XV.

«Obyczaj — wolny jest od obrażenia
W czasie, gdy wszystkie, równe mają prawo.» —
Mówiła Zofia — «ja, dziś do jedzenia
Siadam,[1] a tobie, gdy chcesz, służę ławą
I jeźli zwyczaj masz, wieńcem bluszczowym» —[2]
Co Aleksandra syn słysząc: «Gotowym»
Odrzekł «czemkkolwiek darzy przyjąć od niej,
Mimo iż bluszcz mi skroni nie ochładza —
A róże? — może, bez wieńca swobodniej;
Może stosowniej — kwiat albowiem zdradza
Upadkiem —»

«To jest stary przesąd wschodni.»
Odrzekła Zofia, gdy głowy golone
Dwóch niewolników, ku niej pochylone,
Słuchały ciszej rzeczonych rozkazów,
Jak wyciosane kariatydy z głazów.
«Więc przyjmę lauru wieniec lub dębowy.
Pierwszy, ażebym z odkrytą był głową,
Jako ty jesteś — drugi, iżem głowy
Nie oddał treści słów twych piorunowej.» —
«Młodzieńcze!» Zofia na to mu odpowie
«Jesteś przyjemnym bardzo biesiadnikiem!
Rzecz coraz rzadsza, tak, iż w krótce, kto wie?
Może nie będziem jadać albo z nikiem.»

«Zaiste, co raz mniej umieją gościć»
Syn Aleksandra prawi biorąc jadło,
«Aż to, co zowią Chrześcianie: pościć,
Znacznie się w biedny lud w Imperium wkradło»
«Znasz więc mysteria onych?» — «Podróż moja
Że filozofię wszelką ma na celu
Czyni, żem dotknął nie jednego zwoja
Pism, i moralnych precept mistrzów wielu —
«I — ?» rzekła Zofia z pół-uśmiechem, który
Coś nie-żeńskiego miał. — «I ztąd powziąłem
Wiedzę o różnej praktykach natury.
O onych» mówił dalej «co popiołem
Chleb posypując, zstępują aż na dno
Całości człeka-zbiorowego w czasie,
I tam tykają prawd — tykając władną.
O onych» mówił jeszcze «którzy za się
Przenoszą mądrość czerpać z rządzy sławy,
I są współczesnych zwierciadłem promieni.
O onych, którzy z natchnienia jak z lawy
Wulkanu, cacka robią dla zabawy,
Albo są skrzydły orlemi noszeni — —
O onych jeszcze, którzy ważą pyły
Na szalach myśli i są jak mogiły
Etruskie, dzbanów pełni rysowanych,
Brązowych złamków, tudzież łzawic[3] szklanych,
Wyschłych, zielonych po kroplach co zgniły —»
«I — » Zofia jeszcze dodała z uśmiechem —
«I — oto twoje Pani, piję zdrowie
A pijąc będę przypuszczeń jej echem,
Że jak z ucztami, tak z mądrością, kto wie?
Czy ta się w oczach naszych nie pogrzebie;
Lub każdy mądrym będzie sam dla siebie.»
«Tego mniej dzisiaj niż kiedy-bym chciała.»
Odrzekła Zofia tonem bez znaczenia:
«Pani — to wszystko same przypuszczenia,
Które jak płonne są, to pewna mała

Okolicznostka mogłaby okazać. —
I tak: elegiak pewny zapomina
Naprzykład notat z tabliczek wymazać
I gubi one» —

— «Więc wraz, nową wszczyna
Elegię, zgubę opłakując —»

«Przeto,
I mądrość niemniej, gdy się zapomina,
Może jej służyć to za szczeble nowe
Jak te elegie i tabliczki owe —
Lecz —» Aleksandra syn głosem odmiennym
Dodał, wpatrując się w Zofii wejrzenie:
«Czy o zdarzeniu jakiem bądź codziennem
Mowa? —»[4]

