<<< Dane tekstu >>>
Autor Stefan Napierski
Tytuł Pusta ulica
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1931
Druk Polska Drukarnia w Białymstoku. Sp. Akc.
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
II


Gatunek i jakość myślenia poznaje się po interwałach.

Układ pokoju wpłynąć może na formę myśli.

Inteligencja nigdy nie ma racji; istnieje zawsze głębsza jeszcze racja.

Niuansy czyli jałowość inteligencji. Niebezpieczeństwo „finezji myślowej“, nadmiernej inteligencji: wrażliwość na odcienie, nie na istotę rzeczy, na interwały, nie na sedno zagadnienia, na cienie słów, nie na wyraz: krążenie śladami promieni, niemożność zbliżenia się do zbyt oślepiającego ogniska światła, — rozproszkowane krążenie po peryferjach.

Humor — to jest broń, ramię wyciągnięte, — niewidzialne dla słuchacza; dlatego „nałogowi humoryści“ tak są kłopotliwi, zawstydzający prawie; są bezradni: bronią siebie i tylko siebie, wyzywając wszystkich innych.

Humor jest niekiedy zadatkiem wielkości; ale częściej ją zastępuje, niż potwierdza.

Istnieje pewien rodzaj humoru — bardzo współczesny — będący wyrazem nienasycenia, — nienasycenia „realnością jako taką“.

Jakżeż przygnębiające są antologje humoru!

Niezaspokojenie, nienasycenie, a także wstrzemięźliwość lub impotencja, często bardzo wyładowują się w dowcipie. (Czy nie jest to aby wogóle psychiczna jego geneza?). Ludzie nałogowo lub nadmiernie dowcipni zawsze są zlekka podejrzani, budzą odruch odrazy, niepokój lub instynktowne zażenowanie; agresywność ich bowiem trafia ich samych.

Dowcip żydów jest bez pokrycia, jest zalotnością poniżonych.

Czyż dowcip nie jest to aby chęć wyłamania się z pod bezmiernego ucisku realności, przez podanie jej w wątpliwość, rodzaj samoobrony, czyli obrony przed śmiercią?

Dowcip: ta odmiana zakochania się w sobie.

Istnieje pewien rodzaj dowcipu, przez który samemu się cierpi: liryczny.

Nawet sceptycyzm bywa rewolucyjny, chociaż nie zależy mu na celu: przeciwstawia się.

Psychoanaliza, która wytrzebia dotychczasową magję, czyż nie jest aby sama trzeźwą magją?

Psychoanaliza: ten egzorcyzm wieku XX.

Czar ślepoty. Są ludzie, których jedyną bronią przeciw zalewającemu ich morzu irracjonalności jest wdzięk, czyli niedostrzeganie go; broń to kongruentna, gdyż podobnie nieobliczalna, niewymierna, niewiadomego pochodzenia; zniesieniem tragizmu może być także błahość, czar ślepoty: dlatego, rezygnując ze śmierci, tak chętnie wypoczywamy u kobiet...

W umieraniu trwoży nas jedynie śmierć mózgu.

To, czego obawiamy się w śmierci: to umierania dla siebie samego, bez nikogo, — pojedyńczo.

Zmora. W myśli o śmierci nie koniec nas niepokoi, lub choćby zakończenie; lecz zakończenie czego? Sens tego, co się dzieje, zanim śmierć nastąpi, tego, co się ma wtedy skończyć; jeśli w tej przestrzeni nieuchwytnej śmierć także będzie niedorzeczna... I ta to myśl chwyta nas nocami za gardło.

Zawsze jeszcze jest praca najpiękniejszem i najpospolitszem oszukiwaniem śmierci...

Nienasycenie. „La totalité“ — to jest śmierć; żądzą wszystkości — to jest to samo, co żądza śmierci.

Obawa stojącego zegarka jest obawą śmierci.

Człowiek gwałtowny: jest to jakby człowiek gnany śmiercią.

Muzyka akcentuje samotność jednostki.

Książka: instrument samotności, — jak tyle innych.

Jakżeż samotny jest człowiek, który czyta!

Poczucie wyodrębnienia ze świata rzeczy — oto co dopiero jest rdzeniem samotności człowieka.

Kiedy francuz mówi o samotności, ma to zawsze coś z uzurpacji.

Zamykasz oczy: zapuszczasz wzrok w studnię wnętrza.

Istnienie Boga — to jest jedna z wielu możliwości wszechświata; dlatego nie jest oszustwem ani tchórzostwem modlitwa „na wszelki wypadek“; nie jest to zabezpieczenie się, lecz błaganie, aby Bóg istniał.

Góry. Kiedy odwrócić wzrok od ludzi, o jakżeż łatwo jest uwierzyć w Boga!

Jezuici: ci imperjaliści Boga.

