających nad bezpieczeństwem publicznem, nie zawsze pozwalacie na te morderstwa i zbrodnie, które uważacie za dozwolone w teoryi, aby się w ten sposób ubezpieczyć od strony Trybunałów. Tak np. w tej kwestyi czy wolno jest zabić za odmowę, wasi Ojcowie Filiucyusz, tr. 29, c. 3, n. 52; Reginald, l. 21, c. 5, n. 63 i inni odpowiadają: W teoryi jestto dozwolone: EX PROBABILI OPINIONE LICET: ale nie pochwalam tego w praktyce, zprzyczyny wielkich ilości morderstw któreby stąd wynikły, czyniąc znaczną szkodę Państwu w razie gdyby się zabijało wszystkich obmówców; jak również, iż, zabijając dla tej przyczyny, podpadłoby się pod Trybunały.
Oto w jaki sposób mniemania wasze wynurzają się na świat pod tem rozróżnieniem zapomocą którego podgryzacie jedynie religię, nie zaczepiając jeszcze wyraźnie Państwa. W ten sposób zdaje się wam, że jesteście bezpieczni. Wyobrażacie sobie bowiem, iż wpływy jakie macie w Kościele zabezpieczą od kary wasze zamachy na prawdę; ograniczenia zaś jakie wprowadzenie w praktykę tych zasad zasłonią was od strony Trybunałów, które, nie będąc sędziami w kwestyach sumienia, troszczą się jedynie o zewnętrzne postępki. Tak więc, mniemanie, które skazanoby pod mianem praktyki, obiega bezpiecznie pod godłem teoryi.
Skoro raz się umocni tę postawę, nie trudno wznieść na niej resztę waszych maksym. Istniała nieskończona odległość pomiędzy zakazem zabijania jaki dał nam Bóg, a teoretycznem pozwoleniem, którego uczielili wasi autorzy. Ale od tego pozwolenia do praktyki odległość jest bardzo mała. Pozostaje jedynie wykazać, iż to co jest dozwolone w teoryi, dozwolone jest i w praktyce. Z pewnością nie zbraknie argumentów potemu, znaleźliście je wszak i w trudniejszych wypadkach. Chcecie widzieć, moi Ojcowie, jak się do tego dochodzi? Przyjrzyjcie się biegowi poglądów Eskobara, który jasno to rozstrzygnął w pierwszym z sześciu tomów swojej wielkiej, wspomnianej już przezemnie Teologii moralnej. Inaczej tam zgoła przemawia, niż w owym wyciągu z waszych 24 starców: tam przyjmował jeszcze, iż mogą istnieć mniemania prawdopodobne w teoryi, a które nie są pewne w praktyce; później doszedł do wręcz przeciwnego wniosku i bardzo go jasno wyraził w tem dziele: tak pięknie nauka o prawdopodobieństwie rozrasta się z czasem, zarówno jak każde mniemanie prawdopodobne w szczególności! Posłuchajcież go tylko, in Praeloq., n. 15: Nie rozumiem, mówi, w jaki sposób to, co się wydaje dozwolonem w teoryi, miałoby nie być dozwolonem w praktyce; wszakże to co można czynić w praktyce, zależy od tego co się okaże dozwolonem w teoryi, i te dwie rzeczy pozostają do siebie w stosunku takim jak skutek do przyczyny: teorya bowiem wytycza praktykę. STĄD WYNIKA IŻ MOŻNA Z CZYSTEM SUMIENIEM TRZYMAĆ SIĘ W PRAKTYCE MNIEMAŃ PRAWDOPODOBNYCH W TEORYI, a nawet z większą pewnością niż tych, których się nie rozstrząsnęło teoretycznie tak gruntownie.
Doprawdy, moi Ojcowie, wasz Eskobar rozumuje niekiedy dość trafnie. W istocie, między teoryą a praktyką jest jak ścisły związek, iż, kiedy jedna zapuści korzenie, nie robicie już ceremonii z przyzwoleniem drugiej bez udania. Widzieliśmy to w pozwoleniu zabicia za policzek: z prostej teoryi, Lezyusz posunął je śmiało do praktyki której nie powinno się łatwo pozwalać, Eskobar zaś jeszcze dalej do praktyki możliwej, skąd już wasi Ojcowie Caeńscy przeszli do pełnego pozwolenia, bez rozróżniania teoryi i praktyki, jak to już wam pokazałem.
