Przebaczenie (Gadomski, 1893)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Gadomski
Tytuł Przebaczenie
Pochodzenie Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891)
Wydawca G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz
Data wyd. 1893
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków – Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PRZEBACZENIE.


I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom“. Z pewnością, dobrze jest mieć odpuszczone winy; lecz podobno, i trudno, i niebezpiecznie — odpuszczać. Społeczność winowajców swoich za przekroczenie ustaw karze i posuwa się w surowości aż do odbierania im życia. Karząc, broni się ona przed rozpanoszeniem zbrodni i przed anarchją. Nikt nie przeczy, że obrona ta jest potrzebną, nikt nie podaje w wątpliwość jej pożytku. Kościół, podobnie jak państwo, wymierzał surowe kary na łamiących przepisy ustaw kanonicznych. Nawet ideologowie, którzy potępiają zasadę kary, nie stawiają na jej miejscu zasady przebaczenia; radzą oni ubezwładniać zbrodniarzy. Otóż, ubezwładnić człowieka, odjąć mu, w ten lub inny sposób, po jednym złym uczynku moc czynienia tego, do czego popychają go uczucia lub skłonności, nie znaczy to już przebaczać. Zły czyn miałby tu swoje, ograniczające swobodę człowieka, następstwo; tymczasem przebaczenie jest zawieszeniem skutku winy. Stała się i nie ma dla sprawcy swego następstw zewnętrznych, jakby się nie stała.
Społeczność karze ludzi, za krzywdy, wyrządzane innym ludziom. Nie wszystkie jednak krzywdy podpadają pod przepisy praw karzących. Jeśli mnie ktoś okradł, pójdzie do więzienia; jeśli mnie złośliwie obmówił, jeśli mi nie wyrządził przysługi, której się spodziewałem, jeśli mi zagrodził drogę do sławy lub majątku, choć mógł ją zostawić wolną; jeśli mnie w potrzebie opuścił przyjaciel, jeśli mnie zdradziła kochanka, jeśli syn zawiódł nadzieje ojca — trybunały nie ukarzą ich za to. Ale ja jednak cierpię; ja ojciec, przyjaciel, kochanek doznałem krzywdy, której naprawić nic już nie zdoła. Mamże się mścić czy przebaczać? Jeśli ja nie zapłacę, nikt za mnie nie wyrówna tego rachunku. Czy pomimo to mam być pobłażliwym? Czy kiedy sędzia publiczny karze za winy, które jego samego nie bolą, ja mam odpuszczać takie, które mnie zraniły? Czy, raz odpuściwszy, nie dam zachęty do wyrządzenia mi krzywdy powtórnie? Czy zamiast przebaczenia nie mam raczej obowiązku powściągania złośliwych popędów, które mi wchodzą w drogę, odpłacając doznane krzywdy według pogańskiej zasady „ząb za ząb“?
Przebaczaj, mówi religja. Mówi tak, lecz sama grozi grzesznikom karami. Według jej zasad pokuta i skrucha mogą im wprawdzie zjednać odpuszczenie; ale przecież potrzebna jest pokuta i skrucha. Toć i może przyszłoby łatwiej przebaczyć, gdyby winowajca żałował za krzywdę, albo mi ją nagrodził. On jednak nie zawsze to robi i nie zawsze to może; a kto odemnie żąda zawsze przebaczenia, wymaga więcej, niż od bóstwa, którego miłosierdzie ograniczone jest przez sprawiedliwość. Karać — jest to i mścić się i bronić się zarazem. Choćby nie była zakazaną zemsta, musi być wolną obrona. Gdybym zawsze odpuszczał krzywdy, stałbym się łatwą pastwą złości ludzkiej. Ale jeślim choć raz nie odpuścił, już to jest tryumf twardego prawa odwetu, przed którem się ugiąłem.
