Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy/Część druga/XXXVII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy |
Wydawca | Wydawnictwo J. Mortkowicza |
Data wyd. | 1937 |
Druk | Drukarnia Naukowa Tow. Wydawn. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Boyé |
Tytuł orygin. | El ingenioso hidalgo Don Quijote de la Mancha |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Księstwo niewypowiedzianej uciechy doznawali, widząc, iż Don Kichot tak dobrze na ich ułożenie odpowiada.
Wtem rzekł Sanczo Pansa:
— Nie chciałbym, aby ta pani ochmistrzyni stanęła na wstręcie uiszczenia obietnicy rządów. Słyszałem od pewnego aptekarza w Toledo, który gadał tak pięknie, jak pięknie szczygieł śpiewa, że kiedy się białogłowy gdzie wmieszają, nie można się niczego dobrego spodziewać. Do paraliża! Jakże on je lubił ten aptekarz! A gdy wszystkie te Jejmości, jakiejkolwiekobądź kondycji i stanu, są naprzykrzone i nieznośne, czegóż można się spodziewać po nieszczęsnych i utrapionych, do których należy ta pani grabini Trzech Fałd i Trzech Ogonów. W moim kraju ogony, fałdy, poły a ogony to jedno.
— Zawrzyj gębę, miły Sanczo — rzekł Don Kichot. — Ta pani, przychodząca zdaleka, aby mnie wynaleźć, nie może być jedną z tych, o których aptekarz namienił, tembardziej że jest grabinią, a jeśli grabinie za ochmistrzynie służą, to tylko królowym i cesarzowym; w swoich domach są wielkiemi damami, którym inne damy usługują.
Na to przytomna pani Rodriguez rzekła:
— Księżna Jejmość ma za służące damy, coby mogły być grabiniami, gdyby fortuna zdarzyła, ale prawa tam się obracają, gdzie chcą królowie! Nikt nie powinien źle mówić o ochmistrzyniach, zwłaszcza o ochmistrzyniach- dziewicach i pannach, bo chocia sama panną nie jestem, przecie wiem, że prym mają panny przed wdowami. Ktoby chciał nas krótko przystrzyc, nożyce mu w ręku pozostaną.
— Z tem wszystkiem — odparł Sanczo — jak mój aptekarz powiadał, siłaby tych dam podstrzyc należało, ale nie poruszajmy ryżu, gdy w garnku perkota.
— Ci giermkowie — rzecze pani Rodriguez — są najgorzej nam nieprzechylni; wałęsając się po przedpokojach i widząc nas co chwila, czas wolny od modlitw (a mają tego czasu wiele) poświęcają na obśmiewiska, wytykają nam każdą ułomność i skazę i dobrą sławę szarpią. Niech wiedzą te ruchome drągale, że, ku ich żalowi i złości, musi być dla nas na świecie miejsce, właśnie w domach wielkopańskich, chocia przymieramy tam głodem i czarną suknią mniszą swe delikatne członeczki okrywamy, tak jak w czasie procesji gnojowiska kobiercem się przykrywa. Na moją duszę, gdybym mogła i gdyby tego konieczność po mnie wymagała, pokazałabym nie tylko przytomnym, ale i światu całemu, że nie ma cnoty, krom tej, co się w ochmistrzyniach zawiera.
— Mniemam — rzecze Księżna — że pani Rodriguez rzetelnie mówi, ale iż musi czekać stosownego czasu i okazji na obronę ochmistrzyń, aby zawstydzić niecnego aptekarza i zwalczyć złe mniemanie w duszy wielkiego Sanczo Pansy.
Na to odparł Sanczo:
— Odkąd mi dymy wielkorządstwa do głowy uderzyły, zapomniałem o odurzeniu giermka. Tyle mnie obchodzą te Jejmoście, co sucha figa.
Jeszczeby się ten dyskurs o ochmistrzyniach dalej ciągnął, gdyby głos fletu i bębnów nie dał się znów słyszeć zbliska. Z tego uznali, że Dama Doloryda nadchodzi. Księżna zapytała księcia, czyli nie trzeba wyjść jej naprzeciw, jakoże jest grabinią i dobrze zacną osobą.
— Jeżeli to grabina — rzekł miast księcia Sanczo — mniemam, że Wasze Dostojności winny wyjść jej naprzeciw, lecz jeśli jest tylko ochmistrzynią, nie życzyłbym księstwu i dwóch kroków postąpić.
— Hej! do czego ty się mieszasz, Sanczo, prostaku — zawołał Don Kichot.
— Do tego się wdaję i mieszam — odparł Sanczo — do czego się mieszać mogę, będąc giermkiem, który się nauczył reguł dwomości w szkole WPana, najgrzeczniejszego rycerza w całym kraju grzeczności. A do tego słyszałem od WPana, że jedną kartą mniej można przegrać, tak jak jedną więcej, mądrej głowie dość na jednem słowie.
— Sanczo dobrze mówi — odezwie się Księżna — trzeba wprzód obaczyć co to za dama, potym zaś wymiarkujemy jak ją przyjąć należy.
Wtem weszli znów do ogrodu grający na bębnach i flecista.
Tutaj autor kończy to krótkie kapitulum i zaczyna drugie, ciągnąc dalej tę samą przygodę, jedną z najbardziej ważkich, w tej historji zawartych.