<<< Dane tekstu >>>
Autor Gustaw Le Bon
Tytuł Psychologia tłumu
Wydawca Księgarnia H. Altenberga
Data wyd. 1899
Druk Drukarnia „Dziennika Polskiego“
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa
Tłumacz Zygmunt Poznański
Tytuł orygin. Psychologie des foules
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Wstęp.
Era tłumów.

Na pierwszy rzut oka zdaje się zawsze, iż wielkie przewroty, poprzedzające zmiany cywilizacyjne, jak np. upadek cesarstwa rzymskiego i utworzenie państwa Arabów, są zależne przedewszystkiem od znacznych przeobrażeń politycznych, od inwazyi całych narodów lub upadków dynastyi. Ale uważniejsze badanie tych wypadków wykazuje, iż poza owemi przyczynami pozornemi znajdujemy najczęściej głębokie zmiany w sposobie myślenia ludów, jako przyczynę rzeczywistą. Istotne przewroty historyczne nie zdumiewają nas ani swą wielkością ani gwałtownością. Najważniejsze bowiem zmiany, te mianowicie, mocą których odnawiają się cywilizacye, zachodzą w ideach, pojęciach i wierzeniach. Najbardziej pamiętne wypadki historyczne to widome skutki niewidocznych zmian w sposobie myślenia ludów. A jeżeli spotykamy się z takimi wielkimi wypadkami nader rzadko, to dzieje się to dlatego, iż najstalszą cechą każdej rasy jest właśnie dziedzicznie przekazany jej sposób myślenia.
W epoce obecnej mamy właśnie do czynienia z takim momentem krytycznym, kiedy sposób myślenia ogółu ulega przeobrażeniu, które zależy od dwu zasadniczych czynników.
Pierwszym z nich jest zupełny upadek tych wszystkich dogmatów religijnych, politycznych i społecznych, które dały początek całej naszej cywilizacyi. Drugim jest powstanie zupełnie nowych warunków bytu i myślenia, wywołane przez współczesne odkrycia w dziedzinie nauki i przemysłu.
Ponieważ idee wieków ubiegłych, aczkolwiek podkopane, zachowały jeszcze wpływ silny, a idee, które miały tamte zastąpić, dopiero się kształtują, dlatego też czasy obecne są okresem przejściowym i epoką rozprzężenia.
Trudno dziś przewidzieć, co się kiedyś wyłoni z tego okresu naszej historyi, z natury rzeczy nieco chaotycznego. Nie wiemy jeszcze, na jakich poglądach zasadniczych wesprą się społeczeństwa, które zajmą nasze miejsce, ale już dziś możemy przewidzieć, że one w organizacyi swej zmuszone będą liczyć się z nową potęgą i ostatnim władcą bieżącego wieku: z potęgą tłumu. Na zwaliskach tylu poglądów, niegdyś prawdziwych, a dziś już przebrzmiałych, tylu autorytetów, jeden po drugim zdruzgotanych przez rewolucye, wyrosła ta jedna tylko potęga i, jak się zdaje, pochłonie ona wkrótce wszystkie inne.
W chwili, gdy wszystkie nasze odwieczne poglądy chwieją się i znikają, gdy kolejno padają wszystkie starodawne podpory społeczeństwa, tylko potędze tłumu nic nie grozi, a urok jej wciąż rośnie. Stulecie, w które wstępujemy, będzie zatem erą tłumu.
Przed niespełna jeszcze wiekiem, głównymi czynnikami wypadków historycznych były: tradycyjna polityka państw i rywalizacya panujących. Z opinią tłumu liczono się bardzo mało, a po większej części nie zwracano na nią nawet uwagi. Dziś zato nie liczą się bynajmniej z tradycyjną polityką, ani z indywidualnemi skłonnościami panujących i z ich rywalizacyą, a przeciwnie, na pierwszym planie stoi głos tłumu. On to dyktuje królom, jak mają postępować, jemu to przysłuchują się monarchowie. Losy narodów rozstrzygają się teraz nie na przybocznych radach monarchów, ale w duszy tłumu.
Jednym z najbardziej uderzających rysów charakterystycznych naszej epoki przejściowej jest wystąpienie klas ludowych na widownię polityczną, a raczej stopniowe przeobrażenie tych klas w klasy panujące. Przejście władzy do rąk klas ludowych zaznaczyło się w rzeczywistości nie prawem powszechnego głosowania, które przez czas dłuższy miało wpływ tak nieznaczny i zrazu tak łatwo dawało sobą kierować. Potęga tłumu wyrastała stopniowo, najprzód drogą propagandy pewnych idei, które zwolna zakorzeniały się w umysłach, a następnie przez stowarzyszanie się jednostek w celu zrealizowania tych idei i poglądów teoretycznych. Drogą to właśnie asocyacyi tłum wytworzył sobie pojęcie jeżeli nie całkowicie uzasadnione, to w każdym razie zupełnie określone o swych interesach i stał się świadom swej potęgi. Teraz tłum ten tworzy syndykaty, przed którymi wszystkie władze jedna za drugą kapitulują, tworzy giełdy pracy, które, wbrew wszelkim prawom ekonomicznym, chcą rządzić warunkami pracy i płacy roboczej. Do zgromadzeń ustawodawczych tłum ten posyła przedstawicieli, pozbawionych wszelkiej inicyatywy, wszelkiej niezależności i będących tylko mowcami komitetów, które ich wysłały.
