Rozpruwacze/XXI
Brak odpowiedniego argumentu w szablonie!
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Rozpruwacze |
Wydawca | Wydawnictwo M. Fruchtmana |
Data wyd. | 1938 |
Druk | P. Brzeziński |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nadchodząca jesień napełniała ludzi nocy nadzieją na lepsze czasy. Dzień się kurczył, a noc się wydłużała. Noc, pełna tajemnic, jest odwieczną pomocnicą ludzi podziemi.
„Karpie głowy“ świata podziemnego zjeżdżały się z różnych uzdrowisk, przygotowując się do nowego „sezonu“. Opuścili lokale rozrywkowe, gdzie mieszali się z rozbawioną burżuazją. sypiąc pieniędzmi na lewo i na prawo.
Ci ludzie ufają swojej gwieździe i talentowi. Są pewni, że noce zimowe zwrócą im przehulane pieniądze z procentami...
Komisarz Żarski siedział za biurkiem pogrążony w rozmyślaniach. Szukał sposobu uchwycenia Janka, by wreszcie wyjaśnić tajemnicę zabójstwa policjanta. Ta sprawa ciążyła na jego sumieniu.
Obławy, rewizje, pościg i wiele innych przedsięwzięć przeprowadzonych przez władze śledcze nie dawały rezultatu. Wywiadowcy i wywiadowczynie ofiarowali swoje usługi. — „Klawy Janek“ jakby ulotnił się z tego świata.
Polecił wezwać aspiranta Wolkowa. A gdy ten się zjawił, komisarz Żarski wyczytał z jego twarzy ślady niepokoju.
— Co się z panem dzieje?
— Nic. Jestem tylko trochę niewyspany — odparł Wołkow, siląc się na uśmiech.
— Przy czym się pan tak nadwyrężał? — Co znaczy „przy czym“? Postanowiłem zlikwidować bandę „Klawego Janka“ i muszę tego dokonać.
— Hm, — bandę... Ale oni są sprytniejsi od nas. Dziś dokonali włamania do kolektury na Placu Teatralnym. I to jest ich robótka. To samo cięcie kasy.
— Jużbym dawno zlikwidował tę bandę, gdyby nie...
— Gdyby nie co?
_ Gdyby nie pan, panie komisarzu!
— Dlaczego to ja przeszkadzam panu?
— Bo pan stale odnosi się podejrzliwie do moich przedsięwzięć. Wyczuwam to z każdego pańskiego ruchu, słowa, decyzji. Często ręce mi opadają.
— Przesadza pan. Ja i samego siebie podejrzewam niekiedy... Mam wrażenie, że zaawansował pan na aspiranta nie bez mojej pomocy.
— Uczciwie sobie na to zadłużyłem.
— Nie przeczę i zapewniam pana, że w razie zlikwidowania bandy „Klawego Janka“ dołożę starań, aby pan, panie aspirancie dalej awansował...
Wołkow z jeszcze większą podejrzliwością przyjął te słowa, ale odrzekł tylko:
— Rozkaz, panie komisarzu!
— I zapewniam pana, że, z chwilą wytropieni zabójcy policjanta, natychmiast przedstawię pana do awansu na komisarza.
Żarski nie spostrzegł, jak przy tych słowach Wołkow silnie zbladł. Udało mu się ukryć swoje zmieszanie pogrążając się w czytaniu pewnych dokumentów, leżących na stele.
— Podejmuję się „wykończenia“ tej bandy pod jednym warunkiem; zaufania mi w stu procentach i zezwolenia, aby nikt nie towarzyszył mi w pracy. Dopiero gdy wszystko będzie przeprowadzone, zażądam pomocy.
— Czyń pan, jak uważa za potrzebne!
Uścisnęli sobie ręce. Wołkow opuścił gabinet Żarskiego, uspokojony, nie wiedząc o tym, że dopiero teraz spotęgował podejrzenie komisarza.
W kilka minut po tym Żarski otrzymał telefoniczne połączenie z Poznaniem. To dzwonił do Warszawy komisarz Barewski który poinformował Żarskiego o dokonaniu wielkiego włamania do jednego z poważnych banków.
— Sądząc ze sposobu rozprucia kasy — mówił dalej komisarz Barewski — jest to robota warszawskich cwaniaków. Zrabowano dużą sumę. Wiem, że u was w mieście dokonano wielu podobnych włamań, proszę przeto pana, panie komisarzu, o pofatygowanie się do Poznania.
W Poznaniu komisarz Żarski stanął wobec zagadki. Rozpruwacze kasy nie pozostawili żadnego śladu, któryby mógł naprowadzić policję na trop przestępców.
— Oto właśnie chodzi — rzekł komisarz Barewski. — Nie wiem od czego zacząć. Może tymczasem udamy się na posiłek?
— Dziękuję — rzekł Żarski zamyślony. Ale zaraz dodał, przechadzając się po pokoju j przysłuchując odgłosom własnych kroków. — Czy panów nie zainteresowała sprawa, jakim sposobem rozpruwacze dostali się do banku?
— To oczywiste — odpad komisarz Barewski. — Przy pomocy podrobionych kluczy, bo wówczas nocą czuwa specjalny dozorca.
— Nie, nie! — przerwał mu zniecierpliwiony komisarz Żarski. — Tu pod nami — w tym momencie uderzył kilkakrotnie nogami — nie ma podłogi. Czy pan nie wyczuwa tu pustki?
W kilka minut później świetnie dopasowane posadzki zostały wyjęte, a pod nimi, zamiast normalnej podkładki podłogi, znajdowały się szmaty, którymi rozpruwacze wyścielili wolną przestrzeń, by się podłoga nie zawaliła..
Po nitce do kłębka został wykryty tunel podziemny, w którym rozpruwacze nawet przeprowadzili instalację elektryczną. Przekręcono kontakt. Teraz zauważono, że podkop prowadził do tunelu kanalizacyjnego.