Gdy mówił to, zasłony drżenie
I kroków echa zwiastowały gości;
Co bacząc Zofia obróciła lica,
A Lucius z gestem dobrej znajomości
Weszedł i Florus znany z swej długości.
Pierwszy, zwyczajem Rzymskiego szlachcica
Zimno, acz grzecznie wstęp uczynił mały,
Ku Pani domu zwrócon i gościowi;
Drugi przyświadczał jak człowiek mniej dbały
Do kogo? o czem? mowa, lecz kto mówi.
Obydwa siedli — Pulcher był odziany
W przejrzystą szatę, a Florus w płaszcz tkany.
Sposobem zwykłym, te szaty przejrzyste
W Cos wyrabiane są, a rzecz ta droga,
Dla tego że jest lekka jak mgły dżdżyste,
Zazwyczaj zowie się vitrea-toga[5]

Jakoż mąż w szacie takiej jest podobny
Do rzeczy w szklanną pochowanej skrzynię
Ogółem-kształtu; bowiem szczegół drobny
Fałdami bywa zamglony, i ginie,
Zwłaszcza iż muchy złote albo gwiazdy
Porozrzucane są po tej tkaninie.
Krótka to była szata jak do jazdy;
Więc i na ręku płaszcz on miał — niechcący
Zwojem o pedum zaplątan kościane —
Czerwone ciżmy, w księżyc zamykane
Złoty — literą C, zdala świecący.[6]

Tak strojny usiadł, folgę dając ciału
Jak duch, co swego dobiegł ideału,
A w palcach pedum obracając giętko,
Coś do Florusa poszepnął przez ramię;
Potem na ciżmy pojrzał, strząsnął piętką
I umilkł — Florus, jak dąb, gdy go złamie
Burza i czołem ku ziemi zawróci,
Rękoma z krzesła ciężył żylastemi.

«Mieliśmy kwestię z filozofem gościem.»
Zapowie Zofia — Pulcher przerwał:

«Zgadnę!»
»Mów —»
«O czas, przestrzeń, nudę — miłość —»

«Żadne
Z zadań tych, których wyboru zazdrościm»
Więc Aleksandra syn rzecze — «Pytanie
Było, ażali wkrótce umiejętność
Dawania uczty, całkiem nie ustanie
Przez suchość serca, skąpstwo i namiętność —»
Tu Pulcher, jako gdy kto własne zdanie

Usłyszy, znacznie spoważnił oblicze
I rzekł — «na kwestyi takiej rozwiązanie
Więcej niż mniemaćby kto mógł, dziś liczę.»
Zdawna albowiem miałem w Pomponianie
Ugościć kilku przyjaciół i Panię —
Tak — iż by zamiar ten objawić, właśnie
Przychodzę —» mówiąc to, Zofii wejrzenia
Szukał, jak kiedy z drgającego cienia
Wnosisz że lampa ci przedwcześnie zgaśnie,
A jesteś w ciągu twego zatrudnienia.
«Czynem więc ma być kwestja rozwiązana?» —

«To jest w naturze mojej» Pulcher rzecze
«Tak się rozstrzyga wszystko w Pomponiana»
Florus rzekł: «węzły gordyjskie a miecze,
Spotykać winny się — to jest logika,
Przed którą bodaj wszech-syllogizm znika,
Co tak dalece w filozofii mojej,
Jako warunek sine qua non stoi;
Iż zczasem portyk[7] stworzę k'temu nowy,
Widząc do ila czcze są szkoły wszystkie.
Kierunek każdej krzywy i niezdrowy:
Tylko — mam jeszcze pierw do zbycia z głowy —»
Tu zamilkł — potem rzekł: «Nową artystkę
Witał Rzym wczoraj na Flory wyścigach.
Diwa Elektra!» — K'czemu Longin doda:
«Gra w cymbał, przy tem na dwóch tańczy bigach.»
— «Musi być bardzo młoda?» — «Bardzo młoda.» —
Odpowie Pulcher Zofii a ta znowu:
«Więc, do pańskiego wróciwszy systemu —
By przerwy temi nie być wstrętną jemu —»
Tu Pulcher przemilkł nieco, gdy gość dawny
Podpowie «Portyk jeszcze nie jest jawny?»
«Zaiste, dotąd, o tyle, o ile
Swobodne na to pozwoliły chwile,

