Słowianie nadbałtyccy/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Słowianie nadbałtyccy |
Podtytuł | Zarysy etnologiczno-mitologiczne |
Wydawca | nakładem autora |
Data wyd. | 1876 |
Druk | Drukarnia Towarzystwa im. Szewczenki |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Na Pomorzu Bałtyckiem, pomiędzy Wisłą, Elbą i Odrą mieszkali Słowianie. Od Polaków oddziela ich Wisła; od Litwinów i Rusinów rzeki Warta i Noteć, od Niemców Elba, ówczesna Łaba. Rzeka Persanta dzieliła Bałtyckie Pomorze na dwie części: zachodnią i wschodnią. W obu tych częściach mieszkało kilka szczepów słowiańskich. Nosiły one imiona Weletów, Bodriczów, Kajaków, Wagrów, Drewlanów, Wollinców, Luticzów, i kilka innych pomniejszych szczepów.
Najdawniejsi kronikarze świadczą, że owi Pomorzanie byli wspólnego pochodzenia z Polanami, Mazurami i Szlązakami, a zatem należeli do szczepu Słowian zachodnich. Pod względem języka w niczem prawie nie różnili się od Polaków[1].
Tak więc w odległej starożytności widzimy dwa najpotężniejsze szczepy słowiańskie: lechicki i ruski. Pierwszy, tj. lechicki, składający się ze Słowian Nadbałtyckich, oraz właściwych Polaków, Mazurów i Szlązaków zasiedlał piękną i bogatą płaszczyznę od morza Bałtyckiego przez Wisłę aż do Elby czyli Łaby, do gór Karpackich i źródeł Odry. Drugi zaś, t. j. ruski, dzielący się na kilka gałęzi, zamieszkiwał niezmierną przestrzeń od Pskowa i Nowogrodu Wielkiego do porohów Dnieprowych, a w czasach późniejszych za panowania sławnego Witołda litewskiego, aż do morza Czarnego.
Zaledwo w X. wieku Polanie, Mazury i Szlązaki przyjmują wspólne nazwanie Polaków; Bałtyccy zaś Słowianie pozostają przy dawnych nazwach, podług szczepów, na które się dzieliły. Niemcom znani oni byli pod ogólną nazwą Wendów.
Na kilka wieków przed Narodzeniem Chrystusa u rzymskich i greckich pisarzy znajdujemy wzmianki o Słowianach Nadbałtyckich. Dokładniej mówi o nich Korneliusz Nepos w połowie ostatniego stulecia przed Chrystusem. We sto lat później, Pliniusz mówi o nich jeszcze wyraźniej, wskazując, że mieszkają na wschód od Wisły. W końcu mamy o nich wzmiankę i u Tacyta.
Jednocześnie prawie widzimy i Niemców na wybrzeżach Bałtyckich. W II. wieku po N. Chr. Tacyt wspomina już o Gotach, którzy zamieszkali na Pomorzu, ale wkrótce potem zaczęła się wędrówka ich na południe ku morzu Czarnemu. Następnie Niemcy wyparci zostali przez Słowian tak, że kiedy Tacyt widział tych ostatnich za Wisłą tylko; Ptolomeusz pod koniec II. wieku widzi już ich na całem pomorzu Bałtyckiem.
W III. stuleciu potęga Słowian wzrasta jeszcze więcej i resztki Niemców zmykać muszą, inni wyparci przez groźnego Attyllę, a na wybrzeżach Bałtyku nie zostało ani jednego szczepu niemieckiego aż do gór Karpackich.
Potęga Słowian wzrastała i w następnych wiekach. Groźne ich napady nietylko na Niemców po za Elbą, ale i na Duńczyków trwogą przejmowały, a Słowian każda wyprawa wzbogacała. Już w tym czasie widzimy osady słowiańskie w Szwecji, na wybrzeżach Renu, w Hollandji, a później aż w Anglii.
Najsłynniejsi historycy żyjący w późniejszych wiekach zostawili nam wiele wzmianek o tych Słowianach. Mówili o nich Jornandes, Saxo-Grammatyk, Helmold, Otton Bamberski, Adam Bremeński i inni. Na zasadzie ich świadectw możemy mieć dokładne wiadomości o życiu i charakterze, a nawet zwyczajach tych mężnych braci naszych.