Katolicyzm, czyli nauka o tem, że wyłącznie ziemskiemi środkami niepodobna zmienić człowieka.

Tam, na samem dnie, kropla żywego białka: to jest możliwość Boga..

Bóg: ta suma wszystkich naszych wyrzeczeń.

Gdyby módz stworzyć homunculusa, czyli sztuczne rozmnażające się białko, runęłyby wszystkie religje.

Bezpostaciowość. Bóg kastrata nie jest już człowiekiem.

Imponderabilia decydują o wszystkiem: oto pogląd na świat mistyka; dlatego coś z mistyka, coś z obłąkania, jest w każdym na wielką skalę „człowieku czynu“.

W mistycyzmie wielkiego poety jest zawsze coś z kalectwa duchowego; wystarczy spojrzeć na Słowackiego.

Systematyczność, — pokrzepiające oszustwo, pocieszająca fikcja: pozór działania.

Odrobina mniej obcości w stosunku do kogoś — to jest miłość.

Ci, którzy zbyt wiele oczekują od miłości, nie umieją kochać; może nawet nie są stworzeni do miłości. — Miłość to poprzestanie na rzeczywistości; nie chęć wyczerpania jej.

Miłość jest łatwa dla tych, dla których nie jest najważniejsza.

Za miłością prostych tęsknią skomplikowani, ci, którzy zmuszeni byli jej się wyrzec; ale dostaje się ona bez trudu prostakom, którzy nią poniewierają.

Strzał w usta. Skarga miłosna dlatego jest tak straszna, że nigdy i nikomu niepodobna jej wypowiedzieć do końca; naprawdę powierza się ją samotności — w nas i wokół nas — nocy, pełnej głosów, śmierci, która jest jej kresem, Bogu, który ma być jej przetrwaniem.

Miłość jest to jakby zatrzymanie czasu; wstrzymanie wskazówek zegara.

Nawet człowiek najgłupszy, kiedy pożąda, staje się przebiegły, podstępny, prawie mądry; oto jest przemyślność instynktu, który przewyższa nas, władając nami.

Nakazy moralne: te wszystkie żałosne fikcje, jakie wymyślili sobie ludzie, aby uchronić się od smutku miłości.

Ileż mądrego egoizmu jest w naszej potrzebie posiadania dzieci! W nich trwają nadal nasze cechy, przemienione w cechy gatunku. Po zmarłym bracie pozostało Januaremu kilka powiedzeń, które niekiedy — nie bardzo często — mimowoli wracają mu na usta. Wszystko, co nie jest dziedzictwem krwi, jest bezcielesną melancholią wspominania...

W obronie każdej miłości, nawet każdej przyjaźni, walczyć trzeba z całym sprzysiężonym światem. Obojętny jest bowiem zapamiętałym wrogiem tego, który kocha. A kochającego zbyt szybko unicestwia czas i nie ma on jakby czasu umierać.

Instrument zmysłów. Podczas bólu głowy nie znosi się perfum: tylko zdrowie podźwignąć może ciężar zapachu.

Nie kładźmy w zmysły duszy, gdyż jest to do ostatka wyczerpujące.

W każdej pieszczocie jest coś z gwałtu, z uszczuplenia osobowości.

Przyjaźń: to jest właściwie oczekiwanie niemożliwego.

Czyżby Brutus był symbolem wszelkiej wielkiej przyjaźni, w której chodzi przecie o sprawy ostateczne, bardziej jeszcze od Judasza, gdyż on nie żałował, gdyż on ją przemógł?

Przyjaciel idealny: nasz własny portret fikcyjny, zrealizowanie w kim innym naszych możliwości, zmarnowanych, podwiązanych, wytępionych; jest to rodzaj smutnego zastępstwa...

Wszelkie uczucie jest niemożliwe do ostatniego krańca, niepodobne do zrealizowania: ono znosi, przerasta samo siebie.

W młodości myśli się naiwnie, że można „opanować świat“, że to, co nazywamy światem, wogóle istnieje.

Obietnica życia, ciekawość miłości — w latach młodzieńczych istnieje zainteresowanie cudzym intérieur‘em: jak też dzieje się szczęście? Wtedy wierzy się jeszcze w jego istnienie...

„Ból świata“ jest stanem właściwym młodości: nieosiągnięcia, drogi do rezultatów bez rezultatów jeszcze; jest to ból pełen nadziei. W następstwie bywa czasem rezultatem śmierć przedwczesna; wtedy zapowiedź i jej czar, cały jej smutek, przemienia się w legendę, która świeci poprzez stulecia: Novalis.

Atmosfera, jako źródło lecznicze, dawnych czasów zatęchły i świetlisty powab... Pejzaże, wojaże, ludzie w strojach niegdysiejszych, do których dorobićby trzeba blaknące ryciny, — opjaty, opjaty!

