Rzut oka na nasze zasady, sprawy i potrzeby
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Rzut oka na nasze zasady, sprawy i potrzeby | |
Wydawca | Księgarnia Jana Konstantego Żupańskiego | |
Data wyd. | 1870 | |
Druk | Czcionkami N. Kamieńskiego i Spółki w Poznaniu, ulica Berlińska Nr. 32. | |
Miejsce wyd. | Poznań | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
RZUT OKA
NA
NASZE ZASADY, SPRAWY I POTRZEBY
SKREŚLIŁ
MAKSYMILIAN JACKOWSKI
POZNAŃ.
Nakładem Księgarni Jana Konstantego Żupańskiego.
1870.
|
Obserwując zdala działalność spółeczeństwa naszego w ziemiach pod panowaniem pruskiem, nie można mu nie przyznać życia i siły, wszędzie widać ruch stowarzyszeń, rozpoczęte prace w rozmaitych gałęziach, zabiegliwą staranność około powszechnego dobra. Przypatrzywszy się jednak bliżéj tym usiłowaniom, nie dostrzeżemy w ogólnym tym ruchu tego porozumienia się w działaniu, które nadaje jeden wspólny kierunek, téj harmonii, która świadczy o zgodzie wszystkich stron, téj organizacji, która łączy pojedyńcze ogniwa pracy i wydobywa z niéj rzeczywiste rezultaty. Jednem słowem spółeczność nasza przedstawia obraz fabrycznego zakładu, w którym pracują ludzie każdy za swoim warsztatem, około zbudowania machiny, którą zestawić wielokroć próbowali a zawsze bezskutecznie z téj prostéj przyczyny, że każdy z nich kuje materyał na własną rękę, bez wszelkiéj ogólnéj dyspozycyi w téj myśli, że mając tylko chęć dobrą to nawet bez technicznéj znajomości rzeczy, i bez steru obejść się można. Jest to gruby błąd od którego i nasze społeczeństwo nie jest wolnem, a który jest jedną z głównych przyczyn naszego niepowodzenia.
Wiadomo że od czasów, kiedy ludzie zaczęli zbierać się w gromady, aż do systematycznego ugrupowania familii ludów w rozmaite państwowe formy, były zawsze i są do dzisiaj nieodzownymi warunkami tylu narodów i spółeczeństw, jedność i zgoda, zdrowe zasady, rozumne prawa i silna organizacya. Tam gdzie zawiść wzajemna gardzi czujnością, zrzuca opiekę, niedopuszcza steru, tam o przedłużeniu bytu społeczeństwa mowy być nie może; zamknięte w samolubstwie jednostki nie zdołają odeprzeć natarcia i powstrzymać napływu innych systematycznie zwartych spółeczeństw, bronią się one wprawdzie czas jaki, ale ostatecznie wyparte z swych siedzib marnieją i giną jak rozbite stado. Jest to prawda, któréj rzeczywistą stronę przedstawia nam karta naszych miast, miasteczek, większych i mniejszych posiadłości ziemskich. Smutny ten i goryczą przejmujący obraz — a którego wyprzeć się nie możemy — jest w oczy bijącym dowodem, że bez zdrowych zasad spółecznych, bez rozumnéj organizacyi, mogą tylko żyć i jako tako błąkać się pojedyńcze familie, ale społeczeństwa i narody żadną miarą utrzymać się nie są w stanie.
Mając ten obraz zawsze przed oczyma, a widząc obok poniesionych już strat, wśród ogólnego zamięszania i chwiejności, w perspektywie nowe klęski, nie mogę ani powinienem być niemym świadkiem zaniedbania stósownych do podźwignienia kraju środków, nie mogę powstrzymać głosu aby nie odezwać się do mych ziomków, — że czas wielki do uregulowania spraw naszych spółecznych, do systematycznego nadania im kierunki i do działania według dobrze obmyślonego planu. Jeżeli pomyślność gospodarstwa pojedyńczego człowieka jest zależną od zaprowadzonego w niem porządku i ładu, to tak samo w gospodarstwie zbiorowego człowieka, organizacya oparta na rozumnych a trwałych zasadach jest podstawą jego bytu i powodzenia.
Przyczyny te leżą najczęściéj w mechanizmie przez jaki odbywa się proces żywota ciał spółecznych. Im więcéj zastanawialiśmy się nad tym mechanizmem, tym więcéj wierzyćbyśmy musieli, że indywidua jak i spółeczeństwa będąc zjednoczeniem ducha z ciałem, mają od Boga nadane pewne prawa zachowujące ich jestestwa aż do zamierzonego im zakresu. Prawa te są tylko moralne, i wszystkie ich warunki jak mądrość, wiara, sumienie, wola, są zdolnościami i przymiotami wpływającymi na szczęście i trwałość bytu. Przekroczenie lub zaniedbanie tych warunków, jest odstąpieniem od praw przedwiecznych, jest dobrowolnem pozbawieniem się sił; skutkiem czego nadwerężony ustrój całego mechanizmu psuje się, popada w chorobliwe konwulsye, które ostatecznie sprowadzają śmierć przedwczesną. Zwróćmy oczy na przeszłość pogrzebanych wielkich narodów, i przypatrzymy się jéj z bacznością, a przekonamy się, że żaden z tych narodów nie upadł parciem siły zewnętrznéj, ale odstępstwem od praw przedwiecznym, od tradycyi narodowych, a w następstwie własnem zwątleniem i zepsuciem wewnętrznem; przekonamy się także, że żaden z nich pokonany nie został w całéj swéj sile, ale wtenczas dopiero, gdy duch życiodawczy ciało jego już był zaczął opuszczać. Z tego otóż wynika, że tylko przez utrzymywanie całego mechanizmu spółecznego w porządku i czerstwości, krzepienie sił jego, podnoszenie ducha nieustającem udoskonalaniem jego zdolności i przymiotów, przedłużyć można żywot doczesny do oznaczonego kresu.
Komuż więcej jak naszemu narodowi — i to jeszcze w obecném położeniu — chodzić winno o utrzymanie ducha i ciała w tém zdrowiu i sile, jaka do spełnienia posłannictwa danego nam od Boga jest konieczną? Odrzućmy na bok różowe soczewki, które w złocistych kolorach przedstawiając sytuacyą naszą, wprawiają wyobraźnią w złudzenie, i oddalają ją od rzeczywistości, a przypatrzmy się zdrowem okiem zabiegom naszym i środkom, i osądźmy sumiennie: czy sposób w jaki przyjęte przez nas zasady oświatę i pracę społeczeństwu naszemu podajemy i zalecamy jest właściwy? i czy mieści w sobie te wszystkie warunki jakie do udoskonalenia ducha i wyżywienia ciała są konieczne? Na pytanie te będę się starał odpowiedzieć z całą otwartością i sumiennością jaką rozbiór spraw spółecznych nacechowany być winien. Daleki jestem atoli od zarozumiałości, ażeby ogromowi przedmiotu sprostać miały siły moje, pojmuję bowiem całą jego rozległość, i jeżeli go podejmuję to nie w myśli wyczerpania i przedstawienia go jako rzecz gotową, tylko w zamiarze poruszenia go we wszystkich jego odcieniach, poddania dalszemu rozbiorowi i sądowi umysłów głębokich i rozumów doświadczonych.
Oświata rozwija się u nas i udoskonala przez Kościół, domowe i publiczne wychowanie.
Kościół przyjmuje nas na swoje łono, zaszczepia w nas i zakorzenia religią, która uczy miłować Boga, poznawać Jego wszechmocną twórczość, nieomylną mądrość, i wskazuje nam drogi do osiągnienia doczesnego i wiecznego szczęścia. Z religią idzie w parze oświata, albowiem ona jest myślą religijną spółeczeństwa rozwiniętą we wszystkich jego prawach moralnych; ztąd téż oddzielenie Kościoła od oświaty[1] sparaliżowaćby musiało tę myśl, naruszyć prawa moralne, podkopać i zwichnąć oświatę. Prawa te moralne nie wynikły z rozumowania jako racyonalne zasady, ale zostały nadane z góry jako nieomylne wyroki Boskie, bezwarunkowo obowiązujące, które Jezus Chrystus światu objawił, a kościołowi rozwinięcie ich i wykonanie poruczył. Spełniając wiernie to posłannictwo Kościół nasz katolicki, krzewi zasady religii nietylko w świętym swoim przybytku, ale i poza jego murami w szkole, nie tylko katolickiéj ale i ewangielickiéj jeżeli do niéj dzieci katolickie są zmuszone; wspiera oświatę szerzeniem moralności, już to podając ludowi książki podnoszące religijnego i moralnego ducha, już to zakładaniem Towarzystw wstrzemięźliwości, już to rozciągając swą opiekę nad domami sierot. Lub rzucone przez Kościół nasz ziarno dojrzałe wydaje owoce, to jednakże zdarza się że przewrotni i ciemni ludzie — których na szczęście nasze jest nie wielu, rozsiewają w swéj czczości pomiędzy ludem zgubne doktryny z religią naszą niezgodne, zwolniają wędzidła żądz i namiętności niskich. Politowania godne to indiwidua, którym brak miłości w sercu, świętości w sumieniu, a światła wyższego w rozumie, niepojmując całéj szczytności religii, nie znając pierwszych praw moralności, które wzbraniają naruszenia i osłabiania rzeczy sumienia, zamącają ludziom łatwowiernym spokojność duszy, odejmują im cnoty przodków a dają w zamian przewrotnie wyobrażenia folgujące wszelkim namiętnościom. Błędne te doktryny, acz występują nieśmiało jeszcze, zawsze jednak szkodliwie bo w warstwach niższych mniéj oświeconych najczęściéj w generacyi młodszéj; w obec zdrowego rozumu nie mogą one dotrwać i chronią się pod płaszcz wolności zdania, która odpycha je od siebie jako bezzasadne jako przeczące przedwiecznéj prawdzie, a zatem jéj opieki niegodne. Rozum indywidualny nie ma prawa sądzić wielkich zasad i warunków religijnych, pod których opieką pojedyńcze rody rozrastają się w potężne narody: sądy jego bowiem bywają wypływem albo namiętnych pociągów, albo ułud innego rozumu równie jak i on omylnego. Rozum indywidualny jest tak niedołężny, tak skłonny do złudzeń, że sam z siebie nigdy prawdy nie wysnuje, dopiero jako taką musi otrzymać od najwyższéj a nieomylnéj mądrości. Jedną z tych prawd którą obecnie zastósować można, jest, że stała zasada religijna jest węgielnym kamieniem życia spółecznego. Kto podkopuje zasady religii, ten tem samém zatruwa życie spółeczne, i ten jest nieprzyjacielem kraju. Religia ma w sobie prawdy życiodawcze, ztąd téż narody stósując się do jéj przepisów bywały potężne i trwałe, upadek zaś każdego narodu, zawsze był poprzedzony rozpowszechnionem lekceważeniem jego wyznania, któremi ludzie zepsuci i ciemni massy ludu zarażali. U nas grunt religijny jakkolwiek nie jest jeszcze zaniwiony, mimo to starannie oczyszczony być winien z wyrastających tu i owdzie ostów i chwastów, które nie świadectwem kultury lub oświaty, ale zdziczenia i degradacyi są oznaką.
Podstawą zasad religijnych, wychowania publicznego jak i oświaty w ogóle, jest wychowanie domowe. Im daléj w udoskonaleniu siebie postępujemy, im więcéj dzieci nasze kochamy, tem troskliwiéj wychowywać je jest naszym obowiązkiem. Wychowywanie odbywać się powinno podług pewnych praw natury i moralności, a że ta natura tak pod względem fizycznym jak duchowym nie do wypowiedzenia jest różnorodną ztąd téż środki do jéj rozwijania i kształcenia muszą być rozliczne, których wybór w zastósowaniu nader jest trudnym. Ileż to rozmaitych odcieni charakterów mniéj lub więcéj prawych albo też zepsutych, ileż to rozlicznych stopni zdolności mniéj lub więcéj ukształconych, a które w swéj rozmaitości nie są czém inném tylko skutkiem domowego wychowania. Przymioty i zdolności są darami Boskiemi które rozum umiejętność ludzką mają rozwinąć i w właściwym popchnąć kierunku. A jednakże jak często kierunek ten bywa zwichnięty przez pobłażliwą miłość lub niedbałość tych rodziców, którzy tylko pamiętają o materyalném zabezpieczeniu bytu dziecka, a zapominają o rozwinięciu jego umysłu i uszlachetnieniu serca; na czém właśnie dobre polega wychowanie. Nie tylko szczęście dzieci ale i dobro kraju wymaga tego od rodziców, aby dzieci swe tak wychowywali, iżby im dobrze działo się z ludźmi i ludziom dobrze działo się z nimi.
Jeżeli rozpatrzymy się w wychowaniu naszém domowém i będziemy mieli sumiennie wypowiedzieć zdanie, to będzie one nader przykrą ale rzetelną prawdą, że wychowanie nasze nie jest takiem jakiemby być mogło, ani téż takiem jakiem być powinno dla szczęścia naszych dzieci a dobra kraju. Nie można powiedzieć że wychowanie jest zaniedbane, owszem nie szczędzimy starania i nakładu. Z niemałą pieczołowitością obrabiany całą powierzchowną stronę człowieka, rozwijamy jego umysł, rozbudzamy wszystkie władze, unosimy się nieraz nad ich bystrością, cieszymy się patrząc na wzrost i kwiat, i obiecujemy sobie piękne owoce. Ale niestety, jakże często doznajemy zawodu gdy przychodzi do zbierania plonu i gdy ostatecznie przekonywamy się, że kwiat zwiądł i nie wydał owocu. Nie możemy siebie obwiniać o złe chęci, ani téż uskarzac się na dzieci, one są dobre, ani złe téż być nie mogą, bo to krew i kości nasze, tylko system wychowania zły, a nasze nieszczęście żeśmy się wprzód na jego błędach nie poznali. Albo cel wychowania nie dosyć w nim uwydatniony, albo droga do tegoż wieść mają skrzywiona. Słyszymy codzienne skargi na młodzież, że nie wstępuje w ślady swych ojców; — czyjaż w tem wina? Nie myślę stawać w obronie młodzieży ani téż usprawiedliwiać jéj postępowania, ale rozbierając przedmiot tak wielkiéj wagi, sumienie nakazuje mi bezstronność, inaczéj nigdy nie wyszukalibyśmy przyczyn, których skutki tak wiele sprowadziły nam nieszczęść. Celem wychowania jest uczynić dziecko pod każdym względem szczęśliwem. Jedyna nagroda, jaką za pilne czuwanie około trzebienia wad i błędów, a pielęgnowania cnót odbierany jest ta, jeżeli się w dzieciach naszych w całem podobieństwie odradzany, jeżeli one są że tak rzekę zwierciadłem w którem przymioty i zdolności nasze duchowe wiernie się odbijają. Gdy jednakże w tem odbiciu nie widzimy do siebie podobieństwa, czyjaż to wina? Umysł dziecięcia jest giętki i wrażliwy, Bóg wszczepił w niego słabe iskierki duchowe, które dopiero rozdmuchywać naszą jest rzeczą. Czy atoli ta iskierka wybuchnie w pożar niszczący najszlachetniejsze popędy, — które są skarbem uczuć zbliżających nas do Boga, czy téż goreć będzie wolnym płomieniem, oczyszczać te uczucia z namiętności i przetapiać je na cnoty, to już naszą jest rzeczą. Na nas przeto spada odpowiedzialność, a z nią wina lub zasługa, kara lub téż nagroda.