Żądania tłumu stają się dziś coraz wyraźniejszemi i dążą w ostateczności do zupełnego zburzenia obecnego porządku społecznego. Na jego miejsce tłum chce zaprowadzić ów komunizm pierwotny, który był stanem normalnym wszystkich grup ludzkich w zaraniu cywilizacyi. Ograniczenie godzin pracy, wywłaszczenie kopalń, koleji żelaznych, fabryk i gruntów, równy podział dochodów, pozbawienie klas wyższych władzy na rzecz warstw ludowych itp. — oto żądania tłumu.
Posiadając niewielką zdolność argumentacyi, tłum ma natomiast ogromną zdolność czynu, przez obecną jego organizacyę niezmiernie jeszcze spotęgowaną. Dogmaty tłumu powstające w dobie obecnej, będą miały wkrótce siłę dogmatów odwiecznych, siłę wszechmocną i despotyczną, niedopuszczającą żadnej dyskusyi. Boskie prawo tłumu zastąpi boskie prawo monarchów.
Ulubieni pisarze naszej burżuazyi, będący najlepszymi wyobrazicielami jej nieco ciasnych poglądów i płytkich idei, jej powierzchownego sceptycyzmu i egoizmu nieraz nadmiernego pisarze ci padają plackiem przed tą nową potęgą, która wyrasta w ich oczach, a pragnąc zwalczyć anarchię umysłową, z rozpaczą wołają o pomoc moralną kościoła, tyle przez nich niegdyś lekceważoną.
Prawiąc o bankructwie wiedzy, odbywszy pokutę przed kościołem, wskazują nam oni na doniosłość prawd objawionych. Ale ci nowonawróceni zapominają, że na tego rodzaju zwroty obecnie jest już zapóźno. Jeżeli oni są nawet w stanie łaski, to wątpić należy, czy mieć ona będzie taką samą moc nad duszami tych, których mało lub nic nie obchodzą owe troski nowo nawróconych zelotów. Tłumy nie dbają już teraz o tych bogów, którzy ich nie chcieli znać i których te tłumy właśnie obaliły. Nie masz takiej mocy ani ludzkiej ani boskiej, któraby była w stanie kazać rzekom płynąć w górę, ku źródłom.
Nauka bynajmniej nie zbankrutowała i nie jej to winą jest owa spółczesna anarchia umysłów, ani też powstanie owej potęgi, która wśród tej anarchii wyrasta. Nauka bowiem przyrzekła nam tylko prawdę lub co najwyżej poznanie stosunków dostępnych naszemu rozumowi, ale nie przyobiecała nam nigdy ani pokoju ani szczęścia. Obojętnie spoglądając na uczucia nasze, nie zważa ona wcale na nasze skargi. Powinniśmy też pogodzić się z jej wynikami, nic bowiem już nie wskrzesi tych złudzeń, które ona rozwiała.
Symptomata powszechne, dające się zauważyć u wszystkich narodów, wskazują na gwałtowny wzrost potęgi tłumów i nie pozwalają przypuszczać, aby wzrost ten miał wkrótce się zatrzymać. Cokolwiekbądź ona nam zwiastuje, w przyszłości musimy się pogodzić z tem, że wszelka z nią polemika to czcze tylko słowa. Zapewne, możliwą jest rzeczą, że wystąpienie na widownię tłumów oznacza, iż dla cywilizacyi Zachodu nadchodzi jedna z ostatnich faz, powrót kompletny do owej anarchii pierwotnej, która zdaje się zawsze poprzedzać kiełkowanie wszelkich nowych form społecznych. Ale w jaki sposób możemy temu zapobiedz?
Dotychczas zawsze tłum najwyraźniej występował w tej roli burzyciela cywilizacyi przestarzałych i nie od dziś dopiero stało się to jego zadaniem.
Historya poucza nas przecież, że zawsze w chwili, gdy siły moralne, na których wspiera się pewna cywilizacya, utraciły już swą moc żywotną, ostatecznego rozkładu dokonywają owe tłumy nieuświadomione a brutalne, które dość słusznie nazwano barbarzyńskimi. Cywilizacyę tworzyły i rozwijały dotychczas zawsze pewne drobne grupy arystokracyi intelektualnej, nigdy zaś tłumy.
