Sensacyjny zakład/4
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Sensacyjny zakład |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 17.3.1938 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Tytuł cyklu: Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Inspektor Baxter, szef policji londyńskiej, przybył tegoż samego ranka do swego biura w okropnym humorze.
Sekretarz jego, Marholm, zwany przez swych kolegów Pchłą, schylił głowę i stulił uszy. Wiedział, iż jest on pierwszą osobą, na której skrupi się przedewszystkiem zły humor szefa.
Nie zwracając jednak najmniejszej uwagi na swego sekretarza, Baxter wziął leżącą na swym biurku gazetę i pogrążył się w lekturze.
— Nieszczęście — szepnął do siebie Pchła. — Wybuchnie burza, gdy szanowny szefunio przeczyta artykuł skierowany przeciwko jego własnej osobie!
Marholm przybył do biura przed swym szefem i zdążył zapoznać się z porannymi nowinami. Kącikiem oka obserwował wyraz twarzy inspektora. Nagle Baxter uderzył silnie pięścią w stół. Twarz jego poczerwieniała, oczy zdawały się wyskakiwać ze swych orbit.
Marholm z trudem powstrzymał się od śmiechu.
— To nie do wiary! Niech mnie wszyscy diabli!... — wrzasnął — Oszaleję chyba! Marholm!
— Jestem obecny, panie inspektorze.
Detektyw zerwał się z miejsca, wyprostował się i stanął na baczność, tak jak tego wymagał inspektor Baxter, który pragnął wprowadzić w Scotland Yardzie pruską dyscyplinę.
— Czy czytaliście ten przeklęty artykuł? — zawołał.
— Nie, panie inspektorze... Natychmiast po przyjściu do biura zabrałem się do pracy. Nie miałem nawet czasu rzucić okiem na gazety.
W rzeczywistości na godzinę przed przyjściem Baxtera agent Marholm siedział wygodnie z nogami na biurku swego szefa i czytał od deski do deski całą prasę poranną. Dokoła niego piętrzyły się stosy zaległej korespondencji, na którą biedny sekretarz spoglądał z obrzydzeniem.
— A więc przeczytajcie to sobie...
Inspektor wyciągnął ku niemu gazetę, którą Pchła począł studiować z przesadnym zaciekawieniem.
Tytuł artykułu był następujący:
„Oryginalny zakład Rafflesa.
Wysokość stawki: 1000 funtów sterlingów!!“
Dzięki uprzejmości jednego z członków klubu Alabama dowiedzieliśmy się o sensacyjnym zakładzie, który stanął pomiędzy dwoma członkami tego klubu: lordem Stamfordem i lordem Parkinsem.
Przedmiotem tego zakładu są: niezwyciężony Raffles i smutnej sławy inspektor policji londyńskiej Baxter.
W trakcie rozmowy na temat Rafflesa oraz zawodowych zdolności naszego inspektora policji, który dotąd nie zdołał ująć go pomimo licznie nadarzających się okazji, lord Stamford miał się wyrazić, że Raffles prędzej by zdołał zaaresztować inspektora policji Baxtera w samym Scotland Yardzie niż Baxter Tajemniczego Nieznajomego.
Słowa swe poparł oświadczeniem, że stawia tysiąc funtów sterlingów, które przeznacza na cel dobroczynny, przeciwko każdemu kto byłby odmiennego zdania.
Z niemałym zaciekawieniem czekamy na rezultat tego zakładu. Czy genialny Raffles przyczyni się do wygranej lorda Stamforda i czy zdoła zaaresztować w samym Scotland Yardzie naszego poczciwego inspektorka?
Gdyby to istotnie się zdarzyło, cały Londyn bawiłby się serdecznie na koszt Baxtera. Jeśli idzie o nas, podzielamy całkowicie stanowisko lorda Stamforda ofiarowujemy sto funtów sterlingów na cel dobroczynny, w wypadku, gdyby kawał się powiódł.
