Przygoda Cecca i Angiuleri
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przygoda Cecca i Angiuleri |
Pochodzenie | Dekameron |
Wydawca | Bibljoteka Arcydzieł Literatury |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Drukarnia Współczesna |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Boyé |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Wybuchy gromkiego śmiechu towarzyszyły opowieści o wyrzutach Calandrino, czynionych żonie. Gdy Filostrato umilkł, na rozkaz królowej Neinfile z kolei głos zabrała. — Zacne damy — rzekła — opowieść, przed chwilą skończona, przywiodła mi na myśl historję całkiem innego rodzaju, gdy tam bowiem złośliwi do czynienia z głupcem mieli, tutaj przewrotność jednego człeka zwyciężyła rozum drugiego i na wstyd i znaczną szkodę go naraziła.
Niewiele tedy lat temu żyli w Sjenie dwaj młodzieńcy, imieniem Cecco zwani. Jeden z nich był synem Angiuleri, a drugi Fortarrigo. Byli to ludzie całkiem odmiennych natur i obyczajów, łączyła ich tylko nienawiść do rodzicieli. Ta wspólna nienawiść tak ich zbliżyła, że wkrótce stali się przyjaciółmi i wszędzie razem pokazywać się poczęli.
Angiulieri, człek urodziwy i do zbytku nawykły, zbrzydził sobie życie w Sjenie z zasiłków, które mu ojciec wyznaczał. Dowiedziawszy się, że pewien, wielce mu przychylny kardynał, jako legat papieski do Ankony przybył, postanowił udać się do niego, w nadziei, że swój los poprawi. Z zamysłem tym zdradził się swemu ojcu, prosząc go, aby mu dał sumę, równającą się temu, co w ciągu sześciu miesięcy miał otrzymać. Za otrzymane pieniądze mógł się stosownie przybrać, a takoż kupić rumaka, rynsztunek i wszystko, co do przyzwoitej wyprawy należało. Odjeżdżając ze Sjeny, począł się oglądać za kimś, kogoby mógł z sobą jako sługę zabrać. Fortarrigo, dowiedziawszy się o tem, pośpieszył do niego natychmiast i jął go usilnie prosić, aby go z sobą zabrał. Angiulieri odparł Fortarrigo, że uczynić tego nie może, jakkolwiek bowiem wiadomo mu dobrze, że do wszelkiej posługi jest zdatny, aliści i to wie, że Fortarrigo jest nieposkromliwym pijanicą i graczem. Fortarrigo zapewnił go uroczyście, że nałogów swoich będzie się wystrzegał i zapewnienie swe poparł zaraz tak wieloma zaklęciami i prośbami, że Angiulieri uległ wreszcie i na prośbę jego przystał.
Wyruszywszy pewnego ranka w drogę, skierowali się ku Buonconvento, gdzie się na obiad zatrzymali. Po spożyciu obiadu (skwar tego dnia okrutnie dokuczał) Angiulieri kazał przygotować sobie posłanie w ogrodzie, poczem rozebrał się przy pomocy Fortarriga i legł spać, przykazawszy służce, aby go o dziewiątej obudził.
Fortarrigo, ujrzawszy śpiącego Angiulieri, wymknął się do pobliskiego szynku i, podpiwszy sobie nieco, wdał się w grę z obecnymi tam szulerami. W krótkim czasie przegrał pieniądze, jakie miał przy sobie, a takoż i swoją suknię. Wówczas, żądny odegrania się, pobiegł w koszuli do gospody, gdzie spał Angiulieri, wyjął mu, pogrążonemu w śnie głębokim, wszystkie pieniądze z trzosa, powrócił do graczy i wkrótce znów całą sumę przegrał.
Angiulieri, wyspawszy się należycie, obudził się. Wstał, ubrał się i spytał o Fortarriga. Nie mogąc go nigdzie znaleźć, do tej myśli przyszedł, że spić się musiał obyczajem swoim i że teraz gdzieś się w kącie wysypia. Za karę postanowił zostawić go jego losowi. Kazał tedy osiodłać swego rumaka, aby udać się w drogę i w Corsignano innego sługę znaleźć. Gdy jednak, mając już wyruszyć, chciał gospodarzowi zapłacić, spostrzegł, że mu pieniądze zginęły. Wszczął wówczas wielki zgiełk, tak iż zbiegli się wszyscy, w gospodzie przytomni. Angiulieri krzyczał, że go niecnie okradziono i że wszystkich do więzienia w Sjenie wtrąci. W tej chwili zjawił się Fortarrigo, ubrany w koszulę. Przybył po suknie Angiulieri, które chciał zabrać, jak uprzednio zabrał był pieniądze. Ujrzawszy, że Angiulieri już na koniu siedzi, rzekł niewinnym głosem:
— Co to ma znaczyć, Angiulieri? Zali już w drogę wyruszamy? Zaczekaj jeszcze chwilę. Zaraz tu nadejdzie pewien hultaj, któremu za trzydzieści osiem soldów mój kaftan zastawiłem. Pewien jestem, że zwróci go nam za trzydzieści pięć, jeżeli mu je zaraz zapłacimy.