A więc nie przebaczenie, lecz odwet? Bynajmniej. Odpuszczenie bywa wprawdzie i trudne, i niebezpieczne. Nie jest ona zasadą bezwzględną; społeczność i człowiek pojedynczy muszą się bronić przed krzywdami. Niema też obawy, żeby kiedykolwiek ludzie posunęli wzrost swego miłosierdzia aż do granic, za któremi zaczyna się bezbronność. A skoro tak, to niezawodnie niebezpieczeństwa miłosierdzia są mniejsze od jego dobrodziejstw. Przebaczać, to czynić dobrze nawet tym, którzy nam źle czynią. Mogę nigdy nie dojść do bezwzględnej w tem doskonałości; potrzeby, interesa, skłonności moje mogą mi tu stawać na przeszkodzie. Nie mniej, jeślim już tę zasadę przyjął, jeślim się nią napoił, zastosuję ją z pewnością od czasu do czasu, co się przyczyni do powiększenia liczby dobrych uczynków, jakie w życiu spełnię lub przynajmniej do zmniejszenia ilości złych. Staram się przebaczać, staram się oszczędzać ludziom cierpień; mniejsza z tem, że ludziom, przez których ja sam cierpię, ale zawsze ludziom. Gdyby i oni starali się przebaczać, i gdyby im się to choć niekiedy udawało, zmalałaby wogóle suma przykrych wrażeń w życiu zbiorowem, które też przez to stałoby się dla wszystkich lżejszem. Jeden człowiek dobry w tłumie przewrotnych musi zginąć, niby owca w stadzie wilków. Dlatego też w interesie każdego leży, aby wszyscy naokoło byli dobrzy i uczynni. Jakoż, dopóki są, nie potrzebują nawet myśleć o przebaczeniu. Ale jeśli im raz nie starczyło dobroci lub prawości, jeśli wojownicze instynkta przemogły i ludzie zranili mnie, ja wówczas przebaczając, stwierdzam przed samym sobą i przed nimi, że czynienie ludziom dobrego jest najwyższym moralnym obowiązkiem. Obowiązek ten złamali moi winowajcy; przebaczenie moje przypomni im to. Jeśli obowiązek ów wogóle szanują i starają się wykonywać, to zapomnienie będzie im na przyszłość lepszym bodźcem do hamowania złośliwych w sobie popędów od doznanej kary czy zemsty, za którą mogłaby pójść nowa z ich strony na nas zemsta i kara — i tak bez końca.
Karanie w szkole stanowi środek wychowawczy, stanowi go potrosze i w szerszem, społecznem pojęciu kary. Świat ludzki pełen jest nędzy moralnej i zepsucia. Jedną i drugą tępić, przed skutkami ich bronić się — społeczność ma niezaprzeczone prawo. Ale do zemsty i do karania człowiek jest już z natury łatwy; czynienia dobrze i przebaczania musi się uczyć. Niechże się uczy. Przebaczenie to jedno z najpiękniejszych prawideł moralnych. Gdybyśmy je chcieli stosować choćby tam tylko, gdzie to czynić możemy bez wielkiego niebezpieczeństwa dla swoich interesów, jużby ubyło stosunkom ludzkim wiele plamiących je skaz. Gdybyśmy chcieli zawsze je mieć na myśli, cały poziom naszego życia wznosić by się musiał. Przebaczenie pokrewne jest poświęceniu. Kto odpuszcza winowajcom, ten nie płaci złem za złe; a kto złem za złe nie płaci, to prawie jakby płacił za nie dobrem. Niechże tedy kościół, społeczność, jednostki grożą karami i karzą, gdy to im się wydaje koniecznem; przebaczenie jest mimo to od karania wyższe w porządku moralnym. Karać może każdy, przebacza tylko szlachetny. Dobry cierpi, gdy karze; zły cierpi, gdy przebacza. Mamy wprawdzie prawo bronić się przed wylewem ludzkiej złości i stawiać jej tamy; lecz posiadamy prócz tego przywilej przebaczania uraz. Dziś jest to przywilej dusz wybranych; lecz, korzystając z niego, te dusze wybrane i w sobie wzmacniają i w innych sieją zarody prawości. Nie przeszkadzajmy im w tem, bo, gdy kara nie zawsze powściąga złość ukaranego, odwet zawsze zostawia plamkę na sercu mszczącego się.

Warszawa.Jan Gadomski.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Gadomski.