Nie tylko w wyższych ale i w niższych stanach panują te same w wychowaniu domowem błędy, których ciężar na klassę spółeczeństwa oświeconą spada. Stany mniéj oświecone, nie mając tak dalece rozwiniętych pojęć, aby mogły zbadać zasady i ocenić ich rzeczywistą wartość, przyjmują zwykle i naśladują wzory jakie im przedstawiają stany na wyższym szczeblu oświaty stojące. Ztąd złe czy dobre idzie z góry i szerzy się we wszystkich warstwach spółeczeństwa. Błędy jakie paraliżują domowe wychowanie są rozliczne, zatruwają one religijność, narodowość, moralność, obyczajność i intellektualność. Jeżeli nieszczęściem wszystkie w całéj swéj masie zagnieżdżają się w jakiéj młodocianéj niedość czujnie strzeżonéj duszy, przytłumiają w niéj wszelkie szlachetniejsze popędy i rzucają ją na pastwę namiętnościom. Nie dość że za błędy w wychowaniu własnych dzieci odpowiedzialność na nas spada, ale jeszcze i z przykładu jaki z nas biorą warstwy na niższym stopniu oświaty stojące, rachunek zdać musimy. Przy takim kierunku, społeczność nasza za lat kilkadziesiąt po zgaśnięciu teraźniejszych generacyi, zejść musi do stanu, jaki porównać będzie można z wyciętym budulcowym lasem na którego miejsce niezałożono zagajnika według prawideł nauki, tylko zostawiono staranie o nim naturze w téj myśli, że kiedy dawnymi czasy bez pomocy ręki ludzkiéj sama natura wypielęgnowała tak wyniosłe drzewo, to i dzisiaj można jéj to zostawić; zapomniano atoli o tém że okoliczności się zmieniły pod których wpływem już nie wyrósł las tylko chróst i charpęć. Podobnie do onych założycieli lasu starają się niektórzy rodzice usprawiedliwić z swego postępowania przed własnem sumieniem tem, że kogo Pan Bóg stworzył tego téż z swéj opieki nie wypuści i wychowa, że dawniéj nie dokładano tyle starania do wychowania dzieci co dzisiaj, a ludzie rośli i żyli. Na to tyle tylko powiem, że ludzie byli w on czas innych obyczajów, i inne towarzyszyły im okoliczności, — onemi czasy nie byliśmy pomięszani i żadnym obcym żywiołem, umysł ludzki mniéj miał jak dzisiaj do zaspokojenia wymagań, wyobrażenia i przekonanie mniéj jak dzisiaj różniły się od siebie, ludzie postępowali z wolna utorowanemi przez przodków drogami które oświecała wiara w zupełnéj panują sile; wiara ta strzegła od zboczenia na bezdroża, rodziła cnoty, których pielęgnowanie i zakorzenienie wystarczało do szczęścia ludzkiego. W obecnych czasach gdzie całkiem odmienne zachodzą stósunki i okoliczności, jak oto ocieranie się o żywioły innéj religii i narodowości, szerokie różnorodne wyobrażenia, zgubne samolubne pociągi i praw moralności zwolnienie, nie dosyć jest wychowując dzieci, rozwijać ich rozum i ogładzać ich powierzchowności, ale należy jeszcze obudzać i hartować ducha — który nadaje charakterowi wzniosłość i moc — należy złym skłonnościom położyć hamulec, i giętkie dzieci umysły ku pojęciu obowiązków człowieka skierować. —
Gdy zastanowimy się nad tém, że o przyszłym losie i szczęściu dzieci stanowi ich wychowanie, że nietylko oświata, ale byt, potęga i trwałość narodów zależą od pierwiastkowego wychowania młodych pokoleń, to bez sporu zgodzimy się na to, że pierwszym rodzicielskim obowiązkiem powinno być dokładać wszelkiéj usilności, ażeby wychowanie jakie dzieci odbierają w domu, było podstawą ich szczęścia, i przysposabiało ich na prawych obywateli kraju, i wiernych wyznawców swéj wiary. Jakie środki ku temu obrać, jakie systemy obmyśleć, jest to już rzeczą sumienia rodziców, im służą prawa patryarchalne które nie dozwalają nikomu wglądać w ich sprawy, prawa te nadają rodzicom moc nad dziećmi, za które zdają rachunek tylko Bogu.
Po wychowaniu dziecka w domu pozostawiamy dalsze jego kształcenie naukowe wychowaniu publicznemu. Wychowanie publiczne zaczyna się u nas w szkołach elementarnych, jest ono prawem nakazane i obowięzujące rodziców. Głównem zadaniem szkoły elementarnéj jest wyzwolenie ludu z ciemnoty przez naukę religii, czytania, pisania i rachunków, która to początkowa nauka stawia człowieka na tym stopniu inteligencyi, że nie jest już tyle zależnym od wszystkiego co go otacza jak ten który nie posiada żadnéj nauki. Z zadania tego jednakże nie wszędzie z równym skutkiem wywięzuje się szkoła. W okolicach gdzie jest przeważająca liczba ludności niemieckiéj ewangelickiéj, są szkoły niemieckie ewangelickie, nauczyciele Niemcy ewangielicy słowa polskiego nie rozumiejący. W takiéj szkole dzieci polskie, które w ogólności języka niemieckiego nie znają, siedzą przez lat kilka jako nieme świadki nauki którą pobierają dzieci niemieckie. Że w podobnych stósunkach, dzieci nie tylko niczego nauczyć się nie mogą, ale owszem stępieć i zepsuć się muszą, jest rzeczą całkiem jasną, naturalną, i że zamiast rodzicom być wyręczeniem i pociechą, są dla nich ciężarem, jest rzeczą również widoczną. Nie dziwię się rządowi że w takich razach nie cofnie lub nie zmodyfikuje swego rozporządzenia, bo to już leży w jego systemie, ale dziwię się nam samym, że dotąd w téj sprawie żadnego nie zrobiliśmy kroku, a mamy zupełne prawo dopominania się u rządu, ażeby nauczyciele ewangieliccy Niemcy umieli po polsku i dzieciom katolickim polskim w ich ojczystym języku udzielali nauki, a żądanie nasze oparlibyśmy raz na mocy przysługujących nam praw ojczystego jeżyka, potém na prawie sprawiedliwości; kiedy bowiem katoliccy nauczyciele Polacy, muszą posiadać obadwa krajowe języki, słuszną i sprawiedliwą jest rzeczą, ażeby nauczyciele ewangeliccy Niemcy, znali je także w tym stopniu ażeby nauki w obudwóch udzielać mogli językach. Za to przekształcenie szkół katolickich na ewangielickie lub simultańskie, wiele odpowiedzialności spada na patronów szkół elementarnych, którzy nie robią żadnego użytku z należących się im praw, jako téż i na posiedzicieli większych choć nie patronów, którym wspólnie z gminą los szkoły jest obojętny.
Te same trudności napotykają nasze dzieci w pobieraniu nauk w szkołach wyższych miejskich jako téż w gymnazyach, gdzie niemal wszędzie od najniższych klas zaprowadzony jest język niemiecki. W dwóch tylko gymnazyach w Poznańskiém i Ostrowskiém jest w niższych klassach wykładowym językiem polski, ale i tu nawet w najnowszych czasach zaczął go rząd powoli rugować. W Wągrówcu, w którego okolicy i sąsiednich powiatach ludność polska o pięćkroć przewyższa niemiecką, zezwolił rząd na założenie gymnazyum z charakterem wyznaniowym katolickim, ale z językiem wykładowym od najniższych klas niemieckim. W obec takich trudności, jakie stawia rząd, nie mogą w dzieciach naszych rozwinąć się władze umysłowe, wzbogacić wiadomościami, rozwinąć pojęcia, i sąd o rzeczy do tego stopnia doskonałości, do jakiego doprowadziłyby niezawodnie, gdyby pobierały nauki w języku ojczystym. Są to niezaprzeczenie silne zapory na drodze do oświaty, które obalić bezpośrednio nie w naszéj jest mocy, ale które usunąć pośrednio środkami legalnemi zawszebyśmy potrafili, gdybyśmy je wszyscy równo widzieli, gdybyśmy ich ciężar wszyscy równo czuli. Jakkolwiek rząd wszystkie nasze postawione w téj sprawie wnioski zwykł zbywać odpowiedzią, że według zdania znawców nie widzi potrzeby wykładania nauk w języku polskim, gdyż uczniowie polscy korzystają z niemieckiego wykładu i dobre robią postępy, to jednakże te odmowne dopowiedzi nie zwalniają nas od ponawiania naszych żądań. Pozostaje to zawsze świętym naszym obowiązkiem starać się przekonać rząd, że co dotyczy naszych potrzeb, to już my je sami najdotkliwiéj czujemy, i sami téż tylko co do nich kompetentnymi możemy być znawcami: a gdy wytrwamy w naszych słusznych żądaniach, to ostatecznie musi nam rząd dać wymiar sprawiedliwości, albowiem nauka jest prawem do cywilizacyi, któréj dzisiaj wszystkie światłe rządy bramy na oścież otwierają. Ale obok tych domagań niezapominajmy także, żę do wykładu polskiego potrzeba nauczycieli Polaków. Obejrzyjmy się do koła i policzmy ich, czy liczba wyrówna potrzebie, a gdyby miała się pokazać niższą, to zachęcajmy młodzież do nauczycielskiego zawodu, który, jakkolwiek nie jest dziś wdzięcznym, i niema wielkich przed sobą osobistych widoków, to jednakże wielkie ma za to prawo do rzeczywistéj zasługi. —
Z wielu do szkół powołanych uczniów, nie wielu bywa wybranych — i to najwięcéj dla językowego utrudnienia — którzy je kończą i z świadectwem dojrzałości wychodzą na uniwersytet; tam znowu rozliczne do kontynuowania nauk w drodze stają przeszkody, najczęściéj brak środków materyalnych czuć się daje dotkliwie. O wiele ułatwioném byłoby naszéj młodzieży odbywanie studjów, gdybyśmy mieli uniwersytet w Poznaniu. Wszystkie prowincye państwa pruskiego mają uniwersytety, tylko W. X. Poznańskie dostać go nie może, acz posiada wszystkie te same co i inne prowincye warunki, i te same téż ponosi ciężary, jak rządowe statystyczne wykazy podają, wychodziło w ostatniém pięcioleciu przecięciowo z tutejszych gimnazyów rocznie po 80 abituryentów, co daje na uniwersyteckie czterolecie 320 studentów. W ostatnich dwóch latach było przeszło 180 abituryentów w tutejszych gimnazyach. W miarę powiększania się liczby gymnazyów będzie wzrastać także liczba abituryentów. Statystyka rządowa wykazuje nam jeszcze, że w półroczu zimowém 1869/69 uczęszczało na różne pruskie uniwersyteta 332 uczniów z W. X. Poznańskiego. Gdy dodamy do liczby téj około 50 kleryków z seminaryów duchownych, i około 50 abituryentów z gymnazyów w Wałczu i Chełmnie, otrzymamy 432 studentów na listę nowoutworzonego uniwersytetu Poznańskiego. Liczba ta wystarcza do zapewnienia uniwersytetowi exystencyi; w tém samem bowiem półroczu, o którém wyżéj mówiłem, uczęszczało na uniwersytet w Gryfii tylko 391, w Kolonii 165, w Królewcu 440 i w Monasterze 436 studentów. Z tych licz przekonywamy się, że uniwersytet Poznański zająłby pod względem liczby uczęszczających do niego studentów środkowe miejsce pomiędzy uniwersytetami najliczniéj i najmniéj odwiedzanemi. Liczby są najwięcéj przekonywającemi argumentami i te przemawiają za założeniem uniwersytetu w Poznaniu. Poważne i słuszne, moralne i materyalne powody — które się same każdemu głębiéj myślącemu nasuwają — muszą nas ostatecznie zniewolić do stanowczego dopominania się u rządu o założenie uniwersytetu w Poznaniu. Oby słowa jakie wyrzekła komisya edukacyjna w Warszawie „jakich kraj wychowa synów, takich będzie miał obywateli” przypominały nam nasze obowiązki i naszą odpowiedzialność, oby były dla nas bodźcem do pokonania wszelkich trudności w celu ułatwienia i podania sposobów wychowania i wykształcenia naszéj młodzieży!
Towarzystwa Pomocy Naukowéj w X. Poznańskiém i w Prusach Zachodnich zajmują się wyszukiwaniem pomiędzy młodzieżą szkólną zdolnych a niezasobnych uczni, których zaopatrują według możności w fundusze i zachęcają stosownie do zdolności indywidualnych każdego, do sztuk i nauk. Towarzystwa te podtrzymywane gorliwością i ofiarami spółeczeństwa wypłacają się odmładzając je, przez tworzenie sił nowych. W Prusach Zachodnich pozakładano jeszcze po parafiach Towarzystwa pomocy szkólnej dla szkółek elementarnych; zadaniem tych Towarzystw jest: zaopatrywać dzieci ubogich rodziców w książki, a nawet i odzież. Pożyteczna ta instytucya która nie wielkich wymaga ofiar materyalnych, a moralne znaczne przynosi korzyści, zasługuje na to, ażeby i u nas znalazła naśladowanie.
a) na wewnątrz przez podnoszenie oświaty i obyczajności wśród ludności polskiéj.
b) na zewnątrz przez wpływanie na opinią publiczną za pomocą prasy, mianowicie polskiéj i niemieckiéj; powtóre przez zgodne usiłowanie obu narodowości w celach cywilizacyjnych; nareszcie przez starania u Rządu i u Reprezentacyi kraju o uszanowanie resp. równouprawnienie narodowości polskiéj w całém państwie pruskiém.
