<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Tarnowski
Tytuł Reminescencja
Pochodzenie Poezye Studenta Tom I
Wydawca F. A. Brockhaus
Data wyd. 1863
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
REMINISCENCJA.


Idź gdzie my idziem, rzekli dziecku ludzie,
I skrępowali wolę młodocianą —
Bądź mrówką mrowia — i nie marz o cudzie,
Bądź głaz żłobiącą kroplą niespłakaną:
Określ w granice ciasne pierś zuzdaną!
I na młodości mej skrzydła tęczowe
Uzdę włożyli, bym w śmieciu ich podłem
Gnił jak samolub, i myśli majowe
Zarzynał nędznem ich żywota godłem!
I skrępowali mnie w żelazne dłonie
Że od żelaza zżelaźniała wola!
Serce jak w grobie zamknęło się w łonie,
Usta zacięte krzyknęły: niewola! —
Zdumniało serce — by z ludzi któremu
W żalu się zwierzyć, ulżyć łonu swemu,
I w mej młodości dzikiej zawierusze,
Na czyjej piersi wypłakać mą duszę! —
Ha! szedłem, szedłem, we wściekłem milczeniu,
I znarowiony, darłem każdy kwiatek
Co wykwitł z serca w młodem uniesieniu,
Tak defilując przed ich karli światek! —
I uwierzyli — żem mrówką mrowiska —
I tak jak oni pójdę — uwierzyli! —
Kładąc się w grobów złocone przezwiska
Z pociechą rzekli — myśmy go zabili! —
Nie wiem co na to mówił Bóg milczący,

On nad sierocych snem tu czuwający;
Wiem tylko tyle — żem pogardzał niemi!
Z dziką radością w duszy pałającej
Tworzyłem światy — i dumny na ziemi,
Że tłum ich cały, i stary — i młody
Na mnie jednego splótł się tak w osobie,
I tylko w ciemnej nocy, w krzyk swobody
Krzyknąłem czasem — jak ptaszę na grobie! —
Dzięki młodości mojej, wam tyrani!
Coście tyrali mą młodość nikczemnie,
Dziś kiedy w grobach, daleko ode mnie
Wyście od gadów pognili, sterani.
Widzę że jako muchy i komary
I wyście czasem potrzebni na świecie,
Bo gdyby nie wy, wzrósłbym nędzne dziecię,
Tak jak tysiące dzieci — duchem stary!
Bo gdyby nie wy, nie znałbym miłości
Orlej swobody! — ni dla więzów wzgardy,
I byłbym niczem, w mej dobroduszności
Tak jak jest niczem człek — bez duszy hardej!
A tak — zawdzięczam dzisiaj siebie — sobie,
Sobie i siostrze jedynej — boleści,
Co mnie w opiekę już na matki grobie,
Dziecięciem wzięła — ach! i dotąd pieści!
O! bylibyście mogli i wnętrzności
Wysnuć mi z piersi — powie ból szyderca,
Gdybyście byli mieli — trochę serca!
I chociaż szczyptę w tem pruchnie miłości!
Bom ja był rzewny — i jak za aniołem
Byłbym za wiedzy poszedł apostołem
Przez piekło! — byle — miał iskrę młodości!
I byłbym kochał go miłością syna,
Co się nie kończy tam — gdzie się poczyna!
Lecz jam wzrósł jako dziki chwast na murze
Co kołysały tylko wichry, burze —
Co tylko niemą instynktu potrzebą
Nie wyrósł krzywo — rósł prosto w niebo! —
Bom zamurował w sobie co mi święte —

Na kamieniu napisał «przeklęte!» —
I usty były jak koncha zacięte!
Lecz bez was nie znałbym gwiazd moich szlaku,
Bom nie mógł chodzić jak osioł w stępaku,
I nie mógł pełzać bom się rodził ptakiem,
Że was uskrzydliłbym tym życia znakiem!
A więc w tem życiu, co nie ma przystani
Młodości mojej — dzięki wam tyrani! —






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Tarnowski.