W ten oto sposób pozwalacie stopniowo urastać swoim zasadom. Gdyby się ujawniły odrazu w swoich najdalszych następstwach, przejęłyby zgrozą: ale ten wolny i nieznaczny postęp sprawia, iż ludzie oswajają się z niemi i usuwa zgorszenie. W ten sposób, przyzwolenie zabójstwa, tak ohydne Państwu i Kościołowi, wciska się najpierw w Kościół, a następnie z Kościoła do Państwa.
Widzieliśmy podobny tryumf mniemania o zabójstwie za obmowę. Doszło ono dziś bowiem do podobnego uprawnienia, bez żadnych rozróżnień. Nie zaprzątałbym się przytaczaniem wam ustępów z waszych Ojców w tej mierze, gdyby to nie było potrzebne aby pognębić czelność z jaką powtórzyliscie dwa razy w waszem 15-tym szalbierstwie, str. 26 i 30: Iż niema ani jednego jezuity, któryby pozwolił zabijać za obmowę. Pisząc tak, moi Ojcowie, powinniście się starać abym tego nie przeczytał, zbyt łatwo bowiem jest mi dać odpowiedź. Nie licząc bowiem iż wasi Ojcowie Reginald, Filicyusz, etc., przywolili to w teoryi, jak już wspomniałem (skąd zasada Eskobara wiedzie nas niemylnie do praktyki), powiem wam jeszcze iż wielu waszych autorów pozwoliło to wyraźnemi słowy; między innemi O. Hereau w swoich publicznych wykładach, w następstwie których król nałożył nań areszt klasztorny za to iż, między innemi błędami, uczył: iż, kiedy ktoś nas osławia w obecności czcigodnych ludzi, i czyni to dalej mimo ostrzeżenia, wolno jest go zabić: nie publicznie, z obawy zgorszenia, ale pokryjomu, SES CLAM.
Wspominałem wam już o O. l’Amy; wiadomo wam zapewne iż nauka jego w tym przedmiocie spotkała się, w r. 1649, z cenzurą uniwerytetu w Louvain. A mimo to, niema jeszcze dwóch miesięcy, jak wasz O. des Bois podtrzymywał w Rouen ową potępioną naukę. O. l’Amy i uczył: Iż wolno jest zakonnikowi bronić czci nabytej swą cnotą, nawet zabijając tego który szarpie jego dobrą sławę, ETIAM CUM MORTE INVASORIS. Co spowodowało takie zgorszenie w tem mieście, iż wszyscy proboszczowie zjednoczyli się aby mu nakazać milczenie i zmusić drogami kanonicznemi do odwołania tej nauki. Rzecz toczy się przed konsystorzem.
Cóż to ma znaczyć tedy, moi Ojcowie? Jak śmiecie potem twierdzić, iż żaden jezuita nie sądzi aby można było zabić za obmowę? Czy, aby was o tem przekonać, trzeba było czegoś więcej prócz samych mniemań waszych Ojców, które przytaczacie: pozwalają zabijać w teoryi, a bronią jedynie w parktyce, z przyczyny szkody jaka wynikłaby stąd dla Państwa. Toć o nic innego nie chodzi, tylko o to czyście zdeptali prawo boże, które broni mężobójstwa! Nie chodzi o to czyście zgrzeszyli przeciw Państwu ale przeciw religii. Na cóż tedy zda się w tej dyspucie wykazywać żeście uszanowali Państwo, skoro równocześnie ujawniacie iż sponiewieraliście religię, mówiąc, str. 28, l. 3: iż, w kwestyi zabójstwa za obmowę, Reginald mniema, że każdy postronny człowiek ma prawo uciec się do tej obrony, biorąc rzecz teoretycznie samą w sobie? Nie chcę nic prócz tego wyznania aby was pognębić. Postronny człowiek, powiadacie, ma prawo użyć tego sposobu obrony, to znaczy zabić za obmowę, biorąc rzecz samą w sobie. Tem samem, moi Ojcowie, nauka ta depce prawo boże które broni zabijać.
