Psychologia tłumu/Księga trzecia/Rozdział trzeci
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Psychologia tłumu |
Wydawca | Księgarnia H. Altenberga |
Data wyd. | 1899 |
Druk | Drukarnia „Dziennika Polskiego“ |
Miejsce wyd. | Lwów — Warszawa |
Tłumacz | Zygmunt Poznański |
Tytuł orygin. | Psychologie des foules |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nie mogąc się tu zajmować wszystkiemi kategoryami jury, poprzestanę tylko na zbadaniu najważniejszej z nich, a mianowicie sądów przysięgłych. Są one znakomitym przykładem tłumu różnorodnego o nazwie określonej. Odnajdujemy w nich suggestywność, przewagę uczuć nieświadomych, słabą zdolność rozumowania, wpływ przywódców i t. d. Badanie tej kategoryi tłumów dostarczy nam również ciekawych przykładów błędów, które popełniają osoby nie wtajemniczone w psychologię zbiorowisk.
W sądach przysięgłych mamy przedewszystkiem wyborny przykład tej nieznacznej roli, jaką w decyzyi tłumu odgrywa poziom umysłowy rozmaitych pierwiastków, wchodzących w jego skład.
Widzieliśmy już, że gdy pewne zgromadzenie ma wydać opinię w kwestyi nie fachowej, inteligencya nie odgrywa w jego decyzyi żadnej roli. Zgromadzeni bowiem uczeni i artyści, przez sam fakt tylko, że tworzą zbiorowisko, nie posiadają w kwestyach ogólnego znaczenia sądu, któryby znacznie się różnił od zdania zgromadzenia murarzy lub episyerów[1]. W rozmaitych czasach, mianowicie przed rokiem 48-ym, administracya starannie dobierała osoby, mające wejść w skład przysięgłych, szukając ich przeważnie w sferach wykształconych: profesorów, urzędników państwowych, uczonych itd. Dziś w skład tych sądów wchodzą głównie drobni kupcy, majstrowie, urzędnicy prywatni. Otóż ku wielkiemu zdziwieniu statystyka wykazała, iż wyroki ławy przysięgłych, nie bacząc na owe różnice w składzie, są zawsze takie same. Nawet sędziowie koronni, tak wrogo usposobieni dla tej instytucyi, uznają trafność owego spostrzeżenia. Oto co pisze o tem w swych pamiętnikach Bérard des Glajeux, były prezydent sądu:
„W czasach obecnych wybór przysięgłych w rzeczywistości spoczywa w ręku radców miejskich, którzy wedle swego upodobania zapisują na listę albo wykreślają z niej pewne osoby, stosownie do wymagań swej polityki i wyborów... Większość ułożonej w ten sposób listy stanowią podrzędniejsi kupcy, których dawniej nie wybierano i urzędnicy z niektórych biur... Ponieważ na ławie przysięgłych zlewają się najrozmaitsze przekonania i zawody, ponieważ wielu traktuje tę swoją rolę sędziego z całym zapałem neofitów, ponieważ, dalej, i na najniższych stanowiskach znajdują się ludzie ożywieni najlepszemi chęciami, duch zatem jury nie zmienił się, wyroki jego pozostały zawsze te same“.
Zachowajmy z powyższego ustępu jego bardzo słuszną konkluzyę, pozostawiając na stronie argumentacyę nie wytrzymującą krytyki. Słabość jej nie powinna nas dziwić, gdyż psychologia zbiorowisk, a zatem i sądów przysięgłych, zdaje się być równie mało znaną tak adwokatom jak i sędziom. Na poparcie tego twierdzenia pozwolę sobie przytoczyć fakt, zanotowany w pamiętnikach tylko co powołanego autora. Opowiada on, że Lachaud, jeden z najznakomitszych adwokatów francuskich, systematycznie korzystał z przysługującego mu prawa i wykreślał z liczby przysięgłych wszystkie osoby inteligentne. Otóż doświadczenie — i tylko doświadczenie — przekonało o bezużyteczności tych wykreśleń, a dowodem tego, że obecnie tak prokuratorowie, jak i adwokaci, przynajmniej w Paryżu, z owego prawa wcale nie korzystają, a jednak, jak zauważa des Glajeux, werdykta przysięgłych nie uległy zmianie, „nie są ani lepsze, ani gorsze“.
