Psychologia tłumu/Księga trzecia/Rozdział drugi
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Psychologia tłumu |
Wydawca | Księgarnia H. Altenberga |
Data wyd. | 1899 |
Druk | Drukarnia „Dziennika Polskiego“ |
Miejsce wyd. | Lwów — Warszawa |
Tłumacz | Zygmunt Poznański |
Tytuł orygin. | Psychologie des foules |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nie sądzę, iżby dla zbiorowiska, które po pewnym okresie podniecenia staje się nieświadomym automatem, wrażliwym na wszelką suggestyę, właściwą była nazwa tłumu zbrodniczego. Przyjąłem tę błędną nazwę tylko dla tego, że znajdujemy ją w kilku pracach psychologicznych. Niektóre czyny tłumu, rozpatrywane same w sobie, mogą, bezwątpienia, być zbrodnicze. Lecz na tej samej podstawie należałoby uważać, iż tygrys, gdy pożera Hindusa, którym przedtem pozwolił poigrać swym tygrysiętom, popełnia również czyn zbrodniczy.
Zbrodnie tłumów po największej części spowodowane są potężną jakąś suggestyą, a osobniki, biorące w nich udział, działają zawsze w przekonaniu, że spełniają swój obowiązek. Tego zasadniczego rysu nie spotykamy u zbrodniarzy zwyczajnych.
Historya zbrodni tłumów potwierdza powyższy nasz pogląd, na poparcie którego przytoczymy jako przykład typowy zabójstwo gubernatora Bastylii De Launay’a. Po wzięciu tej fortecy gubernator dostał się w środek podnieconego tłumu, który nie szczędził mu razów. Chciano go powiesić, odciąć mu głowę albo też przywiązać do końskiego ogona. Szamocąc się, De Launay uderzył nogą jednego z obecnych. Natychmiast ktoś zaproponował a tłum to przyjął, aby ten, kto uderzenie owe otrzymał, odciął gubernatorowi głowę.
Był to kucharz bez miejsca, zwykły gap, który przybył do Bastylii, pragnąc zobaczyć, co się tam dzieje. Nie rozumiejąc dobrze o co chodzi, sądził jednak, że skoro taka jest wola ogółu, tu uśmiercając tego potwora, spełni czyn patryotyczny i może zasłuży nawet na medal. Wziąwszy tedy do ręki podaną szablę, uderza w obnażoną szyję gubernatora, a gdy źle wyostrzona broń nie przecięła nawet skóry, wyciąga z kieszeni mały nóż z czarną rękojeścią i z wprawą zawodowego kucharza kończy szczęśliwie „operacyę“.
Widzimy tu wyraźnie cały proces wyżej zaznaczony, a mianowicie: działanie suggestyi, tem potężniejszej, iż jest zbiorową; przekonanie zabójcy, iż spełnia czyn chwalebny, bardzo naturalne, bo poparte jednomyślną aprobatą współobywateli. Czyn podobny może być tylko ze stanowiska ustawowego, nie zaś psychologicznego, uważany za zbrodniczy.
U tłumów tak zwanych zbrodniczych spotykamy zupełnie te same cechy ogólne, które skonstatowaliśmy u wszystkich tłumów, a mianowicie: uleganie suggestyi, łatwowierność, zmienność, przesadę w uczuciach tak dobrych, jak i złych, pewne specyalne objawy moralne i t. d.
Wszystkie te cechy znajdujemy u owego tłumu, który we wrześniu r. 1792 wymordował całe gromady więźniów i pozostawił po sobie taką złowrogą pamięć w naszej historyi, a w szczegółach swego postępowania wielce przypomina rzeź nocy św. Bartłomieja. Skorzystam tu z opisu Taine’a, który opiera się na pamiętnikach spółczesnych.
Za czyim rozkazem czy też suggestyą zabrano się do opróżnienia więzień i rzezi aresztantów — dokładnie nie wiadomo. Czy inicyatorem był Danton, co zdaje się być prawdopodobnem, czy też kto inny, to rzecz zresztą mniejszej wagi. Nas interesuje tu przedewszystkiem sam fakt potężnej suggestyi, której uległ tłum, popchnięty do mordu.
Tłum ów składał się z mniej więcej trzystu osób i przedstawiał doskonały typ tłumu różnorodnego. Oprócz nie wielkiej liczby zawodowych hultajów, w skład jego wchodzili głównie przekupnie, różnego rodzaju rzemieślnicy, jako to: szewcy, ślusarze, perukarze, murarze, następnie urzędnicy prywatni, komisyonerzy itd. Znajdując się pod wpływem suggestyi, wszyscy oni, jak ów kucharz, o którym była mowa wyżej, święcie byli przekonani, iż spełniają obowiązek patryotyczny. Występując w roli zarazem sędziów i katów, nie mieli przecież siebie w żadnym razie za zbrodniarzy.