Mamy nadzieję, że Raffles przeczyta te słowa i przyjmie wyzwanie. Zasyłamy więc mu najserdeczniejsze pozdrowienia i wraz z wszystkimi naszymi czytelnikami oczekujemy z napięciem zakończenia tej ze wszechmiar nie codziennej sprawy.
Pchła chrząknął znacząco.
— Jakiego jesteście o tym zdania? — zapytał Baxter, drżąc z oburzenia. — Jest to największy policzek, jaki wymierzono mi w czasie całej mojej kariery.
— To dość nieprzyjemne — odparł Pchła. — Na szczęście został pan jeszcze w porę przestrzeżony przed tą niespodzianką.
— Co? — wrzasnął Baxter. — Ośmielacie się jeszcze mówić mi o jakimś szczęściu? Niechaj wszyscy diabli! Wytoczę sprawę o obrazę przeciwko tej nędznej szmacie, temu plugawemu świstkowi oraz przeciwko temu chłystkowi, lordowi Stamfordowi! Jakim prawem ten człowiek bierze mnie za przedmiot swoich zakładów?
— Tego nie może pan nikomu zabronić — odparł Marholm. — Radzę, aby pan inspektor nie wytaczał lepiej tej sprawy... Nie ma ona najmniejszych szans powodzenia.
— Oczywista — odparł szef policji ironicznym tonem. — Znów bierze pan jego stronę. Nigdy nie jesteście szczerzy wobec mnie. Jestem pewien, że bylibyście zachwyceni, gdyby ten obwieś Raffles zdołał mnie naprawdę zaaresztować. Ostrzegam was jednak, że będę się bronił do upadłego, do ostatniej kropli krwi! Obwieszę się rewolwerami, podłożę bombę przed drzwiami mego gabinetu, tak abym za jednym naciśnięciem guzika mógł wysadzić w powietrze cały Scotland Yard... Poczynając od dzisiejszego dnia zdubluję straże, ja... ja...
Brakło mu słów... Usta z trudem chwytały powietrze, myśli rwały się co chwila.
— Panie inspektorze — przerwał mu Marholm — sądzę, że wszystkie te środki nie na wiele się przydadzą z człowiekiem tego pokroju co Raffles. Trzeba będzie po prostu zwracać jak najpilniejszą uwagę na każdego człowieka, który przekroczy próg pańskiego biura...
W tej samej chwili policjant zaanonsował przybycie jakiegoś kupca, nazwiskiem Werner Pennink.
— Jak on wygląda? — zapytał Baxter.
Zaskoczony tym pytaniem policjant nie potrafił odpowiedzieć ani słowa.
Inspektor zwrócił się do Marholma i szepnął mu na ucho.
— Zwróćcie baczną uwagę na człowieka który tu wejdzie. Może to on?
— Niemożliwe — odparł Marholm. — Uważam Rafflesa za człowieka bardzo odważnego i gotowego na wszystko. Ale nawet i on nie odważy się przyjść samego rana do głównej siedziby Scotland Yardu dla wprowadzenia w czyn niemądrego żartu.
W tej samej chwili policjant wprowadził jakiegoś starszego pana o zupełnie siwych włosach.
Mister Pennink chciał zbliżyć się do biurka inspektora, który zatrzymał go rozkazującym gestem.
— Niech pan pozostanie przy drzwiach! Proszę się nie zbliżać. Jeśli zrobi pan jeszcze jeden krok, spotka pana śmierć! Cały pokój bowiem jest podminowany dynamitem.
Nowoprzybyły zdębiał i znieruchomiał w drzwiach. Marholm zaśmiał się w kułak.
— Dostanie manii prześladowczej — rzekł po cichu do siebie.
— Marholm! — zawołał Baxter — zbliżcie się do tego człowieka i pociągnijcie go mocno za brodę. Musimy się przekonać, czy nie jest ona przypadkiem fałszywa.
— Wielkie nieba! — wrzasnął kupiec. — Proszę zostawić moją brodę w spokoju. Przysięgam na wszystko, że jest prawdziwa.
— Możliwe — odparł inspektor. — Zjawiają się u nas wszelkiego rodzaju podejrzane osobistości. Musimy się przekonać, czy mamy do czynienia z ludźmi przyzwoitymi, czy też ze złodziejami.