I na nic się nie zda mówić potem, jako wy czynicie: Że to jest bezprawne i zbrodnicze, nawet wedle prawa bożego, z przyczyny mordów i zamętu jakie nastałyby w Państwie, ponieważ Bóg nakazuje mieć wzgląd na dobro Państwa. To wychodzi poza kwestyę, albowiem, moi Ojcowie, są dwa prawa, jedno które broni zabijać, drugie które broni szkodzić Państwu. Reginald nie zgwałcił może tego które broni szkodzić Państwu, ale pogwałcił z pewnością to które broni zabijać. Otóż, chodzi tylko o to. Nie mówiąc iż wasi inni Ojcowie, którzy przyzwolili te mordy w praktyce, naruszyli zarówno jedno jak drugie. Ale idźmy dalej, moi Ojcowie. Widzimy dobrze iż bronicie niekiedy szkodzić Państwu, i powiadacie iż strzeżecie w tem prawa bożego, które nakazuje Państwo wspomagać. Jestto może prawda, ale nie koniecznie; to samo moglibyście czynić jedynie przez obawę trybunałów. Zbadajmy tedy, proszę, z jakiej zasady to płynie.
Nieprawdaż, moi Ojcowie, iż, gdybyście dbali naprawdę o Boga, i gdyby troska o jego prawo była pierwszym i głównym waszym celem, zasada ta widniałaby jednako we wszystkich waszych ważnych rozstrzygnieniach, i kazałaby wam w każdej potrzebie stać na straży dobra Religii. Ale jeżeli, przeciwnie, widzimy, iż w tylu wypadkach gwałcicie najświętsze nakazy Boga, wówczas gdy stoi wam na zawadzie jedynie jego prawo; że właśnie w tych okolicznościach o których mowa depcecie to Jego prawo, które zabrania tych uczynków jako zbrodniczych samych w sobie, a jeśli wahacie się uznać je w praktyce to z obawy przed trybunałami; czyż nie trzaba nam wówczas mniemać że nie Boga tu macie na względzie, i że, jeśli na pozór strzeżecie jego prawa aby nie szkodzić Państwu, nie czynicie tego dla samego pawa, ale jedynie dla swoich celów, tak jak zawsze czynili najmniej religijni politycy?
Jakto, moi Ojcowie, powiecie iż, zważając jedynie prawo boże które broni zabójstwa, mamy prawo zabijać za obmowę! I pogwałciwszy w ten sposób wiekuiste prawo Boga, sądzicie iż usuniecie zgorszenie i przekonacie nas o swoim szacunku dla tegoż prawa, dodając iż zabraniacie go w praktyce, przez wzgląd na Państwo i przez obawę Trybunałów! Czyż to nie jest, przeciwnie, źródłem nowego zgorszenia, nie z powodu szacunku jaki okazujecie Trybunałom, nie to bowiem wam zarzucam i śmieszne są wasze drwinki w tym przedmiocie na str. 29. Nie zarzucam wam iż lękacie się sędziów, ale iż lękacie się tylko sędziów. Za to was potępiam, w ten sposób bowiem Bóg jest, w waszych oczach, mniejszym nieprzyjacielem zbrodni niż ludzie. Gdybyście powiedzieli, iż można zabić potwarcę wedle ludzi ale nie wedle Boga, mniej byłoby to gorszące. Ale kiedy twierdzicie, iż to co jest zbyt zbrodnicze aby znalazło pobłażanie w oczach ludzi, jest niewinne i sprawiedliwe w oczach Boga, który jest samą sprawiedliwością, czyż tem okropnem tak przeciwnem duchowi bożemu przekształceniem nie ukazujecie całemu światu, iż jesteście śmiali wobec Boga a lękliwi wobec ludzi? Gdybyście chcieli szczerze potępić te mężobójstwa, utrwalilibyście prawo boże które ich zabrania; a gdybyście się ośmielili wręcz je przyzwolić, uczynilibyście to otwarcie wbrew prawom Boga i ludzi. Ale, ponieważ chcieliście je przyzwolić nieznacznie i podejść Trybunały czuwające nad publicznem bezpieczeństwem, rozdzieliliście chytrze swoje maksymy, twierdząc z jednej strony: Iż wolno jest w teoryi zabić za obmowę (do was bowiem należy teoretyczne rozważanie rzeczy), a z drugiej strony ogłaszając tę luźną zasadę: Iż co jest dozwolone w teoryi, dozwolone jest również w praktyce. Cóż bowiem napozór obchodzi Państwo owo ogólne i oderwane twierdzenie? I tak, utrwaliwszy, każdą oddzielnie, owe dwie mało podejrzane zasady, oszukaliście czujność Trybunałów: wystarczy bowiem skupić w jedno te dwie maksymy, aby wyciągnąć z nich wniosek do którego zmierzacie, iż można zabijać w praktyce za prostą obmowę.