Słowianin nadbałtycki, dziki i okrutny w boju, łagodny, uprzejmy, gościnny w domu, patryarchalny i sprawiedliwy, chociaż surowy w rodzinie, odznaczał się nie samem tylko męztwem, ale i znajomością sztuki wojennej podług ówczesnych pojęć. Był majtkiem i żołnierzem, a więc bił się na morzu i na lądzie. Morze było jego żywiołem. Miasta ich słynęły w owych wiekach jako silne fortece. Tu znajdowali bezpieczne schronienie starcy, niewiasty i dzieci w czasie napadów wroga. Wioski budowano byle jak z drzewa, nie troszcząc się o wygodę, byleby służyły schronieniem od niepogody, a skoro nieprzyjaciel wpadł do kraju, całe mienie, złoto, srebro, bronz, żelazo kiedy już było znanem, ruchomość i wszelkie droższe sprzęty głęboko w lasach zakopywano do ziemi. Niezdatni do boju kryli się w fortecach lub też w puszczach bagnistych, gdzie także i trzody spędzano, tak, że nieprzyjaciel spalił i zniszczył wioskę — ale nic więcej nie dostał. Wszakże i to się im nie zawsze udawało, bo Słowianie cuda waleczności dokonywali.
Cnoty domowe, rycerskość, gościnność, prawość charakteru, wierność w dotrzymaniu słowa — które odznaczały Słowian nadbałtyckich wyraźnie malują się w opowiadaniach niemieckich pisarzy, t. j. najzaciętszych ich nieprzyjaciół. Św. Bonifacy, apostoł Niemiec, z ubolewaniem mówiąc o ciemnocie pogańskiej, w jakiej pogrążeni byli Słowianie, podziwia jednak ich życie i cnoty domowe; podziwia kobiety Słowianki, które raz poślubiwszy miłość małżonkowi, nie chcą się rozstać i z umarłym, a same sobie cios śmiertelny zadają, ażeby razem ze szczętami męża spłonąć na stosie.
Inni znów kronikarze niemieccy świadczą, że Słowianie byli zawsze słowni i nigdy danego słowa nie złamali. Jako dowód, kronikarz przytacza niejakiego Trybuta Bohorowicza, który stał się sławnym z rozbojów i grabieży, tak, że imię jego było strasznem w okolicy. Był on skazany na śmierć przez sąd swój własny gminny za jakieś ważne przestępstwo — ale zdołał uciec, krył się po lasach i robił najścia na mieszkańców. Jeden z nich, niejaki Godeskalk syn Dazanowa zdołał wymódz na nim słowo, że na jego posiadłość nigdy napadu nie zrobi. I cóż? Ów zbójca, wyrzutek społeczności Słowiańskiej nigdy danego słowa nie złamał.
Jedyne to tylko wspomnienie o człowieku, który się wyłamał z pod praw swojego narodu i został złoczyńcą. Ale za to każdy z kronikarzy, śród obelg miotanych na Słowian, świadczy jako o fakcie wielkiej doniosłości, że złodziejstwo i oszukaństwo nawet z wyrazów nieznane były Słowianom Nadbałtyckim. Wszelkie kosztowności, złoto i srebro, drogie futra i inne sprzęty — leżały otworem. O istnieniu kłodek i zamków nie wiedziano nawet, a kiedy przyjechał do nich biskup Otton Bamberski w XII. wieku, z wielkiem zadziwieniem oglądali zamki, któremi jego kufry i paki były starannie pozamykane.
Musiały być cnoty i zacne przymioty u Słowian, skoro sami nieprzyjaciele oddawali im sprawiedliwość. Tak naprz. Adam Bremeński powiada, że „Wollincy są bałwochwalcami — ale na całym świecie nie znajdziesz ludzi pod względem zwyczajów i gościnności bardziej uczciwych i zacnych“.
Helmold opisując okrucieństwa Ranów w czasie napadów morskich, świadczy jednak — że mimo to wszystko posiadają oni wiele rzadkich przymiotów, że gościnność, poszanowanie rodziców są u nich wzorowe.
Gościnność Słowiańska już w owych czasach słynną była nawet u Niemców. Z opisów ich widać, jak dalece już i wtedy różnili się Niemcy pod tym względem od Słowian.
Helmold opisuje ucztę, jaką wyprawił Przybysław xiąże Budryczów i Wagrów dla przybyłego biskupa niemieckiego i tegoż samego Helmolda. Ostatni nie tai, że Niemcy byli wrogami Przybysława i wyrządzali mu tysiące przykrości, ale Przybysław przyjął ich jak najlepszych przyjaciół. Na tej uczcie duży stół zastawiony był dwudziestu potrawami przygotowanemi z mięsa, wybornych ryb, zwierzyny, pieczywa i. t. d., a przytem obfitość napojów (zapewne miodu).
