[19] SEANS NA DNIE MORZA
Na dnie morza,
uśmierzywszy fale,
do seansu siedli aniołowie
i w natchnieniu połączyli ręce.
Wody martwym płynąłypłynęły ołowiem,
życia jeszcze nie było w nich wcale,
meteory w nich gasły —
nic więcej.
Wkrótce zasnął anioł najwrażliwszy,
medjumicznym, twardym snem zmożony
i w ciemności zadrgały straszydła.
Tłum fantomów wzrastał, ośmielony,
na anielski fluid się rzuciwszy,
skrzela prężąc,
jak szatańskie skrzydła.
Seans zwolna rósł w siłę i w głębię
i strach nagle pochwycił za włosy
aniołów, gdyż u wód stropu
[20]
błysnął upiór posępny, beznosy.
wielkooki i o chciwej gębie,
w wieńcu ramion:
ohydny oktopus.
Stu mackami, które ssą i ranią,
chciał dosięgnąć nietykalny seans,
blisko łyse podsuwając czoło.
Tak przeraził i wzburzył ocean,
łamiąc w złości
swoje osiem ramion,
że anioły zerwać chciały koło.
Ale wówczas,
ciężkie od świecideł,
nadpłynęły kolorowe zjawy,
jak melodją pędzone korwety...
Rozsypały ziarno perłopławy,
widząc morskich róż i wężowideł
falujące,
namiętne balety...
Anioł mocniej zasypiał i marzył,
tworząc wstęgi, bukiety i dzwony,
piły, młoty,
i żyjące tarcze.
Wśród aniołów zbladłych, pochylonych,
drżały śmiechy najcudniejszych zdarzeń
i grymasy chorowite i starcze...
[21]
Aż gdy rosnąć począł cień bez miary
wieloryba i straszyć dokoła,
gdy nieboskiem począł miotać cielskiem —
obudzono zmęczonego anioła,
rozproszyły się żyjące mary,
i zakończył się seans anielski.