Srebrny lis/Część II/Lato i ludzkie stworzenie
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Srebrny lis |
Pochodzenie | Opowiadania z życia zwierząt, serja druga |
Wydawca | Wydawnictwo M. Arcta |
Data wyd. | 1909 |
Druk | Drukarnia M. Arcta |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Arct-Golczewska |
Ilustrator | Ernest Thompson Seton |
Tytuł orygin. | The Biography of a Silver Fox |
Podtytuł oryginalny | Domino Reynard of Goldur Town |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Latem Domino wałęsał się często koło domu pewnego kolonisty, leżącego na najwyższym pagórku. Był to stary domek, otoczony sadem i ogrodem, ogrodzonym drewnianym płotem. Można było z łatwością zbliżyć się do niego niepostrzeżenie i Domino, rozglądając się uważnie i węsząc wszędzie, dotarł do płotu i przelazł do ogrodu przez dziurę wygrzebaną przez kury.
Przeszedłszy przez zagony ziemniaków, przedarł sie przez gęste zarośla porzeczek i malin i przystanął zaciekawiony: tam w podwórzu ujrzał jakieś stworzenie czarne, błyszczące, siedzące jakby nieruchomie. Lis utkwił oczy w nowe zjawisko i powoli zaczął sunąć się ku niemu. Po najeżonym pęczku czarnych włosów znajdujących się u podstawy ogona, można było poznać wzruszenie jakie opanowało Srebrnego lisa na widok cennej zwierzyny. Drżąc przystawał co chwila, ale gdy tak niepewny siebie wpatrywał się w cel swych pożądań, usłyszał obok jakiś głos i odwróciwszy głowę, ujrzał znajomą mu dziewczynkę z koszykiem.
— O, jesteś lisku — rzekła przyjaźnie — a ja myślałam, że spotkało cię jakie nieszczęście.
Domino nie rozumiał słów jej, ale poczuł że mu nie grozi od tego ludzkiego stworzenia żadne niebezpieczeństwo. Odwrócił się do dziewczynki i stał spokojnie z głową pochyloną ku niej.
Ona postąpiła ku niemu, wzywając go słodko i łagodnie ku sobie.
Lis postąpił parę kroków naprzód.
Dziewczynka pogłaskała go, ale blizkość domu przestraszała go i chciał zawrócić, wtedy ona rzuciła mu coś z koszyka.
Domino powąchał, uznał, że jest to coś dobrego, porwał w zęby i zawrócił z powrotem.
Wieczorem dziewczynka zapytała ojca:
— Tatusiu, gdybyś miał indyczkę siedzącą na jajach, jakbyś odpędził od gniazda lisa, nie zrobiwszy mu krzywdy?
— Położyłbym wokoło gniazda kawałki żelaza i żaden lis nie będzie śmiał zbliżyć się.
Dziewczynka znalazła kilka ogniw łańcucha, połamane kawałki pługa i podkowę końską i położyła wokoło gniazda indyczki te rzeczy, będące jakoby symbolem przyjaźni, pracowitości i szczęścia.
W kilka dni potem Domino powrócił po upatrzonego ptaka. Nie miał on intencji zrobienia jakiejś przykrości ludzkiemu stworzeniu, nie, przyszedł we własnym interesie, wiedziony potrzebami żołądka. Ale zanim indyczka wszczęła alarm, nos i oczy Domina krzyczały naprzód ostrzegawczo przed żelazną wonią. Zbliżył się jednak z drugiej strony, a że i tu spotkało go to samo, nie badał więcej i zawrócił.
Tak, poszedł, ale następnego dnia ojciec dziewczynki rzekł:
— Córeczko, widziałem świeże ślady lisie tego rana wśród zagonów ziemniaków.
Domino powstrzymany w schwytaniu indyczki, znalazł sobie inny skarb, kurę siedzącą na jajach. Zamiana ta podobała mu się, i szybko uniósł kurę do lasu, zagrzebał ją w liście, a sam powrócił do gniazda po jaja. Wyniósł je wszystkie do lasu, jedno po drugiem i pochował w różnych miejscach, naznaczywszy je poprzednio specjalną cieczą, wydzielaną z pewnego gruczołu, tak żeby inne lisy poznały, iż jestto własność prywatna.
Potem odszukał zagrzebanej kury i zaniósł ją do domu, jaja zaś pozostawił w ukryciu. Przeszły one szereg zmian, zanim je lis spotrzebował, ale na głód stanowiły dla niego zawsze pożyteczną zdobycz.
Nie były to jedyne zapasy, które Domino zrobił, bo chociaż lisy przeważnie ich nie robią, może dlatego że są zawsze w potrzebie i nigdy nie mają obfitości pożywienia, jednak ten wyższego umysłu lis był przezorny i myślał o przyszłości.
Tak np. pewnego dnia w jesieni oczy jego spoczęły na pięknych gronach głogu, które nadzwyczajnie obrodziły w tym roku. Zerwał parę i zjadł, ale nie był bardzo niemi zachwycony, może dlatego, że był dnia tego dość syty, jednakże zrywał je z przyjemnością i rzucał na ziemię. Z początku układał je w kupkę, ale potem instynkt gromadzenia przemówił w nim i Domino zagrzebał całą tę kupkę w liście i naznaczył swem piżmem poblizkie drzewko. W czasie głodu ta kupka jagód mogła stanowić dla niego nadzwyczajną potrawę, odszukaną w zaspie śnieżnej.