Sto za jedno
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Sto za jedno |
Pochodzenie | Dekameron |
Wydawca | Bibljoteka Arcydzieł Literatury |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Drukarnia Współczesna |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Boyé |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Siedząca obok Fiammetty, Emilja zaczęła swoją opowieść, gdy już wszyscy przytomni dość wysławili mądrość markizy, która podobną odprawę francuskiemu królowi dała.
— I ja — rzekła z wdziękiem — opowiem o podobnym responsie, danym przez pewnego mądrego a świeckiego człeka skąpemu mnichowi. Ze słów tych nie tylko śmiać się trzeba, ale i je zachwalić.
Żył niedawno we Florencji mnich z zakonu Minorytów, inkwizytor kacerskich błędów. Jak i wielu innych, chciał on uchodzić za świętoszka i człeka żarliwego w wierze chrześcijańskiej, co mu nie wadziło śledzić równie za tymi, których mieszki dobrze nabite były, jak i za heretykami.
Przypadek nadarzył mu kiedyś poczciwca, uposażonego więcej w dukaty, niźli w rozum. Ów, podochocony pewnego dnia winem, rzekł do swojej kompanji, że ma wino tak dobre, iż sam Chrystus piłby je z ochotą. Słuch o tem doszedł do ojca inkwizytora, który, dowiedziawszy się, że bluźnierca ma wielkie miano i dobrze nabity mieszek, cum gladiis et fustibus srogie śledztwo rozpoczął. Miał na myśli nietyle sprowadzenie grzesznika na drogę prawej wiary, ile napełnienie swojej kieszeni jego dukatami. Przywoławszy go, zapytał, zali prawdą jest, co o nim mówią? Prostak odpowiedział, że tak i wyjaśnił, jak było. Świątobliwy inkwizytor i czciciel św. Jana Złotobrodego, rzekł:
— Tedy uczyniłeś z Chrystusa pijaka i smakosza win, na podobieństwo Cinglione lub innego pijanicy, nie wychodzącego z szynkowni, teraz zasię, przyznając się pokornie, chcesz w nas wmówić, że błaha to sprawa. Nie jest jednak tak, jak ci się zdawa. Zasłużyłeś na stos i pójdziesz w ogień, jeśli zechcemy postąpić z tobą według prawa!
I ze srogą miną jął gromić biedaka, jakby był on samym Epikurem, co duszom nieśmiertelności zaprzeczał. Mówiąc pokrótce, tak go przeraził, że poczciwina przez pośredników posmarował balsamem św. Jana Złotoustego ręce inkwizytora (balsam ten jest wielce skuteczny na zarazę chciwości pośród księży, a zwłaszcza braci Minorytów, którym nie lza się pieniędzy dotykać), aby ów więcej litośnie chciał z nim postąpić.
Cudotwórczej maści, o której wszakoż Galien w swojej medycynie nie wspomina, w tak wielkiej ilości użył, że płomień stosu, grożący mu, zamienił się w znak krzyża; dali mu żółty krzyż na czerwonem polu, niby rycerzowi, co na wyprawę krzyżową się gotuje. Wziąwszy pieniądze, ojciec inkwizytor zatrzymał grzesznika na kilka dni przy sobie, przykazawszy mu, aby dla pokuty słuchał codziennie mszy w Santa Croce, a w godzinie posiłku stawał przed jego obliczem; przez resztę dnia mógł czynić, co zechciał.
Grzesznik, odbywając pokutę, usłyszał pewnego dnia podczas mszy, jak śpiewano te słowa Ewangelji:
„Sto za jedno oddane wam będzie i żywot wieczny pozyskacie“.
Zachował je dobrze w pamięci. W oznaczonej godzinie, spełniając rozkaz, zjawił się u inkwizytora, który właśnie obiad spożywał.
Mnich zapytał go, zali dnia tego mszy świętej wysłuchał, a usłyszawszy, że tak, rzekł:
— Zaliżeś nie słyszał czego, coby wątpliwość w tobie pewną wzbudziło i przeto wyjaśnień się domagało?
— Nie, ojcze — odparł poczciwiec — wierzę we wszystko i najmniejszej wątpliwości nie mam. Usłyszałem jednak coś, co mnie wielką litością dla was natchnęło. Ciężko wam będzie na tamtym świecie, ojcowie czcigodni!
— Jakież to słowa — zapytał inkwizytor — takiem współczuciem dla nas cię napełniły?
Był to ustęp z Ewangelji — odparł prostak — „Sto za jedno otrzymacie“!
— Niemasz nic prawdziwszego nad to — rzecze mnich — ale czemuż cię te słowa tak wzruszyły?
— Zaraz wam wszystko wytłumaczę, ojcze wielebny. Od czasu, jak przebywam w waszym klasztorze, widzę, że codziennie wynosicie żebrakom kocioł albo i dwa kotły zupy, które z obiadu wam zostały. A owóż, jeśli na tamtym świecie za każdy kocioł sto wam oddadzą, wszyscy się w zupie potopicie!
Ci, co pospołu z inkwizytorem biesiadowali, wybuchnęli głośnym śmiechem. Inkwizytor pojął, że słowa te przeciwko obłudnej dobroczynności mnichów wymierzone zostały, i wielce się tem stropił. Gdyby nie wstyd za pierwszą wytoczoną mu sprawę, ani chybi, wszcząłby przeciw niemu drugi proces, mszcząc się za zniewagę braci-pasibrzuchów. Rozgniewany, puścił go swobodnie i przykazał, aby mu się więcej na oczy nie pokazywał.