[104]XXXVII
SEN
Ledwie Morfeia okryły mnie kwiaty,
Mniemałem widzieć, iak chłopiec skrzydlaty,
Z białéy wód piany cudną postać stwarza;
Za każdém tknięciem piękności pomnaża, 5
Za każdém daie posunięciem ręki,
Tu kształt, tu powab, tam urocze wdzięki;
Wszystko mu w dłoni snadnie się nagina,
Co skończył boskie, piękne co zaczyna. —
Gdy łono gładkim zaokrąglił tokiem,
Mgłą gęstą napół przed moim skrył wzrokiem, 10
A co zostawił w niesczęsnym podziele,
Żądzy za mało, lecz oku za wiele,
Chciałbym weyrzenie rozdzielić na krocie,
By wszędzie topić w niebiańskiéy Istocie...
Iednak ach iescze nieskończył chłopczyna, 15
Stworzoną Postać ożywiać zaczyna. —
Purpurą zorzy rumieni iey lice,
Błękitem Niebios napełnia zrzenicę,
Dwie krople rosy na rzęsach zawiesza,
Oddech iasminu w trefiony włos miesza, 20
Nakoniec piersi snieżyste popieścił
I pączki róży na obu umieścił,[1]
A gdy ie Feba płomieniem ożywił,
Na swóy twór spoyrzał i sam się zadziwił. —
Chce iescze znaleść, lecz iuż niéma wady — 25
Pełen radości, albo pełen zdrady,
[105]
Obiąwszy rączką nadobną Dziewicę,
Dwakroć okrywa całuskami lice
I własny uśmiéch w iéy twarzy zostawia,
Usmiéch co sczęście w samych troskach sprawia,
Usmiéch co duszy niewinnéy ozdobą,
Nęci, nagradza, i zachwyca sobą. —
Natenczas[2] ..................
........................