To też jest, moi Ojcowie, jedna z najsubtelniejszych sztuczek waszej polityki rozdzielać w swoich pismach maksymy które skupiacie w swoich poglądach. W ten sposób ustaliliście odzielnie swoją naukę o prawdopodobieństwie, którą niejednokrotnie wyłożyłem; skoro zaś ta ogólna zasada zyskała grunt, wysuwacie oddzielnie rzeczy, które, może niewinne same w sobie, stają się okropne skojarzone z tą zgubną zasadą. Jako przykład przytoczę to, coście powiedzieli na 11 str. waszych szalbierstw: Iż wielu słynnych teologów jest zdania, że można zabić za policzek. To pewna, moi Ojcowie, iż, gdyby to rzekł ktoś, kto nie głosi zasady prawdopodobieństwa, nie byłoby w tem nic nagannego: ot, proste przytoczenie faktu bez konsekwencyi. Ale wy, moi Ojcowie, i wszyscy ci którzy wyznajecie tę niebezpieczną naukę: Iż wszystko co uznają sławni doktorzy jest prawdopodobne i bezpieczne dla sumienia, kiedy dodajecie do tego, iż wielu słynnych autorów jest zdania, że można zabić za policzek, czyż nie kładziecie tem samem każdemu chrześcijaninowi sztylet w rękę, aby zabił każdego kto go obrazi, skoro im oznajmiacie iż mogą to uczynić z czystem sumieniem, na wiarę mniemania licznych i poważnych doktorów?
Cóż za straszny język, który, powiadając iż jacyś autorzy głoszą naganne mniemania, jest zarazem rozstrzygnieniem na rzecz tego nagannego mniemania, i który uprawnia w sumieniu wszystko co przytacza! Rozumie świat, moi Ojcowie, ten język waszej szkoły! Zdumiewająca to rzecz, iż wy macie czoło mówić tak głośno tym językiem, który tak jawnie odsłania wasze uczucia i dowodzi iż uważacie za bezpieczne w sumieniu to mniemanie: skoro bowiem rzekliście, iż wyraża go wielu słynnych autorów, powiedzieliście tem samem, iż można zabić za policzek.
Z tego nie możecie się wybronić, moi Ojcowie; na nic wam się nie zda przeciwstawiać mi cytaty z Vasqueza i Suareza, w których potępiają te morderstwa, uprawnione przez ich kolegów. Świadectwa te, oderwane od reszty waszej nauki, mogą olśnić tych którzy jej nie rozumieją. Ale trzeba złączyć razem wasze zasady i wasze maksymy. Powiadacie tedy że Vasquez zabrania modrderstwa, ale co powiadacie z drugiej strony, moi Ojcowie? Iż prawdopodobieństwo jakiegoś mniemania nie wyklucza możliwości przeciwnego mniemania. A w innem miejscu: Iż wolno jest iść za mniemaniem najmniej prawdopodobnem i najmniej pewnem, opuszczając mniemanie najprawdopodobniejsze i najpewniejsze. Co z tego wszystkiego wynika, jeśli nie to, iż mamy zupełną swobodę sumienia, aby, z tylu sprzecznych zdań, wziąć sobie to które nam się podoba? W cóż tedy się obróci, moi Ojcowie, owoc, którego spodziewaliście się z tych wszystkich cytatów? Znika, skoro, na wasze potępienie, trzeba jedynie skupić te maksymy, które wy rozdzielacie dla swego usprawiedliwienia. Pocóż tedy dobywacie ze swoich autorów ustępy których ja nie cytowałem, aby usprawiedliwić te które cytowałem, skoro nie mają one z sobą nic wspólnego? Cóż wam to daje za prawo nazywać mnie szalbierzem? Czy powiedziałem, że wszyscy wasi Ojcowie brną w tych samych błędach? Czyż nie ukazałem przeciwnie, iż główną waszą intencyą jest mieć wśród nich wszystkie zdania, iżby wam służyli na każdą potrzebę. Tym, którzy zechcą zabijać, pokaże się Lezyusza; tym, którzy nie zechcą zabijać, Vasqueza; iżby nikt nie odszedł niezaspokojony i bez poparcia poważnego autora. Lezyusz będzie mówił jak poganin o mężobójstwie a może jak chrześcijanin o jałmużnie, Vasquez będzie mówił jak poganin o jałmużnie, a jak chrześcijanin o mężobójstwie. Ale, zapomocą prawdopodobieństwa które uznają i Lezyusz i Vasquez i które sprawia wspólność wszystkich waszych mniemań, będą sobie wzajem użyczali swoich poglądów, i będą zmuszeni rozgrzeszać tych którzy postąpią wedle zasad potępionych przez każdego z nich. Ta rozmaitość tedy pognębia was najbardziej; jednomyślność byłaby już znośniejsza: niemasz nic bardziej przeciwnego wyraźnym nakazom św. Ignacego i waszych pierwszych generałów niż to bezładne zmięszanie wszelkiego rodzaju mniemań. Pomówię może kiedy obszerniej o tem, moi Ojcowie; zdumieje się świat widząc jak bardzo odbiegliście od pierwotego ducha waszego Zgromadzenia, i jak właśni wasi generałowie przewidzieli, iż wyuzdanie waszych nauk moralnych może być zgubne nietylko dla waszego Towarzystwa ale dla całego Kościoła.