Mniemam, iż wszystkie próżno nudzą tory,
Jakiemi mądrość jest poszukiwana.
Bierzmy z Wielkiego Aleksandra wzory:
Ten gdy mu była jedna z prawd nieznaną,
Tycząca bogów — tak zburczał kapłana,
Że odkrył mu ją na drugi dzień rano» —
To rzekłszy Pulcher Pomponius, dwa razy
Dotknął się palcem najdłuższym wielkiego,[8]
Jakby miał chłopca wołać i rozkazy
Dawać — lecz w gieście tym było coś złego.
Syn Aleksandra słuchał przez oblicze
Zofji — ciemne to może wyrażenie,
Ale jedyne i najmniej zwodnicze.
Zofia, słuchała jak przez uprzedzenie,
To jest, przed końcem każdego perjodu,
Co ma nastąpić wiedząc bez zachodu.
Florus, nie widząc by płynność się rwała
W przemowie Pulchra, czekał z zaufaniem,
Aż piękność treści wysłoni się cała
I nikt już z nowem nie wstanie pytaniem.
Więc tylko szeptał czasem «Pulcher! chwała!»
— Mistrz Arthemidor w ciągu tej perory
Wszedł, cichem ogół skinieniem powitał
I siadł, tabliczek dobył i coś czytał —
Potem rzekł —

«Inna, mniemam, jest brać wzory,
A inna: wzór brać —» i zamilkł.

— Te słowa
Dwulicej treści, ogół zaniemiły
I stron przeciwnych uwagę zwróciły,
Jakby tam postać weszła Janusowa.
Co gdy Mistrz spostrzegł, zwracał się ku Pani,
Niby rozmowę chcąc przetworzyć dla niej —
Gdy ta, nie słowem lecz giestem zapyta,
Jako sentencja niejasna się czyta? —

I było cicho — Mistrz rzekł: «Tenże samy
Za przykład wzięty Aleksander, jadał
Wieczerzę leżąc — do obiadu siadał.
My, co na różny sposób dziś jadamy,
Jakoż powiemy? — ja siadłem, gość leży —
Ten i ów sposób do wzoru należy —
I tak: gdzieindziej żydowscy kapłani
Czynią, iż najmniej mąż ów ich nie gani;
Przyjmują nawet hołd od bochatera
Dla rzeczy którą prawda ich zawiera.[9]
Jakkolwiek powieść — powyżej wspomniana
Przez dorodnego mówcę a młodziana —

Prawdą jest — wzór więc siebie sam zaciera?
Nie — Aleksander rozliczne miał doby,
Acz tenże samy w treści swej osoby.
Wzór przeto biorąc, przedmiot się wykłada,
Gdy wzory z siebie na przedmiot się składa.» —
«Wzór jest to ogół przedmiotu, gdy wzory
Są to usterki, przymioty, lub pory,
Wzięte tak czasem iż cel się zaciera;
Bo wzór się bierze gdy wzory dobiera —
Jakoż — młodzieniec w wyrażeniu skory
Słusznie wniósł: bierzmy z Aleksandra wzory
— — — — — — — — — — — — — — — — —

To Arthemidor gdy rzekł, cisza trwała
Tylko niekiedy Florus szepnął «chwała!»
Syn Aleksandra zrozumiał sól rzeczy
I ile chwaląc mistrz, tem bardziej przeczy.
Gdy Zofia lekkim ku słudze skinieniem
Napełnić czary kazała. — Po chwili
Chłopcy dwaj z lirą weszli i z siedzeniem
Osobnem; które cicho ustawili
I wyszli, krokiem Kamillów[10] mierzonym.
Zofia powstała na pół z odniechceniem
Na póły z giestem dobrze obmyślonym
I amiculę[11] z ramion odrzuciła
Idąc — osobne zajęła siedzenie
A lirę do-rąk wziąwszy, coś marzyła
Na nieumyślne strun patrzając drżenie. —
— — — — — — — — — — — — —

Po chwili, czoło wzniosła okazale,
Struny tem silniej drasnąwszy iglicą;
I jęła mówić, z początku niedbale
Jak iskier rzuty — dalej błyskawicą

Te tak ciskane słów iskry wstawały,
Twarz oświecały i nad czołem drżały. —

IMPROWIZACJA ZOFII.