W innem miejscu opowiada, że u Pomorzan w każdem mieszkaniu jest osobna izba, w której stół zastawiony był jedzeniem i napojami, a to nie tylko w dzień — ale i w nocy, ażeby podróżny nie czekał ani chwili na posiłek.
Ciekawy także szczegół opowiadają Niemcy o Słowianach, a mianowicie, że u nich nie było ani żebraków, ani nawet bardzo ubogich, gdyż jeden drugiego wspierał i gmina opiekowała się chorymi i przypadkowo w skutek nieszczęśliwych wypadków zubożałymi. A było to tak powszechne, że jeżeli zjawiał się wędrowny cudzoziemiec jako żebrak, Słowianie pojąć tego nie mogli, uważali go prawie za złoczyńcę, a nakarmiwszy wysyłali za granicę.
Takimi byli Słowianie w życiu domowem. Lecz na wojnie, na morzu lub na lądzie, dzikie męztwo z okrucieństwem przewodniczyły ich wyprawom.
Mamy dowody, że i niewiasty brały udział w wojnie. Ocalały nawet imiona niektórych bohaterek. Tak nprz. w VII. wieku podczas wojny z Duńczykami, niejaka Słowianka Wisna, albo Wisma, przezwana królewną morza, dowodziła osobnym oddziałem, który różnił się od innych uzbrojeniem i sposobem wojowania. Każdy żołnierz miał tarczę niewielką i miecz ogromny, a skoro przychodziło do walki ręcznej, Wisna leciała naprzód z chorągwią w ręku, za nią zaś każdy żołnierz z piersią obnażoną, zarzucał na plecy tarczę i z mieczem w ręku z wściekłością rzucał się na wroga.
Tak zginął od nich Harald król duński i Słowianie zawładnęli nawet częścią duńskiego państwa. Zaledwo w połowie VIII. stulecia królik duński Rangar Lodbrak zdołał wypędzić Słowian z własnych posiadłości i zmusił do płacenia daniny, w takiej samej ilości, jaką Duńczycy płacili przedtem Słowianom. Nie długo to jednak trwało. Napady na Duńczyków i na inne dalsze strony nie ustawały jeszcze przez dwa prawie wieki. Wiemy już, że osady Słowian były nie tylko w Danii ale i w Hollandji, Bawarji i nawet w Anglii.
Nasz Kadłubek opowiada ciekawy szczegół dowodzący, że i nasi przodkowie brali udział w tych wyprawach swoich pobratymców. W jednej z takich wypraw na Duńczyków, po odniesionem zupełnem zwycięstwie — Polacy wymagali, ażeby Duńczycy płacili daninę, od której mogą być zwolnieni w takim tylko razie, jeżeli się upokorzą, zrzucą strój męzki, a przywdzieją kobiecy i zapuszczą kosy — zeznają bowiem przez to, że są bezsilni.
Wojna, podług ówczesnych pojęć połączona z rabunkiem — wzbogacała Słowian. Mieli oni wszakże i inne sposoby wzbogacania się, przeważnie handlem. Miejscowość nadmorska i nadrzeczna, obfitość przedmiotów, które sama natura podawała, w końcu zręczność i szczególne usposobienie do przemysłu już w odległej przeszłości, pozwalały Słowianom prowadzenia szerokiego handlu, który stopniowo wzrastał i rozszerzał stosunki na wielką skalę z najodleglejszymi krajami. Jeszcze przed Narodzeniem Chrystusa bursztyn był ważnym przedmiotem handlu. Później sławne były na całym świecie litewskie i słowiano-nadbałtyckie śledzie. Sprzedawano je za wóz po 1 denarze! Nadto i inne morskie ryby, drogie futra, miód, wosk, stanowiły bogate źródła zamiennego handlu; nic przeto dziwnego, że jak Niemcy z zazdrością często wspominają, Słowianie mieli dużo złota i srebra.