Jak każde zbiorowisko, tak samo i przysięgli są bardzo wrażliwi pod względem uczuciowym i bardzo mało poddają się wpływowi rozumowania. „Nic tak na nich nie działa — pisze pewien adwokat — jak widok kobiety z dzieckiem przy piersi lub sieroctwo“. „Umiejąca się podobać kobieta, powiada des Glajeux, może być pewną przychylności przysięgłych“.
Nieubłagani dla zbrodni, które i dla nich samych mogą być niebezpieczne — a które zresztą i dla społeczeństwa są najgroźniejsze przysięgli z wielką wyrozumiałością traktują zbrodnie, mające swe źródło w namiętnościach. Rzadko tylko z surowością sądzą oni dziewczęta oskarżone o dzieciobójstwo, mają wiele pobłażliwości dla dziewczyny, która oblała witryolem swego uwodziciela, czując instynktowo, że tego rodzaju zbrodnie w małym tylko stopniu są dla społeczeństwa niebezpieczne i że w kraju, gdzie ustawa nie broni uwiedzionej dziewczyny, ta ostatnia, mszcząc się, spełnia czyn raczej pożyteczny, niż szkodliwy, daje bowiem naukę przyszłym uwodzicielom[2].
Na sądy przysięgłych, jak na każde zbiorowisko, działa olśniewająco wszelki urok, a prezydent des Glajeux czyni słuszną uwagę, iż jakkolwiek demokratyczne w swem składzie, mają one wielce arystokratyczne skłonności: „Nazwisko, urodzenie, fortuna, renoma, obrona znakomitego adwokata — wszystko, co wyróżnia i błyszczy, przemawia wielce na korzyść oskarżonych“.
To też każdy dobry obrońca stara się działać na uczucia przysięgłych i, jak wobec każdego zbiorowiska, rozumuje bardzo mało, używając w każdym razie tylko rudymentarnych form rozumowania. Pewien adwokat angielski, słynny ze swych sukcesów przed sądami przysięgłych, bardzo dobrze opisał ten sposób postępowania:
„Przez cały czas swej obrony śledził on bacznie przysięgłych. Oto nadeszła chwila stosowna. Mając węch i wprawę w tych rzeczach, adwokat czyta na ich twarzach efekt każdego swego zdania, każdego słowa i wyciąga odpowiednie wnioski. Przedewszystkiem oddziela on przysięgłych, którzy już naprzód pozyskani zostali dla jego klienta. Tych ma obrońca w okamgnieniu po swojej stronie, po czem przechodzi do przysięgłych, którzy zdają się być źle usposobieni dla oskarżonego, usiłując odgadnąć, co jest tego powodem. Jest to najsubtelniejsza część jego zadania, gdyż zasądzenie człowieka może być wypływem najrozmaitszych pobudek, a nie tylko poczucia sprawiedliwości.“
W tych kilku wierszach znajdujemy wyborną charakterystykę sztuki krasomówczej oraz widzimy, dla czego przygotowane mowy nie osiągają żadnego skutku. Mówca bowiem powinien módz w każdej chwili zmienić tok swego przemówienia, stosownie do wrażenia, jakie ono na słuchaczach wywiera.