Jakkolwiek cel Towarzystwa chwalebny i przez założyciela jasno określony został, nie znalazło ono jednakże w społeczeństwie naszém tego uznania, na jakie zasługuje. Dla jednych cel nie był jasny, dla drugich podejrzany, inni znowu uważali tę instytucyę jako zbyteczną z tego powodu, że to wszystko, co ona zaleca, każdy uczciwy człowiek wypełnia. Odpowiedź, jaką wielokroć dawałem na podobne zdania, powtarzam jeszcze i dzisiaj, że Towarzystwo — o ile mi wiadomo — nie żywiło i nie żywi obawy, aby nam zbywać miało na uczciwych ludziach, owszem liczyło wiele na skłonność spółeczeństwa naszego do szlachetnych czynów, i jeżeli się zawiązało, to nie w celu poprawiania tych, którzy poprawy potrzebują, bo tych żadna siła nie jest już w stanie dźwignąć i poprawić, tylko wzięło sobie za zadanie, usunięcie na przyszłość wszelkich zdrożności ludzkich przez szerzenie rzeczywistéj oświaty, wspieraniem instytucyi na jéj wzrost wpływających, przez podnoszenie moralności do téj doskonałości, która daje poznanie, że dwie są potęgi, na których opiera się byt i szczęście spółeczeństw, rozum i cnota.
Jak inni członkowie, tak i ja nie jestem bliżéj wtajemniczony w myśl przewodnią założycieli Towarzystwa, i jeżeli prawdę mam wyznać, to i mnie przy zawiązywaniu Towarzystwa całkiem jasną ona nie była. Mając jednakże dowody rozumu założycieli, którzy umieli tak praktycznie zorganizować prace społeczne, tak właściwy nadać im kierunek, i potrafili do nich szczery obudzić zapał, nie przypuszczałem ani na chwilę, aby mogli wywołać instytucyą, któréj idea nie była im się objawiła w całym swym blasku. Z dobrą wiarą przystąpiłem do Towarzystwa, a wżywszy się w nie, mniemam, żem zbadał jego ducha i poznał jego dążności. Powody, jakie skłoniły inicyatorów do zawiązania Towarzystwa uważam za uzasadnione, a cel tak jest z wszystkich stron otwarty i widoczny, iż tylko przez tych nie jest widziany, którzy od niego odwracają oczy.
Potrzeby zniewalające do wytknięcia tego celu w ten sposób pojmuję. —
Jak pojedyńczy tak i zbiorowy człowiek ma swoje interesa moralne i materyalne. Interesa moralne krajowe są: religia, wychowanie, oświata powszechna, praca, sztuki piękne. Interesa materyalne: produkcya, konsumcya, podatki, rolnictwo, handel, finanse i t. d. W krajach wolnych używających niepodległego politycznego bytu, rząd zaprowadza swoją administracyą i czuwa jak nad moralnymi tak i nad materyalnymi interesami kraju. Spółeczeństwa ujarzmione dzielą interesa państwa w jakie wcielone zostały, a obok tych głównie na oku mieć muszą swoje własne, pod karą wykreślenia z kontroli społeczeństw żyjących. Nasze spółeczeństwo wstrząśnięte w całém swém organizmie upadkiem kraju acz niema własnéj administracyi spółecznéj, to jednakże po części zastępuje swoje interesa materyalne przez Towarzystwo rolnicze, towarzystwa przemysłowe, towarzystwa kredytowe, kassy oszczędności. Ale moralne interesa które są duszą interesów materyalnych, przez kościół tylko były zastępowane o tyle, o ile dotyczyły religii i szkół elementarnych, reszta była zdana na los. Otóż rozciągnięcie swéj opieki nad tą resztą moralnych interesów położyło sobie Towarzystwo za zadanie. Zadanie to atoli nie tak łatwe do spełnienia; Towarzystwo bowiem niema tych środków na zawołanie którymi rządy krajowe rozporządzają. Natura ich wywiera już sama przez się wielki wpływ na zasady, które wszczepiają się przez wychowanie w charakter ludu; a jeżeli tenże rząd dąży do przeprowadzenia swego systemu, do nadania ideom dążności zgodnych z jego widokami, w takim razie ma jeszcze administracyą na rozkazy dopięcia swych zamiarów, potem działa jeszcze przez rozporządzenia, wpływa przez prasę, ujmuje przez nagrody które rozdaje za pisma wychodzące w duchu jego dążeń i zasad. Takich środków nie posiada Towarzystwo moralnych interesów, ono może działać tylko na drodze przedstawienia i przekonania, wspierane dobremi chęciami spółeczeństwa dla którego dobra pracować zamierzyło.
Emil Lenoel powiedział: „porządek w kraju jest podstawą dobrego kierunku moralnych interesów.” Biorąc to zdanie za normę, to należy nam zacząć od zaprowadzenia porządku w naszych wyobrażeniach i pojęciach, a gdy ten ustalimy to trudności jakie Towarzystwo dzisiaj napotyka same się usuną. —
Gazeta Toruńska (Nr. 274) rozbierając sprawę Towarzystwa moralnych interesów, w tych ostatecznie słowach zapatrywania swe streszcza: „Rokuję mu (Towarzystwu) wielką przyszłość, ale tylko na téj drodze, jeżeli pokona kwietyzm i rewolucyonizm, w miarę sił swych szukać będzie na wewnątrz i zewnątrz coraz więcéj sposobów krzepienia naszéj narodowości, a zachowując cześć dla wielkiéj naszéj przeszłości, zerwie przecież z tradycyjnym sposobem łatania naszéj biedy.”
„Jesto trochę niewygodnie, draźliwie, ale salus naszéj narodowości suprema lex esto.”
Drugi miesiąc już upłynął od kiedy są ten w sprawie żywotnych naszych stosunków wyrzeczony został, a nikt jeszcze co do tego zdania swego nie objawił ani téż głosu nie zabrał. Ażaliby sprawa ta wraz z sądem o niéj, dla tego że niewygodnie jest i draźliwie ją poruszać w pyle zapomnienia pogrzebaną być miała? Tam gdzie o zasady chodzi, i to o zasady pozytywne spółeczeństwa, do których należy być lub niebyć tam wszelkie względy narażenia się osobistego, ustąpić muszą głosowi sumienia i obowiązkowości.
Boleśną to jest rzeczą zapuszczać sondę we własne rany a do tego jeszcze serca dotykające!.......................... Tak atoli jest, i temu nikt zaprzeczyć nie może, że rewolucyonizm i indyferentyzm są dwie rany na naszém ciele, które absorbują nasze soki, a które terroryzm coraz więcéj jątrzy. Z tego jednakże co powiedziałem niechaj nikt nie sądzi, ażebym miał podnosić głos przeciw dawniejszym rewolucyom i powstaniom. Wówczesnych stósunkach, pojęciach i wyobrażeniach znajdują one usprawiedliwienie. Dzisiaj rzucając zasadę, która nam się tak długo wypłacała niewdzięcznością, niegodzi nam się atoli pominąć bez serdecznego współczucia, pamięci braci naszych którzy padli jéj ofiarą. — oddajmy najgłębszą cześć! prochom bojowników i męczenników, którzy poświęcili co mieli najdroższego, którzy poświęcili wszystko co tylko poświęcić mogli dla wielkiéj idei wolności Ojczyzny.
W obecnych czasach kiedy wypadki wojny tak są niepewne, że siłą oręża wahają się od stóp do głowy uzbrojone mocarstwa rozstrzygać swe sprawy, jakże niebezpieczną jest dla ludów ujarzmionych odrywać umysł od pracy zapewniający jéj byt, i oglądać się zawsze na ideę zbrojnego powstania! „Kijami zdobędziemy karabiny, a karabinami zdobędziemy armaty!” Są to ułudne wybuchy młodzieńczego zapału, które ostatecznie łamią tych co idą za ich popędem, a gubią tych co im oporu nie stawiają. Dość spojrzeć po za siebie na skutki, na te niezastygłe jeszcze mogiły, na te drogi krwią zbroczone, na Ojczyznę naszą ranami okrytą i ciężarem nieszczęść przygniecioną, aby się przekonać o zgubliwéj szkodliwości zasady jakiéjśmy dotąd służyli. Patrząc na ten los srogi, jakże można stać przed tą bolejącą matką z założonemi rękami i czekać na jej wyzdrowienie kiedy ran jéj nie goimy, jakże można podawać do jéj ręki oręż aby nim odbiła ziemię naszą, kiedy my ją sami dobrowolnie po kawałku przeciwnikom sprzedajemy, jakże można marzyć o stawieniu jéj do walki z uzbrojonym olbrzymem kiedy ona bezsilna, mdlejąca, a olbrzym stoi wyzywająco i wyczekuje chwili aby jéj ostatni cios zadać i popchnąć na zawsze do grobu?!
Zróbmy statykę sił naszych moralnych i materyalnych przed rewolucyami a dzisiejszych, to przekonamy się ile tych sił nam ubyło, przekonamy się że rewolucya sił nie tworzy — jak to utrzymują umysły niedoświadczone — tylko że rewolucya siły istniejące sobie przywłaszcza, bierze je w swe posiadanie, przeprowadza niemi swe cele i zwycięża, albotéż nie umiejąc ich użyć, marnuje je bezużytecznie i klęski na kraj sprowadza; — przekonamy się ostatecznie, że dosyć już tych nieszczęśliwych prób, że za wiele razy przebiegaliśmy tę niebezpieczną drogę aż do postawionéj nad przepaścią mety, i że czas wielki zejścia z niéj, a cofnięcia się w koła rodzinne, koła społeczne, a tam przechowywaniem tradycyi narodowych troskliwém pielęgnowaniem sił dawnych, nauką i pracą przygotowywać siły nowe, i temi dźwigać wewnętrzną wartość i godność narodu. Nie na to nas bowiem Bóg stworzył abyśmy tylko służyć mieli za żywioł do tworzenia pokładów kości, i krwią naszą użyzniać ziemię dla tych właśnie ludów które nas wytępią, ale na to, abyśmy rozumnie i moralnie doskonalając zdolności dane nam szczerze od Boga, służyli wiernie wszczepionym w dusze nasze ideom narodowości i religii.
Wiem że stare zakorzenione idee nie łatwo ustępują nowym, ztąd téż nie rokuję łatwego zwycięztwa idei rewolucyi przez naukę, nad ideą rewolucyi przez siłę, i ten wzgląd mnie składania do przyzwania w pomoc jednéj z potęg umysłowych Francyi Emila de Girardin,[2] który rozbierając sprawę oświaty powszechnéj, siłę nauki podnosi, i tak ją przedstawia
„Nauka jest prawo do cywilizacyi.
„Prawo do cywilizacyi jest końcem prawa do rewolucyi
„Kto mówi rewolucya, mówi ryzyko.
„Kot mówi cywilizacya, mówi postęp.
„Na cywilizacyi zawsze się zyskuje, na rewolucyi często się traci.
„Cywilizacya nic nie wystawia na szwank i wszystko rozstrzyga.
„Cywilizacya jest to ciągła rewolucya.
„Rewolucya jest to cywilizacya przerwana.
„Cywilizacya jest to rewolucya przez naukę.
„Rewolucya jest to cywilizacya przez siłę.
„Rewolucya przez naukę jest cywilizacyą trwałą, cywilizacya przez siłę jest rewolucyą będącą na łasce.
„Biorąc rzeczy rozsądnie, nie można się przeto wahać pomiędzy prawem do cywilizacyi, prawem płodnem a prawem do rewolucyi prawem niepłodnem.
„Lecz w takim razie trzeba być konsekwentnym trzeba upowszechniać oświatę.”
Nieomal to samo krótkiemi słowy powiedział był już około połowy XV wieku Grzegórz z Sanoka „Dla utrzymania i ocalanie Rzeczypospolitéj potrzeba więcéj sił w rozumie jak w ciele.”
Zasady te tém więcéj zasługują na poszanowanie, że chociaż je dzielą 4 wieki co do czasu, i lubo wyszły z rozmaitych epok cywilizacyi, to jednakże co do myśli i znaczenia jednego są ducha. Komuż bardziej jak podupadłemu narodowi potrzebne są zasady zachowawcze? Wszakże nasza sprawa padła nietylko pod razami siły zewnętrznéj, ale i zwątlona własną anarchią; znając ten błąd starajmyż się go unikać, nie brniejmyż daléj w przepaść, i bądźmyż choć raz mądrymi po szkodzie.
Ale jeden jeszcze stoi w drodze żywioł podsycający rewolucyą, a tym jest terroryzm. Zagnieździł on się u nas od wieków, jest pasożytnéj natury, żyje krwią i sokami narodu, ma te charakterystyczną cechę że nigdy prawdy nie mówi, w ważniejszych epokach życia narodu na jaw występuje; i tak w chwilach upadku Ojczyzny bawił się i szalał, w czasach rewolucyi nakazywał nabożeństwa, pisał wyroki, wypędził zabawy, zaprowadził żałobę, agitacyami minował, — z paszportem w kieszeni dodawał zapału „krwi potrzeba i ofiar!!” a spełniwszy są missyą czmychnął za granice; długo nie było o nim wieści, aż naraz się pojawił, skonfiskował nabożeństwa, poznosił żałoby, dał dyspensę na bale i sam się rozhasał; dzisiaj nurtuje on w rozmaitych sferach pod rozmaitemi postaciami, frazesami patryotycznemi toruje sobie drogę do dawnéj wziętości, i powoli zaczyna się wciskać we wszystkie nerwy spółeczeństwa. Słowem jest to choroba która od wieków nas trapi, a o któréj powiedział jeden z naszych myślicieli „Polska nie zginie brakiem męstwa, ani téż brakiem poświęcenia, ale zginie terroryzmem.”