Nieodparta potrzeba reformatorstwa wynika zazwyczaj z osobistego nieszczęścia.

Każdy system polityczny, który zwycięża, korumpuje swych przeciwników.

Wszelka dyktatura jest hodowlą snobizmu; Polska w r. 1930.

Całe dzieje — dzieje ludzkości — na które nie przestajemy się powoływać, któremi usprawiedliwiamy się ciągle — samo istnienie Chrystusa choćby — to przecie coś raz na zawsze niesprawdzalnego.

Cywilizowana burżuazja ma jeden swoisty wdzięk, którym nie przestaje przekupywać: podejrzany wdzięk dyletantyzmu, maskujący jej rozkład.

Niepodobna pozbyć się obawy, że w najkonsekwentniejszym materjalizmie kryją się kulisy metafizyczne, które kiedyś buchną, jak ekrazyt.

Kolektywizm, kolektywizm! Któżby zaprzeczył? Wszystko to prawda! Ale czem zasłonić się w noc bezsenną przed gwiazdami i śmiercią, czyli przed bezsensem?

Mieszczanie: ludzie, którzy nie pomyślą nigdy o możliwości innego życia.

Mieszczanie: ludzie, którzy z życia znają same „schlagworty“.

Rodzice. Dzisiaj o wiele trudniej być europejczykiem, niźli przed laty trzydziestu; ileż łatwiejsze zadanie mieli tamci!

Teoretykiem rewolucji w powojennej Europie może być tylko ten, kto ma zdolność i odwagę ogarnąć wzrokiem całość.

Wszelki imoralizm mieszczański podszyty jest interesem.

Higjena przebrania. Jakżeż miło jest zetknąć się od czasu do czasu z aktorami (im podrzędniejsi, tem lepiej: szmira chroni od pozy i snobizmu); są to jedyni, obok rodowych arystokratów, doskonale zachowani prymitywi naszej cywilizacji.

Dobroć słabości szerzy spustoszenia; płodna — możliwa jest tylko u silnego mężczyzny.

Mężczyzna w silniejszym stopniu jest także kobietą, niźli kobieta mężczyzną; dlatego, ogarniając jej zakres, może ją pojąć; ale nie odwrotnie.

Kobieta inteligentna, żyjąca z wulgarnym mężczyzną, przystosowuje się doń; odtąd inteligencja będzie dla niej osobistą obrazą.

Są matki, które przemawiają do swych dorosłych synów, jak do narzeczonych.

Climacterix. Stara kobieta jest przez to tak tragicznie- odrażająca, że wypełniła już swe zadanie naturalne, że już nie może być matką; natura odrzuciła ją do trupiarni, na śmietnik odpadków. Jest to stan rozpadu, udający życie, które minęło, przemieniło się w bezpłodne trwanie, w jałową pustynię, w jakiś bezinteresowny stan trzeci. My zaś, żyjący i żywi jeszcze, boimy się nieskończonego trwania, trwania gatunku, lękamy się śmiertelnie istnienia, w którem wygasło już życie. Jest to to samo, co obawa i groza księżyca.

Szczudła wielkości. Straszny jest głos ludzi głuchych, niesłyszących własnego głosu; jest on jak głos brzuchomówcy, jak szczekanie upiorów. — Poprzez kalectwo ludzie zwykli wyrastają ponad samych siebie, przybierają maskę, która jest okropna i wielka.

Dziwactwo — to wentyl osobowości, który uniemożliwia wielkość, chroni od jej grozy.

Podróże zastępują niejako nieśmiertelność; podróżujemy dlatego, że raz jeden, raz jeden tylko, żyjemy; biografja tych, którzy nie usiłowali dokonać podróży naokoło świata, — jest przerażająca.

Podróż naokoło świata — groza skojarzeń. Niepodobna się nigdy i niczem obronić przed wspomieniami; i ich irrealnemi konsekwencjami: fantasmagorją.

Książki to tylko surogat podróży.

Życie tego drugiego. Dobrze jest niekiedy porównać wzmożoną fikcję swojej duszy z cudzem mieszkaniem.

Każdy, chcąc czy nie chcąc, jest adwokatem swego temperamentu.

Styl a temperament. Poprzez uleganie wpływom epoki, a nawet modom, drgnieniom ledwo uchwytnym, a zawiłym w swych przyczynach i skutkach, wszelki czujny pisarz dociera wreszcie, gdy przekroczy graniczną linję młodości, do realizacji własnego, immanentnego mu niejako, temperamentu; uprzednio i tak łowił nieświadomie wpływy, podszepnięte przez temperament, i utrwalał je. Teraz nazywa się, że ma styl swój własny; ale wszelki styl jednolity: w genezie swej, w procesie stawania się, jest złożony.

Pisze się zawsze jakby do nieistniejącej osoby.

