<<< Dane tekstu >>>
Autor Peter Nansen
Tytuł Spokój Boży
Wydawca Przegląd Tygodniowy
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia Przeglądu Tygodniowego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz M. M.
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron


XXXVII.
Kwiecień.

Schroniłem się tutaj, by znaleźć samotność. Znalazłem ją. Gdyby Małgosia mojej nie skrzyżowała drogi, ciszaby mnie nie przerażała. Wtedy nieznałbym niezaspokojonych pragnień, prześladujących mię teraz, jak wyklętego.
Wyklętym jestem w swem osamotnieniu, gdzież znajdę kącik, zapewniający mi spokój. Czy wędruję po pustych ulicach starego miasta, czy znużony biegam po stromych ścieżkach Wiatrakowej Góry, wszędzie prześladuje mnie brak, pustka, podobna do skrzeczącego zgłodniałego kruka, gotowego przebić me serce swym dziobem.
Niema kącika, niema domu, niema drzewa, któreby mi braku mego nie przypominały.
„Pamiętasz, gdyś z nią tu był raz ostatni! Teraz jesteś sam — ona ci nie towarzyszy“.
„Tu z nią siedziałeś, rozmawialiście o waszem szczęściu, marzyliście o przyszłości, wszystko o czem mówiliście, marzyli, było latem, słońcem, próżną radością i życiem. Teraz ona leży w grobie a zimny oddech śmierci rozwiał wasze sny“.
„Szukałem ukojenia w bibliotece klasztornej, której wielka cisza i dawne wspomnienia kołysały kiedyś mój umysł, do słodkiego spokoju. Teraz czarny kruk siedział na mem ramieniu. Młody mnichu, czemu zatrzymujesz na drzewie za murem twój pełen tęsknoty wzrok? Pozostań tutaj, ciebie już nikt oczekiwać nie będzie, gdy ciemności nocne otulą klasztor. Umilkły słowiki, na starem drzewie kruk wije swe gniazdo“.
„Byłem w ogrodzie u źródła. Pójść drugi raz nie mam odwagi. Zdawało mi się, że dzieci milkną na mój widok. Czytałem smutne z ich oczu pytanie: „Gdzieś podział twą towarzyszkę? Gdzie ta, która nas tak kochała. Nie wolno ci tutaj bez niej przychodzić. Idź po nią.“
Przyjaciółka moja z zakładu narzeka na mą niewierność. Właśnie teraz chciałaby mi swą okazać sympatyę. Nie może zrozumieć, a ja nie mam odwagi powiedzenia jej: zranione moje serce nie znosi litościwych spojrzeń a one prześladują mnie z chwilą przestąpienia progu przytułku; towarzyszą przez wschody i korytarze, malują się nawet w wiernych i kochających jej oczach.
Do największych mąk należy odwiedzanie ojca Małgosi. Obracanie się w pokojach niedawno pełnych wesołości, wdzięku, gdzie za każdym krokiem powstaje brak i jęczy, jak udręczone zwierzę, gdzie powietrze drży jeszcze od jej śmiertelnego westchnienia, gdzie w końcu siedzi biedny staruszek, wpatrzony wygasłemi oczami w okrutność przeznaczenia. Cóż mamy wzajem pocieszającego sobie do powiedzenia? Zaledwie przysłuchuje się rozumnym uwagom, któremi chcę uspokoić jego samooskarżenie, powstrzymać potok słów o Małgosi, o nieszczęściu, czyli zemście obrażonego młyna. Czyż i na mnie nie działają dziwne jego dowodzenia? może to tylko wspomnienie tego nieszczęśliwego poranka budzi przeczucie i drżenie duszy, gdy przechodzę koło młyna? Jeszcze stoi, jeszcze nad nim nie wyrzeczono wyroku.
Jeżeli smutek rzuca mną z jednego miejsca na drugie, szukam spokoju w pracy i książce. Pisząc zapominam, że Małgosia umarła. W książce tej żyje, w książce tej zmartwychwstaje ze Spokojem Bożym, którym mię obdarzała, gdym zmęczony wędrowiec na Wiatrakowej schronił się Górze.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: anonimowy, Peter Nansen.