Znużony trudami terroryzm, obiera sobie na wypoczynek nieustaloną tendencyą pism naszych, wygodnie sobie w niéj drzymie, przebudza się tylko niekiedy i daje oznaki życia w „Bibliotece Mrówki,” któréj nakładem wyszła w r. 1869 powieść „Asan” osnuta na tle Bółgarskim. Powieść ta jest napisana w duchu prawom organicznym przeciwnym, przypomina przedpowstaniowe stósunki w Kongresówce, agitacye, ówczesne wyobrażenia i zasady, aż do chwili wybuchu. Tu zdawały się widać autorowi machinacye rewolucyjne nie dość radykalistyczne, daje on bowiem swemu bohaterowi Asanowi łuczywo w rękę którém tenże z wyrafinowanem okrucieństwem popełnia zbrodnią i podpala dom w który mieszkała jego narzeczona z swym ojcem, bardzo zacnym — jak go autor przedstawia, — człowiekiem, odcina im wszelką możliwość ratunku, i z zebranymi przyjaciołmi i domownikami, pali ich żywcem, a to w celu uprzątnięcia rodziny możnéj, mającéj znaczenie, a nieprzychylnéj powstaniu. Po zakończeniu powieści, wyjaśniając autor niektóre szczegóły twierdzi z krwią zimną, że Asanowi nie pozostało nic innego, tylko........... spalić. — Otóż szerzenie radykalistycznych teoryi, tolerowanie czynu, na wspomnienie którego dusza się wzdryga. Czyż autorowi nieznane są prawa Boskie, które nie dozwalają popełniać zbrodni dla jakiegobądź czynu, chociażby on miał najcnotliwsze i najszlachetniejsze cele!? Autor zapomniał widać o rzeczywistém znaczeniu wielkiéj idei patryotyzmu, któréj wyznawcą temu tylko być wolno — jak bywało u Rzymian — kto jest dobrym synem, dobrym mężem, dobrym ojcem, prawym obywatelem. U nas niestety, wyobrażenia o patryotyzmie nie doszły jeszcze tak wysoko, i jak u pogan nietykalną była osoba występnego gdy się schronił za ich bożyszcze, tak i my zapominamy przeszłość każdemu choćby ona i niemoralną była, gdy tylko stanie pod sztandarem narodowym, ztąd téż często tak ciężkich, i tak gorzkich dostajemy zawodów. W obec tak powierzchownych wyobrażeń inaczéj téż dziać się nie może; albowiem sprzeciwia się prawom moralnym i wpływom jakie one wywierają, ażeby człowiek niemoralny mógł rzeczywistą spółeczeństwu wyświadczyć usługę. Dość spojrzyć na czyny niektórych z niedawnéj przeszłości powstańczych dowódzców, ażeby się przekonać o prawdzie tego twierdzenia. Popieranie przeto i szerzenie zasad gwałtu, chociażby i w przenośni tylko, zakrawa na jednanie sobie rozognionych wyobrażeń, poruszanie namiętnych żądz, i pociąganie ciemnych mass ludu, w celu terroryzowania przez nie zasad dążących do podnoszenia narodowego bytu przez moralność i oświatę.
Ale niedosyć na tém, otóż i drugi przykład budzącego się terroryzmu. Tegoż samego czasopisma nakładem wyszła we Lwowie książeczka pod tytułem: „Demokracya polska i jéj przeciwnicy.” Autor określa znaczenie demokracyi, zwala brzemię nieszczęść krajowych na ich przeciwników, wylicza reprezentantów demokracyi polskiéj i oddając cześć zasłudze najdzielniejszych rycerzy przyszłości temi o jednym z nich wyraża się słowy: „Ale niemniéj chlubnym wspomnieniem pozostanie dla demokracyi polskiéj głos naszego brata Ludwika Mirosławskiego, który w niemożności przelania krwi dla ojczyzny, wolał podziwiającą wymową do sprzymierzonych narodów:” »»Broni nam tylko dajcie i ołowiu, a my siebie i was zbawiemy.«« Otóż próbka głosu, otóż napuszona deklamacya jaką najdzielniejszy rycerz przyszłości dzisiaj jeszcze po tylu oczywistych dowodach jego przewrotności elektryzuje sparaliżowanych; i wprzęga do tryumfalnego swego rydwanu — ciągną biedacy aż im wzrok się zaćmił, i nie widzą że jasność jaką im rycerz drogo rozświeca nie jest stałym światłem, ale błędnym ogniskiem który prowadzi na bagna i topieliska. Autor stronnik i wielbiciel Mirosławskiego utrzymuje, że demokracya zrozumiała pierwiastek naturalny narodu; dla tego téż jéj przekonaniem i wiarą było zawsze, że wojna wojna i nie więcéj jak wojna, powinna być hasłem wszystkich Polaków, dopóki ich ojczyzna nie stanie na wysokości swego powołania. Nim na to odpowiem muszę autora wyprowadzić z błędu, że warunkiem demokracyi według idei christyanizmu nie jest niwelowanie urodzenia i majątku[3], ale podnoszenie oświaty i moralności do téj moralności stopnia, z któregoby wszyscy równo i jasno poznać i widzieć mogli, przeznaczenie człowieka, jego prawa i jego obowiązki. A środkami ku temu prowadzącymi i siłą wykonawczą są, nie bezzasadne rozprawianie, nie tworzenie rogatych teoryi, nie sięganie po władzę nieumiejętną ręką, nie egoizm pod płaszczem miłości ojczyzny i demokracyi, ale nauka, praca, miłość bliźniego, ofiarność i organizacya wewnętrzna z cechą gruntownéj znajomości rzeczy, z cechą obszernego rozumu, dojrzałego sądu, charakteru zgodnego i moralnego. Bez tych warunków demokracya wyradza się w anarchią. — A teraz co do téj wojny krótko odpowiem, że dyktować może ją tylko lekkomyślność, a wypowiadać wszelka bezzasadność. Lubo wojna w narodach niepodległych bywa czasami koniecznością polityczną, to w narodach ujarzmionych, tąż wojną wycieńczonych, jest wielkim błędem politycznym przyspieszającym zagładę. Otóż zapytuję kto służy lepiéj sprawie narodowéj, czy ten co pracuje nad podniesieniem moralności i oświaty, i przysposabia grunt do rzeczywistéj demokracyi, jaka czerpie źródło z nauki Chrystusa, czy też ten który nieustannem wichrzeniem odrywa umysły od pracy, stawia wszystko na kartę ślepego losu i junackim woła głósem: »Ołowi dajcie i broni!« Odpowiedź leży na dłoni. — Jeżeli trafiłem do waszego przekonania Rodacy, wyznawcy demokratycznych zasad, jeżeli chcecie służyć im wiernie w rzeczywistym ich znaczeniu, — to nie pozostaje Wam nic innego, jak iść wspólnie z tymi których przeciwnikami nazywacie, a którzy pewniejszą od Was zmierzają ku demokracyi drogą i należy Wam stanąć razem z nami za warsztatami, chodzić za pługami, kształcić się w naukach, pamiętać o szkole i ochronce, brać czynny udział w stowarzyszeniach, pełnić ściśle obowiązki swego stanu, zgoła pilnować każdy stanowiska na jakiem postawił go Bóg. Gdy tak wszyscy pójdziemy ręka w rękę, wtenczas terroryzm który nas dzisiaj rozbija i osłabia, już się u nas nie ostoi, bo wypędzą go miłość i zgoda[4].
Rewolucyonizmowi i terroryzmowi toruje drogę indyferentyzm. Jak indyferentyzm religijny przez Kościół jest potępiony tak indyferentyzm polityczny i spółeczny cierpianym być nie może. Skutkiem ociężałości i zobojętnienia na sprawy polityczne i społeczne, któréj symptoma pokazywały się już na ciele naszem w XVII wieku, zaczęły słabnąć i cnoty prywatne i publiczne a nad niemi brać górę zepsucie; prawa traciły swą moc, a anarchia, terroryzm i indyferentyzm nieznajdując oporu coraz głębiéj się wciskały, ogarniały kraj cały, wywracały go po drodze i deptały pojedyńcze prawe charaktery, rozprzęgły cały porządek i otworzyły granice nieprzyjaciołom kraju. Duch miłości ojczyzny i ofiary nie mógł pokonać indyferentyzmu. Po upadku naszéj ojczyzny więcéj się jeszcze indyferentyzm rozmógł w umysłach i sercach, wypędził uczucia rodzinne i cnoty, a dał przystęp zepsuciu żywiołom obcym, ztąd téż zgubnie wpłynął na wychowanie, zakuł tak mocno sumienia, iż dokołatać się do nich nie mogły wyrzuty u tych, co rodzinną frymarczyli ziemią, on dawał dyspensę trwonienia za granicą majątków, z jego przyczyny wybuchały niewczesne powstania dla tego, że otaczał ogoizmem rozum narodowy i niedopuszczał mu w sprawach społecznych i politycznych brać czynnego udziału, z jego przyczyny powstania upadały dla tego, że paraliżował ducha poświęcenia i ofiary, nie dozwalał mu się wznieść i ogarnąć kraj cały. Z niego wypływają wszystkie klęski, jakie kraj nawiedziły, jakie go obecnie trapią i jakie mu jeszcze grożą. Jak paraliż gdy dotknie ciało pojedyńcze, przecina nić funkcyi jego żywotnych, choćby większa część członków była jeszcze zdrowa, tak samo i indyferentyzm gdy się objawi w ciele zbiorowem, ubezwładnia je, rozbija całą jego organizacyą, rozkłada je na pojedyńcze członki, które przez parę pokoleń mogą jeszcze wegetować, ale ostatecznie sprzykrzy im się to odosobnienie, poczują potrzebę łączności, i zrosną się, ale już nie z własnem ciałem którego słabe resztki pogardliwem politowaniem żegnają, tylko z ciałem obcem, którego soki żywotne dłuższe rokują im życie.
Indyferentyzmu rozmaite są natury i rozmaite tychże natur przyczyny. Indyferentyzm pospolitéj natury, którego źródłem jest wrodzona spokojność temperamentu, jakaś lękliwość przed każdem większem zebraniem, niedowierzanie siłom własnym i ociężałość, jest łagodniejszy jak inne jego odcienia, ze względu jednakże, że szeroko u nas rozgałęziony za nader szkodliwy uważać go należy. Skuteczny na niego środek moralność i oświata.
Indyferentyzm fałszywéj ambicyi, ma dwa stadya, w pierwszym stadyum zapadają na niego wielkości, syte sławy i wawrzynów, które zapominają o tem że obowiązki społeczne nie mają końca. Choroba w tym stadyum jest do wyleczenia, tam bowiem było czucie i jest czucie, tylko się zdrzymło pod wpływem indyferentyzmu, który je uśpił jak wampir, — lekkiem zakołataniem do serca obudzi się uczucie, a indyferentyzm uleci. Indyferentyzm w drugim stadyum jest o wiele niebezpieczniejszy jak w pierwszém, podlegają mu niedoszłe wielkości, których drobne usługi nie dosyć społeczeństwo uznawało i wynagradzało, których ambicyą nie dosyć zadawalniało; tutaj trudna rada, słabe bowiem poczucie obowiązkowości połączone z szeroką pychą, ułatwiły indyferentyzmowi jak najgłębsze zakorzenienie. Szczęściem dla nas, że indyferentyzm téj natury nie często się pojawia.
Indyferentyzm pessymistycznéj natury, ukazuje się po każdem osłabieniu ciała społecznego przez jakiebądź klęski, napada on słabe charaktery, przejmuje je zwątpieniem, nieznajduje jednakże poparcia ni w uczuciu, ni w rozumie, nie może ustalić swego bytu i jest tylko przechodowym, wystrasza go i płoszy każda dobra gwiazda, która nad spółeczeństwem błyśnie, ale wraca znowu gdy ta blednąć zacznie; radykalnym na niego sposobem jest moralność, która swą wzniosłością przytłumia go i gniecie.
Indyferentyzm egoistycznéj natury rozgałęzia się w poziomych duszach, do których uczuć nie może trafić duch miłości bliźniego, do których pojęć nie może się przedrzeć światło rozjaśniające przed niemi szerokie pole spraw społecznych i narodowych. Ten indyferentyzm ruguje wszelką obowiązkowość, zasłania się puklerzem egoizmu, którego żadne argumenta rozbić nie potrafią i za godło stawia sobie pracę. Ale ta praca nie jest pracą uczciwą; indyferentyzm bowiem nie zna sprawiedliwego wynagrodzenia pracy, on dąży tylko do powiększenia bogactw, dla któréj poświęca miłość ojczyzny, cnotę, przyjaźń, a nawet i honor; praca z takich pobudek wypływająca chybia celu i jest potworną; staje się ona zwykle głównym żywicielem materyalizmu, a owoce jéj giną bezpłodnie pochłonięte przez chciwość i egoizm. Téj natury indyferentyzm nie jest do uleczenia, ale téż nie jest straszny; bo nie trwały i niepłodny, w niedalekich pokoleniach trawi się nawzajem z egoizmem i marnieje bez śladu.
Indyfferentyzm kosmopolitycznéj natury. Matką jego jest bezzasadność, a ojcem zaparcie się wszelkiego uczucia. Cynizm, który jest jego sprzymierzeńcem i rzecznikiem, a dosyć ma zawsze pod ręką sofizmatów, śmie twierdzić: że ojczyzną jego jest świat cały, że kraj, w którym się urodził, niema do niego żadnego prawa, że w czasach emancypacyi ducha i ciała, on jest bezwzględnie wolnym, i że żadna zasada nie możę go przykuć do ziemi. Nie pojmując całéj ohydy fałszywéj téj filozofii, czuje się indyferentyzm uzasadnionym, urąga miłości Ojczyzny i wyszydza poczucie obowiązków społecznych, wiąże się szczerą przyjaźnią z sensualizmem i szuka szczęścia w zmysłowości. Znudzony, przesycony materyalizmem a wzgardzony przez prawość i cnotę opuszcza indyferentyzm w towarzystwie bogactwa rodzinną ziemię i puszcza się w obce kraje, ale i tu nieznajduje szczęścia, wszędzie wita go nieszczerość, a ściga go szyderstwo, oszukany wreszcie przez sensualizm, opuszczony przez bogactwo, niewiadomo gdzie kończy................. bez wspomnienia.
Żywy interes jaki w każdym prawym charakterze budzi niewątpliwie los naszego kraju, nie pozwala obojętnie patrzeć na tak szerokie rozpościeranie się indyferentyzmu, który coraz głębiéj się wciskając rozwodni ostatecznie nasze uczucia i zmyli kierunek rozumu; dopóki czas jeszcze, należy nam go całemi siłami przytłumiać, a przytłumiemy go niezawodnie, jeżeli wszyscy przejmiemy się tém przekonaniem: że do téj ziemi na któréjśmy się rodzili, przywiązał Bóg na zawsze nasze ciało i naszą duszę, że dla nas nic nie powinno być obcém i trudném, co tylko stoi w związku z utrzymaniem téjże ziemi w naszém ręku.