Przejęci ważnością swego obowiązku, zaczynają od utworzenia pewnego rodzaju trybunału, przyczem natychmiast ujawnia się ów prymitywny charakter umysłowości tłumu i jego poczucia sprawiedliwości. Mając na uwadze znaczną liczbę oskarżonych, postanowiono przedewszystkiem wyciąć en masse i bez osobnego wyroku wszystkich szlachciców, księży, oficerów, dworzan królewskich, to jest wszystkich, których sam już zawód dostatecznie dowodzi winy w oczach dobrego patryoty. Pozostałych miano sądzić, opierając się na ich wyglądzie i reputacyi. Taka decyzya całkowicie zadowoliła rudymentarne sumienie tłumu; mógł on już teraz zupełnie legalnie przystąpić do rzezi i dać ujście owym instynktom okrutnym, których genezę wykazałem gdzieindziej, a które zbiorowiska mogą zawsze rozwijać w wysokim stopniu. Nie przeszkadza to zresztą, jak to zawsze bywa w tłumie, równoczesnemu występowaniu uczuć przeciwnych, np. tkliwości, często równie krańcowej, jak okrucieństwo.
„W zgromadzonym tłumie można było dostrzedz ową sympatyę ekspansywną i żywą czułość, która cechuje robotnika paryskiego. W więzieniu L’ Abbaye jeden ze związkowych, dowiedziawszy się, że aresztowani od dwudziestu sześciu godzin pozostawieni są bez wody, chciał koniecznie zabić niedbałego dozorcę i byłby tego dokonał, gdyby nie błagania samych więźniów. Uwolnionego przez zaimprowizowany trybunał więźnia wszyscy, zarówno dozorcy, jak i mordercy, ściskają z uniesieniem wśród powszechnych oklasków“, poczem znowu tłum wraca po dalsze ofiary. Podczas wszystkich tych scen nie przestaje panować miła wesołość. Dokoła trupów rozlega się śpiew i nie ustają pląsy, ustawia się ławki „dla pań“, szczęśliwych, że mogą widzieć śmierć arystokratów. Tłum daje także dowody pewnej wyrafinowanej sprawiedliwości. Gdy w więzieniu L’ Abbaye jeden z zabójców skarżył się, że damy w dalszych rzędach nie widzą dobrze i że tylko niektórzy z obecnych mają przyjemność zadawania ciosów arystokratom, przyznano mu słuszność i postanowiono, że ofiary mają zwolna przechodzić pomiędzy dwoma szeregami katów, przyczem wolno było tylko uderzać tępą stroną szabli, aby przedłużyć męczarnie ofiar. W więzieniu La Force rozbierano ofiary do naga, szarpiąc je przez pół godziny a potem, gdy się już tłum dość napatrzył, dobijano skazanych.
Zbójcy ci jednak mają sumienie i tę moralność tłumu, o której mówiliśmy wyżej. Nie przywłaszczają sobie bowiem ani pieniędzy, ani klejnotów, znalezionych na ofiarach, składając je w ręce władzy.
We wszystkich ich czynach odnajdujemy te rudymentarne formy rozumowania, które cechują duszę tłumu. Po wymordowaniu około 1500 wrogów narodu ktoś zauważył, a uwaga jego drogą suggestyi zyskuje uznanie powszechne, że i inne więzienia, w których zamknięto starych żebraków, włóczęgów i młodych przestępców, to jest samych darmozjadów, należałoby w ten sam sposób oczyścić. Zresztą i między nimi muszą przecież być napewno wrogowie narodu, jak np. pewna pani Delarue, wdowa po trucicielu: „Ona musi być wściekłą, że jest w więzieniu; gdyby mogła, podpaliłaby Paryż. Ona o tem prawdopodobnie nawet mówiła, ona napewno to powiedziała. Trzeba z nią skończyć“. Po tak przekonywających dowodach rzeź rozpoczyna się na nowo, a tłum nie oszczędził nawet z pół setki dzieci w wieku od lat 12-tu do 17-tu, które przecież z czasem mogły się także stać wrogami narodu, a zatem interes publiczny wymagał, aby się ich pozbyć.
Po tygodniu takiej roboty dokończono wreszcie zamierzonego dzieła i zabójcy mogli pomyśleć o odpoczynku. Przekonani głęboko, że dobrze zasłużyli się ojczyźnie, zgłosili się do władz po nagrodę a najgorliwsi dopominali się nawet o medale.
I w historyi komuny z roku 1871 znajdujemy wiele faktów analogicznych, w miarę zaś wzrostu wpływu tłumów i w miarę tego, jak władze coraz częściej będą kapitulowały przed nimi, ujrzymy takich przykładów znacznie więcej.