[17]PTAK DZIKI I CZWORONOGI SWOJSKIE
Był gaj tuż za podwórzem.
Wiosna. Jednej chwili
nie upłynęło w nocy
bez słowiczych tryli.
Do chlewów, obór, stajen
niosły one pienia
trąd poezyi, mór tęsknot
i rozpróżniaczenia.
Byk zawiesił czynności
i w zadumach tonie;
Kur, miast kury zapładniać,
układa symfonie;
koń wierzga i wywraca
w kałużę wóz z gnojem;
krowa zerwała kontrakt
z żydem‑mlekodojem;
kot myje się i przestał
dybać na byt mysi;
[18]
pająk na złotej nici
nad muchami wisi;
gęś o lotach śni w życiu
niezależnem, dzikiem:
tak wszystkich rozmarzyła
wiosna ze słowikiem.
I wszystkim to groziło,
że się uczłowieczą.
Pan mizerniał, oblicze
łez zalewał cieczą,
aż zebrał Świnię, Osła,
Psa, i im się żali.
— Jak nic pójdę z torbami,
gdy będzie tak dalej.
Radźcie wy, nadbydlęta,
w których duszę mrzonka
żadna się poetycka
nigdy nie zabłąka, —
co mam począć, o Świnio,
Ośle? Jak widzicie,
w podstawach zagrożone:
praca, trzeźwość, tycie.
Radź, stróżu ideałów,
kaczek aporterze.
[19]
Psie mój, Świnio ma, Ośle,
radźcie mi w tej mierze.
Rzekł Osieł: — Duch niezdrowy
dziś krowy zakaża.
Sam widziałem: w pejs jedna
ugryzła pachciarza.
Tę złośliwośćbym nazwał
myśli »pejsymizmem«,
który łatwo zmódz głodem
i plag rygoryzmem.
— Ja mniemam — rzekła Świnia —
co do konia, byka:
przyczyną bezrobocia
ich — MAŁA ETYKA,
brak zdrowego rozsądku,
i, mniemam, najprościej
byłoby ich pozbawić
nadmiaru płciowości.
Wałach się nie zaraża
pieśniami słowika,
i wół powolniej słucha,
niż byk, i nie bryka.
Co do kota, to nie wiem...
kotów nie trzebiono.
[20]
— Możnaby mu ubarwiać
myszy na zielono —
rzekł Pies, zdrowy esteta: —
kolor łąk, bo przecie
zieleń wznieca myśliwskość
w zwierzu i w poecie.
Zresztą, przyczyna złego
nie w tem, lecz w słowiku:
złapać tylko przyczynę,
zdusić, i po krzyku.
Tedy ruszyła trójca.
Wiódł Pies z miną lisa,
gdzie gniazdo dekadencyi
społecznej zawisa.
A gdy je wytropili,
rzecze Świnia (w rzeczy
codziennego rozsądku
nikt świń nie przeprzeczy):
— Nawróć się — rzekła — ptaku:
ujdziesz życia nędzom,
spasiesz się, jak ja — widzisz?...
potem cię uwędzą
dymy kadzideł, potem
schowają cię; takoż
niejeden cię po śmierci
chwalić będzie smakosz.
[21]
Ja — parol — kiedy jako
prosiak młody ginę,
opychają mnie farszem
i wieńczą wawrzynem.
Nawróć się, zostań świnią...
psem?... nie?... osłem?... też nie?...
No, to bądź i słowikiem,
lecz nie piej tak grzesznie.
Tu podjął mowę Osieł:
— Twój śpiew jest wyzuty
z prostoty. Śpiewasz, jakbyś
na sznur nizał nuty.
Czemuż to nie śpiewywasz
cip-cip-cip lub ko-ko,
gól ból, albo hop-sasa)
lecz ciągniesz wysoko
tryl i długo? Mnie słuchaj:
o, uważasz... ryczę.
Tu chropowaty wrzucił
ryk w uszy słowicze.
— Czekaj pan — rzekła Świnia —
zaśpiewamy trio.
— Oui-oui-oui — zawrzasnęli —
cham-cham-cham! a-y-o!
[22]
Biedny ptak nie wytrzymał
Społecznej canzony,
zerwał się i odleciał
w jak najdalsze strony.
Zaczem i pan odetchnął,
i znów życiem zdrowem
żył, siał, płodził, gnój woził,
orał, doił krowę...