Jeszcze jedna kula która nam u nóg cięży i wstrzymuje nasz pochód, a tą jest zapatrywanie się na sprawy polityczne z fałszywego punktu, z punktu złudzeń, z którego przez szkła naszéj wrażliwéj wyobraźni widzimy zawsze dla siebie sympatyą i naturalnych sprzymierzeńców, a to niestety! są tylko ukazujące nam się pod wpływem gorącéj imaginacyi, fata morgana. Lubo leży w naturze ludzkich uczuć, że odnosząc wszystkie swe sprawy do zajmującego całą duszą celu, przywięzujemy się częstokroć i do niewłaściwych środków jeżeli takowe zdają się ku niemu prowadzić, to jednakże rozum jako pan wszelkich uczuć powinien nas wprowadzić na punkt rzeczywistego widzenia, z któregobyśmy jasno widzieć mogli, czy sympatya jest w swéj istocie, czy téż tylko w słowie, i gdzie są ci nasi naturalni sprzymierzeńcy? Sympatya w słowie jest u przychylnych nam ludów; a jéj łudzące echo wielokroć obijało się o uszy nasze, sympatya ta jest atoli czczą albowiem ludy są zależne od swych rządów, a rządy kierować się muszą polityką, któréj zadaniem jest; działać bezwzględnie dla dobra kraju, z wyrzeczeniem się wszelkich sentymentów, sympatyi, a poświęceniem wszystkiego dla interesu tegoż. Że polityka teraźniejsza w ogóle wierna jest temu zadaniu, dość rzucić okiem na zmateryalizowaną Europę, aby się przekonać że w niéj nie masz sumienia, jeżeli ona obojętném okiem patrzeć może jak zbrodnia i gwałt rozsiada się w najżyzniejszych krainach, a cnota i wolność wypędzona z swych granic w bezludnych lodowatych wymiera stepach, że jej zarówno kto sąsiadem, aby tylko chwilowo nie zamącał pokoju i dawał pewne korzyści. Że téj saméj polityce w szczególe hołduje i Francya, na którą głównie liczymy, nie daleko szukać na to dowodów. Kiedy w 1863 r. powstanie w Kongresowéj Polsce — wywołane rozpaczą — ostatnich sił dobywało dopominając się o słuszne prawa narodu, i prowadziło bój zacięty, bój śmiertelny, z uciskiem i gwałtem, — cóż nam dała wówczas Francya? czcze sympatye ludu, i bezsilną gabinetową interwencyą rządu, ale nie dała wojska które wówczas w interesie państwa, trzymała daleko za morzami, szukając korzyści swego wpływu aż w Meksyku. Acz daleki jestem jak od rozbudzania nienawistnych ku Francyi uczuć, tak i zrywania z nią tradycyjnego na wzajemnéj sympatyi narodów opartego sojuszu, to jednakże dla wykazania jak bezzasadne są wszelkie na jéj pomoc rachuby, muszę wyjaśnić jakie ten serdeczny stósunek przyniósł dla kraju owoce. — Sięgnijmy czasów odleglejszéj przeszłości i weźmy epokę od czasów Jana Kazimierza aż do rewolucyi francuzkiéj, ile to spaczonych pojęć, ile to fałszywych doktryn przynieśli nam Francuzi, czy to pod względem religijnym, obyczajowym, społecznym i politycznym, które przodkowie nasi zapatrujący się na świat i ludzi przez szkła optymistyczne cnót swych patryarchalnych przyjmowali z dobą wiarą, nie przypuszczając ażeby za ich serdeczną gościnę zatruto jadem soki ich żywotne. Po rozbiorze kraju, gdy Ojcowie nasi jak dzieci bez matki rozbiegli się po świecie i przybyli do owéj Francyi, któréj dzieciom przez półtora wieku dawali przytułek u siebie, umiał Napoleon I na swą korzyść wyzyskać rycerskiego ich ducha, a oni w nadziei odzyskania swéj Ojczyzny, wyrzekli się tego co było dla nich najświętszego, bo wyrzekli się swéj idei, i poszli mu służyć za narzędzie ujarzmienia wolnych narodów. I tego poświęcenia zasad, téj krwi przelanéj, tylu osieroconych rodzin jakież uznanie? Oto zniewaga jaka się mieści w odpowiedzi którą dał Napoleon gdy żądano aby utworzył Królestwo Polskie: „Pokażcie że jesteście godni być narodem!” Sprawiedliwe oburzenie wywołać musi ten cynizm, ten despotyzm moralny którym Napoleon przeszłość naszą zdeptał i poparł gwałt dopełniony na Polsce. W tém leży oczywisty dowód jakie są skutki spuszczania się na cudzą łaskę a nieliczenia na siły własne gdyby Polacy wówczas byli położyli jako rękojmią zawartego z Napoleonem sojuszu, kondycyą sine qua non, przywrócenie Polski inaczéj byłoby to brzmiało i inny byłoby wywarło skutek. Odzyskanie wolności w ten sposób byłoby godnem narodu który miał po za sobą przeszłość i przed sobą ma przyszłość, ale wolność wyproszona, i porzucona nam jak kość żebrakowi ze stołu bogacza, upokarzałoby więcéj i dotkliwiéjby cisnęła wolnego człowieka, jak dzisiaj twarde jarzmo niewoli. Obecnie jeżeli wychodztwo nasze pobiera małe subsydya od Francyi, to nie jest wynagrodzeniem za krew przelaną bo ta zapłaconą być nie może, tylko jest odwetem za przyjęcie emigracyi francuzkiéj w Polsce; może być zresztą iż skłaniają ją jeszcze do téj gościnności wyrachowane kombinacye polityczne, ażeby w razie nadchodzącéj z północy burzy, poruszyć przeciw niéj jeszcze raz Polskę i wstrzymać nawałnicę choćby ona miała zatopić kraj cały.
Francya, Austrya, Turcya, w których interesie leżeć może odbudowanie Polski, mają swe własne interesa które im są bliższe jak nasze, a których one przez sympatyą ku nam niezawodnie że nie poświęcą. Wszelkie odezwy, broszury, chociażby najgienialniéj przedstawiające nieobliczone korzyści jakie wyniknąć mogą dla państwa dającego nam zbrojną pomoc, przy obecnym kierunku polityki są daremne. Dzisiaj te tylko narody które się rządzą zasadą „Dopomagaj sam sobie a Bóg ci dopomoże” najpewniejsze są swego bytu. —
Wyglądanie pomocy i spuszczanie się na obcą łaskę ubliża godności narodu, cofnijmy te ręce które wyciągamy żebrząco a użyjmy ich do pracy, sprzymierzmy się w duchu z moralnością i oświatą, a te nas nie zdradzą, będą nas ulepszać, podnosić nasz byt, i doprowadzą ostatecznie do téj siły i potęgi, że już nie my, ale obce narody o naszą przyjaźń i przymierze starać się będą. Bądźmy tylko wiernymi tym sprzymierzeńcom a zwyciężymy, żadna bowiem siła ziemska nie pokona społeczności, która ma sama w siebie wiarę, a przed sobą cel wyższy. —
Mniemam, że wymieniłem wszystkie ułomności społecznego naszego organizmu i charakteru, których wyleczenie, wyprostowanie powinno wchodzić — według mego zdania — w atrybucyą Towarzystwa moralnych interesów. Jeżeli spółeczność nasza tak słaby dotąd brała udział w czynnościach Towarzystwa, to niewątpliwie ztąd pochodzi że towarzystwo za szczupły założyło sobie program, ale gdy go rozszerzy, i czuwając jak dotąd nad Towarzystwami wstrzemięźliwości, ochronkami etc. założy jeszcze samo w sobie ochronę centralną, w któréj pielęgnować będzie rozumne zasady, wyrabiać jasno pojęcia, prostować drogi, wyszukiwać potrzeby i takowym zaradzać, to jestem przekonany że społeczeństwo nasze widząc tak wzniosy a razem praktyczny cel, przyłączy się do Towarzystwa i dołoży sił aby go osiągnąć.
Towarzystwo Przyjaciół Nauk jest najpoważniejszym u nas przybytkiem oświaty: tu pielęgnowane są nauki we wszystkich swych dziedzinach, zkąd rozchodzą się na wszystkie strony promienie światła, które rozświecając umysły i rozgrzewając serca, trzeźwią rozum, budzą czucie i odsłaniają przed nami wielką przeszłość narodu. Te kilka słów wystarczą do dnia ogólnego rysu, szerszy bowiem opis wychodziłby po za obręb mego założenia, wspomniałem choć krótko aby niepominąć instytucyi która ze wszech miar odpowiada swemu celowi.
Wracając jeszcze do publicznego wychowania wyższego dwa są u nas jego kierunki, humanistyczny i realny, piérwszy ma rozleglejsze do działania pole jak drugi, obadwa atoli prowadzą do jednego celu. Każdy ma z nich dodatne i ujemne strony, które się nawzajem uzupełniają w wychowaniu ogólném. Jest to ważną i na późniejsze wykształcenie wielki wpływ wywierającą rzeczą, ażebyśmy badali zdolności i przymioty umysłowe dzieci, i w odpowiednim uczyli je kierunku, mało dotąd na ten wzgląd zwracaliśmy uwagi, ztąd téż tak wiele doznajemy zawodów, a oświacie tak mało przybywa dobrych pracowników.
Wychowanie publiczne które ma dostarczać spółeczeństwu do każdego zawodu zdatnych ludzi nie zawsze odpowiada swemu zadaniu, ale tu nie jego wina, tylko niestósownego obierania zawodów. Przy obieraniu sobie zawodów, nie obliczamy się najprzód ze swemi zdolnościami i skłonnościami, potém z potrzebami kraju, tylko rzucamy się w te zawody które obecnie popłacają a nie obieramy sobie tych które na przyszłość korzystnemi być mogą, ztąd téż gdy się nagromadzi za wielu ludzi do jednego zawodu, to nie dla wszystkich pomimo ich kwalifikacyi bramy otwarte być mogą. Był u nas czas, iż zdawało się że nie będzie pomieszczenia dla prawników i filologów, a brak był lekarzy; dzisiaj na lekarzach nam nie zbywa, ale filologów i prawników chociaż nie obecnie to w najbliższéj przyszłości — jeżeli prąd nie weźmie innego kierunku — okaże się brak wielki. — W tém jest wina nasza, że nie mamy steru, nie mamy rady, nikt nie troszczy się o potrzeby ogólne, ztąd w zawodach wyłomy któremi wciska się żywioł obcy.
System wychowania publicznego zrywa nić podań, która nas łączy z przodkami i całą naszą przeszłością, a nawiązuje ją do wyobrażeń zupełnie obcych żywiołowi narodowemu przeciwnych. W ten sposób nabyta nauka, zbyt drogo jest okupioną, bo kosztem zamiłowania wszystkiego co jest ojczyste, bo osłabieniem charakteru narodowego, którego cechę pomimo naszéj wiedzy nieznacznie i zwolna zaciera. Zastanawiają się nasi rodacy z innych dzielnic dawnéj Polski, dla czego Xięstwo, któremu nie brak ludzi światłych tak mało z siebie literatów wydaje. Jest to rzeczą całkiem naturalną: jak człowiek niemowlę przywięzuje się do mamki dla tego że ona go wykarmiła swą piersią, i to przywiązanie żywi w sobie do późna, tak samo chłopię, a daléj młodzian, przyzwyczaja się a z czasem i przywięzuje do języka obcego który mu dał światło nauki, i podlega wpływom ducha który w najwraźliwszéj epoce życia opanował jego pojęcia. Duch ten niweczy przyrodzoną miłość ojczystego języka, stoi w sprzeczności z literaturą ojczystą, urąga jéj i rozgaszcza się w jéj dziedzinie. A jednakże ta literatura ma do nas swoje prawa, ona jest ogniwem łączącém nas z pozagrobowemi postaciami przodków, ona jest kapłanką przechowującą w duszy naszéj ogień miłości Ojczyzny, ona jest skarbcem oświaty narodowéj. Ale jakże mała ilość niestety! czerpie z tego skarbca i zaspakaja potrzeby ducha dziełami polskiemi?! gdzie spojrzeć, piętrzą się stosy literatury niemieckiéj lub francuskiéj. A literatura ojczysta odepchnięta a jéj pracownicy bez uznania i poparcia, ciężkie staczają walki na niewdzięczném polu, strzegąc sztandaru, koło którego coraz to więcéj przerzedzają się i tak już szczupłe szeregi. Jestem przygotowany, że znajdą się przeciwnicy, którzy chcąc zbić moje argumenta powiedzą, — w chwilach stanowczych kraju, to miłośnicy literatury francuzkiéj lub niemieckiéj tak dobrze się stawią i biją za jego wolność jak patryoci wykształceni na tradycyi i wzorach narodowych. Zgadzam się na to, i przyznaję im wiele odwagi osobistéj, mniemam jednak że przeciwnicy moi zgodzą się także, iż takie wypadki do wyjątków policzyć należy, potém że tymi naszymi bohaterami całkiem różne kierowały pobudki w pierwszych uczucie honoru, w drugich uczucie miłości Ojczyzny przeważało, skutkiem tychże pobudek uważali pierwsi obronę wolności jako obowiązek mający pewne granice, i czuli się swobodnymi gdy go dopełnili, gdy drudzy poświęcili się dla Ojczyzny bez granic, i pod hasłem, — zwyciężę lub zginę, — wytrwali. A jeżeli przypadkiem kule minęły niektórych i wrócili do kraju, to zwyciężeni nie tak łatwo godzili się z swymi nieprzyjacioły, jak pierwsi, goręcéj niż oni dopominali się o swoje prawa, i stałymi byli pracownikami w dziennych sprawach spółecznych. —
Kreśląc dość cierpki obraz nie miałem na oku osób, tylko zasady, i krzywdę wyrządziłby mi ten ktoby inaczéj sądził. Nietylko mojém ale powszechném jest zdaniem, że dobro kraju polega na jedności i zgodzie, któréj warunkiem jednakże nie ma być ogólne milczenie lub przyklaskiwanie, ale przeciwnie szczere wyznanie zapatrywań i przekonań, otwarte wypowiedzenie prawdy, to wypowiedzenie atoli nie może i nie powinno szorstkością zrażać i draźnić namiętności, tylko wywodami i zasadami przekonywać i jednać, a miłością łączyć[5]. Ażeby uzasadnić powyższe moje dedukcye z których ten wyprowadziłem wniosek, że wychowanie na tle obcém zaciera zwolna cechy narodowe, a wychowanie na podstawie ojczystéj wzmacnia je i uwybitnia, nie miałem innego sposobu, jak postawić przed oczyma obok siebie skutki, których przyczyny leżą w tych dwóch systemach wychowania. —
Przebiegając pierwszą część założonego programu, starałem się wedle możności nie pominąć żadnego szczegółu, któryby mógł dać pogląd na wychowanie publiczne w szczególe, a na oświatę powszechną w ogóle, bądź to z dodatnéj bądź to z ujemnéj strony. A teraz z całym zasobem nazbieranego po drodze materyału stanąwszy u kresu, odpowiadam na pytanie: »czy sposób w jaki oświatę spółeczeństwu naszemu podajemy jest właściwy?» Jeżeli pozbieramy głosy które mówią za lub przeciw — według przytoczonych faktów — to teraźniejszy sposób szerzenia oświaty absolutną przepadnie większością. Że téj niewłaściwości nie w czém inném szukać należy tylko w systemie z góry narzuconym, temu nikt przeczyć nie może. Zmienić ten system nie w naszéj jest mocy, ale od nas należy usunąć wpływ jego szkodliwy, ćwiczeniem dzieci w języku ojczystym po za szkołą, i działaniem na ich wyobraźnią przez stawianie szczytnych wzorów naszéj przeszłosci: — potém możemy złagodzić ten system, wytrwałem dopominaniem się u rządu o wykład w języku polskim w szkołach elementarnych, i przynajmniéj w niższych trzech klassach gymnazyów humanistycznych. Te są oto jedyne środki, któremi oświacie naszéj możemy nadać podstawę narodową, na któréj się opierając stanie się powszechną i cel swój osiągnie.
