[131]XXV. Jazon i Medea.
Już Argonauci trudów doznawszy pamiętnych,
Do bystrego Fazysa przybyli wód mętnych.
Tu gdy proszą Eeta o Fryksa skarb złoty,
A władca im naznacza ciężkich prac przedmioty,
Córka jego przejmuje miłość do Jazona
I już rozum zaciemnia namiętność szalona.
A gdy ścisnął jej rękę, zalecił się słowy
I o pomoc upraszał, zaślubić gotowy,
Z łzami rzekła Medea: »Wiem, co ci poradzić;
Ja cię w radzie, ty nie chciej w miłości mię zdradzić.
Ja cię mym darem zbawię: ty pomnij, zbawiony,
Przysiąg, danych kochance, dochować dla żony«.
On na potrójne bóstwo Hekaty przysięga,
Na słońce co swem okiem wszech rzeczy dosięga,
I na bogi, w opiekę biorące małżeństwa,
Wreszcie na swe przygody i niebezpieczeństwa.
Zyskał wiarę; obdarzon czarownemi zioły,
Wziął przepis ich użycia i odszedł wesoły.
Ledwie ostatnia gwiazda z przyjściem zorzy zgasła,
Już lud na polu Marsa czekał bojów hasła.
[132]
Zajmują wzgórza; w środku król na majestacie
Z berłem z kości słoniowej zasiada w szkarłacie.
Wtem z szranków miedzionogie dzikie cielce lecą,
Z żelaznych nozdrzy raz wraz skry ogniste miecą;
Pod ich zjadliwem tchnieniem świeża trawa ginie.
A jak z łoskotem ogień huczy na kominie,
Lub jak w glinianym piecu wapno przepalone
Pieni się, szumi, wody strumieniem gaszone:
Tak zawarte w ich piersiach płomienie huczały,
Lecz prosto wbrew im idzie syn Ezona śmiały.
One bystro na niego wzrok miotają srogi
I jeszcze mu stalowe nadstawiają rogi;
Bijąc w ziemię kopyty, kurz w około sieją
I rycząc, wrzące dymy na powietrze zieją.
Drżą druhy; idzie Jazon i nie czuje żaru:
Taki skutek Medey cudownego daru.
Śmiałą dłonią obwisłe podgardla pogładzi
I gdy na karki bykom ciężkie jarzmo wsadzi,
Pługiem nowinne pole krajać przyniewala.
Dziw zdjął Kolchów. Krzyk Greków Jazona zapala,
Nową czuje odwagę: bierze hełm miedziany
I ciska zęby smocze na zorane łany,
W ziemi pęcznie nasienie, co jady wessało,
Rośnie i ząb zasiany przeradza się w ciało.
Widząc, jak z łona ziemi wyrodzeni męże
Dobyte na Jazona zwracają oręże,
Stracili Pelasgowie i radość i śmiałość.
Mimo własnego daru drży o jego całość
Medea, zimna z trwogi, gdy mieczów tysiące
W hemońskiego młodzieńca zobaczy godzące;
Z obawy, czy jej zioła będą dostateczne,
[133]
Mówi słowa czarowne i modły skuteczne.
On, silny głaz porwawszy, ciśnie w hufce zbrojne
I tak sobie grożącą na nich zwraca wojnę.
Bo patrz: na bratnie życie płód ziemi nastaje.
Tak własnym giną mieczem. Cieszą się Danaje
I śmiałego zwycięscę wszyscy biegną ściskać.
Ty z niemi chcesz, królewno, to szczęście pozyskać,
Lecz ci wzbrania uścisków i skromność i sława;
Przynajmniej się radością twe serce napawa,
A szczęśliwa, że dar twój był Jazona zbawcą,
Wielbisz bóstwo, będące tego daru sprawcą.
Jeszcze czujnego smoka miał zwalczyć uśpieniem,
Co potrójnym językiem lśnił się i grzebieniem
I w kły zbrojny, strzegł bacznem złotej wełny okiem.
Zlawszy go wyciśnionym z ziół letejskich sokiem,
Trzykrotnie sen dające wyrzekł słowa święte,
Które hamują morza i strumienie wzdęte.
Niemi gdy snu błogiego smokowi użyczy,
Wódz złote zdziera runo i dumny z zdobyczy,
Drugą zdobycz przy tamtej, zbawczynią, porywa
I zwycięsca, z małżonką w przystań Jolku wpływa.