Ojciec, nazbyt lękliwy o jedyne dziecię, Zawezwał wszystkich na świecie Wróżbitów i astrologów, By mu donieśli niezwłocznie Jaka też przyszłość jedynaka czeka. «Do lat dwudziestu (orzekły wyrocznie)
Niech lwy omija zdaleka.» Strwożony treścią wyroku,
Ojciec swym domownikom nakazuje srogo: Mieć syna ciągle na oku, By za próg nie stąpił nogą Aż do dwudziestego roku.
Lecz gdy mały chłopaczek wyrosł na młodziana,
Rwał się do świata, tęsknił, wzdychał w nocy, we dnie;
Pytał, za co go więżą? aż, pewnego rana, Ktoś mu wyjawił groźną przepowiednię. Wtedy, goryczą przejęty, Młodzieniec pobiegł ku ścianie, Gdzie na włóczkowym dywanie Był lew z innemi zwierzęty. «Potworze! krzyknął, więc tyś jest przyczyną, Że moje młode dni w niewoli płyną!» I lwa uderza dłonią zaciśnioną. Alić gwóźdź ostry, sterczący z obicia, Przeszył mu rękę, rozdarł tętna życia I młodzian poszedł na wieczności łono.
Tak więc, mimo troskliwość i przezorność całą,
To go właśnie zgubiło, co ocalić miało.
Eschylos doznał podobnego losu. Wyrocznia rzekła, iż zabić go może Upadek domu. Usłuchał jej głosu, Za miasto wyniósł swe łoże, W pole, pod nieba lazury.
Orzeł, niosący żółwia, zoczył go zdaleka,
I chcąc rozbić skorupę, na głowę człowieka Swą zdobycz upuścił z góry:
Tak więc Eschylos zginął przez domu upadek.
Nie roztrząsajmy przyszłości zagadek: Podstawą wieszczby jest fałsz i obłuda; Sto razy chybi, raz jeden się uda. Jeśli wszechmoc bez granic Nakreśla ludziom wyrok niecofniony, Nikt przeciw niemu nie znajdzie ochrony I wróżba nie zda się na nic.