Praca. Ustaliło się powszechnie u nas mniemanie, i przyjęte zostało za zasadę, że oświata i praca są podstawą bytu narodów. Podzielałem i ja to zdanie aż do niedawnego czasu i tutaj je nawet na samym wstępie jako zasadnicze wypowiedziałem, nie zmieniłem go aż dotąd raz dla tego że nie nadwerężało ono toku rzeczy, potém że nie chciałem zaczynać od psucia przyjętego zwyczajem porządku przez nagłą reformę, który sam przez się, prawem ewolucyi wyobrażeń i pojęć zmienić się musi. Poglądając na ruch pracy który od niejakiego czasu zwiększać się zaczął, i na byt nasz materyalny który pomimo to w niczém się nie polepszył, musiałem przyjść do przekonania, że praca nasza jest nieprodukcyjna, a zatém jako taka nie ona lecz bogactwo narodowe jest podstawą bytu. Paca tak się ma do bogactwa narodowego jak nauka do oświaty, ona jest tylko czynnikiem, nie może przeto być postawioną obok oświaty która jest skutkiem, tylko na jéj miejscu stanąć musi równie skutek pracy, a tém jest bogactwo narodowe. A zatém nie oświata i praca, ale oświata i bogactwo narodowe są podstawą bytu. Mając teraz rzeczywisty cel przed sobą, i widząc prowadząće ku niemu środki, jestem w możności wykazania czy te środki bywają u nas użyte, i czy właściwie bywają zastosowane. Lubo cel uwydatnia się powszechnie przy końcu wykładu rzeczy, to ja jednakże tym razem zrobię wyjątek i postawię go na samym czele, ażeby czytelnik mając go zawsze przed oczyma miał ułatwiony sąd, czy drogi jakie ja ku niemu wskazuję są proste.
Bogactwo narodowe jest zbiorem bogactw należących do pojedynczych członków społeczeństwa, a że każde bogactwo pojedyncze o tyle tylko może się zwiększać lub zmniejszać o ile człowiek posiada zdolności do pracy i tworzenia kapitałów, i o ile ma prawa do ziemi którą zamieszkuje, ztąd téż prosty wypływa wniosek że każde społeczeństwo o tyle tylko bogatém być może, o ile jest uzdolnioném do pracy, do tworzenia kapitałów, i o ile rozciąga się jego prawo do posiadania ziemi; czyli bogactwo to, jest zależném od źródeł dochodów których społeczeństwo jest właścicielem.
Zwiększanie się lub zmniejszanie summy tych bogactw, oddziaływa na podnoszenie się lub upadanie dobrobytu. Główném źródłem zasilającém bogactwo narodowe jest produkcya, któréj czynnikami są ludność czyli praca, ziemia, kapitał. Równowaga tych podstaw jest głównym warunkiem bogactwa narodowego. Ludność musi stać w ścisłym i wzajemnym stosunku z ziemią i kapitałem, żądając ona żywności i zaspokojenia potrzeb, powinna swą pracą i przemysłem wspierać produkcyjne siły, a przez to zwiększać dochody. Ziemia ażeby była podstawą bogactwa narodowego, powinna być przedewszystkiém w posiadaniu tego społeczeństwa które do takowego bogactwa prawa swe rości, powinna być poruszaną stosownymi kapitałami, obrabianą odpowiednią ilością rąk, i doprowadzoną do najwyższéj rodzajności stopnia. Kapitały ażeby zwiększały bogactwo narodowe, powinni się reprodukować to jest powinny być użyte do przedsięwzięć płodnych przynoszących podwyższające dochód procenta, powinny podawać ludności krajowéj sposobność do pracy i zarobku, które są głównym warunkiem utrzymania ludności w kraju i rozwinięcia jéj użyteczności. —
Praca jako główny czynnik produkcyi. W jakimkolwiek bądź położeniu choćby najwięcéj obfitującém w dary przyrody, pierwszym zawsze warunkiem do zaspokojenia niemi potrzeb jest dołożenie starań dla ich nabycia i użycia, czyli praca. Lubo wielkiego znaczenia są dary przyrody, to jednakże jak wiemy z własnego doświadczenia, niczém są one dla narodów w porównaniu z tém, co takowe mogą czerpać z własnych usposobień i zdolności do pracy. Nie powodzenia, nie ułatwienia pracy, lecz przeszkody i znoje karmią i potęgują energię fizyczną i duchową. Widzieliśmy ludzi którzy z tłomoczkami przyszli do nas z obcych krajów, a dzisiaj porozsiadali się szeroko i zakorzenili głęboko, — przez co przyszli do bogactwa? — przez pracę; — a co pozbawiło bogactwa ich poprzedników? brak pracy. Siłą potęgującą pracę jest energia, ale nie chwilowa tylko wytrwała, regularna, wprowadzona w zwyczaj. Nie można powiedzieć abyśmy mieli być pozbawieni energii, posiadamy ją, tylko że nie ciągłotrwałą ale przemijającą jak błyskawica. U innych narodów jak u Anglików u Niemców uzdolnienie do ciągłéj pracy jest cechą ich charakteru. Oni wtenczas tylko żyją kiedy pracują, praca jest dla nich przedmurzem które ich broni od nudów, gdzie mało zabawy a wiele pracy rokującéj produkcyą tam im właśnie wesoło i miło. Nasz temperament w odwrotnym stawia nas do pracy stosunku, praca nas nuży a jeszcze prędzéj nudzi, pracy zawsze mamy za wiele a uciech życia za mało. Przy takiém usposobieniu to emulacya nader utrudniona a zwycięztwo niemożebne. Jak z dwóch drzewek stojących blizko siebie, to które będzie lepiéj pielęgnowane odbierze drugiemu powoli soki, przytłumi je nieznacznie swym cieniem i odbierze mu życie, tak samo i praca, umiejętna, biegła i wytrwała, zapuszczając coraz daléj swe zagony, odnieść musi ostatecznie zwycięztwo nad pracą doraźną i niepłodną.
Praca narodowa ma trzy działy:
pierwszy, który płodów surowych dostarcza, tj. rólnictwo,
drugi, który te płody przerabia, tj. fabryki i rzemiosła,
trzeci, trudni się dla zysku nabywaniem i dostarczaniem bądź surowych bądź téż przerabianych płodów, a ten nazywa się handel.
Rolnictwo zaczęło się u nas od pewnego czasu podnosić, ale tylko w posiadłościach większych, w gospodarstwach włościańskich małe zrobiło dotąd postępy, w ogóle nie stoi ono jeszcze w tym stopniu na jakim w kraju wyłącznie rolniczym stać powinno. Towarzystwa rolnicze coraz to szerzéj się rozgałęziają, i dobry niezaprzeczenie wywierają wpływ na podniesienie rolnictwa. Czy praca nasza około roli jest płodną poniżéj będzie o tem mowa.
Fabryki i rzemiosła. W pierwszym rzędzie stoją fabryki zatrudniające większą ilość robotników, które sprowadzają materyał surowy i tutaj go przerabiają na machiny, narzędzia rolnicze i przemysłowe; liczba tych nie przechodzi po za jedności. W drugim rzędzie stoją fabryki przerabiające surowe płody rolnicze jak gorzelnie, młyny parowe, olearnie. Rzemiosła przerabiają i zdatnymi do użycia czynią surowe płody jak przez rolnictwo wyprodukowane. W większych miastach lepsze mają one powodzonie jak w mniejszych, gdzie im trudno wytrzymać konkurencyą; przychodzą im w pomoc Towarzystwa pożyczkowe ułatwiające kredyt, Towarzystwa rzemieślnicze które je oświecają i zachęcają do wytrwałego doskonalenia się. Szkółki niedzielne czeladzi; gdzie bywają udzielane nauki dla rzemieślnika niezbędne. O płodności téj pracy wspomnę późniéj.
Handel daje rolnictwu jako i rzemiosłom odbyt na ich płody, a biorąc od nich przedmioty do zaspokojenia potrzeb własnych konieczne, dostarcza im nawzajem rozmaitych akwizytów. Wsparty na zamianie utrzymuje on tak rolnictwo jako i rzemiosła w właściwych obrębach zobopólnych ich zatrudnień, a ułatwiając im odbyt na płody własnéj pracy, oszczędza im tych zabiegów tego starania które istotę zatrudnień jego stanowią i pozwala im temsamem oddać się wyłącznie i bez przerwy swoim zajęciom i pracom. Handel ma dwie główne gałęzie: hurtową i cząstkową, a potem dzieli się jeszcze na wewnętrzny, zewnętrzny i przewozowy. Handel hurtowy bywa w punktach centrowych, u nas jest tylko cząstkowy. Handel przewozowy wyprowadza z kongresówki i Rossyi przez nasze Księstwo zboże, wełnę, skóry itd. a dostarcza tam dotąd, rozmaite towary, wina, narzędzia rolnicze itd. Handel wewnętrzny załatwia rozmaite miejscowe potrzeby, a zewnętrzny wywozi od nas zboże i rozmaite surowe płody, a dostarcza w zamian wszelkich towarów. O ile praca naszego handlu przyczynia się do produkcyi podnoszącéj bogactwo krajowe, wyjaśnię na swojem miejscu.
Dla ułatwienia poglądu i wyrobienia zdrowego sądu o ile raca tych trzech działów pomnaża bogactwa narodowe, dzielę pracę według zasad ekonomii politycznéj na produkcyjną i nieprodukcyjną. Praca produkcyjna jest to połączenie działania przyrody i pracy w celu wydobycia wartości. Wartość ta może być materyalna i moralna. Wartość materyalna mieści się w nagromadzonych bogactwach, wartość moralna jest to użyteczność nadana ludziom i przedmiotem przez siły umysłu i pracę. Prace te nie posiadające tych cech należą do rzędu prac nieprodukcyjnych.[6]
Produkcya stoi w ścisłym związku z konsumpcyą. Wartość produktu powinna być w ten sposób zużytą ażeby się w innéj postaci odradzała; to właśnie odradzanie, to wydawanie nowych wartości przez zużycie dawniéj wydanych które się zowie produkcyą płodną czyli reprodukcyą, jest źródłem tworzenia się kapitałów; konsumpcya atoli która tak dalece niweczy wartość produktu że po sobie żadnéj równowartości nie zostawia jest konsumpcyą niepłodną. I tak n. p. jeżeli gospodarzowi zgnije zboże na polu lub zmarzną ziemniaki, jeżeli kupcowi zleży się lub zepsuje jego towar, jeżeli rzemieślnik przez nieumiejętność lub niedbalstwo zniszczy jaki materyał, jeżeli budowniczy wystawi budynek który nie może się oprzeć pierwszemu wiatrowi i runie, jeżeli kto w obcych krajach traci produkcyą krajową, — to wszystkie te wypadki należą do kategoryi konsumpcyi niepłodnéj. Z tego co powiedziałem ten wypływa wniosek, że konsumpcya niepłodna marnuje kapitał i wstrzymuje produkcyą.
Kapitał jest to nagromadzenie produktów jakiéjkolwiek bądź wartości zdatnych do użycia lub do zamiany. Dzisiaj jest on czynnikiem téj saméj natury co i praca, pierwiastkowo był on jednak tylko produktem pracy i z niéj bierze swój początek, z czasem dopiero wzmagał się, kiedy po opędzeniu potrzeb produkcyi zostawały się zapasy które się reprodukując tworzyły nowe kapitały. Kapitał jest rezultatem oszczędności, zwiększa się potęgowaniem sił produkcyjnych, wtenczas tylko, jeżeli do produkcyi płodnéj są użyte.[7] A gdy massa kapitałów narodowych do tego doprowadzi stopnia, iż rolnictwo, fabryki, rzemiosła i handel zakwitną, wtenczas wolno jest społeczeństwu użyć pewną cząstkę kapitałów na zbytek, a to dla stworzenia sztuk i utrzymywania równowagi produkcyi w rzemiosłach i handlu.
Tu od tego punktu zaczyna się dopiero czyste bogactwo narodowe, którego roczny przychód zwiększa się lub zmniejsza w miarę potęgującéj się produkcyi narodowéj. Powiększenie tych bogactw które są podstawą bytu jest najważniejszem zadaniem gospodarstwa narodowego.
Mając teraz — według zasad ekonomii politycznéj — w głównych punktach oznaczony proces, jaki gospodarstwo narodowe odbywać musi, aby utrzymać regularny ruch wszystkich kół i kółek, z których każde ma swe przeznaczenie, a wszystkie razem gdy są w biegu tworzą tę harmonię, tak konieczną do wewnętrznego porządku, który całemu organizmowi nadaje pewny chód, energią i siłę, odbijającą się na zewnątrz w całéj spółeczeństwa postaci, — wracam się napowrót, ażeby odbyć przegląd naszych kół i sprężyn, czy nie zbyt uległy zniszczeniu i czy nie potrzebują naprawy.