Adwokat nie potrzebuje przekonywać wszystkich przysięgłych. Może on poprzestać na tych, którzy nadają ton opinii ogółu. W gronie bowiem przysięgłych, jak w każdem zbiorowisku, jest zawsze kilka osobników kierujących resztą. „Wiem z doświadczenia — powiada tenże obrońca — że w chwili wydania werdyktu dość jest mieć po swojej stronie jednego lub dwóch ludzi energicznych, a ci pociągną resztę za sobą.“ Tych właśnie dwóch lub trzech należy zdobyć za pomocą zręcznej suggestyi. Najprzód i przedewszystkiem trzeba umieć przypodobać się. Kto tego dokonać potrafi, już tłum na wpół przekonał, a wszelkie jego argumenta znajdą chętny posłuch. W ciekawej pracy o adwokacie Lachaud znalazłem następującą anegdotę:
„Wiadomo, że przez cały czas swej obrony Lachaud nie spuszczał z oka dwóch lub trzech przysięgłych, co do których wiedział lub przeczuwał, iż mają wpływ na towarzyszy a są nieprzychylni oskarżonemu. Zazwyczaj udawało mu się przeciągnąć ich na swoją stronę. Pewnego jednak razu spotkał na prowincyi uparciucha, przed którym napróżno i wytrwale przez trzy kwadranse roztaczał najlepsze swe argumenta. Był to pierwszy na drugiej ławie, siódmy z rzędu przysięgły. Położenie było rozpaczliwe. Nagle Lachaud przerywa w najpatetyczniejszem miejscu swą przemowę i zwracając się w stronę sędziów koronnych, powiada: „Panie prezydencie, zechciej łaskawie kazać spuścić roletę tam w oknie naprzeciwko. Siódmego pana przysięgłego słońce wprost oślepia.“ Siódmy przysięgły zarumienił się, uśmiechnął i podziękował. Już był po stronie obrońcy.“
Wielu, i to wybitnych pisarzy, bardzo energicznie wystąpiło w ostatnich czasach przeciw sądom przysięgłych, tej jedynej przecież instytucyi, która nas broni od zaiste zbyt częstych omyłek nie podlegającej żadnej kontroli kasty sędziowskiej.[3] Jedni żądają, aby sędziów
przysięgłych wybierano li tylko z klas wykształconych. Lecz wiemy przecież dobrze, że to wcale nie wpłynie na jakość ich orzeczeń. Inni pisarze, mając na uwadze błędy, które popełniają przysięgli, pragnęliby skasować tę instytucyę i zastąpić ją sądami koronnymi. Nie powinni oni jednak zapominać, że wszystkie te błędy, które zarzuca się przysięgłym, są niejako wynikiem błędów, popełnionych przedtem przez sędziów koronnych, gdyż oskarżony, stając przed przysięgłymi, już został uprzednio uznany za winnego przez sędziego śledczego, prokuratora państwa oraz Izbę radną sądu karnego. Czyż to nie przekonywa, że, gdyby oskarżony jeszcze w końcu miał stanąć przed trybunałem karnym, zamiast przed przysięgłymi, straciłby wszelką możność uniewinnienia się? Błędy bowiem przysięgłych były naprzód błędami sędziów koronnych. Tym ostatnim zatem wyłącznie należy przypisać winę potwornych omyłek sądowych. W świeżej pamięci mamy np. ów proces lekarza L., który po śledztwie przeprowadzonem przez wielce ograniczonego sędziego śledczego, na podstawie denuncyacyi na pół obłąkanej dziewczyny, oskarżającej owego lekarza, iż za trzydzieści franków wywołał u niej sztuczne poronienie, został skazany na galery. L. uniknął kary tylko dzięki powszechnemu oburzeniu, które zniewoliło prezydenta rzeczypospolitej do udzielenia mu natychmiastowej amnestyi. Szacunek, jakim się cieszył oskarżony u współobywateli, czynił potworność tej omyłki oczywistą. Nawet sama magistratura jej nie zaprzeczała, lecz wiedziona duchem kastowym dokładała wszelkich starań, aby amnestyi przeszkodzić. We wszystkich podobnych wypadkach sędziowie przysięgli, błądząc w labiryncie niezrozumiałych dla nich szczegółów technicznych, poddają się, naturalnie, wywodom oskarżyciela publicznego, mówiąc sobie, że bądź co bądź sprawa, zanim przyszła przed ich sąd, została przecież zbadaną we wszystkich szczegółach przez wytrawnych urzędników. Kto zatem w rzeczywistości winien jest pomyłki, sędziowie przysięgli czy też magistratura sądowa? Strzeżmy więc troskliwie tej instytucyi, która jest może jedyną kategoryą tłumu, nie dającą się zastąpić przez żadną indywidualność. Tylko sądy przysięgłych mogą złagodzić surowość ustaw, które, równe dla wszystkich, już w zasadzie muszą być ślepe i nie dbają o poszczególne wypadki. Nieubłagany sędzia koronny, oglądający się tylko na słowa ustawy, przy swej zawodowej surowości karze jednakowo mordercę i nieszczęsną dziewczynę uwiedzioną, którą nędza popchnęła do dzieciobójstwa. Tymczasem sędziowie przysięgli instynktowo czują, iż uwiedziona jest o wiele mniej winną od uwodziciela, którego się przecież wcale nie pociąga do odpowiedzialności i że zasługuje ona na wielką z ich strony pobłażliwość.
