Rok dziewięćdziesiąty trzeci/Część trzecia/Księga druga/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Rok dziewięćdziesiąty trzeci |
Wydawca | Bibljoteka Dzieł Wyborowych |
Data wyd. | 1898 |
Druk | Granowski i Sikorski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Quatrevingt-treize |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Podróżny, który przed czterdziestu laty w chodził do lasu Fougeres od strony Laiquelet, a wychodził z niego od strony Parigne, miewał na skraju tej głębokiej puszczy złowieszcze spotkanie. Wychodząc z gęstwiny, spostrzegał nagle przed sobą Tourgue.
Nie Tourgue żyjącą, lecz Tourgue zamarłą. Tourgue pełną rozpadlin, podziurawioną, pokiereszowaną, poszarpaną. Ruina jest tem odnośnie do budowli, czem widmo odnośnie do człowieka. Trudno o widziadło bardziej grobowe niż Tourge. Miało się przed oczyma wysoką wieżę okrągłą, stojącą samotnie w zakątku lasu, niby złoczyńca. Wieża owa, prosta, jak pionowy odłam skały, miała prawie postać rzymską, tak była prawidłowo i silnie zbudowana, tak w masie jej krzepkiej poczucie potęgi mieszało się z widokiem upadku. Zresztą, jak romańska, była i rzymską potrosze. Rozpoczęta w dziewiątem stuleciu, skończona była w dwunastem, po trzeciej wyprawie krzyżowej. Kamienie z wypukłościami, rozpoczynające łuki u okien, świadczyły o jej wieku. Kto, wstąpiwszy na urwistą pochyłość, zbliżył się do wieży, spostrzegał wyłom, a gdy postanowiwszy wejść, dostał się do wnętrza, znajdował pustki. Było to coś niby wnętrze trąby z kamienia, postawionej na ziemi. Od góry do dołu żadnej przegrody; ani dachu, ani pułapu, ani podłóg, tylko rozwalmy sklepień i kominów, strzelnice do falkonetów na różnych wysokościach, obwódki z kroksztynów granitowych i kilka belek poprzecznych, odznaczających piętra; na belkach gnój ptaków nocnych; ściana olbrzymia i gruba na piętnaście stóp u podstawy, a na dwanaście u wierzchołka; tu i owdzie rozpadliny i dziury, które kiedyś były drzwiami, a przez które widać było schody w ciemnem wnętrzu muru. Przechodzień wszedłszy tam w nocy, słyszał huczące puszczyki i ptastwo nocne, pod nogami napotykał ciernie, głazy i gady, a nad głową, przez czarne koło u samego szczytu wieży, które wyglądało jak otwór olbrzymiej studni, widział gwiazdy.
Po kraju krążyło podanie, że na wyższych piętrach tej wieży były drzwi ukryte, zrobione, jak drzwi w grobach królów judzkich, z wielkiego kamienia obracającego się na osi, które otwierały się, a potem zamykały, nie zostawiając śladu w murze; modę tę architektoniczną przywieziono z wypraw krzyżowych, razem z ostrołukiem. Drzwi takich, gdy je zamknięto, niepodobna było odnaleźć, tak dobrze pasowały do innych kamieni w murze. Dziś jeszcze napotkać można takie drzwi w tajemniczych grodach Anti-Libanu, ocalałych podczas ruiny dwunastu miast za Tyberyusza.