XIV.

Lucias Pomponius Pulcher, pod tę porę,
Najzawołańszym młodzieńcem był w Rzymie:
U niewiast, które szaty różnowzore
Noszą, czarownie zwykło brzmieć to imię:
U niewiast, które zaniechały pallę,[1]
A włosy w rąbek ku górze od skroni
Zgarniając, cztery na raz mówią: vale!
Imię Pomponius brzmiało jak: «do broni!»
W legiach — lub jako — o! publiczny wstydzie —
W zebraniu tłumnem poszept «konsul idzie.»

Pomponius ród swój szlachetny wywodził
Przez senatorskie krzesła. — Za Trajana
Z Pliniuszem młodszym jeden z nich gdzieś chodził
W Egipcie, drugi jadł u Domicjana —

Inny posłany był w Panońskie szlaki
Jako generał, zkąd koni i siana
Sprowadził na raz tyle, że żołdaki
Z prowincyi i lud, sprawy tej spektator,
Już, już, wykrzyknąć chcieli — Imperator! —

Lucius Pomponius Pulcher nie był wiele
Ćwiczony w rzeczach mądrości i prawa;
Lecz miał do siebie to, że mawiał śmiele,
I to, że Rzymska kochała go Sława. —
Urzędem żadnym jeszcze się nie bawił;
Lecz znane było, iż w willi-pomponii
Ogrodowemu bogowi postawił
Świątynię; wszakże nie uczęszczał do niej,
Filozoficzne swe mając mniemania,
O których z czasem miał napisać nieco.
Co wszakże słuszne zwlekły odkładania,
Aż się te rzeczy utrą i rozświecą —
Tymczasem Cyntie słały mu spojrzenia,
Gdy do teatrum wchadzał w swej chlamidzie,
Zębionej złotem — i coś nakształt drżenia
Zausznic kolii, brzmiało: Pulcher idzie —

Bywało nawet, że senator siwy
Za Pulchrem widząc rzesze i pochodnie,
Śmiał się i palec podnosił leniwy
W kształt V co znaczy «witaj» i jest modnie.

— Mistrz Arthemidor, starych idąc śladem
Zwał go niekiedy małym Alcybiadem;
Pomponius zasię, słysząc te wyrazy,
Zwykł był pokłaniać pedum kilka razy —
Pedum, bynajmniej gminne, z jakiej śliwy
Suchej, lub krzywej wycięte oliwy.[2]

Lecz wyrzezane z zęba słoniowego,
Złotemi ćwieki misternie upstrzone,
Z napisem L. P. P. wreszcie do tego,
Jak włócznia, laska, tyrs, lub stil, noszone.

Nigdy sam, zawsze chadzał on ze swymi,
Którzy mniej więcej byli mu podobni,
Ten z szat, a owy gesty udanemi:
Ci swoi wszakże mniej byli ozdobni
I mniej bogaci, i rodem nietyle
Świetni, i wziętość mieli mniej motylę
Pomiędzy Cyntie, Lidie i Kamille —

Pierwszy z nich Florus, longinem nazwany,
Za Pomponiusem jak cień uwiązany
Chadzał — a głowa jego nad ramieniem
Przywódcy, była, jakby dopełnieniem,
Którego oko nawykłe szukało,
Bacząc czy całe jest dwugłowe ciało. —

Lucius Pomponius zamierzył oddawna
Ugościć Zofię w villa-pomponiana;
Lecz nie z powodu że ta była sławna —
Raczej, że sławną będąc, była znana.
Nie iżby liczył w sposób małogodny,
Iż ztąd dwa razy tyle będzie modny,
Do tyla cale nie będąc fałszywym,
By się wyręczał środkiem niewłaściwym —
Lecz że to wszystko mimo woli jego
W powietrzu miejskiem znajdowało spadki
Takie — iż najmniej nie dodając ego
Czyniłeś, raz się w te wpisawszy kratki;
I byłeś takim nie przez swą osobę,
Lecz że nijakim byłeś w taką dobę,
I gdybyś widział że to drugi czyni
Tylko byś winił go że się nie wini.

Już wiele razy na przechadzce tłumnej
Przez via appia, gdzie w chłody wieczorne

Przejeżdżał senat i patrycjat dumny,
Matrony, dziewki, i rzesze pokorne;
Pomponius Lucius, rydwanem czerwonym
Tocząc jak Neron, Zofii szukać lubił,
Nie iżby kochał albo chciał być czczonym,
Lub jak Chrześcianin wzrokiem ją poślubił,
Lecz że nic k'temu nie ma ani przeczy,
Że to się dzieje tak — z natury rzeczy.

Ta zaś natura rzeczy jest następstwem
Rytmu wypadków, nieujętych niczem
Gwoli celowi — i nie jest przestępstwem
W bezprawnej sferze, z Janusa obliczem —
Bo tam przestępstwa nie ma ani zdrady,
Ani przykładów nie ma — tylko ślady! —

Hołdy te Zofii nie były natrętne;
Lecz kto ją widział je odbierającą,
Dostrzegł że lica jej byłyby smętne,
Stalszemi będąc — tak kwiat, gdy potrącą
Przechodnie w sposób nie zbyt pogardliwy,
Odprostowywać się zwykł harmoniami
Słodkiemi, trzciny swej, choć niecierpliwej. —

Któż bowiem kochał, jak to później zwie się,
Jeźli to stałe ma gdziekolwiek imię! —
Któż bo lub raczej któryż? kochał w Rzymie,
Co pierwsze dziewki gwałtem sobie niesie
Z teatrum do dom — lub jak koturn zmienia
Bez obrażenia i bez przeproszenia:
Pomny, że inne czucia są olbrzymie
A inne karle, i dumą tam sięga
Gdzie się krew w ducha rozprzęga czy sprzęga.[3]

Zofia, inaczej — ona z Rzymu brała
Moc niemyślenia że gdzieindziej wzrosła;

Resztę zaś kratą liry zamykała
I wtedy była czy straszna? czy wzniosła?
Nie wiem; tak klatkę lwa, gdy z nim zadrżała,
Wydążasz forty zatrzasnąć podrywem;
A choćbyś sam był lwem, wiesz jedno: «żyw-em[4]





  1. Pallum szata poważna.
  2. Pedum — taż sama laska, u góry zakrzywiona, której dzisiaj Anglicy konno jeżdżąc używają.
  3. Formacje rodów kabalistyczne, bez względu na serca, a z widokami jedynie socjalnemi i politycznemi dla utrzymania ducha-rodu.
  4. «Żyw-em» skrócenie jestem żywy albo uszedłem cały! —





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cyprian Kamil Norwid.