Spokój Boży/XXV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Spokój Boży |
Wydawca | Przegląd Tygodniowy |
Data wyd. | 1903 |
Druk | Drukarnia Przeglądu Tygodniowego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | M. M. |
Tytuł orygin. | Guds Fred |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Idąc na górę wiatrakową, spostrzegłem, że oprócz mnie, dwóch jeszcze podąża gości. Małgosi czteroletnia chrześniaczka i dwuletni jej braciszek, Karol. Dzieci rybaka dalekiego fiordu; był on kiedyś czeladnikiem w młynie.
Dzieci miały ujrzeć poraz pierwszy choinkę. Jaśniały radością, czystością i kłopotliwą grzecznością. Gdy zobaczyły obcego człowieka, skryły się za Małgosię, która wyciągać i rozruszać je musi, by w całym przedstawić blasku. Rzeczywiście, są piękne. Asta wygląda jak aniołek, którego na wierzchu choinki posadzićby można. Główka pełna blond loczków a oczki śliczne, niebieskie. Karol, mały, krępy chłopak, o czarnych świecących oczach, mówi językiem majtków, z męzką pewnością siebie.
Po ukończonej wieczerzy idziemy do ogrodowego pokoju, w którym już zapalono drzewko. Małgosia trzyma na ręku chłopczyka a Astę za rączkę prowadzi; za niemi idziemy: młynarz i ja z zapalonemi fajkami. Z początku dzieci oniemiały ze zdziwienia, otwartemi szeroko oczami wpatrują się przed siebie a Małgosia oprowadza je naokoło drzewa. Szepnąłem jej: „zdaje mi się, żeś najszczęśliwsza z tej trójki.“ „Tak“ — odpowiedziała — „pomyśl! obchodzić święta Bożego Narodzenia z tobą, z dwojgiem tych pięknych stworzeń“.
Po chwili dzieci głośno zaczęły się cieszyć a gdy dowiedziały się, że wszystkie te piękności do nich należą, że owoce wolno im obrywać i zanieść do domu, szaleć zaczęły z radości. W końcu kulą się jak koty pomiędzy skarbami i zapełniają zwykle cichy pokój śmiechem, pełnem zapału gadaniem, nareszcie zmęczone i śpiące, żegnają się z nami, by się spać położyć. Małgosia położyła je do łóżka, potem przyszła do nas, usiadła na sofie, między ojcem i mną.
Na choince palą się jeszcze świeczki. Młynarz mówi: „W tym roku płonie więcej świateł. Ostatnim razem otaczały mnie ciemności, dziś wydaje mi się, jakbym czuł i rozpoznawał światło“.
„Tak, ojczulku“ — odrzekła Małgosia, opierając głowę na jego ramieniu — „pali się więcej świeczek tego roku. Ostatnim razem było nas tylko dwoje, nie chciałam tylu zapalać świeczek. Dziś święty ten wieczór obchodzimy na górze prawdziwie uroczyście, bo z dziećmi. I tak, mam nadzieję, będzie co rok, bo i ten... — pochwyciła mą rękę i kładąc ją w dłoń ojca, rzekła: — „jeśli pozwolisz, dasz błogosławieństwo, na zawsze z nami pozostanie“.
....Stary ucałował Małgosię, serdecznie uścisnął mą dłoń a dwie łzy spłynęły z jego niewidzących oczu: „Boże pobłogosław i obdarzaj ich na tej górze, wieloma szczęśliwemi, jasnemi dniami. Ciebie mój synu, nigdy nie widziałem i nie ujrzę już nigdy. Ale po głosie twoim, gdyś do Małgosi mówił, odczułem dla niej gorącą miłość“.
....Przed odejściem zaprowadziła mnie Małgosia do sypialni, gdzie spali Asta i Karol. Ręka w rękę, leżą dzieciny w głębokim śnie pogrążone. Asta z miłością macierzyńską tuli do siebie główkę braciszka. Pocichu zbliżyliśmy się i pocałowali — nie obudzili się, ale uśmiechnęli rozkosznie — odczuli miłość nad ich stojącą łożem. Później pocałowała mnie Małgosia i rzekła:
„Pomyśl, jakby to było niewypowiedzianie pięknie, gdyby dwójka ta do nas należała“!
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
„Pokój opanował ziemię“ — szepnęła Małgosia.
„Tak, i serca ludzkie“ — odpowiedziałem.
Obejrzeliśmy się. Prosto przed nami stoi młyn, ze swemi czarnemi wielkiemi skrzydłami. Zauważyłem, że Małgosia silnie drgnęła, zapytałem: „Czy boisz się młyna“?
„Nie, zimno mnie ogarnęło, bo za długo stoję“.