Spokój Boży/XL
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Spokój Boży |
Wydawca | Przegląd Tygodniowy |
Data wyd. | 1903 |
Druk | Drukarnia Przeglądu Tygodniowego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | M. M. |
Tytuł orygin. | Guds Fred |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Okręt wypłynął z portu, przesunął się około starego zamku o zwyczajnej szerokiej fasadzie, około mostu, na którym stara stała przyjaciółka i ostatnie przesyłała pożegnanie. Zamną leżało miasto czerwone, na wiosennem tle zielonych wzgórzy i łanów, z wesołym dymem, igrającym ponad kominami i bocianim klekotem na dachach. Okręt skręcił w zagięcie i zniknęło miasto.
Obudziłem się z wrażeniem, jakby zapadła kurtyna nad skończonym już dramatem, nad pełnem bajki czarodziejskiem życiem, w którem przez krótki czas brałem udział. Później okręt wjechał w nowe zagięcie fiordu — i przez jedną minutę ujrzałem z dala na horyzoncie szczyt Wiatrakowej Góry a ponad nim, jeszcze wyżej wiatrak, czarny krzyż na białem tle.
Tak znikło niepowrotnie stare miasto, a ja wracam tam, zkąd przybyłem, do dawnych przyjaciół i dawnych wrogów.
Czy minął ten rok bez śladu i czy znikł, jak czarodziejska baśń, po której zapada kurtyna?
Z pewnością nie. Przyniósł mi Treuga Dei, przyniósł to, za czem cała jęczy ziemia: „Spokój Boży“, ów Spokój, którego użyczali sobie wzajemnie nasi pełni wojowniczości przodkowie, ów Spokój oświetlający duszę i uszlachetniający wolę. Powracam tam, zkąd przybyłem, ale nie powracam tym samym. Posiadam to, na czem mi dotychczas zbywało — szlachetną, pewną wskazówkę na drogę życia: „Małgosi pamięć“. Przyjaciele przyjmą mię może z politowaniem i wzruszeniem ramion — a wrogowie prześlą ironiczny uśmiech. Dowiedzą się jednak, że nie mają powodu, ani się z czego cieszyć, ani nad czem litować. „Boży Spokój“, który się mej dotknął duszy, żadnej nie wymagał zmiany; morski znak, mego życia w innym nie poprowadzi kierunku. Ale z większą jeszcze pewnością stąpać będę po prostej drodze.
Na łożu śmierci robiłaś sobie wyrzuty, że umierasz, jako dziewica w mych ramionach. Nie wątpiłem nigdy w twą dla mnie miłość i wiarę. Dla mnie pozostałabyś zawsze tą samą, czy jako narzeczona, czy żona. Wiem też, że największą byłoby dla mnie rozkoszą, u twego spocząć boku, jako narzeczony. Ale ty, dziewico moja, nauczyłaś mnie dotychczas nieznanego szczęścia, płynącego z niezaspokojonych pragnień. Tyś mnie nauczyła dążenia do szczęścia, wtedy nawet, gdy go się nigdy nie dosięgnie.
I znów młyn poruszam. Tak być musi. Wymaga swoich praw od moich zdolności i od mej młodości. Myślę: skrzydło wiatraka, które ciebie zabiło, nie zasługuje na przekleństwo. Może i tak dobrze się stało; może i lepiej, że ślepy traf pozbawił cię życia; aniżeliby miała nadejść godzina, kiedy ja, nie zważając na ciebie, puściłbym w ruch młyn, u którego skrzydeł tyś szukała spokoju. „Pamięć Małgosi“ nauczyła mnie ostrożności.
Sen się skończył. W cichą noc wiosenną unosi mnie okręt ze starego grodu ku rzeczywistości i pracy. Sen skończony. Znikł „Boży spokój“, Małgosia umarła.
A może to nie było snem? A może śnię jeszcze? Pisząc te słowa, czuję Małgosi dłoń na mem ramieniu i słyszę, jak szepcze do mego ucha:
„Boży Spokój, nie opuszcza nigdy tego, kto kocha.“