Serce (Amicis)/Obrońca garbuska
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Serce |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1938 |
Druk | Drukarnia „Antiqua” St. Szulc i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Konopnicka |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nelli, biedny garbusek, nosi zawsze długi, czarny ceratowy fartuch.
Matka jego, mała pani, blondynka, czarno ubrana, przychodzi zawsze na „finis“, i żeby nie pchał się między innymi, zatrzymuje go i pieści. Z początku, ponieważ jest tak nieszczęśliwy, że ma garb, wielu chłopców naigrawało się z niego i trącało go w plecy tornistrami. Ale on to znosił cierpliwie i nic matce swojej nie mówił, gdyżby się martwiła, że jej syn jest pośmiewiskiem kolegów. Więc oni mu dokuczali, a on milczał i płakał oparłszy czoło o ławkę.
Aż raz jak nie skoczy Garrone ze swego miejsca, jak nie krzyknie:
— Pierwszemu, który mi się tknie Nelliego, dam przez łeb tak, że trzy kozły wywinie w powietrzu!
Zrobiło się cicho. Franti tylko na groźbę nie zważał.
Jakoż Garrone zdzielił go tak, że kochaneczek wywinął trzy kozły, a od tego czasu nikt nie tknął garbuska. Nauczyciel też posadził go w tej samej ławce, gdzie Garrone siedział. Okropnie się ten Nelli przywiązał do tego Garronego. Nie wyszedł nigdy, żeby nie posiedział: — Bądź zdrów, Garrone, a Garrone też tak samo. Jak Nelli upuścił pod ławką książkę lub pióro, zaraz się Garrone schylał, żeby się Garbusek nie męczył, i podnosił mu je. I jeszcze mu pomagał wszystko w tornistrze poskładać i płaszcz włożyć.
Bardzo go za to Nelli kocha, patrzy w niego ciągle, a jak nauczyciel pochwali Garronego, tak się cieszy jak gdyby jego samego pochwalił. Teraz musiał opowiedzieć Nelli wszystko swojej matce i o tych dokuczaniach dawnych, i o tym co wycierpiał, i jak się za nim ujął jeden kolega, i jak on go za to kocha. Bo oto co się zdarzyło dziś rano.
Nauczyciel posłał mnie do dyrektora, żebym mu zaniósł program lekcji, na jakie pół godziny przed „finis“, i właśnie byłem w kancelarii, kiedy weszła pani z jasnymi włosami i czarno ubrana, matka Nellego, i rzekła:
— Panie dyrektorze, czy jest w klasie mego syna chłopiec, który się nazywa Garrone.
— Jest — odpowiedział dyrektor.
— Czy nie zechciałby pan z łaski swojej przywołać go tutaj, bo mam mu słówko do powiedzenia?
Dyrektor zawołał pedela i posłał go do klasy, a za chwilę stanął w progu Garrone ze swoją roztarganą, wielką głową i z dość głupią miną. Zobaczywszy go jednak pani podbiegła ku niemu, objęła za szyję, i obsypując pocałunkami jego wielką głowę mówiła:
— Tyżeś to, Garrone, przyjaciel mego synka, obrońca mego biednego dziecka!? Tyżeś to, drogi, poczciwy chłopcze?... Tyżeś to?...
Po czym gwałtownie zaczęła szukać czegoś po kieszeniach i w woreczku, a nie znalazłszy nic, zerwała z szyi łańcuszek z krzyżykiem i włożyła go na szyję Garronego, pod krawatkę, mówiąc:
— Weź go i noś, na pamiątkę ode mnie, drogi chłopcze! Na pamiątkę od matki Nelliego, która ci dziękuje i błogosławi Ciebie.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |