[239]PRZEDZIWNA RÓŻA.
Któż mi to zrobił tę krzywdę?
Któż to postawił tę dziwną różę
w rzniętym wazonie z kryształu
na moim stole,
nakrytym białym obrusem,
przy którym piję codziennie chianti?
Przedziwna róża!
Na smukłej czerwonej łodydze
o liściach bladych, podłużnych i lśniących,
wątłą swą zieleń, pełną modrych żyłek —
pieściwie
do szkła zimnego kryształu tulących:
pod zbytkiem własnej piękności i woni
ciężko się kłoni
ogromny kwiat różowo-złoty
o niewymownej jakiejś barwie ciała
młodej dziewczyny... kobiety...,
co — biała —
[240]
zarumieniona z miłosnej pieszczoty,
a jeszcze mdlejąca z tęsknoty,
rozchyla chusty
lubieżnie a razem wstydliwie
i pierś odsłania nie sytą szału —
i ust szukając pragnącemi usty,
śni o straszliwej, zabójczej miłości,
ostatnim dziwie...
Ta złota róża w wazonie z kryształu! — —
Nawpół rozwarta, jak kobiece wargi,
które chcą, by je całować,
podobna do snu o miłości,
co tak zakwitnął na jeden dzień
czarownym kwiatem!
Niewinna, zda się, jak dziecięcy śmiech,
czysta — jak młoda dziewczyna,
a tak kusząca, jak śmierć i grzech,
zwycięzka, chociaż bezbronna
i wonna... tak wonna...
Upaja mocniej od wina
i więdnąc w żarze własnej namiętności,
od własnej mdlejąc rozkoszy,
rozchyla — rozgina
[241]
płatki zwarzone ogniem wewnętrznym,
a przecie
na pozór tak świeże, jak rosa,
wśród których w głębi prześwieca
jasnym szkarłatem
— jak krwią nabrzmiała pierś kobieca —
różowa tajemnica kwiatu:
ukryta niby przed światem,
pokazana światu...
Któż to postawił tę dziwną różę
na moim stole,
przy którym spędzam samotne godziny?
Słońce prześwietla jej złocistą głowę
i z łona
błyski dobywa różowe,
a tęcze grają w krysztale,
perły, łzy czy opale,
a w szklance mej grają rubiny,
gra tęcza druga, czerwona
w winie ognistem, jak krew! —
Ta dziwna róża!
Podobna do snu o miłości,
który zakwitnął na jeden dzień!...
Pod własnej woni nadmiarem
[242]
pod własnej brzemieniem piękności
słonecznym oblana żarem,
rozkoszą własnych pragnień zwyciężona,
chyli się, mdleje i kona, —
a obok na wątłej łodydze
pączek maleńki, różowy,
ledwo z zielonych wykwita osłonek
jak świt, jak zorza, budzący się dzionek,
i patrzy — i drży...
Grają tęcze w krysztale,
perły, łzy czy opale,
grają w mej szklance rubiny;
z pod powiek przymknionych poglądam
przez długie, długie godziny
na różę i piję
czerwone, ogniste chianti...
Florencja.