<<< Dane tekstu >>>
Autor Peter Nansen
Tytuł Spokój Boży
Wydawca Przegląd Tygodniowy
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia Przeglądu Tygodniowego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz M. M.
Tytuł orygin. Guds Fred
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IV.
12 czerwca.

Wysoko, na otwartym grzbiecie wiatrakowej góry, na zielonem tle lasów, wznosi się biały wiatrak o czarnych śmigach. Jest pierwszym w okolicy, nigdy mu wiatru nie braknie, jest zarazem morskim znakiem daleko, daleko na fiordzie.
Do młynarza należy część wzgórza, aż do miejsca, w którem zaczynają się publiczne ogrody. Od strony północnej ziemia leży odłogiem, — ale południowy stok uprawiono, użyźniono i oparkaniono. Młynarz był uczniem założyciela tych ogrodów. Walczył z wiatrem i zimnem, postawił ochronny płot od strony zachodniej, pomieszał piaszczystą ziemię wzgórza z tłustym, z trudem zwiezionym czarnoziemem, póty uprawiał i polewał, kopał i grabił, póki nie ujrzał wiśniowego ogrodu w rozkwicie.
Przypominam sobie szacunek, połączony ze wstrętem, z jakim się mieszkańcy miasta o młynarzu wyrażali. Podziwiano jego działalność a nie cierpiano rubaszności i dziwacznego obejścia. W kontrakcie, spisanym między nim i miastem, zastrzeżono wolny wstęp dla tych, którzyby z pięknego korzystać chcieli krajobrazu. Pomimo, że nigdy zwiedzaniu nie przeszkadzał, mieszkańcy miasta nie czuli się swobodnymi na jego terytoryum. Trzymano się zdala od jego domu i ogrodu. Nawet nieustraszeni chłopcy zostawiali w spokoju sławne w jesieni młynarzowe jabłka i gruszki. Krążyły złośliwe pogłoski; opowiadano, że tyranizował swą młodą, piękną żonę, córkę dzierżawcy poblizkiej wsi. Pogłoski te powstały dlatego, że żona młynarza samotne prowadziła życie, co według zdania towarzyskiego ludu, bez przymusu dziać się nie mogło. W każdym razie, pogłoskom tym dodała siły nagła śmierć młodej kobiety, w kilka tygodni po urodzeniu córeczki. Młynarz nie przyjął ani mamki, ani niańki, lecz sam, ze swym pomocnikiem dziecinę wychowywał. Miała dwa lata, gdyśmy miasto opuszczali; codzienne odbywałem do młyna spacery i przyglądałem się często z lękliwą ciekawością, gdy ją obwoził garbaty pomocnik młynarza w wózku, zwyczajnej skrzyni na czterech kołach.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W tych dniach wschodnie mieliśmy burze. Podziwiałem wspaniały widok wzburzonego fiordu, przysłuchiwałem się odgłosom burzy, szumowi fal o kilka mil oddalonego morza.
Młyn stał na dawnem miejscu, lecz śmigi się nie poruszały. Pomyślałem: — młynarz zmienił się na stare lata — podczas burzy młyna w ruch nie puszcza. Lecz i dziś przy łagodnym wietrzyku, szumiącym przez las, młyn również odpoczywał. Wiatr szarpał przytwierdzone skrzydło a wesołe, uśmiechnięte słońce przeglądało się w szpągach śmig. Wiatrak i słońcu nie dał się obudzić. A najdziwniejsze: — o jedno ze skrzydeł oparta młoda stoi dziewczyna w obcisłej niebieskiej sukni, — stoi tak spokojnie, jakgdyby żadne niebezpieczeństwo nie było możliwem, z rękoma skrzyżowanemi na piersi, patrzy w dal na roztaczający się przed nią krajobraz. Nie słyszała mię.
Jak zaczarowana królewna marzyła u nóg śpiącego wiatraka. Wróciwszy do domu, zapytałem w przejściu gospodarza, czy stary młynarz mieszka jeszcze na górze. Tak — w rzeczy samej, mieszka tam jeszcze.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Peter Nansen i tłumacza: anonimowy.