Rzeźbiarz zakupił pewnego razu
Bryłę marmuru jako śnieg białą. «Cóż zrobię, rzekł, z tego głazu? Boga, stół, czy miskę małą?
Bryła ogromna: bezpiecznie zatem Głaz martwy w boga zamienię;
Groźnym oblekę skroń majestatem,
Twarzy wyniosłe nadam wejrzenie,
I gromów ognistych pęki Wcisnę do ręki.
Przy nim, potęgi niebiańskiej znamię, Orzeł niech patrzy zuchwale:
Ku nieśmiertelnej rzeźbiarza chwale Boga dziś stworzy to ramię.»
W czasu niewiele dokonał dzieła:
Postać Jowisza, choć marmurowa,
Tak wielce prawdą i życiem tchnęła,
Że tylko, zda się, brakło jej — słowa.
Rzeźbiarz na posąg spojrzał — i oto Zdumiony własną robotą, Zadrżał i padł na kolana,
Czoło ku ziemi schylił w bojaźni, I dziecię swej wyobraźni Uznał za Boga i Pana.
Jako ten rzeźbiarz, i Homer stary Dzieci swej myśli się trwożył,
Lękał się gniewu, zemsty i kary Tych bogów, których sam stworzył.
Wznosząc swe mary na szczyt ołtarza,
Ojciec poetów dzieckiem był prawie;
Bo dzieci w ciągłej żyją obawie,
Czy kto laleczki ich nie obraża.
Błędom rozumu serce podlega:
Każdy miłuje swe urojenia
I każdy, w tworach swego natchnienia,
Mniema, iż Bóstwo spostrzega.
Każdy sny swoje prawdą być mieni; I z tego właśnie powodu,
Dla złudzeń mamy serce z płomieni, Dla prawdy jesteśmy z lodu.