Marholm zbliżył się posłusznie do kupca.
— Broda jest prawdziwa — oświadczył poważnie, pociągnąwszy uprzednio trzykrotnie za ozdobę twarzy czcigodnego starca.
— A włosy?
— Błagam, nie dotykajcie się mojej peruki — jęknął Mr. Penning.
— Aha! Mamy go! — krzyknął triumfalnie Marholm. — Peruka!
— Zatrzymać go! — wrzasnął Baxter. — Natychmiast należy wszcząć przeciwko niemu dochodzenie.
Zanim Marholm zdążył dotknąć się kupca, starzec jednym skokiem znalazł się za progiem gabinetu.
— Ci ludzie poszaleli! — krzyczał. — Na pomoc, na pomoc! Związać ich!
Wszyscy policjanci zgromadzeni w wartowni zbiegli się i rzucili się na niego!
— Trzymać go! — krzyczał inspektor. — Trzymać go! Ten człowiek jest podejrzany, nosi perukę.
— Oswobodźcie mnie z rąk tych szaleńców. Ten obłąkaniec utrzymuje, że pokój jest załadowany dynamitem i że w każdej chwili może nastąpić wybuch.
Policjanci, nie wiedząc, co mają czynić, stali w miejscu... Wówczas zabrał głos Marholm:
— Zaszła tu pewna omyłka... Inspektor zdenerwował się treścią pewnego artykułu i jest zdania, że ten gentleman jest przebranym złoczyńcą. Zechce pan łaskawie — rzekł, zwracając się do starego kupca — przejść do gabinetu. Inspektor przybędzie tam wkrótce, gdy się tylko uspokoi.
— Co to, to nie — odparł nieznajomy — za żadne skarby świata nie wrócę do tego przeklętego biura, w którym wszystko jest podminowane dynamitem. Gdybyście dali mi nawet całe złoto Anglii i Francji, nie odważyłbym się tam postawić nogi. Poszukajcie sobie lepiej kogoś innego. Mimo to nie przepuszczę płazem zniewagi, która mnie tu spotkała, i natychmiast z Scotland Yardu udam się do redakcji kilku gazet, które chętnie zamieszczą moje sprawozdanie o tym wypadku.
— Niech pan robi wszystko, co się panu żywnie podoba — zawołał Baxter zdjęty wściekłością.
Z hukiem zatrzasnął drzwi od swego gabinetu.
— Powinien pan okazać trochę więcej zimnej krwi — rzekł Marholm, wślizgnąwszy się za swym szefem do gabinetu. Ktoby ujrzał nieprzytomny i zgorączkowany wzrok Baxtera, przyszedłby niezawodnie do wniosku, że władze umysłowe inspektora policji nie są w porządku.
— Zimnej krwi? Nawet ryba straciłaby swoją zimną krew, gdyby była w moim położeniu. Czy myślicie, że mi jest przyjemnie być pośmiewiskiem całego Londynu?
— Niestety — odparł Marholm. — Jest to rola, którą czasem musieli znosić bez szemrania nawet królowie.
— Bardzo dziękuję — odparł Baxter. — Niech wyrządzają innym wszystkie psikusy jakie im przychodzą do głowy, lecz niech mnie pozostawią w spokoju. Żądam tego kategorycznie, czy mnie rozumiecie?
Uderzył pięścią w stół, że o mało nie wylał atramentu. W tej samej chwili wszedł policjant, przynosząc mu południowe wydania pism. Zaledwie Baxter rzucił okiem na pierwsze stronice, skoczył jak rozjuszony tygrys.
— Wyrzucić mi natychmiast wszystkie te brudne szmaty do ognia! Wychodzą tylko po to, żeby biednemu człowiekowi zatruwać życie i niszczyć nerwy! Jeśli ktoś jeszcze raz odważy się przynieść mi to świństwo do biura, wyleci z policji. Chcę mieć spokój i nie będę więcej czytał gazet, choćby cały świat miał wylecieć w powietrze.