Potęga tłumów jest destrukcyjną, a ich panowanie przedstawia zawsze fazę barbarzyństwa. Cywilizacya wymaga pewnych stałych reguł, dyscypliny, oznacza, iż miejsce instynktów zajął rozum, wymaga przewidywania przyszłości, pewnego stopnia kultury, słowem takich warunków, jakich tłumy, pozostawione same sobie, nigdy absolutnie nie mogły urzeczywistnić. Swą bowiem potęgą wyłącznie destrukcyjną działają one jak mikroby, przyspieszające rozkład organizmów bezsilnych lub trupów. Gdy gmach cywilizacyi jest już zupełnie stoczony, ostateczną jego ruinę sprowadzają zawsze tłumy, występując wówczas w swej właściwej roli, a w potędze liczby szukać wtedy należy rozwiązania zagadki filozofii historyi.
Czy taki sam los spotka naszą cywilizacyę? Można się tego obawiać, ale niepodobna jeszcze tego na pewno twierdzić.
W każdym więc razie powinniśmy być przygotowani na rządy tłumu, skoro niebaczne ręce stopniowo usuwały wszelkie przeszkody, które mogły mu stanąć na drodze.
Tłumy te, o których tyle zaczyna się już mówić, znamy jednak bardzo mało. Zawodowi psychologowie, trzymając się od nich z daleka, zawsze je ignorowali, a jeżeli nawet w ostatnich czasach zajęli się nimi, to wyłącznie tylko ze stanowiska kryminalistycznego. Istnieją bezwątpienia tłumy zbrodnicze, ale istnieją też i tłumy cnotliwe, bohaterskie i wszelakie inne. Zbrodnie tłumów to tylko jeden z objawów ich psychicznego życia i niepodobna poznać ustroju umysłowego tłumów, studyując tylko ich zbrodnie tak, jak niepodobna poznać duszy pojedynczego osobnika, opisując wyłącznie tylko jego występki.
A jednak wszyscy władcy świata, wszyscy założyciele religii i państw, apostołowie wszelkich wyznań, wybitni mężowie stanu, a w rozmiarach skromniejszych także i prości naczelnicy drobnych grup społecznych zawsze byli intuicyjnymi psychologami, zawsze posiadali instynktową, często bardzo wierną znajomość duszy tłumów i właśnie, dzięki tej to znajomości, stawali się tak łatwo ich panami. Napoleon cudownie przeniknął psychologię tłumów tej krainy, nad którą panował, ale niekiedy zupełnie nie pojmował psychiki tłumów, należących do innych ras[1] i tylko dzięki tej nieznajomości przedsięwziął wyprawy do Hiszpanii i Rosyi, które były początkiem jego upadku.
Znajomość psychologii tłumów jest obecnie ostatnią deską ratunku mężów stanu, którzy pragną już nie rządzić tłumem — bo to rzecz nadzwyczaj trudna — ale przynajmniej nie pozwolić mu zbyt sobą powodować.
Zagłębiając się choćby cokolwiek w psychologię tłumów, spostrzegamy zaraz, jak mały wywierają na nie wpływ ustawy i instytucye, widzimy dalej, że tłumy nie są wcale w stanie tworzyć sobie własnych poglądów, a poddają się tym, które im narzucono; przekonywamy się wreszcie, że niepodobna ich prowadzić za pomocą przepisów czystej sprawiedliwości teoretycznej, ale należy oddziaływać na ich wrażliwą wyobraźnię.
Gdy prawodawca zamierza, dajmy na to, zaprowadzić nowy podatek, czyż szukać on będzie podatku teoretycznie najsprawiedliwszego? Bynajmniej. Bo podatek najniesprawiedliwszy może ze względów praktycznych być dla mas najodpowiedniejszym. Jeżeli np. nie rzuca się on w oczy, jeżeli pozornie jest najlżejszym, będzie najłatwiej przyjęty. Dlatego to masy łatwiej znoszą podatki pośrednie, choćby bardzo uciążliwe, bo, opłacane niezmiernie drobnemi kwotami w cenie artykułów codziennej potrzeby, nie naruszają one jego zwyczajów i nie czynią na nich zbytniego wrażenia. A sprobujcie zastąpić je przez proporcyonalny podatek od płac albo innych dochodów, opłacany jednorazowo, to chociażby ze stanowiska teoretycznego był on dziesięć razy mniej uciążliwy od poprzednich, spotka się z jednozgodnym protestem. Niewidzialne bowiem ułamki groszy, płacone co dnia, zastąpi w tym wypadku kwota stosunkowo dość wysoka, która w chwili, gdy ją trzeba będzie uiścić, czynić będzie wrażenie niezmiernie wielkiej. Gdyby ją zbierano stopniowo, odkładając codziennie po groszu, wydawałaby się istotnie nieznaczną, ale tego rodzaju proceder ekonomiczny wymaga pewnej dozy przezorności, do której masy są niezdolne.
