<<< Dane tekstu >>>
Autor Or-Ot
Tytuł Spowiedź serca
Pochodzenie Pieśni

cykl Blizkiej... Dalekiej

Wydawca Księgarnia Teodora Paprockiego i S-ki
Data wyd. 1894
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Spowiedź serca.

O, dzięki tobie za tę jedną chwilę,
Co przywołała dawnych złudzeń tyle!
O, dzięki tobie, aniele mój złoty,
Za chwilę wspomnień — i łez — i tęsknoty,
Za promyk słonka na mych marzeń grobie...
Najświętsza moja, dzięki... dzięki tobie!

Ty wiesz: gdy wszczął się smętny dramat życia,
Jam umiał stłumić tęskne serca bicia
I kłamać spokój twarzą obojętną,
Kryjąc przed ludźmi chmurne bólu piętno.
U swego szczęścia by się skarżyć trumny —
Nazbyt szlachetny byłem... i zbyt dumny.

A dziś?... Widziałaś, jakie wiodłem boje
Z własnem swem sercem... Jak to serce moje
Od mojej dumy silniejsze i woli...
A dziś?... Widziałaś, jak łza... łza, co boli
I pali bardziej, niźli kropla lawy,
Zdradziła głębię mojej piersi krwawej.

Więc mi dziś przebacz, że mówię do ciebie,
Jak sercu tęskno po straconem niebie.
Więc mi dziś przebacz to, co wyznać muszę,
Żem oddał tobie i serce i duszę, —

Że je oddałem na wieki... na wieki
Tobie... tak blizkiej... a takiej dalekiéj...

Więc mi dziś przebacz... A gdy cię obaczę,
Spojrzyj i pomyśl: jak me serce płacze;
Spojrzyj i pomyśl: ile cierpień kryje
Pierś moja młoda... jakich bólów żmije
Kąsają co dzień tę pierś moją biedną...
Jam tylko ciebie kochał!... ciebie jedną!...

Więc swym uśmiechem łagodnym, serdecznym,
Więc swoich źrenic promieniem słonecznym
Na jedną chwilę, choć na jedną chwilę
Nieukojonych rozchmurz smutków tyle,
Nieutulonej męczarnię tęsknoty
Ukój litośnie, aniele mój złoty!

Ja nic nie pragnę i nie chcę niczego,
Oprócz słów kilku, które z serca biegą,
Oprócz uśmiechu, prócz współczucia w oku,
Oprócz twej drogiej postaci widoku!
I — patrz! — już duma piersi mej nie zbroi...
Smutek mnie zwalczył... chcę jałmużny twojej...

Wszak nie odmówisz? Wszak będziesz rozrzutną?
Łez dasz mi kilka na mą drogę smutną...
Wszak nie odmówisz? Nie! Bo ty rozumiesz
Mojego ducha... Bo ty czytać umiesz
W sercu, co bólów przeszyte dziś strzałą
Za jedną winę: zbyt wiele kochało...

O nic do ciebie nie mam żalu, droga!
Piersią mą targa rozpaczy pożoga.

Choćbym świat przeszedł od krańca do krańca,
Dni moje będą jako dni skazańca!
A wiesz, jak ciebie serce me przeklina?
Trzema słowami: Kocham cię, jedyna!

O, jakbym pragnął, choć na chwilę jedną,
Na twoich stopach złożyć głowę biedną!
O, jakbym pragnął do twej sukni skraju
Przylgnąć ustami... i w marzeniu raju
Śnić, pijąc z złudzeń ożywczego zdroja,
Że przeszłość wraca... żem ja twój... tyś moja...

Kończę wyznania... głucha noc dokoła,
Śpią wszyscy... siedzę samotny u stoła,
Na którym lampa dogasa i kona...
I oto pragnie dusza ma stęskniona
Na lotnych skrzydłach do błękitów progu
Lecieć i rzewnie poskarżyć się Bogu...

I, pełen wiary, modlę się do Boga
Za tych, co kochasz — i za ciebie, droga!
I we łzach proszę o szczęście dla ciebie...
Ja, który gorycz jem w powszednim chlebie...
I głos mój drżący mknie w nadziemskie światy:
„Za moje ciernie, Boże, daj jej kwiaty!...“






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Artur Oppman.