1.
«Czy z Olympu to? gdzie są abrysy świata
Rzeczą harmonijnej kłótni bogów:
Czyjś upuszczony stil, na ziemię z brzękiem zlata,
Śmiertelnych, dziwowisko progów? —

2.
Nie stil, nie — choćby Dedalów dzieło
Nie narzędzie kruche, pism iglica;
Lecz twój o mistrzu głos i co się zeń przejęło
W myśl — i co krwią błysło na lica. —

3.
Bo inna pojąć wzór i cało-dźwięków tworu
W po-za-jawie słuchając, nad światy,
Samemu kwiatem wzrość, ku prawdzie pierwowzoru;
A inna — wieniec wić — lub rwać kwiaty — —
— — — — — — — — — — — — — —
Jak ja» —

— Dodała wieszczka, kładąc lirę,
Głosem, co echa nie miał, lub nieszczere,
Gdy strun ostatnie dźwięki co raz letsze,
Strofę tę jeszcze powtarzały w wietrze:

— «Bo inna pojąć wzór — i cało-dźwięków tworu
W po-za-jawie, słuchając, nad światy,
Samemu kwiatem rość, ku prawdzie pierwowzoru;
A inna — wieniec wić — lub rwać kwiaty — —
— — — — — — — — — — — — — — —

Syn Aleksandra, bardzo zadziwiony
Patrzył, na Zofii postać niepodobną
Do siebie samej, gdy za nią te tony
Rzuconej liry, na ławę osobną,

Odbrzękiwały jeszcze w cztery strony.
A postać wieszczki z nich rosnąć się zdała,
Jakoby z kręgu fali poruszonej
I szła, ku gościom, blednąc — przytem drżała,
Lecz nie przez dziewcząt obawę gołębią,
Raczej jak drzewa gdy wiatry je ziębią,
Jesieni skrzydłem odmiatając w stronę
Liście ich, co już żółte i czerwone.

Drżenie zaś takie, że jest z wysilenia,
By drugim swego udzielić natchnienia
I podnieść massę słuchaczy ku sobie,
Szybko się innym udziela; lecz czyni,
Że podnieść mogła ich, o ile w grobie
Umiała własnym pierw być jak mistrzyni.
Więc spiesznie k'wieszczce nawrócili lica
Goście — na sposób każdemu właściwy:
Pomponius z giestem Rzymskiego szlachcica —
Florus, jak człowiek gdy chce pytać «czemu?»
Lecz na obecnych pierw pogląda lica:
Syn Aleksandra, wieniec zdjąwszy z czoła,
Powoli, liście obrywał zielone.
Gdy Arthemidor-mistrz, w pośrodku koła
Stanąwszy — pojrzał w tę i ową stronę,
Na ramię potem rzucił płaszcza koniec
I już miał usta na w pół otworzone
By mówić skoro zawołano — «goniec!»

Był to posłannik Maga — postać chora,
Wchodząca krokiem wstępu i odwrotu,
A włos mająca zlepiony od potu;
Ten ręką z listem do Arthemidora
Skinął i pismo oddał — i znikł w sieni —
Gdy mistrz, to czytał zwitek, to szedł w stronę —
A goście byli nieco zadziwieni,
Sięgając myślą w list i za zasłonę.

Po chwili wszakże, dawny spokój wrócił —
Z nim przedmiot dawny czuć się dał w rozmowie
Więc mistrz, ująwszy prawy płaszcza koniec,
Na ramię lewe układnie zarzucił,
Jak człowiek ufny że dotrzyma w słowie.
Gdy nagle głośniej obwołano: «goniec!»
— Gońcem tym Liktor był z Cesarskiej świty
Dzierżący kartę pisaną czerwono.[12]
Stając jak dobrze z marmuru wyryty,
Mars lub gladjator z zwycięzką koroną —
Tak, iż pomiędzy goście cisza wiała,
Gdy Arthemidor brał list, chyląc czoło —
Florus sam jeden poszepnąć chciał «chwała!»
Lecz usta przyciął patrząc na około;
A Aleksandra syn te rzeczy ważył
Jawnie — zaś jawniej o odejściu marzył.





