Spokój Boży/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Spokój Boży |
Wydawca | Przegląd Tygodniowy |
Data wyd. | 1903 |
Druk | Drukarnia Przeglądu Tygodniowego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | M. M. |
Tytuł orygin. | Guds Fred |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Podczas podróży ani śpię, ani czuwam. Siedzę na pokładzie, wchłaniam powietrze nocy letniej, ścigam myślami fale wody a okręt kołysze mnie do słodkiego snu ciężkiemi, regularnemi ruchami maszyny, płaczliwem klekotaniem małych, skaczących fal.
Myśli wracają po drodze przebytego pasu wód, wracają do niedawno opuszczonego świata. Czuję się wolnym, wyższym w stosunku do przeszłości. Jakże wydaje mi się obcą i pustą i nic nieznaczącą. Takiemu to życiu poświęciłem piętnaście najpiękniejszych lat. Nikt nie był nademnie gorliwszym. Młodo zaciągnąłem się pod chorągiew swego stronnictwa, walczyłem odważnie i ślepo w rzędzie szeregowców; odznaczono mnie i osiągnąłem wszystkie zaszczyty, których pragnęła moja ambicya. Byłem w wirze bojowym, silnie kochałem i nienawidziłem, nie łamałem wyrzeczonych przysiąg, żadnej nie podlegałem pokusie, miałem przyjaciół i nieprzyjaciół, działałem w złym i dobrym kierunku z wiedzą i wolą.
I jakiż tego wszystkiego wynik? Czy własne zdobyłem szczęście, czy innym je w darze przyniosłem? Czy drugim — to wątpliwe; sobie bezwarunkowo nie. I jeśli teraz dobrowolnie porzuciłem z trudem zdobyte stanowisko — którego mi niejeden pozazdrościł — to w głębokiem przeświadczeniu o jego bezwarunkowej nietrwałości.
I o cóż w imię Boga walczymy? Dlaczegóż prześladujemy się wzajem, pogardzamy i źle obchodzimy z sobą, zawsze w pełnem uzbrojeniu, zawsze gotowi do uderzenia. Może tam w dalekiej przyszłości jest cel do osiągnięcia? wyższa sprawiedliwość, lepszy podział dóbr doczesnych? Może wnukowie nasi doczekają się jakiegoś społecznego przewrotu? Wreszcie — będąż się ludzie szczęśliwszymi czuli, jeśli do celu rzeczywiście dojdą? Czy też pośpieszą z niepokojem w sercu i niezatamowaną żądzą, ku nowym celom? Z pewnością! Nie, szaleństwem jest wiara w zdobyte walką szczęście. Tylko w spokoju, w zgodzie z sobą i światem szczęście znaleźć można.
A gdy pomyśleć o tem, że oni tam wciąż jeszcze walczą! Wielkie miasto nie udało się na spoczynek, złośliwość i gniew brzęczą na ulicach światłem elektrycznem oświetlonych, skupiają się w kawiarniach, upijają tępo i głupio, budzą się nazajutrz po pełnym strachu śnie, z rozpalonym mózgiem i rozgoryczonem sercem.
I że oni to mogą! I że żaden letni poranek nie budzi w nich pragnienia zrzucenia wszystkiego! A później — odświeżyć rozgorączkowane mózgi w chłodnem, rannem powietrzu, rozgoryczone serca napoić słodką rozkoszą natury, oczyścić z wszelkiej nieprzyjaźni i nienawiści, na całej linii zawrzeć pokój, opierając się tylko na zwyczajnej, łatwej do zrozumienia zasadzie: Jesteśmy wszyscy ludźmi, nie życzmy sobie wzajemnie nic złego. I bez krwi przelewu uskutecznić można rewolucyę, która każdą inną zbyteczną uczyni.
Siedzę i marzę w piękną czerwcową noc — a okręt wiedzie mię poprzez ciche morze ku brzegom starego miasta. Jakby we śnie wymarzone widziadło, o wschodzie słońca, ujrzałem u swego boku dziewczynę młodą, wysoką i dumną, o twarzy, na której łagodny jaśniał spokój. Podobna duchowi zjawiła się, podobna zjawisku zniknęła.
Jeśli to było przeczuciem, przyjmuję z wdzięcznością, jako przepowiednię, że dobrą obrałem drogę, by spokój znaleźć.