[38]Stałość rzymska (III 3).
Iustum et tenacem propositi virum...
Prawego męża postanowień mocnych,
Ani szał ziomków do złego wiodący,
Ani tyrana wzrok gniewem płonący,
Ani gwałtowny pęd wiatrów północnych,
Ani pioruny, które Jowisz ciska, —
Nie zdolne wyprzeć z gruntu tęgiej duszy;
Świat niech się cały na niego obruszy,
W nieulękłego uderzą zwaliska!
Taką to cnotą Pollux wiecznie żyje,
I tułacz Alkid górne zdobył progi;
Z nimi tam August, siadłszy między bogi,
Purpurowemi listy nektar pije.
Takto i Bacchus, dobroczyńca ziemi,
Do jarzma zaprzągł tygrysów okrutnych,
Tak też od brzegów Acheront! smutnych
Uszedł Quirinus końmi Marsowemi.
I już bez gniewu mówiła Junona
Na radzie bogów: „Płochych ludzi dwoje
W perzynę wreszcie obrócili Troję:
Niebaczny sędzia i niewierna żona.
Odkąd umowę zawartą z bogami
Laomedona pogwałciła zdrada,
Gród ten wyklęłam i ja i Pallada
Z jego przewrotnym ludem i królami.
[39]
Lecz dziś, spartańskiej gość cudzołożnicy,
Oddawna Paris nie świeci chełpliwy,
I ród Priama wyginął zdradliwy,
I nie masz groźnej Hektora prawicy.
Ów bój wszak nasze żywiły niesnaski!
Dziś już nie widzę do gniewów powodu;
Więc choć potomka niemiłego rodu,
Przyjmę kapłanki syna do mej łaski.
Marsowi gwoli niech się skończy sprawa:
W dziedzinie światła niech Romul zasiędzie,
I policzony w nieśmiertelnych rzędzie,
Niech się wraz z nami nektarem napawa.
A ci, co wówczas uszli od zagłady,
Gdzie chcą niech władną, nie przeszkadzam wcale;
Byle dzieliły Okeanu fale
Od Ilionu wygnańcze osady.
Byle Parisa grób deptały stada,
I zwierz się gnieździł pośród zwalisk Troi,
Niech w blasku chwały Capitolium stoi,
Niechaj Rzym jarzmo na Azjatów wkłada.
Niech imię jego wszędy strach rozsiewa
Do krańców ziemi: gdzie morska cieśnina
Od Europy Afrykę odcina,
Gdzie Nil szeroko równiny zalewa.
I niech mu będzie łatwiej gardzić złotem
(Oby zostało w ziemi bez użytku!),
Niźli przerabiać dla wymysłów zbytku
Kruszec nabyty ludzką krwią i potem.
[40]
Niechaj bitnemi poskramia szeregi
Każdego wroga, w każdej świata stronie, —
Czy która wiecznym ogniem Phoeba płonie,
Czy ją mgły kryją i deszcze i śniegi.
Taki Toś wróżę Quiritom walecznym;
Biada im wszakże, jeśli uniesieni
Zbytnią czcią wspomnień, szczęściem zaślepieni,
Zasiąśćby chcieli w swem gnieździe odwiecznem.
Bo Troja w chwili fatalnej dźwigniona.
Znów musi zginąć w powtórnym pożarze,
Ody ją zwycięskim szykom obledz każę
Pierwszego z bogów ja, siostra i żona!
Choć mur spiżowy za Phoeba przyczyną.
Trzykroć się wzniesie, to jej nie ocali:
Trzykroć go dzielność Achiwów obali;
Po mężach, synach, łzy branek popłyną“.
Lecz dość już Muzo, bo nam nie przystało
Z żartowną lirą tak górnie się nosić!
Przestań więc płocha, mowy bogów głosić,
Rytmem za lekkim psuć treść okazałą.