  1. Tak kobiety greckie jadały, przy łożach siedząc.
  2. Wieniec bluszczowy od odurzenia winem — spadanie kwiatów z wieńca, oznaka nieszczęścia w miłości — a wieniec dębowy nosiły osoby które pominął piorun, co godność i świętość oznaczało.
  3. Lacrymatoria, naczynia do łez szklanne, w grobach znajdowane.
  4. Jest albowiem elegia sławna nad zgubą tabliczek z wierszami do Cynthii.
  5. Na wyspie Cos wyrabiano takie vitrens-togas — w takiej to komży Neron chadzać lubił — Seneka, komży takich używanie kobietom ochydza.
  6. Takie C znaczyło liczbę sto i używało się za klamrę u ciżmów arystokratycznych.
  7. Portyk, oznacza tu publiczyny wykład.
  8. Takie trzaskanie palcami, czyniło się ku zawołaniu niewolnika i zwano je crepitare-digitis.
  9. Powieść — którą tu przytacza Pulcher o zburczeniu kapłana aby mu prawdę ciekawą odkrył, wzięta jest z listu Aleksandra do matki jego.
    Co do pokłonienia są Aleksandra Wielkiego Bogu Abrahama i Jakuba to wszyscy historycy świadczą, ale Flavius Józef najwyborniej to określa. — «Jakoż kiedy Aleksander w gniewie wielkim na Jaddua najwyższego ofiarnika a przeto księcia Żydowskiego, szedł z falangami swemi w marszu na Jeruzalem: Objawione było najwyższemu ofiarnikowi na modlitwie w strachu zostającemu, aby w strojach świątecznych z pieśnią i kwiatami wyszedł przeciw przewidzianemu wojownikowi — i wyszli tak kapłani i Jaddua z niemi wyszedł w Ephodzie lazurowym, złotem tkanym, z lamą złotą na czapce swej a na lamie złotej napisane miał zwyczajem przyjętym Imię Najwyższego. — Wyszli tak do Sapha zkąd widać Jeruzalem. — Fenicjanie i Chaldejczycy w falangach Aleksandra pod bronią będący, poszeptywali sobie iż Aleksander ogniem i mieczem Jeruzalemskie zastępy i miasto zniszczy; wszelako wojownik Macedoński spostrzegłszy Arcy-Ofiarnika pokłonił się k'niemu i objął go potem i uścisnął — a gdy poufny jego Parmenion zapytał «komu to uwielbiany od świata i pół-bóg hołd oddaje? «Nie jego — odrzekł Aleksander — nie kapłana wielkiego, ale Boga, którego jest urzędnikiem uwielbiłem. — Albowiem, kiedy jeszcze byłem w Macedonii i rozmyślałem sobie, jakiemi sposoby podbić potrafiłbym Azję, w tymże stroju pokazał mi się On we śnie i polecał: abym nie obawiał się niczego, abym Helespont śmiało przeszedł i że on na czele wojsk mych będzie, czyniąc mię zwycięzcą Persów. — Jakoż nigdy odtąd nie spotkawszy nikogo ubranego w szaty one, które pamiętam ze snu mego, wątpić nie mogę iż wojnę tę wedle widoków Bożych prowadzę i że tak pogromię Dariusza, zniszczę perskie państwo i że wszystko według życzeń moich powiedzie mi się.» Po słowach tych szedł Aleksander w poczcie kapłanów do miasta i do świątyni pańskiej — i uczynił ofiarę Panu-Bogu wedle tego jak mu zalecił Arcykapłan, który potem księgi Daniela proroka podane sobie otworzywszy, okazał Aleksandrowi: jako proroctwo o Książęciu greckim perskie państwo zniszczyć mającym, właśnie na Aleksandrze Macedońskim wykonywa się.»
    To podaje najszczegółowiej Flavius-Józef — Antq: Judai:
    Księga XI. Rozd. VIII.
  10. Kamille, chłopcy przy obrzędach religijnych w chóry i processje ustawiane.
  11. Amicula-barbarica — krótki płaszczyk z rękawami — jubka — przyjaciołka.
  12. Imperatorowie czerwonym atramentem pisywali. —





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cyprian Kamil Norwid.