Gospodarstwo wiejskie. Zewnętrzna strona gospodarstw naszych wiejskich wcale nieźle przedstawia się oku; dzisiaj nieraziłaby ona jak owemi czasy gdy Kinkel kraj nasz zwiedzał. Stara to piosnka i my lubimy powtarzać za drugimi, że bardzo źle było u nas owemi czasy, a pochwalamy siebie, że wielkie zrobilismy postępy, nie wchodząc w rzecz głębiéj, że te postępy drogo są opłacone. Jeżeli cofniemy się o 50 lat w tył, — który to przeciąg czasu w takim stoi stosunku do życia narodów jak pół roku do życia człowieka, a zatem jest krótki, — i nie będziemy patrzeli na pojedyńcze gospodarstwa, tylko na ogół, to bezsprzecznie przyznać będziemy musieli, że gospodarstwo narodowe było owemi czasy trzy razy tak bogate jak dzisiaj. Były bory, były wsie choć nie wymurowane, ale czyste bez długu, a w każdéj wsi posiedziciel Polak. Dzisiaj ani śladu gdzie były bory, na ich miejscach stoją tu i owdzie folwarki, z których dochód ma reprezentować procent od kapitału jaki leżał w boru. Ależ ta ziemia zawsze tworzyła kapitał własny, a bór kapitał osobny. Gdzieś się podziały te kapitały za bory? — Przychodziły na kraj rozmaite klęski, odpowiadamy. Sąd atoli bezstronny wie o tem, że klęski te były skutkiem nietylko zewnętrznych ale i wewnętrznych przyczyn, i że klęski te mniejszą część zniszczyły tych kapitałów, a większą pochłonął zbytek i nierząd. Posiadłości ziemskie były wówczas czyste, dzisiaj są długami obciążone, obawiając się wyrzutów sumienia, nie zdajemy z pożyczonych sum nawet samym sobie rachunku i odwołujemy się na swą obronę do prawa własności. To prawo jednakże nie zasłoni nas od odpowiedzialności przed Bogiem i przed potomnością minister Peel powiedział: „bogaci są odpowiedzialnymi moralnie za użycie swego mienia.” — W ciągu tych kilkudziesięciu lat przeszło około 400 posiadłości większych i tyleż mniejszych w ręce obce. Przyczyna tego nieszczęścia leży w tem, że pracą pogardzano: że produkcya była niepłodna,[8] i że konsumpcya była niepłodna. Produkcya nie mogła być płodną, jeżeli nie miała dostatecznego kapitału do reprodukcyi, a nawet i wtenczas gdy miała kapitał, jeżeli tenże został użyty na przedsiewzięcia, które nie wracały włożonéj w nie wartości, czyli gdy zamiast wydobycia produktów, produkowały stratę. Konsumpcya musiała być dla nas niepłodną, jeżeli odbywała się w krajach obcych i one bogaciła produktami ziemi naszéj i pracy, potem jeżeli zbytecznie protegowała tę gałęź produkcyi, która nie mogła być inaczéj skonsumowaną jak w nieprodukcyjny sposób, n. p. wina, rozmaite łakocie, drogocenne sprzęty, ubiory itd.[9] Zastanówmy się teraz, dla czego produkcya nie miała dosyć kapitału do reprodukcyi? mniemam, że przyczyny niedaleko szukać będziemy, ona sama w nas się odzywa, jest to brak oszczędności i konsumpcya niepłodna. Jak praca jest czynnikiem produkcyi, tak oszczędność jest czynnikiem kapitału. Mała produkcya może przez oszczędność tworzyć kapitał, a reprodukując produkcyą nowy znowu wydobywać i w ten sposób wzrastać coraz daléj do najwyższéj potęgi; gdy tymczasem wielka produkcya bez oszczędności, nie może zebrać koniecznego do reprodukcyi kapitału i musi runąć. — Dowodzić tego byłoby rzeczą zbyteczną, przykłady bowiem na których nam nie zbywa przekonywają nas o tem. „Brak ducha oszczędności pochodzi albo z nieoględności,” — pisze J. S. Mill, — „albo też z obojętności naszéj na los innych. Nieoględność pochodzi z przyczyn tak umysłowych jak i moralnych. Jednostki i spółeczeństwa stojące na nizkim stopniu rozwoju umysłowego, zawsze są nieoględne. Zdaje się, iż pewna miara ukształcenia jest nam potrzebna, aby rzeczy dalekie, a tem bardziéj przyszłe, uobecnić w swéj wyobraźni.” J. B. Say w ten sposób skutki nieoszczędności przedstawia: „Zaoszczędzanie w rozmaitych okolicznościach rozmaite miewa znaczenie i wagę; i tak dla talentu bywa ono częstokroć warunkiem rozwoju lub zmarnowania tego daru natury, albowiem rozrzutność ludzi utalentowanych odbiera im częstokroć możność wyboru działania i zmusza do pracy wprost do przeciwnéj rozwojowi ich talentu.” Wilhelm Roscher tak charakteryzuje społeczeństwo opanowane przez zbytek: „U narodów upadających przybiera zbytek nierozumny i odrażający charakter, chuć użycia staje się celem życia, zniewieściałość i przesyt zastępuje miejsce przyrodzonéj czerstwości i przyjemności życia.”
O ile to scharakteryzowanie społeczeństw pozbawionych ducha oszczędności a opanowanych przez zbytek do siebie zastosować możemy, a w razie zastosowania, czy nam korzyści i zaszczyt, czy też stratę i upokorzenie przynosi, zostawiam to sądowi czytelnika. Co do mego osobistego zdania to wyznać muszę, że sensualizm ujarzmił oszczędność, głęboko zapuścił swe sieci i wyławia z nas resztę co jeszcze z abnegacyi zostało; nikt niczego odmówić sobie nie może, choćby to nietylko ekonomicznym, ale nawet i narodowym sprzeciwiało się zasadom. O kapitał obrotowy dla nadania produkcyi większéj siły i płodności nie troszczymy się, bo jeżeli go zabraknie to zastąpi go kredyt. I tak korzystając z kredytu obciążyliśmy majątki nasamprzód do połowy, potém po za tę połowę, a dzisiaj żądamy jeszcze większych pożyczek, regulując je do wysokości cen ziemi. Jednakże ceny te, wywołane zbiegiem okoliczności handlowych są tylko iluzyjne i procentu od téj wartości, jaką my do ziemi naszéj przywiązujemy, nigdy nie zbieramy; ztąd też łatwo może się wydarzyć, że gdy dochód nie wystarczy dla opłacenia prowizyi, nowy dług zaciągnąć przyjdzie, który wzrastając od roku do roku, wyrównać może z czasem — jak się to już wielokroć zdarzało — wartości całego majątku. R. Peel wyrzekł: „Kredyt jest to oręż obosieczny: pożyteczny dla społeczeństw myślących, zgubny dla krajów takich, które zalega brak myśli.” — Słowa te przypominają wiele praktyk i u nas, gdzie kredyt lekkomyślnie użyty przyspieszył ruinę; wielu bowiem — mianowicie w klassie gospodarzy włościańskich — dotąd jeszcze mniema, że kredyt jest rozszerzenie kapitału, a nie pojmuje tego, że kredyt jest tylko zezwolenie na użycie cudzego kapitału za opłatą pewnego procentu, i że rzetelność jest pierwszym warunkiem kredytu. Wzrastające długi tak nas już wysadzają na sam wierzch naszych posiadłości, że pierwsze wstrząśnienie lub burza zrujnować nas może. Nie mówię o wyjątkach, bo te jak wszędzie tak i między nami się znajdują, tylko mówię o ogóle. Zwątpieniu jednakże się nie poddawajmy, ocalenie w naszem spoczywa ręku; pracujmy produkcyjnie, produkujmy reprodukcyjnie, konsumujmy produkcyjnie, a tym czym byliśmy jeszcze będziemy.
Fabryki, rzemiosła, handel. Fabryki większe narzędzi i machin rolniczych, sprowadzają materyały surowe, i przez przerabianie nadają im o wiele większą jak miały wartość, zatrudniają wielu urzędników, rzemieślników i robotników, produkują reprodukcyjnie, konsumują produkcyjnie, dają utrzymanie ludziom zatrudnionym przy produkcyi czyli producentom, puszczają pieniądz w obieg krajowy, a tem samem dokładają grosz do bogactwa narodowego. Życzyćby należało ażeby w ogóle liczba fabryk u nas się powiększyła, n. p. fabryka sukna, ażebyśmy wełnę drożéj sprzedawali a wyroby taniéj kupowali. Fabryki wiejskie jak gorzelnie o tyle przyczyniają się do podniesienia produkcyi, że rozbudzają urodzajność ziemi.
Rzemiosła nie można powiedzieć ażeby były w kwitnącym stanie, nie widać téj zamożności, która dawniéj była cechą klassy rzemieślniczéj, mają do walczenia z konkurencyą obcą, która się coraz głębiéj wciska we wszystkie gałęzie przemysłu. Rzemiosła nie dosyć doznają przychylności od publiczności własnéj, która im żadnych nie przebacza uchybień i zamiast wpływania na ich ulepszenie i wspierania, opuszcza je i udaje się do obcych, dla których nie jest tak surową. Nie wiem jak to pogodzić z miłością bratnią, którą zawsze mamy w słowie, ale nie zawsze niestety! w czynie. — Przypatrzymy się żydom i bierzmy z nich przykład: żyd tylko żyda wspiera, i ta łączność i zgoda postawiła ich na tym stopniu materyalnéj potęgi, na którym pomimo prześladowań utrzymać się potrafili (nie myślę przez to ujemnych stron charakteru żydów podnosić), mówię tylko o łączności i wzajemnem się wspieraniu. Ludność jest — jak już wyżéj powiedziałem — jednym z głównych czynników bogactwa narodowego, bez ludności narodu być nie może, należy ją przeto wspierać we wszystkich sferach: z chrześcijańskich, narodowych i ekonomicznych pobudek.
Handel wymieniłem już powyżéj na jakie dzieli się u nas odnogi, — handel dostarcza materyałów i narzędzi dla rolnictwa i rzemiósł, i ułatwia pod tym względem zaspokojenie rzeczywistych naszych potrzeb, — handel dogadzając indywidualnym żądaniom, dostarcza nam strojów i pokarmów dla wszystkich wymysłów wyrafinowanego, a prozaicznego zbytku. Nie mając własnych fabryk wyrobów wełnianych i jedwabnych, jesteśmy wskazani na konsumowanie produktów obcych, przez co wspieramy bogactwo innych narodów, a własne ubożymy, towarów tych dostarcza nam handel, albo téż sami po nie za granicę wyjeżdżamy. Handel z taką samą a może i większą konkurencyą ma do walczenia jak rzemiosło, z téj też przyczyny rozwinąć się nie może, w większych miastach mocniéj się trzyma jak w mniéjszych. Jedną z przyczyn słabego rozwoju handlu jak wszędzie tak i tutaj są fałszywe pojęcia w obec których handel i przemysł nie przedstawiają się w rzeczywistem swem znaczeniu, jako dział pracy wspierający bogactwo narodowe, a zatem równie zacny jak i rolnictwo, ale nikną w osobistych widokach, i są tylko uważane jako źródło z którego płynie majątek, jakiego dorobiwszy się kupcy porzucają swoje zawody, i kupują sobie posiadłości ziemskie, lub udają się na spoczynek. Rzadko kiedy utrzymują się te posiadłości przez dłuższy czas w niedoświadczonem ręku, a jeżeli się utrzymują to bogactwa narodowego nie przysparzają albowiem nie są produkcyjne, gdy tymczasem, jeżeliby wartości tych posiadłości pozostały były w rzemiosłach lub handlu, byłyby w możności zatrudnienia wielu rąk, przyczyniłyby się do rozwoju pracy i stawiłyby opór konkurencyi obcéj. Handel jak i rzemiosła oparte są po większéj części na kredycie.
Zamożność ludności naszéj w miastach i miasteczkach, w opłakańszym o wiele znajduje się stanie, jak ludności zamieszkałéj po wsiach. Dawniejsi posiedziciele wykupieni[10] z rynków i celniejszych ulic, porozchodzili się po większych miastach i wsiach i wsiąkli w żywioł swojski a po części i obcy bez żadnego śladu, a miejsca ich zajęła ludność obca. Tylko w mniejszych uliczkach i na przedmieściach trzymają się jeszcze nasi pogrążeni w moralnéj i materyalnéj nędzy. Ludność ta słabo się rozrasta. — Według rządowéj statystyki przybyło ludności polskiéj w r. 1868 pół procentu, co w czasach pokoju i ogólnego zdrowia jest bardzo mało; w innych albowiem krajach przyrasta od 5—10%. Słabego tego przyrostu główną jest przyczyną, że wiele dzieci klassy wyrobnicznéj miejskiéj i wiejskiéj z nędzy wymiera.
W pierwszéj części mówiłem o potrzebie oświaty dla ludu. Pod ludem rozumiałem całe społeczeństwo w ogóle a w szczególe klassę najwięcéj potrzebującą oświaty, a tą jest klassa wyrobnicza i służebna wiejska.
Każdy człowiek lepszy, wypełnia téż lepiéj swoje obowiązki jak gorszy. Ażeby człowiek mógł być lepszym, powinien w miarę swego stanu być oświeconym, a ażeby mógł być oświeconym, powinien mieć wprzód ulepszony byt materyalny o tyle, ażeby miał jakiś zapas i nie troszczył się o jutro. Dziecko nie będzie mogło uczyć się w szkole jeżeli przyjdzie do niéj głodne, bo głodnemu chleb na myśli, ojciec jego nie będzie czytał albo słuchał przyjaciela ludu, lub książki z biblioteki ludowéj, choćby w niéj najszczytniejsze były zawarte prawdy moralne, jeżeli go gniecie nędza; a obawa i troska o utrzymanie własnego, żony i dzieci życia, cały jego umysł zajmuje. Jednem słowem chcąc ulepszać przez oświatę klassę roboczą ludu, trzeba ją do tego przysposobić przez polepszenie bytu jéj materyalnego, i pouczanie jéj zarazem zwolna w sposób dla niéj przystępny, i to jest jednem z głównych naszych zadań.
W śród bytu rozmaitych potrzeb i to potrzeb pilnych i ważnych, a stosunkowo słabych środków naszych, byłoby błędem podejmować wszystkie sprawy na raz, podniosłszy je bowiem bez odpowiednich sił, a nie mogąc im podołać narazilibyśmy je na upadek którego złe skutki obliczyć się nie dadzą. Należy nam zatém wybierać z ważnych spraw najważniejsze, najżywotniejsze, i te przyprowadzać z wolna a dojrzale obmyślonemu środki, aby ich nie wystawić na szwank lub uszczerbek. —
Z spraw będących w biegu i obecnie poruszonych, widzę gorąco popieraną przez niektóre dzienniki polskie, sprawę założenia stałego teatru narodowego w Poznaniu. Mniemam iż mając w żywéj pamięci co dopiero skreślony stan spółeczeństwa naszego, bez namysłu odgadnie czytelnik, że ja téj sprawie jestem przeciwny, i przeciwny być powinienem, bo mi to moje widzenie rzeczy dyktuje. Powody jakie mówią przeciw założeniu stałego teatru narodowego w Poznaniu są: 1mo Nadwątlony a może i więcéj jak nadwątlony stan nasz materyalny, który nam niepozwala wdawać się w podobne przedsiewzięcia jak teatr. — Cobyśmy powiedzieli o człowieku, który straciwszy znaczną część swego mienia a resztę zadłużywszy, zamiast pracować, bawił się dla podniesienia swego animuszu w teatr lub w kapellę? nazwalibyśmy go lekkomyślnym. 2do Obciążenie długami wszystkich z małymi wyjątkami majątków. A zatém jeśli należymy do rzędu społeczeństw myślących, i rozumiemy co to jest kredyt, i wiemy że pożyczany kapitał powinien się reprodukować czy to w rolnictwie, czy to w rzemiosłach lub handlu, to niewolno nam go nieprodukcyjnie konsumować przez teatr, zwłaszcza że teatr wiele innych jeszcze nieprodukcyjnych konsumpcyi za sobą pociąga. 3tio Że mamy wiele spraw pilniejszych, żywotniejszych a których nie rozpoczynamy dla braku sił moralnych i materyalnych, a które to sprawy zbutwieją i nie doczekają się podjęcia, jeżeli umysły zaprzątać będziemy teatrem i rozmaitymi projektami nie stojącemi w żadnym związku z zapewnieniem nam bytu na naszéj ziemi, t. j. z tém o co nam głownie chodzić powinno. 4to Że projekt budowania teatru narodowego podnoszony przez pisma do apoteozy, przygłusza w umyśle społeczeństwa myśl, która go głównie zajmować powinna, że praca, praca, i praca, jedyném jest naszém zbawieniem.
