Przekleństwo (Fredro)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przekleństwo |
Pochodzenie | Dzieła Aleksandra Fredry tom XIII |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1880 |
Druk | Wł. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Przekleństwo, przekleństwo tobie
Wyrodny Synu ojczyzny,
Co rozlewasz po jéj grobie
Własnego serca trucizny.
Niepomny na jarzmo twarde,
Które braci wspólnie gniecie;
Głuchy na potwarz i wzgardę,
Co wróg wiecznie śle po świecie;
Ty z przybytku męstwa, chwały
Zgartasz tylko same śmiecie,
I z nich rozum twój schorzały
Brudne swoje wieńce plecie;
Te dramata, te powieści,
Gdzie się tylko zemsta mieści;
Żeś nie wzleciał tak wysoko,
Jak sięgało twoje oko;
Historyczne owe baśnie
Gdzie gwałt, ucisk, bratnie waśnie,
Głupia duma, podła zdrada,
Wieczny chaos bez przewodu,
Wizerunek niby składa
Upadłego dziś narodu.
Bezczelny trupów obdzierco!
Twe pazury w ziemi wiercą,
A jak chwycą jaki wątek
Drogich sierotom pamiątek,
Stroisz niemi twe upiory,
Żółci rozgrzanej igrzyska,
Gorączkowe dziwotwory,
I piętnujesz w nich nazwiska
Mężów cnoty, męstwa, sławy,
Co u steru naszej nawy,
Co u granic naszéj ziemi
Tyle wieków bez zawodu
Praw kościoła i narodu
Bronili piersi swojemi.
Pohańbione w tym sposobie
Cienie rycerskich postaci
Naszych polskich Antenatów
Przewlekasz po Matki grobie
I wleczesz na rusztowanie,
Mokre jeszcze krwią twych braci
Przed trybunał własnych katów;
Aż się wzdrygną sami kaci,
Aż w ich łonie dech ustanie,
Aż powtórzą cicho w sobie:
Przekleństwo, przekleństwo tobie.
Idź, idź w siedlisko oświaty,
Rodu twego śpiewaj zbrodnie,
Rzucaj klątwę na twych braci;
A w kim serce bije godnie,
Ten ci wzgardą pieśń zapłaci.
Ale idź i w dzikie światy,
U Hurona siądź ogniska;
Powiedz, żeś jest z téj rodziny,
Którą obdarto z nazwiska;
Któréj rozprószone syny,
Jak jesienny liść dębowy,
Od krainy do krainy
Pędzą z wichrem gdzieś w świat nowy;
Powiedz, żeś wieszcz téj rodziny,
Że śpiewasz Ojców przewiny,
Ojców błędy, Ojców zbrodnie;
A twój Huron niezawodnie
Twarz i oczy ci zapluje
I w lasy psami wyszczuje,
By nie ściągnąć gniewu Bogów,
Że dotknąłeś nogą progów,
Gdzie Ojców świecą mogiły,
Gdzie duch Ojców z mgłą wieczorną
Nad zagrodą się zawiesza,
I osłania i pociesza,
A użycza wnukom siły
Nigdy nie zbaczać z tej drogi,
Co im ich wskazały Bogi.
I co przez obcych wyklęte,
Miałożby sercem być wzięte?
Między braćmi, między swemi?
Tu gdzie gniazd naszych szczyt krwawy
Wśród pomników naszéj sławy. —
Przy wiary naszéj ołtarzach,
Na rodzin naszych cmentarzach,
Na téj łzami zmokłéj ziemi,
Naszéj polskiéj, drogiéj ziemi.
Wstrzymaj się, o wstrzymaj wściekły!
Jeśli czucia do kropelki
Z twego serca nie wyciekły,
Jeśli srom w niem nie zgasł wszelki,
Wstrzymaj się, o wstrzymaj wściekły!
Nie ciskaj dla swéj korzyści
Iskry zemsty nienawiści
Między dzieci jednéj matki,
W ich jedności sił ostatki;
Szanuj, szanuj miłość bratnią,
Sierot spuściznę ostatnią;
Nie wzruszaj tego sklepienia
Co ostatni łuk rozpina,
Pod którem szuka schronienia
Zewsząd ścigana rodzina,
Pod którem niegdyś w dzień dany
Do wielkiéj uczty zasiędzie;
Nie wzruszaj sklepienia zdradnie,
Bo jeden kamyk wyrwany,
Co święte wzruszy krawędzie,
Na twą duszę ciężko padnie,
A wieczność powtarzać będzie
Na zapiekłym twoim grobie:
Przekleństwo, przekleństwo tobie!