<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Bartoszewicz
Tytuł Słownik prawdy i zdrowego rozsądku
Data wyd. 1905
Druk Jan Cotty
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały słownik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
A.

Abecadło, jedyne dzieło przynoszące uczącemu się prawdziwy pożytek, pozbawione przytem wszelkiej domieszki blagi. W dawnej polszczyźnie nazywano je rownież „obiecadło“, zapewne z tego powodu, że kto go się uczył, obiecywał sobie ciągnąć korzyści z nauki. Za naszych czasów forma „obiecadło“ zginęła, jako nie będąca w zgodzie z obecnemi stosunkami; dziś można obiecywać sobie korzyści ze sprytu, protekcji, zuchwalstwa, blagi, dobrego ożenku, związków familijnych, tytułu, łapówki, doppingu, reklamy, lokajstwa i t. d., ale nigdy z nauki. Znajomość abecadła co najwyżej można uważać jako pierwszy i główny krok do zostania redaktorem pisma, lub członkiem Akademji Umiejętności.
Abonent, osobistość niezmiernie szanowana, zwłaszcza przy końcu każdego roku kalendarzowego. Dla uzyskania jego względów, wydawcy są gotowi do wszelkich poświęceń. Ogałacają papiernie, zakupują nienapisane powieści, — nie pozwalają nawet w tym czasie ginąć z głodu literatom i artystom.
Absurd, ulubiona forma wyrażania myśli przez niektórych poetów i publicystów. Najwięcej absurdów pisze się na temat chwały lub hańby narodowej. Jeżeli np. występuje w Ameryce jakaś nasza aktorka, popisuje się jakiś nasz cymbalista lub tenor, to dowodzi się szanownej publiczności, że damy te i ci panowie roznoszą chwałę narodową; jeżeli zaś jakaś hrabina lub hrabia dostanie się przed kratki, to ciż sami publicyści każą nam się wieszać, abyśmy nie przeżyli hańby narodowej. Sami zaś tę hańbę i chwałę bardzo sobie chwalą, bo biorą za nie po kilka centów lub kopiejek od wiersza.
A conto, specjalność artystów, literatów, dziennikarzy, urzędników i t. d. Narzeczone powinny wystrzegać się udzielania à conto tak posagu, jak innych małżeńskich należytości.
Adam, pierwszy pantofel, a zarazem jedyny szczęśliwiec, który nie miał teściowej. Żona jego była pierwszą prenumeratorką pism codziennych, gdyż poszukiwała „wiadomości złego i dobrego“. Cerwantes w Don-Kichocie jest zdania, że Adam musiał już wiele zgrzeszyć, kiedy mu Pan Bóg dał żonę, — bo za cóż miałby go tak srogo karać?
Adjutant, patrz pod: małżeństwo.
Admiracja po części toż samo co asekuracja (ob.), bractwa bowiem wzajemnej admiracji są jednocześnie bractwami wzajemnej asekuracji. Zawiązują te kółka najczęściej młodzi literaci i artyści, żeby przy pomocy wzajemnej reklamy, asekurować swą wielkość od ognia i gradu krytyki. Prawdziwe talenty albo całkiem do bractw tych nie należą, albo z nich po pewnym czasie występują.
Adres może być dokładny lub niedokładny. Jeżeli np. ktoś napisze: „Wielmożna Pani Świdrzycka, wielmożna pani dobrodziejka w Europie, poste-restante“, to adres taki wszystkie poczty uznają za niedokładny, — jeżeli jednak zamiast: „w Europie“ adresujący napisze: „w Poznaniu“, to adres taki za dokładny uznają wszystkie poczty całego świata, z wyjątkiem poczty niemieckiej. Zkąd to pochodzi, wyjaśniła bajka: „Osieł i kultura“. Bohater jej chciał z początku uczyć się u papugi obcych języków, ale

Nauka mu najmniejszej korzyści nie niosła:
Z osła w szkole nie będzie nic więcej prócz osła.
Widząc, że u papugi trudził się daremnie
Zawołał wreszcie osieł: A to osieł ze mnie!
Mozolę się nie wiem czemu,
Jak gdybym lingwistyczne posiadał talenta,
Ot! lepiej zmuszę zwierzęta.
Niech się uczą po oślemu.
A wtedy im dowiodę moim własnym rykiem,
Że jestem ich kulturnikiem.