Gdy słowa te wyrzekł, nadszedł jeden z tych, którzy przy grze obecni byli, i podał sumę przegraną przez Fortarrigo. Wówczas Angiulieri przekonał się, że sługa pieniądze mu zabrał. Gwałtownym gniewem tknięty, obsypał Fortarriga najszpetniejszemi obelgami. Gdyby nie obawa przed Bogiem i ludźmi byłby się z nim jeszcze gorzej obszedł. Fortarrigo słuchał niewzruszenie wszystkich wymysłów, które na jego głowę spadały. Angiulieri, zagroziwszy, że go na szubienicę zawiedzie, albo wstępu mu do Sjeny zabroni, wsiadł na koń, gotując się do odjazdu. Aliści Fortarrigo wciąż takim głosem, jak gdyby to nie o niego chodziło, zatrzymał go, wołając:
— Angiulieri! Na miłosierdzie boże, dajmy pokój tym pustym gawędom. Zważ, proszę, że jeśli teraz kaftan mój wykupimy, to zwrócą go nam za trzydzieści pięć soldów, jeśli zasię do jutra sprawę odłożysz, to ów hultaj nie odstąpi od trzydziestu ośmiu. Prawdę rzekłszy, powinien te pieniądze stracić, gdyż za jego to radą idąc, na kartę je postawiłem. Dlaczegóż nie mielibyśmy tych trzech soldów oszczędzić?
Angiulieri, usłyszawszy te bezczelne słowa, wpadł w wściekłość, zwłaszcza gdy ujrzał, że wszyscy przytomni patrzą na niego, zdając się mniemać, iż to nie Fortarrigo bynajmniej przegrał jego pieniądze, i że to on Angiulieri Fortarriga własność zapiera.
— Co mnie twój kaftan dotyczyć może? — wykrzyknął. Bogdajby cię obwiesili, niecnoto, za to, żeś nietylko pieniądze mi ukradł, ale że teraz jeszcze zatrzymujesz mnie w drodze i dworujesz sobie ze mnie.
Aliści Fortarrigo nie dał się zbić z tropu temi słowy; owszem, czyniąc pozór, że wszystko to nie do niego się ściąga, ciągnął dalej na ten kształt:
— Dlaczegóżbym nie miał dbać o te trzy soldy? Sądzisz, że nie pożyczę ci ich znowu? Bądź dobrej myśli i uczyń to, o co cię proszę, dla przyjaźni naszej. Przecież ci się nie spieszy? Do Torrenieri zdążymy jeszcze dzisiaj. Nie ociągaj się zatem i wydobądź pieniądze. Niepowetowana szkoda byłaby tego kaftana! Gdybym nawet całą Sjenę przeszukał, nie znalazłbym drugiego, któryby na mnie tak wybornie leżał. I pomyśleć tylko, że za trzydzieści soldów zastawiłem rzecz, wartą więcej niż czterdzieści. Dalibóg, chcesz mnie widać na podwójną stratę narazić.
Angiulieri, srogim gniewem, na dźwięk tych przewrotnych i bezczelnych słów, zdjęty, nie odrzekł już nic, zawrócił jeno rumaka i popędził ku Torrenieri. Aliści Fortarrigo, postanowiwszy złośliwy swój fortel do skutku doprowadzić, puścił się za nim tak jak stał, w jednej tylko koszuli. Angiulieri już na milę drogi od Buenconvento się oddalił. Fortarrigo biegł za nim ciągle, wołając o swój kaftan. Angiulieri, pragnąc uwolnić się od tej plagi, poganiał konia ile sił. Nagle Fortarrigo, ujrzawszy kmieci, pracujących na polu przy drodze, wrzeszczeć począł.
— Trzymajcie, trzymajcie!
Chłopi na to wołanie poskoczyli z siekierami i widłami ku Angiulieri. Mniemając, że musiał obrabować tego, kto za nim pędzi, zastąpili mu drogę i przytrzymali go.
Na nic się nie przydały przełożenia, kim jest i jak się sprawy w samej rzeczy mają. Wnet bowiem nadbiegł Fortarrigo i z udanym gniewem zawołał:
— Dalipan, nie wiem, co powstrzymuje mnie od pozbawienia cię życia, ty wiarołomny hultaju, grabieżco mojej własności.
Poczem, zwracając się do wieśniaków, dodał:
— Spójrzcie, moi mili, w jakim stroju mnie w gospodzie zostawił, przegrawszy uprzednio ostatni swój szeląg i wszystkie moje suknie. Na honor, mogę powiedzieć, że wam tylko i Bogu zawdzięczam, że tę resztę własności mojej odzyskałem.
Wiecznie wam za to wdzięczny będę.
Angiulieri silił się rzecz wyjaśnić, aliści nikt go słuchać nie chciał. Włościanie, przy pomocy Fortarriga ściągnęli go z rumaka, poczem Fortarrigo rozebrał go, przyodział się w jego suknie i wsiadł na koń. Angiulieri został na drodze w koszuli i bez butów. Fortarrigo, powróciwszy do Sjeny, rozgłaszał wszędzie, iż od Angiulieri ubranie i rumaka wygrał. Angiulieri, który wyjechał w nadziei zbogacenia się przy pomocy kardynała w Ankonie, powrócił do Buonconvento. Wstydząc się swej klęski, nie śmiał się w tym stanie w Sjenie pokazać. Wreszcie tyle wskórał, że mu suknie pożyczono. Dosiadłszy kuca, na którym pierwej Fortarrigo mu towarzyszył, udał się do Corsignano do krewnych, gdzie przebywał, dopóki pieniędzy od rodzica swego nie uzyskał.
Tak oto złośliwy fortel Fortarrigo zniweczył roztropne zamysły Angiulieri, co jednak w swoim czasie i okolicznościach pomieszczone zostało.