Ptak dziki i czworonogi swojskie

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Lemański
Tytuł Ptak dziki i czworonogi swojskie
Pochodzenie Cykl Dekadencyomachia w Colloqvia albo Rozmowy
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze, Księgarnia S. Sadowskiego
Data wyd. 1905
Druk W. L. Anczyc i spółka
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały cykl
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PTAK DZIKI I CZWORONOGI SWOJSKIE

Był gaj tuż za podwórzem.
Wiosna. Jednej chwili
nie upłynęło w nocy
bez słowiczych tryli.

Do chlewów, obór, stajen
niosły one pienia
trąd poezyi, mór tęsknot
i rozpróżniaczenia.

Byk zawiesił czynności
i w zadumach tonie;
Kur, miast kury zapładniać,
układa symfonie;

koń wierzga i wywraca
w kałużę wóz z gnojem;
krowa zerwała kontrakt
z żydem­‑mlekodojem;

kot myje się i przestał
dybać na byt mysi;

pająk na złotej nici
nad muchami wisi;

gęś o lotach śni w życiu
niezależnem, dzikiem:
tak wszystkich rozmarzyła
wiosna ze słowikiem.

I wszystkim to groziło,
że się uczłowieczą.

Pan mizerniał, oblicze
łez zalewał cieczą,
aż zebrał Świnię, Osła,
Psa, i im się żali.

— Jak nic pójdę z torbami,
gdy będzie tak dalej.
Radźcie wy, nadbydlęta,
w których duszę mrzonka

żadna się poetycka
nigdy nie zabłąka, —
co mam począć, o Świnio,
Ośle? Jak widzicie,

w podstawach zagrożone:
praca, trzeźwość, tycie.
Radź, stróżu ideałów,
kaczek aporterze.


Psie mój, Świnio ma, Ośle,
radźcie mi w tej mierze.

Rzekł Osieł: — Duch niezdrowy
dziś krowy zakaża.
Sam widziałem: w pejs jedna
ugryzła pachciarza.

Tę złośliwośćbym nazwał
myśli »pejsymizmem«,
który łatwo zmódz głodem
i plag rygoryzmem.

— Ja mniemam — rzekła Świnia —
co do konia, byka:
przyczyną bezrobocia
ich — MAŁA ETYKA,

brak zdrowego rozsądku,
i, mniemam, najprościej
byłoby ich pozbawić
nadmiaru płciowości.

Wałach się nie zaraża
pieśniami słowika,
i wół powolniej słucha,
niż byk, i nie bryka.

Co do kota, to nie wiem...
kotów nie trzebiono.

— Możnaby mu ubarwiać
myszy na zielono —
rzekł Pies, zdrowy esteta: —
kolor łąk, bo przecie

zieleń wznieca myśliwskość
w zwierzu i w poecie.
Zresztą, przyczyna złego
nie w tem, lecz w słowiku:

złapać tylko przyczynę,
zdusić, i po krzyku.

Tedy ruszyła trójca.
Wiódł Pies z miną lisa,
gdzie gniazdo dekadencyi
społecznej zawisa.

A gdy je wytropili,
rzecze Świnia (w rzeczy
codziennego rozsądku
nikt świń nie przeprzeczy):

— Nawróć się — rzekła — ptaku:
ujdziesz życia nędzom,
spasiesz się, jak ja — widzisz?...
potem cię uwędzą

dymy kadzideł, potem
schowają cię; takoż
niejeden cię po śmierci
chwalić będzie smakosz.


Ja — parol — kiedy jako
prosiak młody ginę,
opychają mnie farszem
i wieńczą wawrzynem.

Nawróć się, zostań świnią...
psem?... nie?... osłem?... też nie?...
No, to bądź i słowikiem,
lecz nie piej tak grzesznie.

Tu podjął mowę Osieł:
— Twój śpiew jest wyzuty
z prostoty. Śpiewasz, jakbyś
na sznur nizał nuty.

Czemuż to nie śpiewywasz
cip-cip-cip lub ko-ko,
gól ból, albo hop-sasa)
lecz ciągniesz wysoko
tryl i długo? Mnie słuchaj:
o, uważasz... ryczę.

Tu chropowaty wrzucił
ryk w uszy słowicze.

— Czekaj pan — rzekła Świnia —
zaśpiewamy trio.

Oui-oui-oui — zawrzasnęli —
cham-cham-cham! a-y-o!


Biedny ptak nie wytrzymał
Społecznej canzony,
zerwał się i odleciał
w jak najdalsze strony.

Zaczem i pan odetchnął,
i znów życiem zdrowem
żył, siał, płodził, gnój woził,
orał, doił krowę...






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Lemański.