Są także adresy uznania, któremi czci się przeważnie 25-tą, 30-tą, 40-tą, lub 50-tą rocznicę pracy literackiej. Jest to najtańszy sposób uczczenia, gdyż teka z arkuszami zepsutego papieru może kosztować 20 do 50 rubli, — a podpisów bywa w niej koło 10,000, czyli, że przecięciowo każdy z wielbicieli ponosi wydatek 1/5 do 1/2 kopiejki.
Akcent, jeden z największych tyranów młodzieży uczącej się starych i nowych języków. Akcent paryski najwyższa doskonałość na świecie, to też nasze mamusie nie cofają się przed zupełnem zniszczeniem floty mężowskiej, aby tylko ich córunie przyswoiły sobie wymowę gryzetek paryskich.
Akcyjne towarzystwa, patrz pod: „Grabież“ i „Kryminał”.
Akuszerka, osoba mile widziana w pierwszych latach pożycia małżeńskiego, w następnych znienawidzona.
Aleje Ujazdowskie, ulica w Warszawie, na której za czasów zamierzchłych rosły szeregi (aleje) cienistych drzew, na pamiątkę czego przechowano ich kilka w pobliżu Łazienek. Na ulicy tej podczas lata wznosi się fabryka kurzu i zgęszczonego powietrza. Aleje Jerozolimskie sławne są z „Kawiarni udziałowej“, w której można spotkać białe niewiasty, czerwonych kelnerów, błękitną krew, zielone głowy, żółte buty i czarnego murzyna.
Altruizm, wyraz zwycięski, który wygnał z naszego języka: miłość bliźniego. Im więcej frazesów czytamy o altruizmie, tem mniej spotykamy czynów świadczących o miłości bliźniego.
Ameryka, najbogatsza część świata, ponieważ połowa jej ludności składa się ze zbiegłych z Europy kasjerów, lub ich potomków.
Analfabeta, członek Towarzystw i Kół literackich, czasem dzienikarz, zawsze artysta.
Antenaci v. przodki, indywidua zmarłe i dawno pochowane, na których zasługi powołują się ludzie nieposiadający własnej wartości. Im więcej taki przodek jest oddalony, tem więcej pysznią się jego... nieprzodki, co dowodzi ich niesłychanej naiwności, gdyż co wart ród, który przed 400 lub 500 laty wydał jednego tylko wybitnego człowieka, a potem produkował same zera? W Chinach rzecz tę pojmują rozsądniej: znakomitą arystokratyczną rodziną jest ta, której ojciec był mężem zasłużonym lub wielkim dygnitarzem; im ród się więcej od znakomitego przodka oddala, tem jest marniejszy i już w piątem pokoleniu traci zupełnie prawa i charakter arystokracji, jeżeli znowu kogoś ze siebie nie wyda, co do dawnych zasług doda nowe.
Antyk patrz pod: amantka lub naiwna teatralna.
Antykwarjusz, kochanek bohaterki scenicznej.
Architektura, osoba niemoralnego prowadzenia się i dlatego, wyświecona z nowych budynków warszawskich, uciekła na Pragę i schroniła się w kościele św. Florjana.
Austrja, państwo, w którem Węgrzy rządzą Niemcami, Niemcy Czechami, Czesi Polakami, Polacy Rusinami, Rusini Rumunami i t. d. — a wszystkich razem za łeb trzyma pan baron Rotszyld.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Bartoszewicz.