Srebrny lis/Część III/Nowe próby i tryumf
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Srebrny lis |
Pochodzenie | Opowiadania z życia zwierząt, serja druga |
Wydawca | Wydawnictwo M. Arcta |
Data wyd. | 1909 |
Druk | Drukarnia M. Arcta |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Arct-Golczewska |
Ilustrator | Ernest Thompson Seton |
Tytuł orygin. | The Biography of a Silver Fox |
Podtytuł oryginalny | Domino Reynard of Goldur Town |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Każdej wiosny i jesieni przeciągały przez pagórki Goldur gromady trębaczy długoszyich, prujące z hałasem powietrze, — stada dzikich gęsi. Nie zatrzymywały się długo, ale wszędzie znaleźli się myśliwi podążający za gęsim ciągiem.
Domino wiedział instynktownie, że jest to dobra zwierzyna, ale nie mógł jej złapać. Pewnego dnia zdarzyło mu się szczęście: znalazł świeżo zabitego ptaka. Zapewne trafiony kulą uciekł i padł w drodze, a Domino i Śnieżnokryzka mieli pyszną ucztę.
Gęsi popasały zwykle na polu i na bagnach i nieraz Domino chciał się podkraść, ale czujność ich i zwinność były niezmierne i ile razy lis był już bliziutko, podnosiły się szybko na skrzydłach i po chwili żeglowały na szerokiem jeziorze.
Teraz mógł Domino nauczyć się nowych sposobów polowania i obław na otwartej przestrzeni, a duchowy jego rozwój stawał na coraz wyższym stopniu, w miarę jak wynajdywał różnego rodzaju zasadzki i, gdy nadeszła jesień ze swemi zwyczajnemu ciągami gęsi, zaczął się dla lisów szereg niezwyczajnych prób i doświadczeń.
Małe stadko gęsi w wędrówce swej zatrzymało się na ściernisku obok rzeki Shawban, w okręgu Domina. Srebrny lis i Śnieżnokryzka byli razem tego dnia na polowaniu. Czołgali się wzdłuż rzeki, wśród zarośli i wokoło pola, ale wszystkie gęsi trzymały się otwartej, płaskiej przestrzeni i lisy nie mogły ich podejść, gdyż za każdym razem wzlatywały gromadnie w górę.
Wreszcie Domino wpadł na pomysł, którego mógłby pozazdrościć niejeden myśliwy. Oto schował się w zaroślach znajdujących się na jednym końcu pola, a Śnieżnokryzka poszła na drugą stronę i wałęsając się tam na otwartem miejscu, wykonywała różne dziwaczne ruchy, tulała się po ziemi, skakała, przewracała koziołki, kładła się na ziemi na płask, wymachując komicznie ogonem.
Gęsi przyglądały się temu dziwnemu stworzeniu z wyciągniętemu szyjami.
Cicho posuwała się po ziemi Śnieżnokryzka, przewracając się i tocząc. Gęsi nie obawiały się jej, wiedząc że lis jest daleko a ciekawość ich wzmagała się, i zamieniły się wszystkie w jeden słup, tymczasem lisica podsunęła się trochę bliżej, a że gęsi nie poruszały się, toczyła się coraz to bliżej, bliżej, aż wreszcie stary gęsior, najbardziej podejrzliwy zauważył, że to może być jakieś chytre podejście, i nie mówiąc nic, nie podnosząc alarmu, odsunął się sam na kilka kroków od toczącego się stworzenia. Druga gęś, pewnie jego żona, poruszyła się za nim, a lisica cichuteńko posuwała się za niemi, tocząc się po ściernisku jak kłębek suchej trawy lub jakaś inna uruchomiona kupa zielska.
Tak, to było bardzo zabawne, ale stary długoszyjec nie miał ochoty podziwiać tego. Poruszał się wciąż naprzód, a przy każdem zbliżeniu się tajemniczej istoty, przyspieszał kroku. Gonitwa ta trwała kilkadziesiąt minut: gąsior przebrnął w ten sposób całe ściernisko i znalazłszy się na jego końcu zamierzał wzlecieć w powietrze, gdy wtem wyskoczył z ukrycia Domino, i szybciej od jastrzębia chwycił długoszyjca za gardło, zanim ten zdążył spostrzec niebezpieczeństwo.
Było to wspaniałe ukoronowanie ich trudów myśliwskich, nagroda za dowcip i wytrwałość, radość i zaspokojenie pierwotnych instynktów.
Było to najlepsze polowanie, jakie Srebrny lis i Śnieżnokryzka urządzili razem. To wspólne działanie doprowadziło świetne dzieło do końca, to też coraz częściej działali w ten sposób i węzły ich życia zacieśniały się coraz silniej. Lisie związki są bardzo trwałe, ale ten był największy jaki mógł istnieć między nimi.