Na razie, powiem wam, że nie zdołacie nic więcej wydobyć z mniemania Vasqueza. Dziwne byłoby, gdyby, na tylu jezuickich piarzy, nie znalazł się jeden albo dwóch, którzyby powiedzieli to co wyznają wszyscy chrześcijanie. Niema w tem żadnej chwały, aby twierdzić, zgodnie z Ewangelią, iż nie wolno zabijać za policzek; ale jest straszliwa hańba przeczyć temu. To zatem nietylko was nie usprawiedliwia, ale, przeciwnie, potępia tem bardziej: iż, mając w swem gronie doktorów którzy głosili prawdę, nie zostaliście w prawdzie i woleliście raczej ciemność niż światło. Słyszeliście bowiem od Vasqueza: iż mówić że można uderzyć tego kto nam dał policzek, jestto mniemanie pogańskie a nie chrześcijańskie; mówić że można zabić dla tej przyczyny, to znaczy obalać Dekalog i Ewangelię; uznają to nawet najwięksi zbrodniarze. A mimo to ścierpieliście, aby, wbrew tym znanym prawdom, Lezyusz, Eskobar, i inni orzekli, iż, nawspak wszystkim zakazom boskim, wolno jest zabić za policzek. Nacóż zda się teraz wyciągać ten ustęp z Vasqueza przeciw Lezyuszowi, jeśli nie na to, aby wykazać że Lezyusz jest poganinem i zbrodniarzem wedle Vasqueza? czego ja nie śmiałem powiedzieć. Cóż można stąd wywnioskować, jeśli nie to, że Lezyusz obala Dekalog i Ewangelię; iż, w dniu ostatecznego sądu, Vasquez potępi Lezyusza na tym punkcie, tak jak znowuż Lezyusz Vasqueza na innym; i że wszyscy wasi autorowie powstaną w dzień Sądu przeciw sobie, aby sobie wyrzucać wzajem swoje przeraźliwe wybryki przeciw prawu Chrystusowemu?
Zakończmy tedy, moi Ojcowie, wnioskiem, iż, skoro wasze prawdopodobieństwo czyni dobre uczucia niektórych waszych autorów bezużytecznemi dla Kościoła a użytecznemi jedynie dla waszej polityki, służą oni jedynie dla ujawnienia nam swojemi sprzecznościami dwoistości waszego serca. Odsłoniliście nam ją doskonale, oznajmiając, z jednej strony, iż Vasquez i Suarez są przeciwni zabójstwu, z drugiej strony zaś iż wielu sławnych autorów jest za zabójstwem; w ten sposób, pokazujecie ludziom dwie drogi, niwecząc prostotę ducha bożego, brzydzącego się tymi którzy są dwoistego serca i którzy zachowują sobie dwie ścieżki. Vae duplici corde, et ingredienti duabus viis.








  1. W porze gdy Pascal pisał XIII Prowincjałkę, opowiadano głośny fakt, iż oficer kuchni królewskiej w Compiegne, nazwiskiem Guille, udawszy się w służbowym charakterze do kolegjum jezuitów, wszedł w zwadę z O. Borin, przyczem ten ostatni dał mu policzek.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Blaise Pascal i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.