Wiemy że społeczeństwo wierzy ślepo w to, co mu jego przedownicy podają, a wierzy w to tém skwapliwiéj, jeżeli to nie natęża sił jego, jeżeli to folguje jego temperamentowi i przyjmuje bez namysłu, jeżeli to ma być jeszcze dźwignią ducha narodowego. Podniesienie ducha narodowego, jest to myśl wzniosła, patryotyczna, nie przez teatr atoli ona się przeprowadza: teatr w najpomyślniejszym razie, budzi gorączkowe uniesienie, wywołuje entuzyazm który się pali szybko jak fajerwerk, i kończy grzmotem oklasków, są to porywy chwilowe, za poziome dla ducha narodowego. Jakim pierwiastkiem uczucie jakie żyje, takim téż tylko podsycane być może. Duch narodowy nie z desek teatralnych wziął swój żywot, ale duch ten ma Boski początek. Ojczyzna jego po za granicami ziemskiego świata, z świętych prawd przedwiecznych bierze on swe tchnienie i niemi krzepie swe życie, spuszcza się na padół ziemski i zamieszkuje w tych tylko duszach, które tych prawd są przybytkiem. Zajrzyjmy do historyi a ta nasz nauczy, że teatr nie utrzymał ducha narodowego w żadnym narodzie, jeżeli tenże zerwał z cnotami a złączył się z żądzami, które zatruwały i przytłumiały ducha narodowego. Przyznaję, że w pewnych chwilach życia narodu, n. p. przed wojennymi wypadkami, teatr może zentuzyazmować ducha jeżeli tenże jest w narodzie, ale jeżeli go nie masz to i wtenczas go nie obudzi: nam przecież nie o zentuzyazmowanie ducha ale o nadanie mu siły i energii chodzić powinno, a tych przymiotów teatr w nas nie wydoskonali. Teatr ma inne zalety to jednakże nie są tego znaczenia, ażeby dla ich uwzględnienia stawiać teatr na czele i poświęcać kwestye żywotne. Wszędzie gdzie tylko budowa społeczna systematycznie była przeprowadzoną, tam teatr zamykał szereg instytutów oświaty, a jak daleko nam do ukończenia téj budowy, z przedstawionego obrazu mogliśmy się przekonać. Ducha narodowego podnosi przedewszystkiém miłość i poświęcenie.[11]
Jak gmach należący do rodziny pozbawionéj swego naczelnika, gwałtownemi burzami w posadach wstrząśniony, rysować się musi, słabnąć w swém wiązaniu a ostatecznie runąć, tak samo ciężka jest dola społeczeństwa, jeżeli ono zostaje w długiéj niewoli a nie ma własnéj organizacyi, któraby radziła o jego potrzebach. Jest prawdą oczywistą, że tam gdzie nie masz organizacyi, tam musi być anarchia która jest matką rostroju przyspieszającego rozkład całego organizmu. Mamy wprawdzie Towarzystwa wspierające niektóre gałęzie interesów naszych materyalnych, ale mało troszczyliśmy się dotąd o interesa nasze moralne, które są duszą społeczeństwa, nie mamy organizacyi któraby kierowała naszemi sprawami i radziła o naszych potrzebach ogólnych, któraby ostatecznie wyrobiła rozsądną i dojrzałą opinią. Sprawy nasze spółeczne bez stałéj a regularnéj straży, któréj czujność zapobiegałaby nadchodzącym potrzebom, bez steru którego umiejętne kierownictwo prowadziłoby je prosto do zamierzonego celu, zostawione tylko przypadkowi i doraźnym ochotników popędom, nie mogą mieć tego kierunku jaki im tylko ręka wprawna, pogląd daleko sięgający, i głowa obeznana ze stosunkami nadać jest w stanie; — widzimy że oświacie nie towarzyszą te okoliczności, wśród którychby ona upragnione a zbawienne dla społeczeństwa sprowadzić mogła skutki; — widzimy że pracy nie wzmacniają warunki, bez jakich ona ani płodną, ani téż pomnażającą bogactwo narodowe być nie może. Mając przed oczyma dotychczasowego postępowania skutki, których główną przyczyną jest pomijanie środków, a chwytanie się pół środków, nie możemy według wskazówek zdrowego rozsądku, posługiwać się nadal półśrodkami, które zwiększyć tylko mogą nasze już i tak wielkie potrzeby, ale powinniśmy stanowczo użyć wypróbowanych już przez inne społeczeństwa środków.
Jeżeli miłujemy naszą narodowość i pragniemy rzeczywiście dobra naszego społeczeństwa, to nie wzdragajmy się nadać sprawom naszym stałych podstaw i zaprowadzić w nich pewien porządek. Głównym warunkiem tego porządku są zdrowe zasady, bo te są podstawą organizacyi, organizacya zaś jest podstawą siły, a siła jest podstawą życia całego organizmu społecznego. Tylko na tych podstawach oparte sprawy, mogą stać niewzruszenie, silnie, i służyć za podstawy dalszym sprawom jakie późniejsze wywołają potrzeby.
Jeżeli pojmujemy teraz i wiemy czego naszemu społeczeństwu potrzeba, byłoby ciężkim grzechem gdybyśmy dłużéj jeszcze losy jego powierzać mieli nawie bez steru, patrzeć obojętnie na jéj niebezpieczeństwo, i z założonemi rękami wyczekiwać jak wstrząsana burzliwemi wyobrażeniami, miotana niedojrzałemi pojęciami, pęknie ostatecznie wpędzona na płytkie mielizny. Ster ten ująć czas wielki, każda godzina, każdy dzień, na tak ogromnym obszarze pracy niepowetowane pociąga za sobą straty, — i jeżeli przywięzujemy rzeczywistą wartość do angielskiéj sentencyi — która nam przez publicystów naszych wielokrotnie jako rozumna była zaleconą — że czas jest pieniądz, to zastosujmyż ją w praktyce w obecnym przypadku, bo tutaj czas więcéj znaczy jak pieniądz, więcéj znaczy jak wszystko, bo tu z czasem, uchodzi życie nasze narodowe. —
Kwestya ta jakkolwiek nagląca, z ważnych najważniejsza wymaga jednakże namysłu i rozwagi, zwłaszcza że do ujęcia steru w obecnych stosunkach, potrzeba rąk energicznych i doświadczonych. Ale i tych mamy dosyć, aby tylko była zgoda, jedność i zobopólne zaufanie. Zechciejmy tylko poszukać ludzi między naszą arystokracyą rozumu i serca, a znajdziemy tam obywateli wypróbowanéj dla kraju gorliwości, obeznanych z interesami, w ich ręce złóżmy ster, a oni niechaj zasady nasze na rzeczywistą wprowadzą drogę, sprawami kierują, o potrzebach pamiętają: my zaś wypełniajmy sumiennie nasze powinności, wytrwajmy w naszych postanowieniach, zaofiarujmy się szczerze poślubionym zasadom, a te podsycać będą nasze siły, podnosić moralne i materyalne znaczenie, które piętrząc się z wolna coraz wyżéj, wzrośnie z czasem do téj potęgi, która przypomni świetną epokę naszéj przeszłości.
Str. | ||||||||
4 | wiersz | 9 | od góry | zamiast | tylu | czytaj | bytu | |
8 | „ | 3 | „ | „ | zastanawialiśmy się | „ | zastanawialibyśmy się | |
10 | „ | 1 | od dołu | „ | są zmuszone | „ | uczęszczać są zmuszone | |
12 | „ | 6 | od góry | „ | któremi | „ | którem | |
22 | „ | 11 | od dołu | „ | praca | „ | prasa | |
24 | „ | 14 | od góry | „ | do których należy | „ | od których zależy | |
30 | „ | 9 | „ | „ | drogo | „ | drogi | |
30 | „ | 10 | „ | „ | ogniskiem | „ | ognikiem | |
80 | „ | 10 | „ | „ | stałym | „ | stałem | |
31 | „ | 1 | od dołu w odesł. | „ | ludu | „ | lud | |
47 | „ | 15 | „ | „ | sto | „ | stoi | |
59 | „ | 2 | „ w odesł. | „ | Idy | „ | Say | |
58 | „ | 2 | „ | „ | bytu | „ | tylu | |
80 | „ | 9 | od góry | „ | przedownicy | „ | przewodnicy | |
64 | „ | 3 | od dołu | „ | warunkiem | „ | z warunkiem |
- ↑ Przypominam zdanie wypowiedziane w téj kwestyi na wiecu szkólnym przez jednego z uczestniczących w Zebraniu.
- ↑ La politique universelle par Emile de Girardin.
- ↑ Autor taką daje demokracyi definicyą: „Demokracya w ogólném znaczeniu jest to panowanie ludu czyli powszechności obywatelskiéj, jest to rząd oparty na wszechwładztwie narodu, lecz różnicy majątku, urodzenia i wyznania. Stąd wynika forma, wszystko przez ludu dla ludu, czyli wszystko przez wszystkich dla wszystkich, także bez różnicy urodzenia, majątku i wyznania. ” Dzisiaj w państwach konstytucyjnych gdzie kastować nie ma żadnych przywilejów, a o potrzebach kraju radzi reprezentacya kraju składająca się z ludu, tam zaczyna się już życie idei demokratycznéj, tam bierze lud udział w rządach państwa. Ale autorowi taki udział w rządach nie wystarcza, autor chce oddać władzę w ręce ciemnych mass ludu, na którychby głowach wichrzyciele porządku, jak burza statkiem na bałwanach morskich tak długo miotali losem kraju, dopókiby go nie rozbili. Takie żądania, rozum i chęć uczciwa służenia krajowi powinny odrzucić, a trzymać się muszą stale zasady — wszystko dla ludu, ale nic przez ludu.
- ↑ Pewien mąż stanu powiedział: „Wypoczynku Polsce lat kilkadziesiąt i zgody, a wzmocni się i urośnie do potęgi, która zdziwi Europę.
- ↑ Niektóre dzienniki wytykając spółeczeństwu błędy, odbierają razem cały urok prawdziwie stawiając ją w otoczeniu roznamiętnionych furyi, przez co prawda traci swą moc i wpływ.
- ↑ John Stuart Mill przedstawia na przykładzie różnicę jaka zachodzi między pracą produkcyjną a nieprodukcyjną. „Gdy krawiec robi sprzedaje surdut, natenczas wartość surduta przechodzi od kupującego do krawca, i oprócz tego surdut jest zrobiony, wyprodukowany, więc bogactwo narodowe powiększyło się o jeden surdut, lecz gdy aktor otrzymuje wynagrodzenie za swą grę, natenczas bogactwo przechodzi z kieszeni widzów do kieszeni aktora, a massa produktów w społeczeństwie wcale się nie powiększa. Społeczeństwo więc nic nie zyskuje na pracy aktora a nawet traci bezwzględnie to wszystko, co aktor z otrzymanego wynagrodzenia konsumuje; pozostaje spółeczeństwu z tego wynagrodzenia to tylko co on oszczędzi.”
- ↑ John Stuart Mill: „Oszczędność zbogaca, rozrzutność rujnuje, jednostki i rodzin cały ogół; czyli co jedno, społeczeństwo staje się o tyle bogatszém ile rozchoduje na utrzymanie i pomoc pracy produkcyjnéj, o tyle biedniejszem, ile spożywa jedynie w celu przyjemności.”
J. B. Idy. „Spożywać mniéj niż produkujemy, znaczy, oszczędzać oto jest naukowy pogląd na wyraz oszczędność.” - ↑ F. hr. Skarbek. „Wszakże społeczeństwo może niekiedy powiększyć ilość swych bogactw przez pracę nieprodukcyjną, ze stratę innych społeczeństw, zupełnie tak samo jak człowiek pojedyńczy może taką pracą się zbogacić ze strony innych ludzi pojedyńczych. Zyski śpiewaków, muzyków, guwernantek, skoczków, mogą zbogacić ojczyznę tych artystów i pracowników, skoro oni do niéj powrócą.”
- ↑ Lubo nie zamierzam wyłączać wszelkiéj konsumpcyi w celu rozrywek i przyjemności, owszem uważam je poniekąd jako potrzebę któréj zaspokojenie daje nowy siły do pracy, to jednakże obok tego utrzymuję, że kto nie ma zasobów zamierza dojść do nich, musi ponieść jakąś ofiarę w czasie obecnym dla osiągnienia zysków w przyszłości.
- ↑ Powszechnie używany jest wyraz wypierać, zamiast wykupywać, co uważam za niestosowne, albowiem każde parcie jest gwałtem wykonanym przez siłę fizyczną, o któréj w tym przypadku mowy być nie może, i właściwie tutaj wyparcie ma znaczenie moralne, przez oszczędność i pracę, a takie wyparcie jest dla nas poniżającem.
- ↑ Przez miłość, poświęcenie, rozumiem: miłość narodowości jako obowiązek każdego człowieka, albowiem narodowość jest objawem Boskim: przez poświęcenie, rozumiem poświęcenie bez granic, w zaofiarowaniu siebie samego przez odmówienie sobie wszystkiego, co rodzi zmiękczenie i poniżające ducha żądze, przez udoskonalenie siebie i współrodaków, przez wytrwałość w pracy, przez wspieranie ile siły starczą spraw narodowych. Przeczuwam że ta definicya miłości i poświęcenia nie wszystkim trafi do przekonania, ale jeżeli kto chce osięgnąć rzeczy nadzwyczajne, to téż tylko nadzwyczajnymi środkami dopiąć ich może.