Najsławniejsze miasta handlowe, a zarazem i fortyfikacyjne u Słowian nadbałtyckich były: Starogród, dziś Altenburg; Wollin, albo Julin; Lubica, dzisiejsza Lubeka; Karog, dzisiejszy Mikilinburg t. j. Wielkigród; Wesmir, dzisiejszy Wismar; Szczecin albo Szczytno, dziś Stettin; Kamień, dziś Cammin; Kłodno albo Kłoda; Dymin, dziś Demmin; Kołobrzeg, dziś Colberg; Gradyszcze, dziś Garz; Wyduchowo, dziś Fiddichow; Czedno, dziś Zehden nad Odrą; Arkona na wyspie Rugii; Międzyrzecze nad Wartą; Wołyń, albo Wełyń, dziś Filehne nad Notecią; Uszcz; silna forteca Nakło albo Nakel; Piorun, dziś Pron na północ od Stralzunda; Krestowo, dziś Gristow; Gardziszcze, Gardczyn, Gard (ostatnie dwa na wyspie Chostnie, dziś Koss); Ostrożna, Białbóg, Trebietowo dziś Treptow; Sławno, Stołp, Białhard, Lojchowiec, dziś Lüchow; Wojkam, dziś Dannenberg; Ostrow, dziś Wastrow; Gorsko, dziś Bergen; Klorsko, dziś Klenze itd. Starogród, Szczecin, Arkona były uważane za najludniejsze i najznakomitsze miasta. W Starogrodzie na początku XII. wieku liczyło się jeszcze 900 ojców rodzin; bo niewiasty, nieżonaci i nieposiadający osiadłości, jak również dzieci i sługi nawet liczeni nie byli. Wykazaliśmy tylko główniejsze miasta; ale było ich na całej przestrzeni Bałtyckiego pomorza 620.
Pomorzanie i Budryczy mieli swoich xiążąt. Nie byli to jednak xiążęta panujący. Każdy szczep dzielił się na wiele gmin; gminy miały swoich xiążąt, ci mieli starszego nad sobą wiekiem i urodzeniem; ale xiążęta i gminy zgoła nie uważali siebie za jego poddanych.
Lutyczy nie uznawali żadnej władzy xiążęcej nad sobą. Mieli oni swój własny gminny samorząd. Na wyspie Kanie był xiąże — ale ten ulegać musiał głównemu kapłanowi boga Swiato-Wita. Wpływ i znaczenie tego arcy-kapłana rozciągały się i na inne szczepy nadbałtyckich Słowian. Gminy nazywały się żupami, a naczelnik ich był żupanem. Władza tego żupana była jednak ograniczoną; on rządził imieniem całej żupy, bo wszyscy ojcowie rodzin brali udział w naradach i sądzie, a co uchwalili, to było niezłomne. Starsi wiekiem, jak również kapłani mieli zawsze pewną przewagę i głos ich był stanowczy.
Sąd odbywał się publicznie pod gołem niebem, w gajach poświęconych, lub w grodziskach. Tam skupiała się cała starszyzna żupy, sądziła sprawy i wydawała wyroki. Xiąże należał także do sądzenia spraw i wydawał wyroki w porozumieniu ze starszyzną. Jeżeli sprawa była zawiłą, wtedy używano pomocy boskiej. Kapłani modlili się, poczem najstarszy z nich ogłaszał wolę bogów.
Taki to był naród słowiański, którego mitologiczne zarysy w krótkości podać musimy. I tu, jak w ogóle pod względem cywilizacyjnym w odległych wiekach Słowianie nadbałtyccy przodują przed innymi szczepami. Mitologja ich urozmaicona fantazją i wymysłami, miała jednak w zasadzie pojęcie o najwyższej Istocie. Istota ta, czyli Pan wszechświata był na niebie.
- ↑ Profesor Maroński w rozprawie swojej „O pierwotnych stosunkach plemiennych i politycznych Pomorza do Polski“ złożonej do Wydziału historycznego Towarzystwa nauk w Poznaniu, a której treść podał Dr. Szulc niedawno na posiedzeniu tegoż Wydziału, dowodzi, że cała ludność słowiańska, na południowych wybrzeżach Bałtyku osiadła, od ujść Łaby aż do ujść Wisły, Nogatu i Passargi, a na południe aż do wybrzeży Osy, Noteci, Warty, Sprei i Haweli, była pomorską, narodowości Polskiej, mówiąca narzeczem kaszubskiem, jakiem do dziś mówi ludność słowiańsko-polska w okolicach Gdańska.
Potocki i Adelung we wsiach pomorskich słyszeli jeszcze mowę dawną słowiańską szczepów drewlańskiego i bodriczkiego. Szafarzyk zaś podaje niektóre wyrazy bardzo zbliżone do mowy Polskiej i nawet Czeskiej, różniące się tylko zamianą pewnych liter. Tak naprz.: sjunta-święty; dumb-dąb; runka-ręka; wunzal-węzeł; zajanc-zając; mlaka-mleko; jomo-jama; worta-wrota; rejbo-ryba; korwo-krowa; worna-wrona; żena-żona; vakni-okno; vicor-wieczór; niz-nóż; rizan-rożen i t. d.