Przygody na okręcie „Chancellor“/XLVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przygody na okręcie „Chancellor“ |
Podtytuł | Notatki podróżnego J. R. Kazallon |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1909 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Ilustrator | Édouard Riou |
Tytuł orygin. | Le Chancellor: Journal du passager J.-R. Kazallon |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
19 stycznia. Przez cały dzień dzisiejszy ta sama temperatura, taż sama cisza. Noc nie przynosi żadnej zmiany w stanie powietrza. Nie mogłem prawie zupełnie spać. Nad ranem usłyszałem gniewne okrzyki, rozlegające się na pokładzie.
Panowie Letourneur, miss Herbey wstali także. Odsunąłem namiot, ażeby zobaczyć co zaszło.
Bosman, Daoulas i załoga okropnie rozpaczają. Robert Kurtis, siedząc dotąd na tyle tratwy, dowiedziawszy się o przyczynie gniewu, chce ich uspokoić.
— Nie, nie! — rzekł Daoulas, rzucając naokoło siebie wściekłym wzrokiem — musimy dowiedzieć się, kto to zrobił.
— A tak! jest tu jakiś złodziej, wszystko zniknęło — dodał bosman.
— To nie ja, ani ja — usprawiedliwia się każdy z majtków.
Widzę biedaków, jak przetrząsają wszystkie kąty, podnoszą żagle, przestawiają ławki; gniew ich rośnie w miarę bezowocności poszukiwań.
Bosman podszedł do mnie.
— Pan musisz znać złodzieja — rzekł.
— Nie wiem, co pan przez to rozumiesz?
Daoulas i majtkowie zbliżyli się.
— Przeszukaliśmy całą tratwę, jeszcze tylko został namiot do zrewidowania.
— Stąd nikt ani na chwilę nie wyszedł.
— Zobaczymy.
— Nie! zostawcie w spokoju tych, co umierają z głodu.
— Panie Kazallon — rzekł, powstrzymując się bosman — my nie oskarżamy pana. Jeżeli kto z was wziął część, której nie chciał wziąć wczoraj, miał do tego prawo. Ale wszystko zniknęło, rozumiesz mnie pan, wszystko.
— Poszukajmy — krzyknął Sandon.
Majtkowie zbliżyli się. Nie mogłem dłużej oprzeć się tym biedakom, zaślepionym przez głód. Strach okropny przejął mnie.
Może p. Letourneur nie dla siebie, ale dla syna... posunął się aż do... Jeśli to zrobił, ci szaleńcy rozedrą go w kawałki...
Spojrzałem na Kurtisa, jakby błagając go o pomoc. Stanął obok mnie, z rękami w kieszeniach, w których zwykle nosi broń.
Na usilne jednak żądanie bosmana, miss Herbey i Letourneurowie wyszli z namiotu, który przetrząśnięto najszczegółowiej, na szczęście jednak napróżno.
Widocznie szczątki Hobbarta wrzucono w morze, na tratwie nie pozostało z nich ani śladu. Któż to jednak zrobił. Spojrzałem na miss Herbey i p. Letourneur, wzrokiem odpowiadają mi, że nie oni. Zwróciłem oczy na Andrzeja, ten odwrócił natychmiast głowę.
Nieszczęśliwy młodzieniec! Więc to on? Czy pojmuje następstwa swojego czynu?