Nuda jest przez to tak tragiczna, że jest zaprzeczeniem możliwości szczęścia.

Szczęście. Styl życiowy, który przyswoiła sobie jednostka, w trzech czwartych wypadkach zastępuje szczęście; jest banalnym i smutnym jego surogatem.

Być może, że dla niektórych ludzi bardziej złożonych szczęście: to jest rzeczy wogóle zbyt prosta.

Pochwała rękodzielnictwa. Tylko praca ręczna przywraca jednostce godność.

Pochwała sportu. Wszystko jest dobre, co człowieka uwalnia od niego samego.

Wolność zawsze jest tragiczna, niema wolności bezwzględnej; wolność jest zawsze od czegoś

Moraliści pocieszają nas mimowolnie — choćby najbardziej wiedzący i gorzcy — przez swą ogólnikowość; łatwo żyć jest w luźnem państwie abstrakcji; wystarczy spojrzeć na Vauvenargues‘a.

Ludzie pospolici lepiej opowiadają anegdoty: nie znają nic prócz realności.

Kiedy zamykamy oczy, jakżeż stajemy się bezsilni!

Ci, którzy powołują się na „ducha“, na jego wyższość i przewagę, uciekają od realności; są bezsilni; ale oni jedni wiedzą o swojej bezsile; przeto ukrywają ją starannie.

Każdy outsider jest skłócony z sobą; jest romantykiem, choćby miał tłumy u swych nóg.

Niedostateczna sublimacja. Przeczucia mylą; są to często pragnienia, pożądania, lub nieokreślone tęsknoty, — zbyt długo niezrealizowane, przemienione presją wewnętrznego tygla w mit osobowości, w sygnały, które zdają się być sygnałami zaświata.

Żydzi: ta najbardziej mazochistyczna rasa świata, ciągnąca lichwiarskie zyski z prześladowań.

Jakżeż niezmordowanie, bezustannie, beznadziejnie walczyć muszą semici z nałogami swej rasy!

Jest pewien uśmiech profesjonalny (uśmiech kelnera), martwy i niezręcznie do warg przylepiony uśmiech społecznego poniżenia, który indywidualnie nie znaczy nic, ale jakimż jest rezultatem; jakąż maską obronną; jakim skurczem mechanizacji!

Wielkie serca. Ach, najgorsi są ludzie wielkich jawnych zalet; cenieni przez ogół; powszechnie lubiani; popularni; wielbieni za uczynność; przyjaciele całego świata; o sercu na dłoni; o wielkiem sercu; — jakiemż okropnem, skrytem, małostkowem bezeceństwem muszą je odkupić ci drobni tyrani życia domowego, lub ci ulegli, zgorzkniali tetrycy; ci nieszczęśliwcy: przyjaciele świata całego, wrogowie samych siebie.

Kiedy odwiedza się chorego, jakże często doznaje się satysfakcji: że samemu nie jest się chorym; litość — to w dziewięciu dziesiątych wypadkach: repoussoir.

Zamaszysty podpis ludzi miernych: to jedno, gdzie się skryło pragnienie wyniesienia, pożądanie wielkości, zszargana jej resztka.

Okrucieństwo — to obrona własnej słabości.

Ludzi najbardziej niezłomnych nie przestanie nigdy nęcić piękno odstępstwa.

Wszelki sukces jest zawsze zafałszowaniem wielkości.

Bogactwo — jest to skomplikowanie życia osobistego przez nadmiar przedmiotów.

Odraza: obawa pierwotności, przezwyciężonych form istnienia.

Opera włoska: to, co jest z piękna we wszelkiej wulgarności.

Mówienie obcemi językami: to zwielokrotnienie siebie, przyjmowanie innych, możliwych osobowości.

Pojedyńcze „życia“ są w każdym momencie jakby niedokończonemi powieściami; pani Adolfina jest już na stronicy 106, a pan Jacek dopiero na 42, stąd: brak styczności, błahe i tragiczne nieporozumienia; gdyż: każde życie tego drugiego osądza się z pomiędzy stronic własnego tomu.

Każdy czyn symplifikuje swoje przesłanki, znosi drogi, które doń doprowadziły; i to jest tyle wychwalany jego — optymizm.

Intuicja: zazwyczaj strzelanie poza cel.

Wydaje się, jakgdyby samobójcy byli klapą bezpieczeństwa ludzkości, jej nigdy do ostatka nie wyładowanem szaleństwem.

Największym hamulcem w myśleniu jest instynkt samoobronny.

Kiedy choroba, zamknięta w obrębie naszego organizmu, pustoszy go, — jest to tak, jakby, bardzo cierpiąc i zamierając gwałtownie, waliły się gwiazdy; wraz z nami, krusząc się ułamkami, ginie wszechświat.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stefan Marek Eiger.