<<< Dane tekstu >>>
Autor Peter Nansen
Tytuł Spokój Boży
Wydawca Przegląd Tygodniowy
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia Przeglądu Tygodniowego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz M. M.
Tytuł orygin. Guds Fred
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXVIII.
W ostatnich dniach Kwietnia.

Mam ochotę napisania przedmowy do mej prawie, już ukończonej książki. Nowomodny literacki katechizm wyklucza przedmowy, jakoteż i odezwy w środku książki od autora do miłych czytelników. Jedno z pierwszych przykazań brzmi:
Autor nie ma prawa wystąpienia ze swą osobą i wykazywania swych prywatnych poglądów. Autor powinien się subiektyzować w książce, która za niego ma przemawiać. Wykazanie tych niedorzeczności ma być celem mojej przedmowy. Jeśli autor ma coś na sercu, potrafi zwierzyć się czytelnikowi pomimo katechizmowego zakazu. Jedna z osób przemawia w jego imieniu. Do czego więc prowadzi niedozwalanie osobistego w książce występu? Większość książek samego się tyczy autora. Następstwo zakazu przeciwko niezamaskowanym czarnym dominom, doprowadzi do tego, że autorzy mniej lub więcej w dobrym stylu, mniej lub więcej wyraźnie kostyumować się będą. Weźcie zebrane utwory jednego z waszych autorów a ujrzycie go w niezliczonej liczbie nagle zmieniających się kostyumów: duchownego, lekarza, inżyniera, budowniczego, doświadczonego, rozumnego człowieka, analityka, dziecinnego oryginała, lub zrozpaczonego anarchisty, czynnika anti­‑państwowego. Naiwny literat, wyobraża sobie, że w przebraniu rozmaitych szat, jest dobrze ukryty. Ale nietylko koledzy zawodowi odkrywają ze śmiechem jego karty. Znają się na tem i czytelnicy wytresowani na modnej, krytycznej metodzie; uważają sobie za punkt honoru odnalezienie „kota w worku“. Wskazują nań palcem i w zachwycie wołają:
„Widzieliście pana A. o krzywych nogach? niepokonany inżynier, co myślicie o zawsze wesołym panu B., czyż to nie śmieszne, że widzimy go w roli pogardzającego światem badacza przyrody?“ Przebranie ogłupia samego tylko autora. Myśli: gdym już nareszcie przebrany, postaram się wystąpić w całej swojej okazałości. Jak śmiesznie wesołą galeryę portretów przedstawia nam nasza literatura. Młodzieńcy o pięknych twarzach, o wysokiej eleganckiej postaci, o niebieskich, czarnych, ognistych oczach, lub mieniących się pod wpływem wrażenia! Widzą się sami w dojrzałej męzkości, z powagą i pewnością siebie, wolą silną w spojrzeniu, siwiejącemi, ale jeszcze nie przerzedzonemi włosami. Z pełną miłości pobłażliwością retuszują wszystkie otyłości, łysiny, śmieszności i brzydotę. A gdy przypadkiem ujrzą w lustrze swą postać, wydaje im się, że dobrze wyjść można na skromności przyznającej się do błędów z całą szlachetną szczerością; otoczy to ich aureolą oryginalności, przewyższającą o wiele każdą prawdziwą piękność. Za przyznanie się do niedostatków cielesnych, na duchowe wskazują zalety, których nigdy w autobiografii autora nie braknie.
I tak padają nasi literaci ofiarą żartu, bywają wystawieni na pośmiewisko świata, łatwo do śmiechu usposobionego.
Ale o to wszystko jeszcze mniejsza; gorzej, że to przebieranie krępuje autora w wypowiedzeniu niesfabrykowanego poglądu serca. Maskaradowe książki wymagają trudnych i przykrych względów dla estetycznych zwyczajów i obyczajów, sprawiających wrażenie żartu, ponieważ autor wie dobrze z czego się one w zasadzie samej składają. Znamy wszyscy modną formułkę romansu: pierwszy rozdział, którym gwałtownie w wątek wpadamy, drugi wyjaśniający pierwszy zapomocą długiej, nudnej przedmowy — będącej tłem maskarady. Wszystkie te zewnętrzne względy, co do ubioru, maszyneryi, dekoracyi, wzajemnego stosunku osób, odnoszących się do siebie podług stereotypowego wzoru — wysysają szpik energii, mogącej stworzyć w innych warunkach księgę pełną prawdziwego wyrazu, opowiadania, nastroju, uczucia. Sztuczność przygniata prostotę i naturalność — uniemożliwia szczerość wyznania, mogącego przynieść dużo ulgi sercom również czującym. Dlatego też książka moja jest zwierciadłem przeżytych chwil, odczutych wrażeń, dlatego też udaję się sam do czytelnika.
„Nie jestem ani pięknym, ani brzydkim, ani urodziwym trubadurem, ani demonicznym garbuskiem. Jestem tylko sercem, pragnącem wyśpiewać światu swe radości i bóle. „Kostyum“ pozostawię wielkim dziełom, które przedstawiają nam życie i jego maskaradę. Małe utwory, płynące z serca najlepiej będą napisanemi przez tych, którzy niczem więcej nad „siebie“ być nie pragną“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Peter Nansen i tłumacza: anonimowy.