Spokój Boży/XXXIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Spokój Boży |
Wydawca | Przegląd Tygodniowy |
Data wyd. | 1903 |
Druk | Drukarnia Przeglądu Tygodniowego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | M. M. |
Tytuł orygin. | Guds Fred |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Ukończyłem książkę, ukończyłem wszystko co miałem tutaj do działania.
Wczoraj wieczorem, gdym na ostatniej kartce, na Małgosi oczach ostatni pożegnalny złożył pocałunek a przedemną biały pusty leżał papier, pojąłem, że teraz dopiero nastąpiłyby dla mnie prawdziwie samotne dni na Wiatrakowej Górze. Wstałem, zebrałem manatki, spakowałem kufry, zawiadomiłem gospodarza, że jutro odpływam na okręcie.
Czegóż chcę? przedewszystkiem ztąd odjechać i udać się tam, gdzie mię czeka praca. Zmęczony porzuciłem ją, bo mi się zdawało, że do niczego nie prowadzi. Rozpoczynam ją znowu, bez zbyt wielkich złudzeń, z przekonaniem jednak, że wielką posiada wartość. Cisza obdarza tylko szczęśliwych Spokojem. Nam praca uśmierca cierpienie.
Przyznaję się, że gdym w ostatnich czasach zachodził do kawiarni, by się rozerwać i gazetę przeczytać, budziła się we mnie chęć bronienia lub oskarżania piórem tego, co czytałem. Czułem, że mój młyn chwilowo tylko stanął a że słaby wiaterek mógłby nim poruszyć, począłem pojmować młynarza. Nie młyn, lecz on pragnął widoku poruszających się skrzydeł i warczenia kół. W jego wnętrzu budziła się skarga i bunt przeciwko Spokojowi. Zdawało mi się, że jeszcze więcej pojmuję. Słyszałem ostrzegające wołanie: Biada temu, kto ślepo młyn w ruch puszcza!
Dzisiaj żegnałem miasto, Wiatrakową Górę i wszystko co me najjaśniejsze i najsmutniejsze budziło wspomnienie.
Przyjaciółkę moją z przytułku serdecznie pożegnałem. Jej wierności, pamięci, staraniu poleciłem grób Małgosi. Stary młynarz nie skieruje swych kroków na cmentarz, zaniosą go tam dopiero na wieczny odpoczynek. Polecałem dalej: „Nie ozdabiaj grobu przemijającemi kwiatami, których pociecha małodusznem, chełpiącem jest kłamstwem; okryj go skromnemi roślinami wiecznie żyjącego wspomnienia — bluszczem i nieśmiertelnikami“. Płacząc obiecała: „Grób jej ozdobię według twego życzenia. A gdy ja umrę, inne uczynią, to, co ja czyniłam. Dopóki pozostanie chociaż jedna z Małgosi znajomych, grób jej się nie rozpadnie“.
Odwiedziłem dziś ojca Małgosi. Wydawał mi się o wiele przystępniejszym — takim od nieszczęścia go nie widziałem. Wiadomość o moim wyjeździe żadnego na nim nie wywarła wrażenia. Czemże byłem dla niego nie będąc Małgosi mężem? Zgodził starą kobietę, pomocnicę Małgosi — obiecała go wiernie pielęgnować, zatem o niego mogę być spokojnym. Wiatrakowej Góry opuścić nie chce, mniej teraz, niż kiedykolwiek. Bo teraz — opowiadał — młyn „w porządku“. Nie zburzy go, wybuduje z niego pomnik Małgosi. Całą maszyneryę kazał rozbić, śmigi przybić w taki sposób, by wyglądały na prawdziwy krzyż i wskazywały na fiord. Mówił: Ani on, ani ja nie zrobimy na ziemi nic złego. Zostaniemy na tem miejscu, gdzieśmy, tak ciężko zgrzeszyli. Pragnę, by po mojej śmierci widniał na karcie, jako „Małgosi pamiątka“.
Wychodząc z młynarzowego domu przeszedłem ogród, który w całej wiosennej jaśniał okazałości, widocznem jednak było, że nikt nie myślał o pielęgnowaniu. Trawa na trawnikach rosła dziko a na klombach między kwiatami rozplenił się bujny chwast. Widzę — zbliża się chwila, kiedy ogród padnie ofiarą nieurodzajnego wschodniego wiatru i w dzikie zamieni się pustkowie. Oazie Wiatrakowej Góry zabrakło delikatnej ręki, rozsiewającej miłość i spokój.
W końcu byłem na cmentarzu. U tej, która była słońcem mego dzieciństwa i u tej, która to słońce rozjaśniła na krótki, ale niezapomniany dzień w mym wieku męzkim.
Dobre matki, śpijcie w Spokoju, jedna obok drugiej na cmentarzu starego grodu.
....Kufer zapakowany. Na samym wierzchu leży malutka koszulka, uszyta przez Małgosię dla naszego syna.