<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Siostry bliźniaczki
Podtytuł Powieść
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1896
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


II.

Zgiełk i odgłos ciężkich kroków, zmieszany ze szczękiem broni, napełnił położony przed zamkiem dziedziniec.
Rajmund podszedł do okna, otworzył je i wyjrzał, lecz w tejże chwili cofnął się.
— Co tam takiego? — zapytał Renaud.
— Prusacy zajmują Fenestranges, opanowali już park i wchodzą do zamku — odrzekł Rajmund półgłosem.
Z kolei do okna podszedł Renaud i wychylił się na dziedziniec, słabo oświetlony niesionemi przez niemieckich żołnierzy latarniami.
— Niosą jakiegoś chorego, przy którym idzie niemiecki lekarz wojskowy. Zapanuj nad gniewem i wyjdź naprzeciw nim.
— Ja naprzeciw Prusakom! Nie potrafiłbym ukryć oburzenia.
— A jednak potrzeba! Otwórz drzwi i wprowadź ich. Opatrzność zsyła ich w tej chwili. Niemiecki lekarz może ocalić naszego pana, o to przedewszystkiem chodzi nam teraz.
— Masz słuszność! — niechętnie odrzekł Rajmund — ale kiedyś zapłacą mi oni za to.
I wyszedł, Renaud zaś ukląkł przy nieruchomie leżącem ciele hrabiego d’Areynes.
Na dziedzińcu, chirurg niemiecki, poprzedzając nosze, na których złożony był oficer ranny, imponującym głosem żądał od zebranej służby wskazania sobie pokoju z łóżkiem.
Rajmund podszedł ku niemu i rzekł ze źle udaną życzliwością:
— Będzie pan miał wszystko, czego potrzeba, ale na miłość Boga, niech pan ocali naszego pana!
— Cóż się stało waszemu panu? — zapytał niemiec po francusku.
— Tknięty został apopleksyą.
— Zaraz przyjdę, tylko ulokuję mego rannego.
Po umieszczeniu swego pacyenta w jednym z pokojów parterowych, lekarz udał się wraz z Rajmundem do sali, w której leżało ciało hrabiego.
— Panie doktorze — zawołał Renaud, klęczący przy chorym — niech pan ocali hrabiego, a chociaż pan jest naszym wrogiem, będę go błogosławił.
— Lekarz nie jest niczyim wrogiem — odrzekł niemiec — i nawet podczas wojny uosabia w sobie uczucie ludzkości.
Ukląkł przy chorym i przyjrzawszy się mu, kazał pomieścić go na sofie w pozycyi siedzącej.
Poczem polecił obnażyć lewą rękę hrabiego, przewiązał ją, zrobił cięcie lancetem i czekał.
Krew nie pokazała się.
— Więc nie żyje? — szepnął Renaud tłumiąc łkanie.
Lekarz milczał.
Ale jak gdyby w odpowiedzi na zapytanie lokaja, ciemna plamka pokazała się na wierzchu ranki, a po chwili trysnęła krew naprzód gęsta i prawie czarna, następnie pięknego koloru purpurowego.
Ciało hrabiego drgnęło, zapowiadając tem powrót do życia, a wkrótce podniosły się powieki i długie westchnienie wydobyło się z napół otwartych ust.
Lekarz pozwolił płynąć krwi przez kilka sekund, poczem zatamował ją nałożeniem na rankę kompresu i bandażu.
Hrabia, po odzyskaniu przytomności, spostrzegłszy przed sobą lekarza, drgnął całem ciałem.
Z ocz jego trysnęła błyskawica nienawiści.
— Pan hrabia miał atak apoplektyczny — pośpiesznie rzekł Renaud. — Pan doktor ocalił życie panu hrabiemu.
Hrabia poruszył ustami, jak gdyby chciał przemówić, ale nie zdołał wydać ani jednego wyrazu.
Renaud pytającym wzrokiem spojrzał na lekarza
— Paraliż języka — odrzekł niemiec.
Hrabia zapewne nie słyszał tych słów, gdyż oblicze jego nie wyrażało żadnego uczucia i oczy przygasły znowu.
— Niebezpieczeństwo na jakiś czas minęło — mówił dalej lekarz. — Zapiszę lekarstwo, które należy dać jak najprędzej. Tymczasem odnieście chorego do łóżka i posadźcie tak, aby trzymał głowę o ile można najwyżej. Zobaczę go jeszcze w nocy. A teraz — dodał zwracając się do lokaja — zaprowadź mnie do oficera rannego.
Hrabia pozostawszy tylko z lokajem, chciał przemówić znowu i uczynić gest, ale język i ręka, dotknięte paraliżem, odmówiły posłuszeństwa.
Renaud domyślił się, że pan jego pragnął zapytać o wypadki zaszłe podczas swej nieprzytomności i pośpieszył z wyjaśnieniem, z jakiego powodu lekarz niemiecki znalazł się w zamku.
Hrabia przymknął oczy, westchnął głęboko i pomyślał:
— Więc winienem życie niemcowi! Wolałbym umrzeć!


∗             ∗

Doktor Blasius Wolff liczył lat trzydzieści pięć, był otyłym i wzrostu nizkiego, nie odznaczał się wcale elegancją, lecz w oczach i całem obliczu, otoczonem gęstą blond brodą wykazywał inteligencyę wyższą.
Był lekarzem sumiennym i praktykiem pierwszorzędnym.
Po opatrzeniu rannego oficera powrócił do hrabiego i widocznie, niezadowolony z jego stanu, zapytał Piotra Renaud:
— Czy w sąsiedniem miasteczku jest apteka?
— Niewielką apteczkę mamy nawet w zamku.
— Proszę zaprowadzić mnie do niej.
Lokaj zapalił świecę i udał się z nim do apteki na pierwsze piętro.
Niemiec rozejrzał się w napisach, pomieszczonych na flakonach, kazał podać sobie ważki oraz dwie buteleczki próżne i zajął się przyrządzeniem lekarstwa.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.