Przykład, który wybraliśmy, należy do najprostszych i bez trudu przekona każdego. Taki też psycholog, jak Napoleon, nie zapoznawał tej prawdy, ale ustawodawcy, negujący istnienie duszy tłumów, gotowi nie dać się przekonać, gdyż doświadczenie niedostatecznie jeszcze pouczyło ich o tem, iż ludzie nie kierują się nigdy regułami czystego rozumu.
Psychologia tłumów da się zastosować i w wielu innych wypadkach. Rzuca ona jaskrawe światło na wiele zjawisk historycznych i ekonomicznych bez niej zupełnie niezrozumiałych. Będę miał sposobność wykazać niżej, że jeden z najwybitniejszych historyków spółczesnych, Taine, dlatego właśnie niekiedy tak niewłaściwie tłómaczył wypadki z doby Wielkiej Rewolucyi, iż nigdy nie usiłował zbadać duszy tłumu. Studyując ten skomplikowany okres historyczny, Taine trzymał się opisowej metody naturalistów, nie zważając na to, że w zjawiskach, badanych przez naturalistów, nie ma się do czynienia z czynnikami natury moralnej. A te właśnie czynniki stanowią przecież najwalniejszą sprężynę wydarzeń historycznych.
A więc studya psychologiczne nad tłumem mają wartość choćby ze względów czysto praktycznych. Ale już przez samą ciekawość, jaką budzą, zasługują one również na uwagę. Wszak zrozumienie pobudek czynów ludzkich powinno budzić tyleż interesu, co zbadanie jakiegoś minerału lub rośliny.
Nasze studyum nad duszą tłumu może być tylko krótką syntezą, prostem streszczeniem dokonanych poszukiwań i daje tylko kilka ogólnych poglądów. Zadaniem ich jest pobudzić do badań innych, mających głębiej uprawić tę niwę dziewiczą, na której my pierwsze dopiero stawiamy kroki.[2]






  1. Najmędrsi doradcy cesarza nie rozumieli jej zresztą lepiej od niego samego. Talleyrand pisał, że „Hiszpania przyjmie jego żołnierzy jak wybawców“, a tymczasem przyjęła ich ona, jak dzikie zwierzęta. Psycholog, znający dziedziczne instynkta tej rasy, z łatwością byłby taki fakt przewidział.
  2. Nieliczni autorowie, którzy zajmowali się studyami nad psychologią tłumu, badali rzecz, jak to już zresztą wspomniałem wyżej, wyłącznie ze stanowiska kryminalistyki. Poświęciwszy tej sprawie tylko niewielki rozdział w niniejszej pracy, odsyłam czytelnika w tej kwestyi specyalnej do badań Tarde’a i dziełka Sighelego p. t. „Tłum zbrodniczy“. To ostatnie nie zawiera wprawdzie żadnych samodzielnych poglądów autora, ale jest kompilacyą faktów, które psychologowie będą mogli zużytkować. Moje zresztą wnioski co do zbrodniczości i moralności tłumów są wprost sprzeczne z tymi, do których doszli obaj przytoczeni wyżej pisarze.
    W innem dziele (Psychologia socyalizmu) wykazałem doniosłe znaczenie praw, rządzących duszą tłumu. Prawa owe znajdują zresztą zastosowanie w dziedzinach najrozmaitszych. A. Gevaert, dyrektor konserwatoryum królewskiego w Brukseli, dał niedawno przykład zastosowania praw, przez nas wyłożonych, w sferze muzyki, tak trafnie nazwanej przezeń „sztuką tłumów“. „Pańskie dwa dzieła, pisze do mnie znakomity ten profesor, przesyłając mi swą pracę, rozjaśniły mi problemat, który przedtem uważałem za niepodobny do rozwiązania. Zrozumiałem bowiem obecnie, skąd się u tłumu bierze owa zagadkowa zdolność odczuwania każdego dzieła muzycznego nowszego lub dawniejszego, rodzimego lub też obcego, prostego czy skomplikowanego, byleby pięknie wykonanego i pod kierownictwem entuzyastycznego kapelmistrza“. Gevaert wybornie wyjaśnia, dlaczego „dzieło niepojęte przez muzyków-emerytów, czytających partyturę w ciszy swych gabinetów, może niekiedy odrazu zostać zrozumiane przez audytoryum, zupełnie pozbawione fachowego wykształcenia muzycznego“. Wykazuje on również bardzo dobrze, dlaczego te wrażenia estetyczne przemijają zupełnie bez żadnego śladu.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gustave Le Bon i tłumacza: Zygmunt Poznański.