[288]ROCZNICA POWSTANIA LITWY.
(DRUGA.)
Lach z miana, Litwin zrodu, lubię sławić Litwę,
Bo się ona na krwawszą ważyła gonitwę —
Bo Litwin nie posiadał szyków wyćwiczonych,
Bo Litwin bagna, knieje, miewał za obozy.
Litwin strzelał do wroga z sztućców pordzewionych,
Kulą przez żonę laną — albo na rumaku
Żmudzkim, wsadziwszy brony ząb na koniec spisy,
Na olbrzymich najeźdźcach rysował kirysy.
I gdy Brat Lach, od działa działom się zastawiał
Litwin ciało i kości naprzeciw bomb stawiał.
Dwa lata dziś minęły, jego strzelcze rogi,
Znak dały bić spieszące pod Warszawę wrogi.
Znane wszystkim tryumfów i nieszczęść koleje,
Nie powtórzę żyjące w sercach waszych dzieje,
[289]
Nie spomnę tu będące powstań Bohatery,
Chwalić żywych za dumnym już, albo za szczery.
Ale z żałobą w sercach, przy tej dnia żałobie,
Spomnijmy aby o tych, co już leżą w grobie.
Puszecie! mój sąsiedzie, tyś w ciasnej przestroni
Trzech powiatów Litewskich śmiałej dobył broni —
Długo się łamiąc szczęsnie z szyki przeważnemi
Cny człowiek musiał skonać na bezczesnej ziemi.
I ty Joanno nasza! zgasła w wiosny kwiecie,
Krótko tu, szczytnie bawiąc, w lepszym żyjesz święcie
Choć cię szarpią potwarze, i zawiści oko,
Ożyj na czas w mym rymie — ja Ci prorokuję,
Że gdy my w grobach będziem spać długo, głęboko,
Przyjdzie wieszcz co poświęceń tych wielkość uczuje
I imię twoje rozbrzmi, świetnie i szeroko.
O! to samo dziś słońce co przed dwoma laty,
Krwawe zemsty nad Polską rozwiesza szkarłaty —
I młode silne dęby na lance porosły,
Chciwy siodła przy żłobie, rży źrebiec dorosły —
Dziewice nam na rany spowicia sposobią
Lub szyjąc chorągiewki na gody się zdobią;
Lgną do ziemi cna młodzież uszyma chciwemi
Łowi odgłosy ziemi pod stopy naszemi —
Wszystko takie jak było dziś przed dwoma laty,
[290]
Lecz dusze nasze inne — zbiegi sromne z kraju,
Ni myślim o powrotu ni śmierci rodzaju —
Niegdyś dłoń pracowała, dziś robią języki,
I zamiast godeł zemsty, śmieszne słychać krzyki.
Inni z larwą na twarzy, i w szatach godowych,
Tańcząc, mięszają śmiechy, do jęków grobowych!
Lecz nie wszystkim Kapua — przez Boga, są męże!
Co po bezsennych nocach ostrzyli oręże —
Ci choć umrzeć potrafią lub zaledz więzienie —
A żadne niestracone, za ludzkość cierpienie.
Przyszłość to nam pokaże, Bóg wielki rozstrzygnie,
Może się rzecz podobna z niepodobnych dźwignie.
Lecz śmierci godni ci są, co się śmiać odważą
Z ludzi, którzy się na śmierć za Ojczyznę ważą.
I my się ocknąć musim już pomiędzy tłumy —
Widzę oblicza pełne, i zgrozy i dumy —
O! Bracia kto dla Polski, świata, szczęścia żyje,
W kim jeszcze przebudzone, serce silnie bije,
Kto chce powitać żonę, kochankę, czy dziatki,
Wyrwać braci z min, zimnic, lub katowskiej jatki.
Ostrzem pisane w piersiach, odnowić sojusze,
Hańbę sprawy przegranej w ruskiej obmyć jusze —
Niechaj! wciąż niechaj!! lecz nie, o! jeszcze zawcześnie
[291]
Zamilczę: niech nie zdradzą mię za szczere pieśnie.
I tak myśl choć gorąca, z mej piersi się leje,
W lodzie słów stygnie, i dusz waszych nie rozgrzeje.
Lepiej strony potargam — innych chcę wawrzynów,
Bodaj już rzucić słowa a wrócić do czynów.
W Paryżu d. 14 marca 1833 r.
Hieronim Kajsiewicz.