Rodzą się swobodne ptaki
i ulatują do chmur
jak kwiaty tęczowych piór,
jak bukiety uskrzydlone.
O czemuż ja w niebios szlaki,
nie mogę wzlecieć, jak one?
O czemuż z całej przyrody
Człowiek ma najmniej swobody?
Rodzą się dzikie drapieżce
chciwe na żer i na krew.
Czają się w gęstwinie drzew
u wodopoju na ścieżce,
łupiąc w puszczy co się zdarzy,
łupiąc o czem duch zamarzy...
A potem wolne, swobodne
uchodzą w leża wygodne.
Rodzi się ryba i pluska
i igra w błękicie fal
i płynie radośnie w dal
ledwie ją okryje łuska.
Płynie w szafirów głębinie,
aż gdzieś w oceanie zginie.
O czemuż z całej przyrody
Człowiek ma najmniej swobody?
Rodzi się strumyk przejrzysty
w kołysce kwiatów i ziół.
I pędzi ku morzu w dół
wijąc się, jak wąż srebrzysty.
Przebiega górskie wyżyny
i mknie w zielone doliny...
O czemuż z całej przyrody
Człowiek ma najmniej swobody?
Srogi ból, piekielna męka.
Piersi mi rozsadza gniew.
W żyłach wre kipiąca krew,
a serce z wściekłości pęka.
Cóż wzbrania ludziom biedakom
swobody, którą łaskawie
Bóg dał źródłu, i kwiatom, i trawie,
I zwierzętom, i rybom, i ptakom?...