Rok dziewięćdziesiąty trzeci/Część trzecia/Księga pierwsza/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Rok dziewięćdziesiąty trzeci |
Wydawca | Bibljoteka Dzieł Wyborowych |
Data wyd. | 1898 |
Druk | Granowski i Sikorski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Quatrevingt-treize |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nudzili się ludzie w tych jam ach zwierzęcych. Czasami, nie zważając na wszelkie niebezpieczeństwa wychodzili nocą potańczyć na poblizkiem piaskowisku. Modlili się wreszcie dla zabicia czasu. „Przez cały dzień mówi Bourdoiseau — Jan Chouan kazał nam odmawiać różaniec.“ Z nadejściem pory niepodobna prawie było powstrzymać ludzi z Dolnej Mayenny od wyjścia z kryjówek dla udania się na zabawę podczas dożynków. Niektórzy mieli swoje szczególne pomysły. „Denys — mówi Franche-Montage — przebierał się za kobietę, aby iść na komedyę do Laval; potem wracał do swojej nory.“
Ludzie ci wychodzili znienacka do walki, opuszczali jamę dla grobu. Niekiedy podnosząc pokrycie swego dołu, nasłuchiwali, czy nie walczono w oddali, bój uchem śledzili. Ogień republikanów był regularny, rojalistów przerywany; to im służyło za wskazówkę. Jeżeli ogień plutonowy nagle ustawał znaczyło to, że rojaliści byli pobici; jeżeli strzały przerywane rozlegały się coraz dalej, znaczyło to, że wzięli górę. Biali ścigali zawsze, Niebiescy nigdy bo mieli kraj przeciw sobie.
Podziemni ci wojownicy byli nad podziw dobrze uwiadamiani. Nic szybszego nad ich komunikacye, nic bardziej tajemniczego. Pozrywali wszystkie mosty, porozbierali wszystkie wozy i mieli sposób wszystko sobie powiedzieć, o wszystkiem się ostrzedz. Stacye posłańców pourządzane były od lasu do lasu, od wioski do wioski, od folwarku do folwarku, od chaty do chaty, od krzaka do krzaka.
Jakiś tam chłop z głupowatą miną szedł sobie spokojnie, niosąc depesze w wydrążonym kiju.
Dawny członek konstytuanty, Boétidoux, dostarczał do przejścia tam i napowrót, z jednego końca Bretanii na drugi, paszportów republikańskich nowego wzoru, których ten zdrajca miał całe pliki, z okienkiem na wpisanie nazwiska. Niepodobna było złapać na niczem. Tajemnice, mówi Puysaje,[1] o których wiedziało przeszło czterykroć sto tysięcy ludzi, święcie były dochowane.
Zdawało się, że ten czworobok, zamknięty od południa linią z Sables do Thouars, od wschodu linią z Thouars do Saumur i rzeką Thoué, od północy Loarą, a od zachodu oceanem, posiadał jeden system nerwowy i że jeden punkt tego gruntu nie mógł zadrgnąć, aby się cały grunt nie wstrząsnął. W mgnieniu oka otrzymywano w Luçon wiadomość z Noirmoutier i obóz w La Loué wiedział, co robił obóz w Croix-Morineau. Rzekłbyś, że ptaki wmieszały się w tę sprawę. Hoche pisał 7-go messidora III roku rzeczypospolitej: „Możnaby mniemać, że mają telegrafy.“: Były-to klany, jak w Szkocyi. Każda parafia miała swego dowódcę. Mój ojciec odbył tę wojnę, mogę więc o niej mówić.