Różne drogi
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Różne drogi |
Pochodzenie | Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891) |
Wydawca | G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz |
Data wyd. | 1893 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków – Petersburg |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część II Cały zbiór |
Indeks stron |
Nauka bezwątpienia postępuje naprzód. Gdy przebiegniemy myślą wieki dzielące nas od Arystotelesa, widzimy, jak się doskonaliło i doskonali wszystko: i metody badania, i sposób stawiania wniosków, i same wnioski. Nauka współczesna stworzyła doświadczenie, którego nie znali starożytni. Zjawisko badane stawiamy w naszych pracowniach w takich warunkach, w jakich je właśnie badać chcemy; usuwamy wszystkie oddziaływania postronne, któreby obraz zjawiska skomplikować mogły. Drogą tak postawionych doświadczeń, dzięki także nadzwyczajnemu udoskonaleniu przyrządów pomocniczych, zgromadziła ludzkość przez ostatnich wieków kilka ogromny materjał faktów, z których następnie przy pomocy nowych metod logicznych i matematycznych można już było zbudować wielkie syntezy wiedzy, wyprowadzić prawa rządzące miljonami zjawisk. Indukcja logiczna i analiza matematyczna podały sobie ręce, by z chaosu faktów wysnuć nici czerwone, postawić wielkie uogólnienia, do których wszystkie zjawiska sprowadzićby się dały. Takiemi uogólnieniami były: prawo ciążenia (Newton, w. XVII), prawo niezniszczalności materji (Lavoisier w. XVIII), prawo zachowania siły (właściwie energji — Helmholtz, Thomson, Mayer, Joule, 1840—1850). Dalej, już za naszej pamięci Karol Darwin i Herbert Spencer drogą indukcji doszli do wspaniałego prawa rozwoju, które pierwszy zastosował do świata organizmów, a drugi do wszechogółu zjawisk. Nakoniec dziś, o ile się zdaje, jesteśmy obecni przy narodzinach nowej wielkiej syntezy, którąby nazwać można syntezą eteru. To, co przed ćwierć wiekiem duchowem okiem analizy matematycznej przewidział wielki umysł Jamesa Clerka, Maxwella, znalazło obecnie potwierdzenie doświadczalne; światło i elektryczność okazały się być objawami jednakiego ruchu falowego w tajemniczym ośrodku, eterze, który zapełnia cały wszechświat i drga tak samo w naszym mózgu, jak i na najodleglejszych mgławicach.
Tyle zdziałała nauka.
Lecz świat zewnętrzny nie wyczerpuje sobą obszaru poznania ludzkiego. W każdym z nas istnieje nasze ja człowiecze, które czuje, myśli, cierpi, żyje. Badanie naukowe tego ja jest nadzwyczaj utrudnione, gdyż przedmiot badania zlewa się tutaj z podmiotem. Psychologija doświadczalna znajduje się jeszcze w kolebce. Lecz podług słów Goethego:
„Grau, theurer Freund, ist alle Theorie,
„Griin nur des Lebens goldener Baum“.
Tutaj właśnie zaczyna się wdzięczne zadanie powieściopisarza. Nie może on czynić doświadczeń naukowych, jak uczony w swej pracowni, gdyż duchowe tętno serc człowieczych nie daje się obserwować tak, jak wahania igły galwanometru, ale zato życie ludzkie w tysiącznych swych formach roztacza się przed badaczem; i jeżeli tylko ma on dar spostrzegania, umie uchwycić związki przyczynowe w zewnętrznych objawach, „ja“ ludzkiego, albo przynajmniej odmalować nam człowieka jako indywiduum w głębi jego istoty i jako „zwierzę towarzyskie“, ζῶον πολιτικὸν Arystotelesa, w stosunku do innych ludzi i całego społeczeństwa, to może spełnić piękne, wielkie i zacne zadanie. I wtedy chętnie myślą mu towarzyszymy, gdy nam, jako „Kameleona“, maluje serce kobiety, gdy nas wiedzie w swe rodzinne „Nad Niemnem“ strony, lub gdy na widnokręgu społecznym czarne nam „Widma“ wskazuje.
Życie jest faktem. Cogito, ergo sum. Lecz poza tem jesteśmy pogrążeni w oceanie nieświadomości. Największe, najwspanialsze, najwyższe uogólnienia nauki — im lepiej je poznamy, tem prędzej wyrabiamy sobie przekonanie, iż wewnętrzna istota wszechrzeczy i „rzecz sama w sobie“ wiecznie dla nas pozostaną zakryte. Wszystkie zdobycze wiedzy ani na krok nie zbliżają nas do poznania Wielkiego Niepoznawalnego, od odpowiedzi na odwieczne pytania o początku, przyczynie, końcu, o bycie, o ja i nie ja, o złem i dobrem... To samo i w życiu. Skąd, dokąd, po co idziemy, nauka żadnej nie daje odpowiedzi, nic nie wiadomo.
Ale życie jest faktem. Po tych, kogo ono ze złudzeń obdarło, następują inni, co jeszcze w nie wierzą. Wiosna ciągle powraca.
„Solvitur acris hiems grata vice veris et Favoni“.
I tu leży jeszcze jedno wdzięczne zadanie powieściopisarza-artysty. Malując życie, maluje on i jego wiosnę i niejednemu choć w myśli ją na nowo odtwarza.
„W czarownym miesiącu maju
„Gdy pierwszy pączek rozkwita...
A każdemu z nas choć raz w życiu kwitną róże...