Poznawszy bardzo dobrze psychikę kast a zarazem i psychikę innych kategoryi tłumów, w każdym wypadku, gdybym był niesłusznie oskarżony, wolałbym mieć do czynienia raczej z sądami przysięgłych, aniżeli z sędziami koronnymi. W pierwszym bowiem wypadku miałbym znacznie więcej szans uwolnienia niż w drugim. Słuszną jest obawa potęgi tłumów, ale więcej jeszcze obawiać się należy potęgi pewnych kast. Pierwsze bowiem dają się jeszcze niekiedy przekonać, podczas gdy ostatnie nie ustępują nigdy.
- ↑ episyer (dzisiaj: episjer) — kupiec, posiadający tzw. sklepy kolonialne
- ↑ Zauważymy mimochodem, że ten podział na zbrodnie niebezpieczne dla społeczeństwa i nie niebezpieczne dla tegoż, który tak trafnie przeprowadza instynkt przysięgłych, wcale nie jest pozbawiony słuszności. Celem bowiem ustaw karnych powinna być oczywiście obrona społeczeństwa od niebezpiecznych przestępców, nie zaś zemsta. Otóż nasze kodeksy a zwłaszcza duch, którym przejęci są nasi sędziowie, są wyraźnym dowodem, iż idea zemsty, która cechowała prawo pierwotne, panuje jeszcze wszechwładnie a wyrażenie „vindicte“ (vindicta, zemsta), oznaczające ściganie przestępców z urzędu i będące w codziennem używaniu, świadczy o tem najlepiej. Ta tendencya sędziów tłumaczy, dla czego wielu z nich nie stosuje znakomitego prawa Bérenger’a, które pozwala zasądzonego uwolnić od kary, stosując ją tylko na wypadek recydywy. Otóż każdy przecież sędzia musi ze statystyki wiedzieć, że człowiek karany po raz pierwszy zostaje niechybnie recydywistą. Ale sędziom, gdy uwalniają skazanego, zawsze się zdaje, że społeczeństwo nie zostało pomszczone. Wolą oni mieć raczej jednego recydywistę więcej, aniżeli zaniechać zemsty.
- ↑ Sądy są bowiem w rzeczywistości jedyną gałęzią administracyi, której działalność nie podlega żadnej kontroli. Pomimo wszystkich swych rewolucyi demokratyczna Francya nie posiada owego Habeas corpus, z którego tak dumną jest Anglia. Wygnaliśmy wszystkich tyranów, ale natomiast w każdem miasteczku mamy urzędnika, który wedle swej woli dysponuje honorem i wolnością obywateli. Młodziutki sędzia śledczy, mianowany wprost z ławy szkolnej, posiada oburzającą władzę aresztowania wedle swego widzimisię najszanowniejszych obywateli na podstawie własnych tylko o ich winie podejrzeń, z których nie potrzebuje się przed nikim usprawiedliwiać. Pod pretekstem śledztwa może ich trzymać kilka miesięcy albo i rok cały w więzieniu, a wypuszczając ich, niema obowiązku wynagrodzenia krzywdy wyrządzonej, ani nawet wytłumaczenia się. Rozkaz aresztowania, wydany przez sędziego śledczego, jest zupełnie tem samem, czem były niegdyś lettres de cachet z tą wszakże różnicą, że te ostatnie, za które tak słusznie piętnowano dawną monarchię, wydawać mogli tylko wysocy dygnitarze, podczas gdy obecnie władzę taką ma cała klasa obywateli, wcale nie grzesząca zbytkiem wykształcenia, ani też niezależnością stanowiska.